wtorek, 2 lutego 2016

Początek i - zupełnie inny - koniec miesiąca

- Za tydzień będę w mieście, więc...
- O! To może jakieś kino? :-)
- No.. czemu nie? Albo herbata jakaś..
- Super! :-)
I jeszcze godzina rozmowy.

Przez następny tydzień zero kontaktu. Dzień przed przyjazdem zastanawiała się, czy się przypomnieć, czy nic nie mówić i tylko pierdolnąć drzwiami na do widzenia. Chłopak przyjaciółki (z którym postanowiła się skonsultować) doradził by ten ostatni raz dała znać, spotkała się i po prostu (!?!) rozmówiła. A potem albo "żyli długo i szczęśliwie", albo "ok, mijasz pana i jedziesz dalej, dziewczyno".
Napisała z pociągu. Zareagował z entuzjazmem. OK, czyli kino aktualne. Późnym popołudniem znów napisała "To na co idziemy?". Ustalili, że powtórnie (bo każde już widziało z osobna) na "Przebudzenie mocy". Spotkali się na miejscu, on postawił bilety, ona popcorn i colę, w trakcie seansu siedzieli blisko, przez dłuższą chwilę (gdy Kylo Ren zabija Hana Solo) nawet trzymała go za przedramię, a on ją za dłoń, na bieżąco komentowali akcję, zachwycali zdjęciami. Potem ustalili, że pojadą do niego. Wciąż rozmawiali, śmiali się, wypili kilka drinków. Ona włączyła muzykę. Mimochodem zaczęli tańczyć do The National "I Need My Girl". Potem morze czułości, namiętności, intymności.. Kilka razy zażartowała lekko zahaczając o temat ich "relacji", bez komentarza. Usnęli przytuleni. Za każdym razem gdy się budziła głaskał ją, smyrał, delikatnie dotykał.. Rano szybki prysznic, lekki podkład na twarz, jakiś tusz do rzęs, bo przecież on idzie do pracy..no ale... nie może być tak, że znowu pożegnają się i ona zostanie z niczym, bez jakiegokolwiek punktu zaczepienia.. Tymczasem on już zakłada sweter.. Może to nie jest idealna chwila, ale zaraz zaraz!
Poprosiła go, by jeszcze na chwilę usiadł.
- Wiesz - zaczęła spokojnie - na pozór wydajesz się być takim otwartym facetem, bezpośrednim, łatwo nawiązującym kontakty, ale poza tym jesteś..no dla mnie jesteś..totalnie nieodgadniony (pauza). Nie wiem nic (dodała zrezygnowana), kompletnie... Gdy w nocy mówiłam, że masz mnie "z dostawą do domu", to to było tylko trochę "pół-żartem", bo właśnie tak się czuję. I...to nie jest dla mnie fajne.. No więc dziękuję, ale..odwiedzam cię ostatni raz..
Siedział naprzeciwko i dziwnie się uśmiechał. Czekała na jakąś reakcję. Rozumiała, że może być zaskoczony, ale z drugiej strony...
- No.. hmm... i w dalszym ciągu jesteś nieodgadniony. Konsekwencja w działaniu (udawała dziarską). Świetnie.. Która godzina? Pewnie musimy wychodzić..
Wstali od stołu, on wciąż dziwnie się uśmiechając. Chcąc ukryć zakłopotanie, w jakie wprawiła ją ta sytuacja (a szczególnie brak jakiegokolwiek komentarza z jego strony [prawdopodobne były zarówno "ochujałaś?!" jak i "na nic więcej mnie w tej chwili nie stać" oraz "to jeszcze nie koniec tej rozmowy, odezwę się wieczorem" ale NA PEWNO NIE "..."!! ]), wyjęła kurtkę z szafy, założyła buty. W tym czasie on zrobił to samo, wymienili jakieś sympatyczne komunikaty dotyczące pogody. Nawet chciał ją podwieźć do centrum, ale odmówiła (tramwaj, który dowiezie ją do domu zatrzymuje się nieopodal, żaden to kłopot..). Odprowadził ją do końca ulicy. Krótki pocałunek (przypadkiem w usta). "Cześć" - rzuciła. "No czeeeść", z niejakim smutkiem odpowiedział on. Odwróciła się i ruszyła na przystanek. Było rześko, świeciło słońce. Miasto wyglądało pięknie..

Od tej pory (póki co 5 dni) nie odezwał się.

On jej minie, musi minąć. Sama sytuacja, niestety, zostanie w jej głowie na dłużej..