piątek, 26 grudnia 2014

"Urzekła mnie twoja historia cz.1"

Widziała go kilka razy wcześniej. Zawsze w dużych odstępach czasu. Mimo niekwestionowanej dorosłości miał w sobie coś chłopięcego. Może to sprawiało, że zawsze robił na niej wrażenie..? Ona czuła się zupełnie byle jaka i niewarta uwagi. To było co najmniej sześć lat temu.

Do majowego wyjazdu do Krakowa przygotowywała się wyłącznie zawodowo. Dawno nie czuła takiego stresu. Czy wszystko się uda? Czy czegoś nie zawali? Czy na pewno o wszystkim pamiętała? Praca, praca, praca. Najważniejsze to dać radę - w obcym miejscu, z (częściowo) obcą ekipą.

Około 6 rano dotarła na miejsce zbiórki. Bus, dwie osoby już w środku, kolejne do zabrania po drodze. Zajęła miejsce obok kierowcy. Niektórzy zaspani, wszyscy lekko zmobilizowani. Wsiadł kwadrans później. Z poduszką. Z rozbrajającą szczerością przyznał się do kilku kieliszków wina za dużo poprzedniego wieczoru. Ruszyli. Za każdym razem gdy chciała wziąć udział w rozmowie i odwracała głowę, trafiała na niego. Po prostu.

Postój na śniadanie w McDonaldzie. Atmosfera męskich dowcipów. Jako "kolega z wojska" znała ją doskonale. Wybierali razem co zjedzą. Zażartował swobodnie. Odpowiedziała z podtekstem. Nie pierwszy raz i nie ostatni w życiu. Uśmiechnął się, chyba trochę zaskoczony. Odtąd zaczął się do niej uśmiechać coraz częściej.

Około południa dojechali na miejsce. Do próby jeszcze godzina. Cała ekipa uznała, że musi pójść na obiad zanim wszystko się zacznie. Nigdy nie była dobra w dołączaniu do grup, ale tym razem to grupa uznała, że koniecznie musi dołączyć. Przystała. W trakcie obiadu wyjaśniło się, że jest singielką. Zaczął w nią rzucać papierowymi serwetkami. Uśmiała się. Jak "kolega z wojska". Jak zwykle. Okazało się, że ona i kilku innych chłopaków z ekipy (w tym on) śpią w tym samym hotelu. Oczywiście całą czwórką umówili się później na piwo.

Tymczasem próba, walka z pogodą, ustawianie sceny, kamer, świateł. Ostateczny scenariusz. Lista gości. Kilkadziesiąt rozmów telefonicznych. Nadgorliwa szefowa. Niedziałający internet. Zawieszający się outlook. Zmiany, zmiany, zmiany. Dać radę! Kolejny telefon z numeru, którego nie kojarzyła. "No..gdzie jesteś? Kiedy pijemy to piwo?". Yyyy... Ale co? Ale kto? Wreszcie skojarzyła. "Mam jeszcze sporo roboty. Odezwę się gdy skończę, ok?". Zadzwoniła godzinę później. Byli w trójkę, piętro wyżej. Tego jej było trzeba - odetchnąć po ciężkim dniu i przed kolejnym niełatwym. Na chwilę się wyłączyć.

Czekali, w bardzo dobrych nastrojach. Wzięła małą butelkę i upiła łyk. Nie przepadała za piwem, ale przecież nie miała zamiaru się upić. Nazajutrz wstawała o piątej rano.  Gadali o wszystkim i niczym, wciąż się śmiejąc. Mimochodem znalazła się w centrum uwagi i czuła z tym wyjątkowo. Zaskoczona zauważyła również, że jest...podrywana..? Jako właściciel telefonu z przenośnymi głośnikami był tego wieczoru DJ'em. Puszczał samo starocie, więc dworowała z niego na potęgę. Kilka razy przejęła sprzęt, ku uciesze reszty kolegów. Zaczęli tańczyć. W pewnym momencie chwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Bardzo śmieszne. Koledzy natychmiast kazali mu przestać. "Ok, ok, już ją odkładam". Wolne łóżko, szafka nocna, ostry brzeg. Zanim się zorientowała uderzyła głową. "Ja pierdolę! Coś ty zrobił, debilu!!??". Poczuła się słabo, ale nie zemdlała. "Kurwa..krew. Rozciąłeś jej głowę! Trzeba ją zabrać do szpitala!!". Już się nie śmiał. "Jezu... co ja zrobiłem...? Kurwa, żarty.. żeby to szlag trafił! Strasznie Cię przepraszam! Jezu, jaki ze mnie debil! Powiedz coś..".  Leżała na boku, lekko odurzona, ale przytomna. "Poczekajcie, moment. Do jakiego szpitala? Przecież jutro rano mamy program. Obejrzyjcie mi tę głowę". Któryś przyniósł ręcznik zmoczony w lodowatej wodzie. "No jest rozcięcie. Dobra, trzeba to jakoś zdezynfekować". Usiadła. Kierownik planu, który zawsze wie co robić, usiadł naprzeciwko niej. Za nią usiadł winowajca. "Siedź, kurwa i przykładaj jej ten mokry ręcznik! My z Bokserem idziemy do recepcji, może mają apteczkę. Zaraz wracamy".

Zostali sami. Siedział za nią, bardzo blisko. Przepraszał, ale ona zaczęła się po prostu śmiać. Żyła, no i był jakiś plan ratowania sytuacji, więc po co dramatyzować? Też zaczął się śmiać. "Kurwa.. dziewczyno.. zrobię wszystko co chcesz.. No nie wiem.. jakoś ci to zrekompensuję". Taaaa... Ups. Dzwoni nadgorliwa szefowa. Gdzie są? Co robią? "Może pójdziemy razem się czegoś napić?". No cóż.. raczej nie. Bo my tu.. hmm... już coś tam wypiliśmy z chłopakami i niedługo idziemy spać.. Gdyby się dowiedziała, wszyscy byliby w kłopocie, ale poszkodowana najbardziej.. "OK. Róbcie co chcecie, w końcu jesteście dorośli".  Ufff... Ponownie zmoczył ręcznik i wrócili na łóżko. Znów usiadł za nią. Nagle pocałował ją w szyję. Po chwili otworzyły się drzwi. "Nie ma apteczki. Bokser poszedł do monopolowego po spirytus". Cała ta sytuacja była tak absurdalnie niespodziewana i niewiarygodnie śmieszna, że naprawdę trudno było ją przyjąć do wiadomości.. Za chwilę siedziała miedzy dwoma facetami, opierając łokcie na kolanach jednego, podtrzymywana od tyłu przez drugiego, a trzeci lał jej po kropli na ranę...gorzką żołądkową. Aby zminimalizować niedogodności kazali jej równocześnie pić nabytą w tym celu wiśniówkę..

Akcja ratunkowa trwała w najlepsze, nagle telefon. Goście programu, którzy dość późno dotarli do miasta, nie mają zarezerwowanych noclegów. Żaden z oczekiwanej siódemki! Oszołomiona wypadkiem, wiśniówką i faktem, że produkcja dała dupy wykonała kolejnych kilkanaście telefonów. Kiedy ostatni gość został ulokowany powiedziała "Słuchajcie, ja idę spać. A Ty, mój drogi, idziesz ze mną. Boję się zostać na noc sama. Trudno, będziesz siedział do rana w fotelu i sprawdzał czy się nie wykrwawiam. Taka kara".

Poszedł.

tbc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz