niedziela, 10 stycznia 2016

10 stycznia

Nie przewidziałam rozwoju wydarzeń w Sylwestra.  W zasadzie wszystko zawdzięczam Ju, która podłączyła Kamila pod werbalne elektrowstrząsy, aż się wziął i pojawił w klubie. Może powinnam się bardziej szanować, ale jestem tylko człowiekiem i nad ranem znów wylądowałam u niego. Tym razem zdecydowałam się zostać "na noc". A potem na sok, śniadanie, rozmawianie, prysznic itp. Chrupa była pod opieką dziadka, postanowiłam więc nie przejmować się histerycznie jej losem.
To najlepszy koniec i początek roku od baaaaardzo dawna, a może od zawsze? Takie wagary z życia - zdecydowanie, ale i ze spokojem. Gdy po południu w Nowy Rok wracałam w sylwestrowej sukience do domu, pan taksówkarz powiedział, że może mnie zawieźć choćby na koniec świata, a na pożegnanie życzył pieniędzy i miłości..

Chciałabym sobie wyciąć ten czas od 21-ej do 15-ej pierwszego stycznia i postawić na półce.

Mam też sporo świeżych, choć w zasadzie mało odkrywczych przemyśleń, które zapewne opiszę wkrótce. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz