poniedziałek, 6 czerwca 2016

6 czerwca

Kolejne doświadczenie za mną. Miałam się tym (mężczyznami, związkami) nie zajmować, zajęłam się. A w zasadzie ktoś chyba bardzo chciał sobie udowodnić, że będę go chciała. Zaczęło się od kwiatów na urodziny przysłanych zza morza, a skończyło na filmiku, na którym pani robi loda bananowi. Bo podobno mam poczucie humoru..i żebym nie przesadzała. No więc chyba jednak nie mam. I jednak nie chciałam człowieka. Szczegółów nawet nie chce mi się opisywać. Znajomość się wycisza, a ja oddycham z ulgą.

Od kilku tygodni szukam dla siebie inspiracji - do zmiany, do wypełnienia treścią życia w pojedynkę, do poskromienia tej dojmującej tęsknoty za bliskością i strachu o to, że do końca będę sama - równie silnego, jak strach o to, że zaufam, a potem znów będzie bolało. Szukam, bo czuję ciężar uwieszonej do (póki co jednej) nogi depresji. Kwiecień, maj były straszne. Ledwie zwlekałam się z łóżka, wciąż byłam przygnębiona, obowiązki wykonywałam z poczucia obowiązku, miałam stany lękowe, chciałam uciec, w nocy na przemian budziłam się zmarznięta lub zlana potem, w domu brudno, gdy Chru szła spać po prostu leżałam i gapiłam się w telewizor..
Na początek zaplanowałam wyjazd w wakacje. Odcięcie się od wszystkiego. Pierwszy raz odkąd odeszłam od Piotrka. Jedziemy z Hanią w lipcu na 5 dni w Bieszczady. Daleka droga przed nami, ale poczułam, że naprawdę potrzebuję odmiany i izolacji.
Potem sięgnęłam po książkę, czego od dawna nie robiłam bo nie mogłam się skupić na papierze. "Shantaram" dostałam od Justyny na urodziny. Leżała i czekała. Ponad 800 stron. Poddałam się historii, opisom relacji i zasad w świecie pozornie bez zasad.. Przepadłam. Gdy skończyłam poczułam się opuszczona. W czwartek weszłam do księgarni i zdumiona dostrzegłam wydaną chwilę temu kontynuację! Kupię ją za kilka dni.
Zmieniłam też sposób odżywiania. Prawie trzy tygodnie temu zrezygnowałam z mięsa, nabiału, do minimum ograniczam pszenicę - to podobno sprzyja osobom z moją grupą krwi. Przez zimę przybyło mi kilogramów i źle się z nimi czułam. To jedno, ale drugie to po prostu złe samopoczucie. Jedzenie od dawna mnie nie cieszyło. Nie ważyłam się, więc nie kontroluję ewentualnych efektów na wadze, ale coś tam się chyba rusza. Co najważniejsze - teraz mi po prostu lepiej fizycznie. Nie mogę się zmusić do biegania, ale zawsze gdy mogę, idę na piechotę. Tak to, póki co, wygląda...

Nieco ponad tydzień temu byłam na śniadaniu z A. Gadaliśmy o wszystkim. W pewnym momencie zaczął nawet odnosić się do naszej relacji, ale pech chciał, że do kawiarni weszła dziewczyna, z którą kiedyś studiowałam i od razu się przysiadła. Rozmowa przerwana, moment minął. Wracałam do domu niesiona przyjemnym nastrojem. Po prawie trzech miesiącach ciężaru z panem z pierwszego akapitu, poczułam się naprawdę dobrze. W dalszym ciągu nie daję się skusić na nic więcej. Jestem z siebie dumna bo to już ponad pół roku.

"Mam pewne skrzywienie. Nazywa się tęsknota za pełnią"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz