Natychmiastowa konieczność hospitalizacji Martyny, jej operacja, moje podróże do Łodzi, nieobecność w pracy, diagnoza nie budząca pozytywnych emocji.. (nie chcę o tym pisać...)
Składanie płyty MG, poprawki, zamiana piosenek, akceptacja projektu na szpitalnym łóżku.. W imię ojca i syna, w których trochę nie wierzę, niech tam nie będzie ewidentnych fakapów!
Znowu nie mamy ogrzewania i ciepłej wody :( Jutro przychodzą kominiarze sprawdzić drożność drugiego komina. Będzie jakaś zasadnicza kombinacja z piecem CO.. How romantic..
A we wtorek taki fajny późny wieczór z Królem Bródna. Ja jestem wariatką jednak. Wyszłam z imprezy ERock żeby do niego pojechać. Byłam około 23.00. Zanim dojechałam kompletnie wytrzeźwiałam. Chyba mi się gumki poluzowały bo miałam jakiś..no nie wiem..jak na mnie to atak czułości, co spotkało się z dużym zadowoleniem oraz aprobatą. Oczywiście wylądowaliśmy w łóżku. No tak się wyluzowałam, taka byłam "tu i teraz", ciepła i absolutnie "sypialniana". Poniekąd pozwoliłam sobie na to by nie mieć orgazmu, choć przyjemność zbliżała się w subtelny sposób. Tego wieczoru cieszyłam się, że jestem w ramionach mężczyzny.. Po wszystkim nie uciekałam. Odprowadził mnie na przystanek trzymając za rękę, staliśmy przytuleni. Wróciłam do domu o 4 nad ranem. Następnego dnia - co prawda sprowokowany, ale jednak - napisał "Było bardzo fajnie i jestem dumny z Twojej przemiany. A i jeszcze bardzo ładnie wyglądałaś Kochanie". Noooo... szeroko. Od tej pory się nie widzieliśmy. Były jakieś próby w sobotę, ale on miał imprezę rodzinną no i trochę popłynął. Pijany facet nie jest mi do niczego potrzebny, więc pogadaliśmy pół godziny przez telefon i poszłam spać. No trudno.. Najbliższy wolny wieczór mam w czwartek. Powinnam z nim pogadać. Zresztą już mu to zapowiedziałam. W zasadzie mogę się z nim umawiać na chodzenie do łóżka, na tym koniec. Czyli - żadnego czekania na smsy, jakiegoś zainteresowania poza wiadomą sferą. I luz. Taka prosta historia.
A dzisiaj - co jest dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem - dostałam propozycję bycia menadżerką zespołu Tfaruk Love Communication, czyli zajebistej (właśnie to odkryłam) kapeli, która spokojnie depcze po piętach Baabie, Mazolowi itp. Propozycja przyszła od perkusisty zespołu na S., otaczanego przeze mnie opieką obecnie (7.11 zagrali pierwszy koncert w krakowskim HRC!). Najlepsze, że wydawało mi się, iż Daniel niespecjalnie ze mną sympatyzuje, wręcz jest obcesowy.. A tu "Byłoby świetnie mieć menadżerkę z prawdziwego zdarzenia, jak Ty" :)) No miło, nie ukrywam! Co robić????
Może pójść spać..?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz