Tak się zastanawiam, czy uruchomiła mi się podejrzliwość, czy coś jest na rzeczy..
Rozmawialiśmy w piątek przez telefon i ja kilka razy zapytałam: No i co tam w ogóle? Jak życie? Jak sprawy? Chyba chciałam usłyszeć "Od wtorku znowu mieszkam w domu... zobaczymy, co z tego wyniknie". A on mi odpowiadał "Nic ciekawego. Bez zmian", aż w końcu usłyszałam "A co Ty tak dopytujesz, co u mnie?" i śmiech. Oczywiście nasza sytuacja jest wciąż w zakładce "bez szans". O co chodzi? Nie raz myślałam, że on nie wierzy w to, co się między nami dzieje. Nie wierzy, że to jest na dłuższą metę możliwe. Że nie chce ryzykować zmian bo kto wie, ile to potrwa. Bo ja mieszkam tu, a on tam. Bo się nie uda. Mimo wszystko, jak dziwnie to nie zabrzmi, w tej chwili ma jakąś bezpieczną stabilizację.
Wczoraj podziękowałam mu za te trzy miesiące (mieliśmy rocznicę).
Pierwszy raz od początku tej znajomości poczułam się zmęczona i zdemotywowana.
niedziela, 23 kwietnia 2017
poniedziałek, 17 kwietnia 2017
17 kwietnia
Kiedy myślisz, że
najważniejszą rzeczą, jaka może ci się przytrafić w tym roku to własna 40tka i nagle
okazuje się, że się myliłaś.. No więc nie 40tka. Zakochujesz się od (prawie)
pierwszego wejrzenia. Z wzajemnością. I to jest dopiero ambaras. Bo facet co prawda
jest w separacji, ale mają z żoną dziecko i kredyt na dom. I nie wiadomo, co
będzie. Nikt niczego nie planował…
Kuźwa… Kiedy się to napisze,
brzmi strasznie banalnie.. Jak milion podobnych przypadków, które polegały na
pokątnym bzykaniu się pod niczego nieświadomym bokiem ślubnej, a kończyły (lub
biegły równolegle z) płaczem w poduszkę, że on ma swoje życie rodzinne, a ty
kolejne zmarszczki i nikogo, kto kupiłby ci krople na katar i przykrył kocem,
gdy marzną ci stopy.. Brzmi znajomo..?
Pominąwszy byłego członka reprezentacji Polski, trenera, który zagiął na mnie parol podczas wyjazdu integracyjnego sto lat temu, nie miałam do czynienia z mężczyznami zajętymi. Do momentu poznania Piotrka.
Jakieś 12 lat temu, niedługo
po śmierci mamy…Pewnego dnia napisałam do niego mail, jako słuchaczka,
zachwycona piosenką Placebo. I tak się zaczęło. To były jakieś mniej lub
bardziej sporadyczne wiadomości. Najpierw na temat muzyki, radia, a później
spraw osobistych. Pewnego razu pojechałam na imprezę służbową do Warszawy, a on
obiecał pokazać Trójkę. Podobno to, jak wyglądałam, zrobiło na nim kolosalne
wrażenie. On na mnie – jako mężczyzna – specjalnego wrażenia nie zrobił. Potem
przyjechał do Łodzi i poszliśmy na pizzę. Rozglądał się nerwowo, bojąc, że ktoś
zrobi mu zdjęcie i wyśle do żony.. Między nimi było kiepsko. Powoli poznawałam
szczegóły. Teść był wysoko postawionym wojskowym, ona też robiła karierę w MON.
Była bardzo atrakcyjna i miewała kochanków. Podobno dochodziło do rękoczynów.
Piotrek bał się, że – jeśli zechce od niej odejść - jego kariera legnie w
gruzach, no i przysięgali sobie przed Bogiem, więc nie widział możliwości
jakiejkolwiek zmiany. W miarę upływu czasu oczarowywał mnie tym, że mi ufał i
zwierzał się ze swoich spraw, był elokwentny, adorował kobiecość itd..
Pochlebiało mi to. Ja czułam się nijaka. W moim małżeństwie z Michałem nie
działo się dobrze. Piotrek jakoś mi imponował. Któregoś dnia zaprosił mnie do
mieszkania swojej (nieobecnej wtedy) mamy. Całowaliśmy się. To było przyjemne.
Co nie zmienia faktu, że (logistycznie) nasza znajomość opierała się głównie na
tym, że on się odzywał, kiedy chciał i gdy było mu źle. Pisywałam do niego
maile, które tygodniami pozostawały bez odpowiedzi. Nie miałam też numeru jego
telefonu. Kontakt się urwał. W między czasie pojawił się Jacek, a ja odeszłam
od Michała. Gdy nagle, po jakimś miesiącu, czy dwóch udanego życia z nowym
kochankiem, Piotrek zadzwonił z zastrzeżonego numeru, byłam w zupełnie
satysfakcjonującej relacji. Tymczasem jego zostawiła żona. Był sam. Myślał,
że ma mnie - zawsze wyrozumiałą Darię, a tu niespodzianka. Wkrótce poprosił o spotkanie i w czasie spaceru okazało się, że chciałby przyjeżdżać do Łodzi
częściej… z mojego powodu.. I tak zaczęło się po raz drugi.
Wiedziałam, że Jacek sobie
poradzi, a on nie. Uwikłałam się wtedy. Na maksa. W związek z kimś, kto mówił,
że beze mnie nie ma życia. Że beze mnie nie da rady.. W łóżku szło nam kiepsko.
Mimo to chciałam go uszczęśliwić, uleczyć… Okropność.. Piotrek był trochę moją
mamą – budził poczucie winy, obarczał odpowiedzialnością za swoje humory,
cokolwiek mogło sprawić, że wpadał w niezadowolenie.. Co było później, jest
powszechnie wiadome.
Drugim wstydliwym rozdziałem w
moim intymnym życiorysie jest A. Nie raz opisywany w tym miejscu. Pewnego dnia,
w czasie służbowego wyjazdu, wybrał mnie sobie na kolejną zdobycz. Podobał mi
się jako mężczyzna, niedowierzałam, że ktoś taki może zainteresować się mną,
średnio atrakcyjną kobietą. To było trzy lata temu, w czasie majówki. Już wtedy
zaznaczył, że kocha żonę (sypiają ze sobą rzadko i byle jak) i nie zamierza od
niej odchodzić. Miewa romanse bo kobiety do niego lgną, a on sam chętnie z tego
korzysta. Gdy odwiedził mnie po raz pierwszy powiedział: „Tylko się nie
zakochaj. Pamiętaj, że jestem po prostu przecinkiem w Twoim życiu”. Przyjęłam
to do wiadomości. Żegnałam się z nim jakieś dwa razy. On ze mną raz (któregoś
dnia zwrócił się do żony moim imieniem i się przestraszył). Nie umiałam
zrezygnować ze spotkań, bo to była prawdziwa chemia.
Przede wszystkim spotykaliśmy się na seks. Zazwyczaj jedliśmy (on gotował, a gotuje wyśmienicie) i piliśmy wino. W miarę upływu czasu okazało się jednak, że dużo nas łączy. Zdarzało nam się pójść na śniadanie albo zrobić sobie piknik w parku. Wiele razy przegadaliśmy większość wieczoru, który u mnie spędzał. Otworzyłam się przy nim jako kobieta. Co prawda w łóżku czułam, że ogląda za dużo porno, ale aż tak mi to nie przeszkadzało, no i w tym wszystkim dawał mi poczucie intymnego bezpieczeństwa. Poza tym potrafił być szczery, czuły, wspierający. Wiedział jak mnie rozbawić. Z drugiej strony ja również mnóstwo mu dawałam. Przede wszystkim epickie orgazmy, ale i uwagę, zrozumienie, czułość, dowartościowywałam jako mężczyznę no i… świetnie się sprawdzałam w roli kogoś, kto poruszał się w ramach wyznaczonych mu wcześniej granic. Wiedział, że nigdy nie będzie miał przeze mnie żadnych kłopotów. Oczywiście byłam w nim w pewnym momencie w jakimś sensie zakochana. Zwykłam mawiać: „gdyby tyle nie pił i się tak nie kurwił, to byłby facet dla mnie”, ale nie opuszczała mnie świadomość swojej określonej sytuacji. Ostatnio doszłyśmy z panią psycholog do wniosku, że wracałam do niego po różnych relacjach „w między czasie” z głodu. Bo przy nim czułam się - mimo wszystko – lubiana, akceptowana, podziwiana jako kobieta i kochanka. Dobre i dwie godziny raz na kilka tygodni… Po raz ostatni poszłam z nim do łóżka w listopadzie. Kilka razy próbował zagadywać a propos, ale ja potrafię być chłodna jak styczniowy poranek, a taki układ przestał mi wystarczać. Jestem warta dużo, dużo więcej..
Przede wszystkim spotykaliśmy się na seks. Zazwyczaj jedliśmy (on gotował, a gotuje wyśmienicie) i piliśmy wino. W miarę upływu czasu okazało się jednak, że dużo nas łączy. Zdarzało nam się pójść na śniadanie albo zrobić sobie piknik w parku. Wiele razy przegadaliśmy większość wieczoru, który u mnie spędzał. Otworzyłam się przy nim jako kobieta. Co prawda w łóżku czułam, że ogląda za dużo porno, ale aż tak mi to nie przeszkadzało, no i w tym wszystkim dawał mi poczucie intymnego bezpieczeństwa. Poza tym potrafił być szczery, czuły, wspierający. Wiedział jak mnie rozbawić. Z drugiej strony ja również mnóstwo mu dawałam. Przede wszystkim epickie orgazmy, ale i uwagę, zrozumienie, czułość, dowartościowywałam jako mężczyznę no i… świetnie się sprawdzałam w roli kogoś, kto poruszał się w ramach wyznaczonych mu wcześniej granic. Wiedział, że nigdy nie będzie miał przeze mnie żadnych kłopotów. Oczywiście byłam w nim w pewnym momencie w jakimś sensie zakochana. Zwykłam mawiać: „gdyby tyle nie pił i się tak nie kurwił, to byłby facet dla mnie”, ale nie opuszczała mnie świadomość swojej określonej sytuacji. Ostatnio doszłyśmy z panią psycholog do wniosku, że wracałam do niego po różnych relacjach „w między czasie” z głodu. Bo przy nim czułam się - mimo wszystko – lubiana, akceptowana, podziwiana jako kobieta i kochanka. Dobre i dwie godziny raz na kilka tygodni… Po raz ostatni poszłam z nim do łóżka w listopadzie. Kilka razy próbował zagadywać a propos, ale ja potrafię być chłodna jak styczniowy poranek, a taki układ przestał mi wystarczać. Jestem warta dużo, dużo więcej..
W Sylwestra płakałam. Upiłam
się i płakałam.
W styczniu pojechałam do
Łodzi, poszłam na tańce i kiedy wydawało się, że „jeszcze dwie piosenki i
wychodzimy” bo impreza słaba, stanęłam przy barze by zamówić ostatniego drinka
i spotkałam Jego.. Wiele razy byłam podrywana w Kaliskiej. Beznadziejne
przypadki eliminowałam od razu, resztę zawsze traktowałam w kategoriach
rozrywki - tu i teraz. Taniec, czasami jakieś obściski i to wszystko. On był
inny. Nie umiem tego wyjaśnić. Miał takie dobre oczy. Po kilku minutach rozmowy
zapytałam, czy tańczy. Nieśmiało przytaknął. Weszliśmy na parkiet i na
kolejnych kilka godzin staliśmy się nierozłączni. Uśmiechał się promiennie, a
ja nie mogłam przestać uśmiechać do niego. Nie mam pojęcia dlaczego, ale budził
we mnie poczucie bezpieczeństwa. Miałam wrażenie, jakbyśmy przyszli do klubu
razem i po prostu fajnie spędzali sobotni wieczór. Okazało się, że zobaczył
mnie gdy wchodziłam i zdecydowanie przykułam Jego uwagę. W tańcu często trzymał
moją rękę na swojej piersi, a ja nie wiedziałam, co się dzieje - było mi tak
dobrze. Jednocześnie, jako że moja przyjaciółka również znalazła kompana do
zabawy, przestało nam się spieszyć do domu. Nie chciałam się z Nim rozstawać.
Był gentlemanem, ani razu nie próbował przekroczyć granicy dobrego wychowania.
Nie mniej w pewnym momencie, przytulając się z czułością i mając na to niespodziewaną
ochotę – pocałowaliśmy się. Jakie to było cudowne uczucie! Delikatne w swojej nieśmiałości
i wyjątkowo przyjemne.. Na dodatek w trakcie pocałunku dotykał dłonią mojego
policzka.. Bożeeee! Tymczasem przyjaciółka (upewniwszy się, że u mnie wszystko
w porządku) wróciła do domu, a On zapytał, czy – skoro tak dobrze się razem
bawimy – moglibyśmy to kiedyś powtórzyć, np. gdybym po raz kolejny odwiedzała
miasto, a w związku z tym, czy mogę dać mu jakiś kontakt do siebie? Włączyła mi
się standardowa śpiewka, że dziś było fajnie i niech tak zostanie, że nie chcę
nikomu komplikować życia, bo moje na co dzień wygląda dość specyficznie, ale
bardzo dziękuję za wspaniałe towarzystwo. On wtedy powiedział „Ja też nie chcę
nikomu komplikować życia. Dziś przyszedłem się wyluzować, ale na co dzień też
mam sporo swoich kłopotów.. To może dasz mi kontakt do siebie jak koleżanka?
Tak będzie bezpiecznie”. Zgodziłam się po 20 minutach. Zaproponował, że
odwiezie mnie do przyjaciółki, u której nocowałam. Wcześniej nigdy na to nie
przystawałam, tym razem owszem. Jechaliśmy taksówką, a on trzymał mnie za rękę.
Odprowadził pod drzwi klatki i ładnie się pożegnał. Kładłam się spać z myślą:
Co tu się dzieje i czy wydarzy się coś jeszcze…? Nazajutrz po południu zaprosił
do znajomych na FB, wieczorem napisał.. Po dwóch dniach wyjaśniliśmy sobie
nasze sytuacje. Okazało się, że jest w wieloletnim związku, obecnie w
separacji, ale ma 4,5letniego syna (którego przez trzy lata wychowywał). W
skrócie: ze względu na chłopca nie wie, jak się ułożą sprawy, zrozumie, jeśli w
związku z tym nie będę chciała kontynuować tej znajomości, choć jemu byłoby
bardzo miło, bo wciąż o mnie myśli, czego nie przewidział jako, że nie jest typem szukającym mocnych wrażeń i nie z taką intencją wyszedł w sobotę przewietrzyć głowę. Pisaliśmy jeszcze o wielu rzeczach, próbując
wyjaśnić to, co się dzieje, ale i to, z czym oboje siebie zastajemy. Zaskoczyła
mnie jego szczerość i uważność.
Tydzień później przyjechał do
Warszawy. Żeby mnie po prostu zobaczyć. Spędziliśmy dwie godziny w knajpie, rozmawiając
i wciąż uśmiechając się do siebie. Przestawaliśmy tylko wtedy, gdy wracał temat
jego zobowiązań i niewiadomej przyszłości. Podwiózł mnie do sklepu. Zanim
wysiadłam z samochodu zapytał, czy może mnie pocałować. Znów dotknął dłonią
mojego policzka, ale tym razem w trakcie poczułam totalne smyranie w żołądku.
Pomyślałam „O-o…” Przez godzinę chodziłam po sklepie nieprzytomna, wracając
słuchałam piosenek i wszystkie mnie wkurzały. Nienormalna sytuacja. Wtedy po
raz pierwszy pomyślałam, że się zakochałam.. On przyznał to kilka dni później.
„Gdyby nie było Tomka, nie zastanawiałbym się w ogóle. Już bym Cię nie
wypuścił..”. Spędzaliśmy ze sobą niemal całe dnie na Messengerze, czasami
rozmawiając przez telefon. Zawsze szczerze, obszernie omawiając to, co czujemy
i myślimy. Nie przypominam sobie podobnego doświadczenia z mężczyzną. Zauważył
we mnie wiele rzeczy, które wcześniej zauważali jedynie bliscy, przyjaciele.
Takich tylko moich. „Masz w sobie tyle ciepła!”, „Potrafisz się cieszyć z
małych, niepozornych rzeczy”, „Jesteś taka dzielna!” itd.. Jednak rzeczywistość krzyczała „On ma żonę”.
Oboje postanowiliśmy się wycofać. Wytrzymaliśmy dobę. Wyznaczyliśmy sobie mój
najbliższy przyjazd do Łodzi jako moment graniczny. Ten tydzień, który nas
dzielił od spotkania był cudowny. Zachowywaliśmy się jak szczęśliwie zakochani.
W codziennym kontakcie dominowała czułość i radość.
Spotkaliśmy się ponownie po
czterech tygodniach od momentu poznania. Wynajął pokój w hotelu. Spędziliśmy
noc rozmawiając, przytulając się, całując. Nie poszliśmy do łóżka. Ja, jak
wiadomo, nie jestem aż tak rozsądna, ale On owszem. Mimo to oboje czuliśmy się
cudownie. Nazajutrz po raz pierwszy powiedział do mnie „Kochanie”. W
poniedziałek poniekąd wyjaśniło się, dlaczego w sobotę do niczego nie doszło. Między
nim, a żoną trwają jakieś rozmowy i wszystko skłania się ku temu, że spróbują
jeszcze raz. Dla synka. Dlatego nie chciał się ze mną kochać, żebym nie
pomyślała, że po prostu wykorzystał sytuację. Po raz pierwszy od dawna ktoś
zatroszczył się bardziej o mnie, niż o swoją przyjemność. Z drugiej strony
byłam przygnębiona informacją. Poczułam, że znowu wygrywa inna kobieta, a ja
zostaję z niczym.. Postanowiłam się z Nim pożegnać. Wytrzymaliśmy dobę.
Omawiając wszystkie za i przeciw, ustaliliśmy, że – mimo wszystko – nie chcemy
tracić kontaktu. Po kolejnych kilku dniach zarezerwowałam hotel w Sopocie.
Zamierzałam wyjechać dzień po urodzinach, żeby zebrać myśli. Kolejna trudna
rozmowa i okazało się, że On zrobi wszystko, by do mnie dołączyć. W ramach
urodzinowego prezentu. Owszem, taka była moja sugestia i wola. Bez względu na
to, co potem. Jeśli mamy się rozstać, niech przynajmniej zostaną nam po sobie
pełne wspomnienia. W końcu jesteśmy (bardzo) dorośli. W między czasie napisał
do mnie list, analogowy. Z serduszkami i kartką Tylkowskich, jak dzieciak..
Mieliśmy wyjąć ten weekend z
rzeczywistości. Nie do końca nam się udało, za to intymność była cudowna. Nawet
jeśli nie perfekcyjna (co zrozumiałe), to dająca cudowną podstawę do bycia
baaaardzo udaną. Nigdy mnie nikt tyle nie przytulał, nie głaskał, nie uśmiechał
się do mnie w taki sposób. Nie budził mnie całusem w czoło. Nie dotykał
policzka, nie odgarniał włosów. Podobno mam najcudowniejsze dłonie, które
idealnie pasują do jego dłoni. Dostałam łańcuszek z serduszkiem i poduszkę z
gęsiego puchu, żebym miała się do czego przytulać..
Korzystając z danego nam czasu, przyglądałam mu się ze szczerym, kobiecym zadowoleniem. Ma taką przyjemną powierzchowność. Jest przystojny, zadbany, a jednocześnie nie da mu się odmówić prawdziwej męskości. I jeszcze ta dziurka w brodzie, jak u Travolty, a podobno po dziadku :)
Tym, co nas usztywniało, była chłodna rzeczywistość. Nie chciałam o tym rozmawiać. Wracaliśmy do Łodzi jego samochodem, prawie w milczeniu. Ja się hibernowałam przed rozstaniem. Przez ostatnią godzinę kurczowo trzymał mnie za rękę. Wysiadając, dałam mu swój list. Po 20 minutach, gdy już siedziałam w pociągu do Warszawy, napisał, że stoi na poboczu, czyta to, co napisałam i bez powodzenia próbuje powstrzymać łzy.
Korzystając z danego nam czasu, przyglądałam mu się ze szczerym, kobiecym zadowoleniem. Ma taką przyjemną powierzchowność. Jest przystojny, zadbany, a jednocześnie nie da mu się odmówić prawdziwej męskości. I jeszcze ta dziurka w brodzie, jak u Travolty, a podobno po dziadku :)
Tym, co nas usztywniało, była chłodna rzeczywistość. Nie chciałam o tym rozmawiać. Wracaliśmy do Łodzi jego samochodem, prawie w milczeniu. Ja się hibernowałam przed rozstaniem. Przez ostatnią godzinę kurczowo trzymał mnie za rękę. Wysiadając, dałam mu swój list. Po 20 minutach, gdy już siedziałam w pociągu do Warszawy, napisał, że stoi na poboczu, czyta to, co napisałam i bez powodzenia próbuje powstrzymać łzy.
W naszej znajomości
wykorzystywaliśmy różne metody, by się ze sobą kontaktować, m.in. nagrywaliśmy
sobie wiadomości. Po powrocie z Sopotu wysłaliśmy sobie po kilka - wszystkie
świadome sytuacji i pełne smutku, że trzeba to skończyć, bo na ten moment On
nie może mi niczego obiecać, a prosić mnie, bym jakkolwiek na Niego poczekała
nie chce, bo to byłby całkowity brak szacunku. A przecież ja jestem taka cudna,
że powinnam być szczęśliwa i mieć kogoś, kto jest wolny i kto da mi wszystko,
na co zasługuję... Dowiedziałam się również, iż wciąż jeszcze nie wrócił do
rodziny. Po raz pierwszy ograniczyliśmy codzienny kontakt. Po trzech dniach
zapytał, czy gdyby przyjechał, to znalazłabym trochę czasu by wypić z Nim kawę.
Odpowiedź była prosta. Spędziliśmy cztery ciepłe i słoneczne godziny nad Wisłą.
Przytulaliśmy się, głaskaliśmy. Trudno mi powstrzymać czułe gesty w stosunku do
Niego, ale to On wykonuje ich więcej. Było cudownie. Wieczorem nagrałam mu wiadomość,
że tak właśnie powinno to wszystko wyglądać, nie mniej nic się przecież nie
zmieniło, więc dajmy temu spokój.
Wysłałam mu też list, z
czterolistną koniczynką, którą dostałam od astrolożki. Mój prezent na
pożegnanie, na szczęście. Znów ograniczyliśmy kontakt. Jeszcze bardziej niż
poprzednio. Nie powstrzymaliśmy się jednak przed wysłaniem wiadomości. Powiedział,
że bardzo mnie kocha i jest kompletnie rozdarty. Nie wie, co robić. W końcu
umówiliśmy na telefon. Rozmawialiśmy 1,5 godziny. Mimo, że trudno nazwać tę
rozmowę radosną, obojgu nam było dużo, dużo lepiej. Życzyliśmy sobie spokojnych
Świąt.
Dojechałam do Łodzi w piątek
późnym popołudniem. Miałyśmy spać z Hanią w hotelu, bo u mojego taty się nie da…
Wieczorem nie wytrzymałam i zapytałam Go, czy znajdzie czas, by się ze mną spotkać. To nie było coś, czego się spodziewał, ale szybko poprzekładał sprawy i umówiliśmy
się nazajutrz o 14:00. Przyjechał, wsiadłam. Pojechaliśmy do parku i poszliśmy
na spacer. Znów nie mógł się powstrzymać – przytulał, głaskał, odgarniał włosy
z czoła.. Przez dwie godziny byłam szczęśliwa. Wracaliśmy do auta trzymając się
za ręce. Po kolejnych 30 minutach całowania się w samochodzie tak, że smyrało
mnie już w całym ciele, oboje przyznaliśmy, że myśleliśmy i myślimy o tym, by się kochać. Zareagowaliśmy spontanicznie - pojechaliśmy do hotelu. Nie mogłabym wyobrazić sobie
czulszego kochanka. Bez pośpiechu, przede wszystkim z uważnością na mnie.
Jednocześnie z uśmiechem i radością. Niestety, wszystko podszyte świadomością
sytuacji. I tym samym blokujące Jego przyjemność. Sam nie wie, co się z Nim
dzieje. Gdy odwoził mnie do siostry rozmawialiśmy żywo, a On wciąż trzymał mnie
za rękę. Znowu usłyszałam, że coś takiego jak nam powinno się przytrafić
każdemu, chociaż raz w życiu, choćby na chwilę. Wieczorem dostał gorączkę, w
nocy nie spał, bolał go żołądek. Dziś pisaliśmy pół dnia. Co będzie jutro?
Za kilka dni miną trzy
miesiące, od kiedy się znamy.
Na ostatnim spotkaniu z psycholożką
doszłyśmy do wniosku, że to kolejny przypadek żonatego mężczyzny w moim życiu. Stąd
ten dzisiejszy wpis i próba przyjrzenia się sobie w trzech, „formalnie”
podobnych sytuacjach. Moja głowa - nauczona doświadczeniem - mówi, że nie chcę
być tą Trzecią, chcę być Pierwszą i Jedyną.. Dlatego powinnam się zdystansować
i tego trzymać, a Jemu dać czas by zatęsknił i rozważył co dalej i z kim tak
naprawdę chce być..
Nie zamierzam wdawać się w
rozmyślania dotyczące jego małżeństwa, ale jeśli mają z żoną spróbować
poukładać relacje dla syna, powinien być w tym w 100%. No jakoś tego nie
widzę.. Może i można odpuścić własne szczęście, ale czym to się skończy..? No i druga rzecz: wciąż nie wrócił do domu. Słyszę o tym od co najmniej 2,5 miesiąca. O co chodzi?
Taka sytuacja..
Subskrybuj:
Posty (Atom)