Tak się zastanawiam, czy uruchomiła mi się podejrzliwość, czy coś jest na rzeczy..
Rozmawialiśmy w piątek przez telefon i ja kilka razy zapytałam: No i co tam w ogóle? Jak życie? Jak sprawy? Chyba chciałam usłyszeć "Od wtorku znowu mieszkam w domu... zobaczymy, co z tego wyniknie". A on mi odpowiadał "Nic ciekawego. Bez zmian", aż w końcu usłyszałam "A co Ty tak dopytujesz, co u mnie?" i śmiech. Oczywiście nasza sytuacja jest wciąż w zakładce "bez szans". O co chodzi? Nie raz myślałam, że on nie wierzy w to, co się między nami dzieje. Nie wierzy, że to jest na dłuższą metę możliwe. Że nie chce ryzykować zmian bo kto wie, ile to potrwa. Bo ja mieszkam tu, a on tam. Bo się nie uda. Mimo wszystko, jak dziwnie to nie zabrzmi, w tej chwili ma jakąś bezpieczną stabilizację.
Wczoraj podziękowałam mu za te trzy miesiące (mieliśmy rocznicę).
Pierwszy raz od początku tej znajomości poczułam się zmęczona i zdemotywowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz