Tak się jakoś składa, że czuję, jak narasta we mnie złość. Okropna, straszna, kąśliwa złość. Nie wiem, czy dotąd kiedykolwiek czułam coś podobnego..
Chodzę po mieście, gapię się na ludzi, są ich miliony - razem, w grupach, w dwójkach, parach. Ja czuję się coraz bardziej osamotniona. Coraz bardziej wycofana. Również wykluczona. Wykluczona ze zbiorowości. Dookoła mnie jest pusto. Nigdzie nie chodzę, z nikim. Oczywiście "chodzę" z Hanią, której staram się jakoś sensownie wypełnić wolny czas, ale to przecież dziecko i takie też są te nasze przyjemności - dziecięce.
Ju funkcjonuje w promilu swojej obecności sprzed 2 lat, czy 1,5 roku. Czasami zjawia się Gosia, ale oni mają kiepską sytuację finansową, więc gdy wychodzimy we dwie to w 99,99% sytuacji płacę rachunek, a to średnio komfortowe.. Z kolegą Marcinem widziałam się trzy razy w ciągu ośmiu miesięcy, z Bartkiem dwa razy w ciągu pół roku. Nie pamiętam, kiedy byłam na koncercie, w teatrze. Ciągle w biegu, ciągle sama.. Całe szczęście, że zdarzył się ten wyjazd do Szkocji, do brata. I wycieczka do parku krajobrazowego. Poczułam jak oddycham, jak j e s t e m. Chwilami - razem z Robertem, Martyną i Tatą - byłam częścią rodziny, której na co dzień nie mam, chwilami czułam się totalnie pojedyncza.. Potem pojechaliśmy do Paula, mistrza reiki. Strasznie się popłakałam w trakcie seansu. Okropnie. Cały mój ból i smutek wylazły na światło dzienne. Sam fakt, że ktoś poświęcił mi uwagę, pochylił z troskę nad moim ciałem, duchowością, sprawiły, że poczułam się kompletnie bezbronna..
Mam wrażenie, że jestem wytrącona z życia, które powinnam mieć. Jakby to obecne nie do końca było mi pisane..
Mój Ukochany wrócił do żony.
Trzy dni temu zaczęłam przeglądać Tindera. Wczoraj trafił mi się do rozmowy jakiś koleżka, zupełnie inteligentny, z poczuciem humoru, 6 lat starszy. Po godzinie chciał gadać o seksie, manipulując lekko, że to przecież "temat, jak każdy inny". Postawiłam granice, spasował. Po kolejnych dwóch godzinach całkiem sympatycznej rozmowy nagle wrócił z tematem i wyznaniami typu: "Wyczuwam Cię, masz temperament, pewnie lubisz ostro i długo. Ja tak lubię" itd. itp. Powiedziałam, że idę spać, już się nie odezwał. Jakby tego było mało, również wczoraj zagadnął mnie A. Gadka była taka sobie, z elementami żartu, bez jakichkolwiek podtekstów erotyczno-pornograficznych. Nie wiem, co mu przyszło do głowy - po prostu przysłał mi zdjęcie swojego gotowego na wszystko fiuta. Kurwa. To się już kiedyś zdarzyło, ze dwa razy, ale zawsze mówiłam, że mi to nie odpowiada. Kto by się tym przyjmował, gdy fiut stoi, a żona śpi.. No więc najpierw ten koleżka z Tindera, potem A.
Poczułam się trochę zgwałcona.. Jakby mnie dwóch facetów obmacało w tramwaju pełnym ludzi...
Rozpłakałam się na wspomnienie tego, jak traktował mnie Przemek. Z szacunkiem, delikatnością, czułością.. Jego naiwność i prostota bywały chwilami odrobinę irytujące, ale w zderzeniu z tym, czego doświadczałam kiedyś, oraz czego - nieoczekiwanie i po dłuższej przerwie - doświadczyłam wczorajszego wieczoru, dotarło do mnie, że stanowiły niezbywalną wartość i miały na mnie zupełnie terapeutyczny wpływ....
No więc rozpłakałam się z obrzydzenia tym, co mnie spotkało, z samotności i poczucia rezygnacji, a potem włożyłam słuchawki, włączyłam sobie Jego ostatnie dwa nagrania (z piątku), przytuliłam do poduszki, którą od Niego dostałam i chlipiąc usnęłam..
A. napisał dziś "Przepraszam"
Niech to wszystko chuj strzeli..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz