niedziela, 26 maja 2013

26 maja

Za tydzień o tej porze będę jeździła na szmacie przed oddaniem kluczy w starym mieszkaniu.

Za tydzień o tej porze będę jeździła na szmacie by było miło i przyjemnie w nowym mieszkaniu.

Może za dużo sobie obiecuję, ale mam nadzieję, że razem z nowym miejscem rozpocznie się nowy etap w moim życiu.

Do tych, jeszcze aktualnych, 47m2 uciekałam w kompletnym strachu, przerażenie przyszłością przekuwając desperacko w energię do przeprowadzki. Pamiętam pierwszą noc, zimną jak żadna przedtem, kiedy P. dzwonił nieprzerwanie kilkadziesiąt razy, a ja bałam się odebrać. Staram się nie przypominać sobie towarzyszących mi wtedy emocji.. nie umiem ich z niczym porównać.. Przez pierwsze kilka dni nie mogłam nic przełknąć. Do jakichkolwiek działań zmuszałam się tylko ze względu na dzieci. P. szalał urażony, wściekły i tak pasywnie agresywny jak to tylko możliwe. Potem pojechałyśmy z Agatką na zakupy do Tesco. Podarowała mi wtedy głośniki do komputera i suszarkę do bielizny.. Żebym miała w domu coś od Niej.. Dzisiaj Jej już nie ma........

Po kolejnych kilku miesiącach zmiana pracy, czyli powrót na stare śmieci. Z rozmowy z Kaśką wracałam metrem, bez powodzenia ukrywając łzy.  Znowu zastanawiając się co dalej, czy sobie poradzę, jak przetrwam zostawiając Chru na ponad osiem godzin bez swojej opieki... Przez 2 tygodnie pracowałam w radiu do 14.00, a potem jechałam do redakcji, "pomagając" uszczuplonemu zespołowi. P. wyjechał wtedy na tydzień do Niemiec, przez te dni pomagała mi Mart. Byłam nieżywa ze zmęczenia i stresu..

Teraz chciałabym zachować constans w sprawach zawodowych, tzn. byle nie było gorzej! Chciałabym również mieć to samo zdrowie - swoje i najbliższych! Z resztą sobie poradzę. Przysięgam.
Posadzę kwiatki na balkonie, będę kupowała więcej warzyw, urządzę sobie przytulną sypialnię i znajdę kogoś fajnego i godnego zaufania do spędzania czasu w najlepsze z możliwych sposobów...

Poproszę i dziękuję :)

wtorek, 21 maja 2013

21 maja

Jezu, ale mnie nosi.. Nosi mnie w sposób przygnębiający.. Włączył mi się snuj wewnętrzny.. Załadowała chęć indywidualnej ucieczki nad morze. Jak wirus nie od ogarnięcia odpaliła potrzeba bycia przytuloną i wykochaną. Myślę o nadchodzącym lecie, o krótkich, ciepłych nocach, o filmach, które chciałabym zobaczyć, muzyce, której chciałabym posłuchać.. Zanim przyjdzie zima i znów cały świat pogrąży się w ciemności..

Powinnam wykonać jakieś osobiste szkolenie. Karteczki porozstawiać w mózgu: "jesteś fajna", "ładnie się uśmiechasz", "ciesz się sobą", "dobrze ci w szarym", "mogłabyś być postacią z >Przepisu na życie< albo >Lekarzy< , na szczęście nie jesteś!" itd itp.

sobota, 18 maja 2013

18 maja

W ogóle mnie nie obchodzi co tam się dzieje. Są, nie są. Chyba są. W sumie - nie moja sprawa.

Przedwczoraj okazało się, że Mart ma bardzo kiepskie wyniki cytologii. Czy to lekarze w Łodzi posiadają (c)hujowe umiejętności, czy kwestia właściwej diagnozy i leczenia jest rosyjską ruletką..?! Umówiłam Mart w czwartek na wizytę u lekarza ginekologa - onkologa w Warszawie. Przyjeżdżają razem z tatą. Zapłaciłam im za autobus, tata zapłaci za konsultację (220zł, rwał ich nać...). Nieważne. Ważne, żeby trafiła w dobre i efektywne ręce..

Menadżer koncertowy zespołu na My, z którym spotkałam się w czwartek, całkiem spoko. Tzn. wieczór uznałam za udany (po godzinie dołączyła Luiza). Gadaliśmy, śmialiśmy się, było trochę nerwów i smutnych wspomnień, jedliśmy, napiliśmy się piwa, a na koniec on zapłacił.. Naaaaajs...

Wczoraj na chwilę wpadłam na Juwenalia, niestety spóźniona na koncert, więc nie miałam szans poznać siły piosenek z nowej płyty na żywo lajf. Później szliśmy sobie z Luizą i Michałem ciemną, ciepłą nocą przez Mokotów - oni do hotelu, ja do domu.. Gadaliśmy i jedliśmy babeczki z serem :), tzn. ja i on. Luiza zamula w cholerę, ale nic to. Jest żoną Miśka, więc poniekąd "dobrodziejstwem inwentarza". Fajny z niego facet, kompletnie do siebie nie pasują. A ja miałam, mam i będę miała "rączki tutaj".
Położyłam się spać około północy. Nie mogłam zasnąć..

(Dygresja: Nie ma to jak wzruszyć się przy reklamie mleka "Bebilon"...)

W ten weekend dyżuruję. Wstałam dzisiaj po 6.00. Nerwowy dzień. Doda Smroda w studio. Kompletny zjazd do bazy po 13.00. Mimo to - wróciłam do domu i wzięłam się za sprzątanie. Zaczęłam gruntownie odgruzowywać lokal. Za 2 tygodnie będę już spała w nowym miejscu.


środa, 15 maja 2013

15 maja

No więc między małżonkami wyraźnie "coś" się dzieje, choć ja "nic nie wiem". Postanowiłam również nie wnikać.. Mimo wszystko wolałabym żeby im się jakoś ułożyło, choć usłyszałam dziś celną uwagę "a ty weź przestań być pierdoloną Matką Teresą, będzie co ma być" :) Trudno odmówić słuszności tej logicznej wypowiedzi.. Sprawa jest poza mną.

Od poniedziałku na masową skalę wysyłam oferty koncertowe. Siedzę do późna, ale przynajmniej mam poczucie dobrze wypełnianego obowiązku. Dlaczego czasami tak trudno mi się za to wziąć, skoro uwielbiam być mądrze zmęczona, fair w stosunku do ludzi, z którymi pracuję, szczerze i z wszelakimi argumentami omawiać sprawy...? Bywa (!?), że nie rozumiem samej siebie..

(Właśnie wszedł Mił z za małymi jeansami założonymi na głowę i powiedział "Cześć, jestem jednorożec Stefan i jestem apetyczny")

Piję likier i zaraz zacznę tęsknić za tym, czego nie mam.. Wyczuwam też nadejście dni płodnych, zwiastowanych przez jeszcze silniejszą potrzebę kontaktu fizycznego.. W zderzeniu kultura - natura jajeczkująca kobieta staje się tylko kawałkiem mięsa do potencjalnego zapłodnienia. Biologio, ty szowinistyczna, męska świnio!

A, jest jakiś ruch na Antypatii. Piszę z (no naprawdę) przystojniakiem z Łodzi. Rozwiedziony, reaguje spazmatycznie na słowo "małżeństwo", nienawidzi rosołu w niedzielę i oglądania seriali nad stołem z rosołem, często wyjeżdża i jest niesłychanie zadowolony z bycia singlem. Także szanse na cokolwiek już na starcie są zerowe :) Mam na myśli ostatni element powierzchownej diagnozy pacjenta, którą poczyniłam. Nieważne. Ja nie napieram, tak?

Tymczasem menadżer S. zespołu na My bardzo się cieszy na jutrzejsze spotkanie ze mną. Misiek zdradził mi w ubiegłym tygodniu, że S. jest pod moim wielkim wrażeniem i że coś tam coś tam... Widywaliśmy się z S. wiele lat i wiele razy na różnorakich koncertach, a gdy w grudniu spotkaliśmy na koncercie zespołu na My, to mnie nie poznał i jakoś tak szczęka mu opadła niewątpliwie, że ja to ja. I podobno odtąd drży na samo wspomnienie.. Nie kumam. Dziewczyna, z którą go łączyłam jeszcze w ubiegłe wakacje niedawno urodziła dziecko. Jemu czy komuś innemu? Się okaże. Wystrojona jak to tylko uzasadnione, zamierzam grzać się w swym potencjalnym blasku odbijanym w oczach pana S.

Czy ja pisałam, że umowa wynajmu nowego mieszkania została podpisana?

cdn

wtorek, 14 maja 2013

14 maja - jakoś tak bardzo wcześnie ... rano

Eeeeee...

Właśnie się dowiedziałam od Czyjegoś Męża, że od jutra szuka mieszkania, bo chcą z żoną "odpocząć od siebie"...

Nie wiem co się będzie działo od jutra w pracy, ale dobrze nie będzie...

poniedziałek, 13 maja 2013

12 maja

Otemporaomores!

Piątkowy koncert TFA w radiu - BOOOOOOOOOSSSSKIIIIII! :-) Byłam taka.. przejęta i wzruszona!! Zarejestrowałam połowę występu kamerą, boję się, że materiał może być do niczego - ręce mi drżały, a serce waliło jak dzwon! :-) Piękne momenty prawdziwego szczęścia! To uwielbiam!

Po 23.00 dotarłam na FFF. Ekipa już czekała. Bez napinki postawili karniaka, zrobiliśmy sobie jakieś zdjęcia ( były potem wyświetlane na fasadzie budynku, w którym odbywały się koncerty), gadu gadu, żarty i w ogóle, fajnie :-) Naprawdę starałam się nie szczuć np. strojem, choć wrażenie zrobiłam i tak.. Ślepa nie jestem..
Na Tricky'm stanęliśmy całkiem blisko sceny. Dziwny to był występ.. performance w sumie.. szczególnie jeśli chodzi o działania gwiazdy, bo reszta zespołu (w tym główna wokalistka) po prostu grała i śpiewała. Zapętlone bity/zwrotki/refreny, utwory nie miały końca.. Najpiękniejszy moment: gdy po raz pierwszy Tricky zachęcił gestem do przybywania na scenę. Ludzie ruszyli do przodu, my z Czyimś Mężem również. Rozdzieliła nas przypadkowa dziewczyna. To wystarczyło - on się podciągnął na barierce i wskoczył na scenę, ona nie dawała rady, to się przedłużało, aż ochroniarze zdecydowanie zakończyli migrację tłumu.. Myślałam, że mnie szlag jasny trafi!! Mogłam sobie tylko popatrzeć na tego szczęściarza, jak się tam pławi 25 cm od Szamana..

Potem dostałam przypadkiem z łokcia w lewy łuk brwiowy, potem zrobiło się potwornie duszno, potem wyszliśmy na zewnątrz, potem się napiliśmy, a potem zamówiliśmy taksówkę..

W tzw. między czasie trafiłam (wiedziałam, że tak będzie!) na Pio, czyli pana "w związku z użytkownikiem". Jestem na 100% pewna, że on też mnie widział! Nie wyglądał na jakiegoś szczęśliwego czy radosnego. Był w mieszanym towarzystwie, ale - co stwierdziłam z satysfakcją - towarzyszące mu kobiety urodą przypominały zupełnie nikogo. Moja ekipa (wtajemniczona) oblukała szybko i (tu nie jestem pewna) dyskretnie obiekty, potwierdziła, że tam są same kaszaloty, on jest brzydki i smętnie wygląda i żeby się gonił.. Nic tak nie poprawia humoru jak kolektywne hejtowanie!

No więc zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy na Kruczą, do mieszkania Remika, który to jest (jak słyszałam) posiadaczem kilku lokali w stolicy, a jego hobby to ziołolecznictwo.. Cechą charakterystyczną tego mieszkania okazał się być stan surowy (oprócz łazienki), kompletny brak mebli (mały stolik i dwa krzesła) i piękny balkon, wychodzący wprost na ulicę. Świtało, a my jedliśmy pizzę i gadaliśmy, w tle radio (nie ustaliliśmy jakie) napieprzało klimatycznie Rynkowskim i De Mono. Whisky (z miodem), moja żono! No i chyba wreszcie nauczyłam się zaciągać...

Były "zawieszki", były "wycieczki", raz nawet staliśmy w przedpokoju i patrzyliśmy na siebie kilkanaście sekund w taki sposób (szczególnie on na mnie), że musiałam odwrócić wzrok bo chwila dalej to już tylko ciemność i kompromitacja dobrych obyczajów... ALE ofiar w morale nie było.

Wróciłam do domu po 6.00. Po ósmej obudziła się Chru. Jakieś pytania...?

Wypadła mi z życia jedna noc spokojnego snu. Wpadła mi w pamięć jedna noc niespokojnego życia.

piątek, 10 maja 2013

10 maja - przed wieczorem

Najchętniej udałabym, że wieczór, który mam przed sobą odbywa się daleko, daleko stąd, w odległej galaktyce.. Mam ochotę oderwać się od rzeczywistości, w 100% wykorzystać tu i teraz. Nie marzy mi się nic spektakularnego, po prostu – zamierzam cieszyć się życiem i chwilą.  A jednak intuicja podpowiada, że muszę maksymalnie kontrolować swoje potrzeby i okoliczności. Ktoś musi myśleć o konsekwencjach ewentualnego niczym nie skrępowanego fristajlu towarzyskiego. 
A może niepotrzebnie panikuję?
http://www.youtube.com/watch?v=tssat9FgAW0

wtorek, 7 maja 2013

7 maja

Ten tydzień to jakaś jatka!

Wczoraj oglądaliśmy z Miłem mieszkanie. Przy tej samej ulicy, 300 metrów od tego, w którym mieszkamy teraz. Niewiele większe, ale są trzy pokoje. Najważniejsze, że ogrzewanie funduje miasto, a koszt miesięczny (wynajem) taki sam jak tutaj. Rachunek ekonomiczny jest prosty. Dziś od rana załatwianie - dzwonienie po ludziach - do Kingi z pytaniem czy pożyczy mi.. 2 tys.(kaucja zwrotna dopiero przy zdawaniu mieszkania), do pana Huberta, że chciałabym się wyprowadzić i czy mogę z 1 czerwca (umówiliśmy się na rozmowę wieczorem, gadałam z nim niedawno, w wannie, wszystko w porządku!), do pana z agencji pośrednictwa - jak się sprawy mają co by lokal nie uciekł.. A poza tym - ustalanie szczegółów wizyty mojego zespołu Tfa w piątek w radiu. No i praca! Jak zwykle "nic nie mamy" na najbliższy weekend, a Kaśka wróciła dziś ze Stanów i jutro jest apel na 10.00 - punktualnie!!

Zadzwoniła też do mnie dzisiaj (jakieś 5 razy...) żona Miśka, wokalisty Bałwanów. Legendarna postać, ostrzegano mnie wiele razy przed zacieśnianiem znajomości.. Chcą się ze mną jutro spotkać z Michałem. Ostatecznie umówiliśmy się na 21.00 w Degeneracji. Nie do końca wiem o co chodzi, ale trudno.. niech i tak będzie..

W czwartek rano (przed pracą) jestem umówiona na podpisywanie umowy w nowym mieszkaniu.

W czwartek na 18.00 mam fryzjera (wyrobię się??) , a wieczorem przyjeżdża Tomek z Tfa, śpi u nas, a rano w piątek idziemy do Radia Roxy do Rannego Kakao. Będzie gadka o zespole.

W piątek wieczorem jadę do Trójki, gdzie Tfa mają próbę przed wieczorną sesją w audycji u P. Około 23.00 wsiadam w taksówkę i jadę na koncert Apparat / Tricky. Co tam się będzie działo?! Koledzy będą już pewnie "zrobieni", trzeba będzie jakoś dobić nastrojem i humorem. Tricky wychodzi na scenę o 1.00 w nocy. Tfa - jako że śpią w hostelu - chcą żebym do nich przyjechała, bez względu na porę. Zamierzają bowiem uczcić fakt występu w radiu. Demoralizacja i alkoholizm!

W tzw. między czasie, 10.00 - 18.00, kochana pracunia - czyli napierdalanka, nerwówka, niezadowoleństwo i brak ciekawych tematów oraz gości do programu..

Oprócz tego dom i dzieci oraz zastanawianie się jak to wszystko dosprzątać i naszykować w ciągu następnych kilku tygodni, co by logistycznie i estetycznie przeprowadzanie się przebiegło bez kłopotów..
A! I jeszcze poinformowanie P. o zmianie adresu.. W sumie to mam w dupie co powie... Punk's not dead! :-)

piątek, 3 maja 2013

3 maja cz.2, niezależna...

Zaczęłam się rozglądać za innym mieszkaniem, co jest uzasadnione ekonomicznie (rachunki za gaz i prąd! a - jak się okazuje - nie będą nas podłączać w tym roku do sieci CO miejskiej) oraz logistycznie (doskwierający brak jeszcze jednego pokoju).

Od dwóch dni obsesyjnie przeglądam ogłoszenia w internecie. Przy odrobinie dobrej woli  i wspaniałomyślnej 0% prowizji od wynajmującego, za około 200zł/m-c więcej mogłoby się udać. Jedna z ofert spodobała mi się szczególnie. Ponieważ w jej skład wchodzi dość charakterystyczny balkon, wybrałam się wczoraj wieczorem na Służew (2 przystanki metra od miejsca gdzie mieszkamy) licząc, że uda mi się je znaleźć. To chyba nie do końca był dobry pomysł...

Zmierzchało i padał lekki deszcz, ze względu na majówkę ludzi niemal zero. Na osiedlu przewaga 11-piętrowych bloków. W odległości około 500m cmentarz, na którym pochowano Agatkę... A ja chodziłam z zadartą głową i szukałam tego balkonu.. Znalazłam.. ale.. Okazuje się, że nie tylko wiatraki mnie przerażają.. Przerażają mnie również wielopiętrowe budynki.. Patrzyłam na ich wierzchołki, a one.. jakby mnie nagle otoczyły... jakby miały nagle się na mnie osunąć.. Czułam strach w czystej postaci.. Jeden ciągnął się przez 100 metrów. Szłam szybko, patrząc pod nogi, z jakimś dziwnym uciskiem w mostku, bezgłośnym szumem w głowie.. Wracałam drugą stroną, tam gdzie drzewa i wejścia do klatek.. Nie wsiadłam do metra, tylko do tramwaju. Bałam się. Nawet idąc tak dobrze mi znaną uliczką, przy której w tej chwili mieszkam.. A później, gdy przysnęłam na kanapie i ocknęłam się by szybko wejść pod kołdrę (rano szłam do pracy), dostałam ataku dreszczy.  

:(

3 maja

A - chyba żebym nie narzekała na brak wrażeń w życiu - przedwczoraj Chru zabiła mnie wiadomością o "cioci Agnieszce" (od kilku tygodni często pojawiała się w jej opowieściach), która "mieszka z tatusiem". Otóż dowiedziałam się, iż "Tatuś mówi do niej Agunia", "śpią razem" (również w trójkę)...itd. Dzisiaj natomiast padło "ciocia Agnieszka zrobiła jajecznicę na śniadanie"... Zastanawiałam się nawet wcześniej nad potencjalną konfabulacją córki, ale jajecznica rozwiała jakby wątpliwości..

Później napiszę dlaczego jestem przygnębiona....


Wieczorem:
Jestem przygnębiona, bo :
- chyba nie spodziewałam się, że - jeśli to prawda - ktoś tak szybko zajmie moje miejsce.. Cała ta 'miłość' i obsesja bycia ze mną, bo 'albo ja albo nikt', przywiązywanie do siebie, emocjonalne szantażowanie, pokazywanie ran krwawiących obficie.. Jakbym go zabijała. A jednak..
- tamto mieszkanie kupowaliśmy razem, dla nas.. spotkało mnie tam dużo przykrości, ale kilka rzeczy wydarzyło się obiektywnie ważnych.. Tymczasem to ja zostałam z niczym i czuję się bezdomna, chwilami trochę w tym wszystkim bezradna......W kuchni, którą sama wymyśliłam, ktoś smaży jajecznicę..
- u mnie jest beznadziejnie.. Trafiam na beznadziejne przypadki, może sama je przyciągam/wybieram... Nie mam nikogo, kto byłby mi bliski, komu mogłabym zaufać. A przecież jestem "taką fajną babą".. Taaaaa... Rano w lustrze widzę coraz brzydszą siebie... Wiotczejącą skórę na szyi... Zazdroszczę mu, mimo wszystko "atrakcyjniejszemu" ode mnie... Jakieś to niesprawiedliwe mi się wydaje.. czy już sama nie wiem..
Mam mętlik w głowie, ale nie zamierzam się z niego tłumaczyć. Do dziś pamiętam komentarz terapeutki na pierwszym spotkaniu kilka lat temu "nie musi się pani tłumaczyć ze swoich uczuć, ani ich uzasadniać. to pani uczucia, takie po prostu są".

Umówiliśmy się jutro z P. na śniadanie. W sumie chodziło o spędzenie godziny razem, dla Chru, ale jestem mocno zdeterminowana by zapytać go o "ciocię Agnieszkę". Zdaje się być bardzo ważną osobą w życiu mojej córki, więc chyba mogę...

PS. Śniadanie się odbyło. Zapytałam. Ściemniał, "Hania zmyśla". Wyjechałam z kwestią smażenia jajecznicy ("Agunię" i wspólne spanie w jednym łóżku zachowałam dla siebie żeby już nie obciążać Hani ).. Wił się, ale za dobrze go znam, więc zrezygnował ze ściemniania.. W sumie wyszło na to, że to poniekąd moja wina, że on kogoś ma, bo on miał plan że będzie ze mną, ale ja odeszłam więc...