Leżę w łóżku, z gorączką, kaszlem i wszechobecnym glutem. Panie zwolniły mnie dziś o 14.00, żebym nie zarażała.. Bo przecież o to głównie, kurwa, chodzi. Dlatego się przychodzi do tego obozu w niemocy, nie dlatego, że to pieprzona korporacja, a ty masz po prostu przez lata wyrzeźbione w mózgu "program", a nie "zdrowy rozsądek".. W sumie nieważne, jest glut, zaraz go nie będzie..
We wtorek odbyło się spotkanie w gronie bliskich znajomych naszej serdecznej koleżanki/przyjaciółki A. Nasza droga A. ma od - co najmniej - dwóch miesięcy zdiagnozowanego czerniaka z przerzutami do węzłów chłonnych i wątroby. Jej pojebana, kościelna rodzina, a i ona w swojej wierze doszła do kuriozalnego momentu, otóż A. jest leczona cieciorką, rosołem z cielęciny i koncentratem soku porzeczkowego. W mieszkaniu ma porozwieszane święte obrazki, a i podobno odwiedził ją diabeł.. To tak w skrócie. Po pierwszych badaniach i diagnozach odmówiła - pod wpływem brata, lekarza endokrynologa - wycięcia nowotworu (narośl na udzie) i jakiegokolwiek leczenia farmakologicznego. Spotkaliśmy się z ludźmi, żeby o tym pogadać. Zastanowić się jak możemy ją wyrwać, skoro ona reaguje alergicznie i poniekąd agresywnie na wszelkie sugestie, że powinna jednak gdzieś się udać, skonsultować z pierwszym lepszym onkologiem.. Chyba jednak ktoś nam sprzyja (Bogu zrobiło się głupio?), bo po pierwsze: mi udało się skontaktować ze stowarzyszeniem ludzi chorych na czerniaka, którego to prezes obiecała załatwić nam wizytę u prof.Mackiewicza (autorytet w dziedzinie, pracuje nad szczepionką na ten rodzaj raka) w Poznaniu, a najbliższy przyjaciel A., Adam wstrzelił się jakimś cudem w moment i zarówno A. jak i jej brat (zamierzamy pozbawić go prawa do wykonywania zawodu, jeśli ona odejdzie z powodu zaniedbań!) wyrazili ochotę pojechania w przyszłym tygodniu na spotkanie z profesorem! Czekam na wieści od pani prezes. Jutro będę znała możliwy termin. Bezwolnie A. nie oddamy!
Z kolei mojej G. lekarz zdiagnozował depresję. Oprócz tego G. ma niski poziom serotoniny, który dodatkowo pikuje w dół w okolicach okresu i przedłuża na kolejne dni. Dostała pigułki, u endokrynologa jeszcze nie była. Cieszę się, że wreszcie wiemy o co chodzi, ale teraz wszystko co dotyczy G. jest filtrowane przez chorobę. Wspomina o niej w każdej rozmowie, a jeśli nie dosłownie to "wiesz, ja przez tę chorobę", "ja teraz", "w tej sytuacji" itd." Nie walczy ani o ćwierć. Już wszystko jasne. Pewnie narzekam i jestem wredna, ale tylko tymczasowo. Zaraz mi minie i wrócę do normy. Ona też przecież potrzebuje czasu by w tym okrzepnąć.. Przede wszystkim mam nadzieję, że poczuje się lepiej. To jest teraz najważniejsze..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz