Chodzi mi po głowie taka myśl, że od bardzo długiego czasu jestem na uczuciowej pauzie. Nie pozwalam sobie na rzeczywiste, totalne uniesienia, robienie i mówienie tego, co naprawdę bym chciała. Wciąż słyszę "ja się nie zakocham"/"nie zakochałem się"/"tylko się nie zakochaj". Tak, jak kiedyś kumulowałam złość, której nie mogłam wyrazić (np. w stosunku do Piotrka), tak teraz wszystko to, co mam w sobie dobrego, a co chciałoby się uwolnić, zostaje w środku i miesza się z krwią. Seks przekracza kolejne granice, a emocje na poziomie serca zatrzymały się na przeciwnym biegunie. Chyba właśnie to do mnie dotarło, wyraźnie jak nigdy przedtem.
W sobotę przygotowano dla mnie przepyszną kolację. Piło się wino. Rozmawiało, a rozmawiać się umie i lubi. I w między czasie to usłyszane zdanie "Ja jestem w Twoim życiu tylko przecinkiem, niczym więcej". Potem odpalanie wrotek nieprzyzwoitości i przyjemności. Emocjonalna autodestrukcja. Oczywiście za własnym ochoczym przyzwoleniem, a może po prostu zgodą, umotywowaną w części poczuciem rezygnacji..?
Jestem mistrzynią "tu i teraz". To bardzo wąska specjalizacja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz