Chyba mam pierwszy kryzys dotyczący znajomości z S. Być może tak to powinno wyglądać, że facet ma sprawy jasno określone i poukładane, a czynnikiem "fantazyjnym" i ulotnym jest kobieta? Może to moi przyjaciele - Augi, Tomek B., nawet cholerny Artur.. może to oni mogą być popieprzeni i skomplikowani, i z nimi (oprócz A.) mogę prowadzić takie rozmowy, a w "związku" powinnam mieć kogoś, kto wygląda i zachowuje się jak w ktoś w miarę zrównoważony..?
Tylko dlaczego mam wrażenie, że opowiadając mu o tych wszystkich sprawach dot. przyjaźni, dziwnych i trudnych wydarzeń/emocji, które mi się przytrafiły w życiu, w zderzeniu z jego minimalizmem jestem śmieszna czy dziecinna? Czy powinno nas jednak łączyć więcej? Czy dopuszczalne są takie różnice?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz