czwartek, 14 lipca 2016
14 lipca
Potwierdza się stara prawda, że dobry seks rozwiązuje niektóre problemy, a i nastrój dużo lepszy niż poprzednio..
wtorek, 12 lipca 2016
11 lipca cz.2
A fakty są takie, że po imprezie na koniec sezonu znowu przyjechał do mnie. Napisałam mu sms: czekam w taksówce minutę i jadę. Zaczęliśmy się przytulać już w trakcie drogi. Na klatce całowaliśmy się i wspominaliśmy półpiętro, na którym kiedyś... W domu włączyłam Foals "London Thunder" i to było najczulsze 5 minut od początku roku. Czułam, jak budzę się do życia. Po czterech dniach przyjechał znowu. To ja zaproponowałam. Gadaliśmy o wszystkim, przytuleni. On mnie smyrał po udzie, ja go po plecach. Bez przerwy. Seks był taki, jak powinien być seks, który chce się uprawiać najczęściej. Mogłabym mu zrobić wszystko. Mogłabym być facetem, który się z nim bzyka. Jednocześnie nie tracąc nic ze swojej kobiecości. Przy nim mam jej nieograniczoność. Po orgazmie jakieś obustronne refleksje. On odnosi się do swojego życia i doświadczeń faceta, który nigdy nie stronił od kobiet, przeciwnie. Ja w tym czasie próbuję się ze wszystkiego otrząsnąć. Pożyczam mu "Shantaram" z zaznaczonymi przez siebie, dość szczególnymi fragmentami. Wychodzi. Biorę chłodny prysznic, oglądam mecz w telewizji.
Nazajutrz wyjazd do Łodzi, a potem w Bieszczady. Chcę chłonąć to piękne miejsce, pomyśleć. Czasu jest niewiele. Ciągle z Chru, a gdy ona idzie spać, czytam książkę i wypijam kieliszek wina. Potem padam i śpię zabita, jakbym odsypiała cały rok.. Patrzę na męża właścicielki. Jest wysoki, barczysty, twardy od roboty, wyobrażam go sobie.. Mężczyzna.
W sklepie kolejny. Stoi przy kasie i miło rozmawia z ekspedientką. Przystojny, męski, gapię się na jego tyłek. Zastanawiam się, czy to jakiś miejscowy Casanova, czy fajny człowiek. Okazuje się być w jakimś sensie znajomym ludzi, z którymi jestem w sklepie (goście tego samego gospodarstwa). Wymiana uprzejmości, dłuższa niż by to nakazywał stopień znajomości. Patrzy jasnym, szczerym spojrzeniem. Żegna się i wychodzi. Płacimy i też wychodzimy ze sklepu. Stoi przy samochodzie, ale jeszcze się odwraca. "Każdy, z kim tutaj rozmawiam jest absolutnie zakochany... w tym, co dookoła" rzucam w jego stronę. Uśmiecha się do mnie i mówi "No tak.. to jest prawdziwa miłość!". Dziwnie brzmią słowa "zakochany" i "miłość", wypowiadane przez zupełnie obcych sobie ludzi. Wsiada do auta. Mijając nas jeszcze się odwraca, macha przez szybę na pożegnanie.. Mam wrażenie, że to do mnie. Jestem poruszona tym spotkaniem. Jego czystością, szczerością, bez odrobiny fałszu. Tak mi podpowiada moja niedawno odzyskana intuicja, a w zasadzie zaufanie do niej. To bardzo przyjemne.
A. odzywa się, gdy wracam do Łodzi. Gdy nazajutrz jestem już w domu pyta, czy może wpaść z winem, albo bez niego. Ostudzona jego wcześniejszą "dobrą radą", abym pozbyła się go z głowy poprzez "wyparcie" albo "zamianę" nie jestem zbyt entuzjastyczna. Poza tym z wyjazdu z kolegami wraca Mił, więc nie ma warunków na spontaniczne spotkanie z kochankiem. Nie mówię mu tego, chyba się trochę obraża. Śni mi się fajny facet, który mnie przytula i całuje w czoło. Gdy sen przechodzi w jawę, świadomość tego faktu jest bardzo przygnębiająca.
Rano wykorzystujemy z Miłem sytuację i - ponieważ Chru jest u ojca - gadamy do południa, a potem idziemy na rowery. Do Wilanowa i z powrotem. 10 km. Nigdzie nam się nie spieszy. Jest super. Robię sobie zdjęcie bez makijażu, lekko obrabiam i wrzucam na Instagram. Prawie jak Alicia Keys - #nomakeup..
Jutro też pójdę na rower. Sama.
Nazajutrz wyjazd do Łodzi, a potem w Bieszczady. Chcę chłonąć to piękne miejsce, pomyśleć. Czasu jest niewiele. Ciągle z Chru, a gdy ona idzie spać, czytam książkę i wypijam kieliszek wina. Potem padam i śpię zabita, jakbym odsypiała cały rok.. Patrzę na męża właścicielki. Jest wysoki, barczysty, twardy od roboty, wyobrażam go sobie.. Mężczyzna.
W sklepie kolejny. Stoi przy kasie i miło rozmawia z ekspedientką. Przystojny, męski, gapię się na jego tyłek. Zastanawiam się, czy to jakiś miejscowy Casanova, czy fajny człowiek. Okazuje się być w jakimś sensie znajomym ludzi, z którymi jestem w sklepie (goście tego samego gospodarstwa). Wymiana uprzejmości, dłuższa niż by to nakazywał stopień znajomości. Patrzy jasnym, szczerym spojrzeniem. Żegna się i wychodzi. Płacimy i też wychodzimy ze sklepu. Stoi przy samochodzie, ale jeszcze się odwraca. "Każdy, z kim tutaj rozmawiam jest absolutnie zakochany... w tym, co dookoła" rzucam w jego stronę. Uśmiecha się do mnie i mówi "No tak.. to jest prawdziwa miłość!". Dziwnie brzmią słowa "zakochany" i "miłość", wypowiadane przez zupełnie obcych sobie ludzi. Wsiada do auta. Mijając nas jeszcze się odwraca, macha przez szybę na pożegnanie.. Mam wrażenie, że to do mnie. Jestem poruszona tym spotkaniem. Jego czystością, szczerością, bez odrobiny fałszu. Tak mi podpowiada moja niedawno odzyskana intuicja, a w zasadzie zaufanie do niej. To bardzo przyjemne.
A. odzywa się, gdy wracam do Łodzi. Gdy nazajutrz jestem już w domu pyta, czy może wpaść z winem, albo bez niego. Ostudzona jego wcześniejszą "dobrą radą", abym pozbyła się go z głowy poprzez "wyparcie" albo "zamianę" nie jestem zbyt entuzjastyczna. Poza tym z wyjazdu z kolegami wraca Mił, więc nie ma warunków na spontaniczne spotkanie z kochankiem. Nie mówię mu tego, chyba się trochę obraża. Śni mi się fajny facet, który mnie przytula i całuje w czoło. Gdy sen przechodzi w jawę, świadomość tego faktu jest bardzo przygnębiająca.
Rano wykorzystujemy z Miłem sytuację i - ponieważ Chru jest u ojca - gadamy do południa, a potem idziemy na rowery. Do Wilanowa i z powrotem. 10 km. Nigdzie nam się nie spieszy. Jest super. Robię sobie zdjęcie bez makijażu, lekko obrabiam i wrzucam na Instagram. Prawie jak Alicia Keys - #nomakeup..
Jutro też pójdę na rower. Sama.
poniedziałek, 11 lipca 2016
11 lipca
Tyle myśli w głowie, a gdy siadam, żeby to jakoś sensownie spisać, to strzelają we wszystkie strony i tak trudno je złapać..
Co ja mam z tą cholerną potrzebą bycia z kimś? Z tą nieodpartą chęcią przytulania, obejmowania, dotykania? Żeby mnie ktoś w czoło całował. Żebym się mogła wtulić. Żebym mogła go złapać za tyłek rano, w południe i wieczorem. Żeby dotykał palcami moich ust. Żeby się przyklejał do moich pleców gdy zmywam, albo odwrotnie. Żeby gładził mój obojczyk kiedy zsunie mi się ramiączko od sukienki. Żebym mogła pocałować go w brzuch gdy jedziemy windą. Żeby pił wino z mojego pępka. I żebyśmy nigdy nie brali prysznica zaraz po seksie... Wiem, że mogłabym, tylko co ja mam z tym wszystkim począć? Bywa, że decyduję się na chwile z kimś, kto w dużej mierze odpowiada powyższym wyobrażeniom, ale nigdy nie będzie mój. Wiem to od dwóch lat. Rzeczy się dzieją tak, jak powinny, a potem on zamawia taksówkę i wychodzi. Napisałam mu : Miałam za mało czasu na myślenie, jak pozbyć się Ciebie z głowy. Odpisał: Najlepiej wyparciem, albo przez zamianę. A potem: Jesteś sama? Może wpadnę z winem? Bardzo chciałabym jednocześnie wyprzeć i zamienić. Podejmuję próby. Niestety, nieudane. Udane są tylko w snach, a kiedy zyskuję świadomość, i zaczyna do mnie docierać, że to nie ma związku z rzeczywistością, jest mi tak cholernie smutno... A ten mój smutek mogę sobie wsadzić gdziekolwiek, bo kogo to interesuje? Na jawie może być tylko złodziejstwo z kimś, kto mówi, że ma ze mną "najlepszy seks". Co ciekawe, ostatnio coraz częściej pojawia się myśl o czerpaniu z tego tylko fizycznej i zmysłowej przyjemności, bez tych cholernych didaskaliów (na pewno nie w kontekście tego faceta), ale ile można się oszukiwać? Z drugiej strony, ani z M., ani z P. nie miałam nawet 0,01 tego, co wydarza się między mną, a Panem Przecinkiem.. Po czym on wraca do domu, a ja wchodzę pod chłodny prysznic..
Czy to już wszystko? Czy tylko tyle dla mnie? Zostanę sama do końca życia?
Niedługo to wszystko będzie groteskowe.
Co ja mam z tą cholerną potrzebą bycia z kimś? Z tą nieodpartą chęcią przytulania, obejmowania, dotykania? Żeby mnie ktoś w czoło całował. Żebym się mogła wtulić. Żebym mogła go złapać za tyłek rano, w południe i wieczorem. Żeby dotykał palcami moich ust. Żeby się przyklejał do moich pleców gdy zmywam, albo odwrotnie. Żeby gładził mój obojczyk kiedy zsunie mi się ramiączko od sukienki. Żebym mogła pocałować go w brzuch gdy jedziemy windą. Żeby pił wino z mojego pępka. I żebyśmy nigdy nie brali prysznica zaraz po seksie... Wiem, że mogłabym, tylko co ja mam z tym wszystkim począć? Bywa, że decyduję się na chwile z kimś, kto w dużej mierze odpowiada powyższym wyobrażeniom, ale nigdy nie będzie mój. Wiem to od dwóch lat. Rzeczy się dzieją tak, jak powinny, a potem on zamawia taksówkę i wychodzi. Napisałam mu : Miałam za mało czasu na myślenie, jak pozbyć się Ciebie z głowy. Odpisał: Najlepiej wyparciem, albo przez zamianę. A potem: Jesteś sama? Może wpadnę z winem? Bardzo chciałabym jednocześnie wyprzeć i zamienić. Podejmuję próby. Niestety, nieudane. Udane są tylko w snach, a kiedy zyskuję świadomość, i zaczyna do mnie docierać, że to nie ma związku z rzeczywistością, jest mi tak cholernie smutno... A ten mój smutek mogę sobie wsadzić gdziekolwiek, bo kogo to interesuje? Na jawie może być tylko złodziejstwo z kimś, kto mówi, że ma ze mną "najlepszy seks". Co ciekawe, ostatnio coraz częściej pojawia się myśl o czerpaniu z tego tylko fizycznej i zmysłowej przyjemności, bez tych cholernych didaskaliów (na pewno nie w kontekście tego faceta), ale ile można się oszukiwać? Z drugiej strony, ani z M., ani z P. nie miałam nawet 0,01 tego, co wydarza się między mną, a Panem Przecinkiem.. Po czym on wraca do domu, a ja wchodzę pod chłodny prysznic..
Czy to już wszystko? Czy tylko tyle dla mnie? Zostanę sama do końca życia?
Niedługo to wszystko będzie groteskowe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)