To ciekawe, jak teoretycznie niedostępny życiowo kochanek może dowartościować Cię na tyle, byś poczuła się wyjątkowa i zakończyła znajomość z kochankiem, który - mimo wszelkich możliwości - nie robi dla Ciebie (i z Twojego powodu) nic. Oczywiście to nie tylko zasługa A., ale miał w tym swój uprzejmy udział. A chronologicznie..?
Od dłuższego czasu myślałam o jakości mojego życia, tzn. że mam co do niej wątpliwości. Był taki moment (mam nadzieję) graniczny, gdy pisałam dokumentacje dla Kingi i jej programu. Wcześnie rano i późnymi wieczorami, ledwie żywa ślęczałam nad komputerem oglądając, słuchając, pisząc, redagując. W domu panował bałagan, lodówka zaopatrzona w 15%, gotowanie obiadu następowało z tzw. łapanki, przyszedł jakiś polecony, że nie zapłaciłam podatku za mieszkanie przez trzy lata, Łukasz kilka dni wcześniej objaśnił mi swoją filozofię życiową ("czy ja Ci mówiłem, że chcę mieć dziewczynę?"). Mimo dźwięczącego w głowie cytatu z Oysho, iż (w wolnym tłumaczeniu) rzeczy nie są tym, czym są, dopóki nie nadamy im zbyt poważnego znaczenia, byłam mocno podłamana. W dużej mierze zapewne z powodu fizycznego zmęczenia, ale wciąż..
Ten rok jest momentem przemiany duchowej mojego brata. Gdy rozmawialiśmy w wakacje zapierałam się rękami i nogami przed tym, co mi proponował. Szanuję jego doświadczenia i bardzo mu kibicuję, ale wychodzi na to, ze dużo większa ze mnie realistka, niż myślałam. A może po prostu - jak mogłam się przekonać już nie raz - potrzebuję czasu by znaleźć swój sposób i własne tempo zmian. Jakieś dwa tygodnie temu umówiliśmy się na rozmowę telefoniczną. Powiedziałam mu, że zaczęłam sobie afirmować miłość, tymczasem ruch pojawił się w obszarze finansów, tzn. dostałam propozycję ciekawej, dodatkowej pracy, oraz podwyżkę (pierwsza od siedmiu lat) w macierzystej (BTW - ktokolwiek o to zadbał - bardzo mu dziękuję i jestem wdzięczna). Brat powiedział: Widocznie tego potrzebujesz bardziej. A jak będziesz spokojniejsza o finanse, to i szczęśliwsza i bardziej otwarta. Podesłał mi również "medytację światła". Za pierwszym razem usnęłam, za drugim wytrwałam do końca i bardzo się z tego cieszę. Nie osiągnęłam tego, co jest zapowiadane w medytacji, ale po raz kolejny poczułam przekonanie, że między mną, a Łukaszem nic więcej się nie wydarzy. Jednocześnie odebrałam tę wiadomość ze spokojem i bez żalu. W dodatku przyszła do mnie kojąca myśl, że jestem warta dużo więcej, niż mi się proponuje. Po prostu. I tak sobie czekałam, nie narzucając się.
W między czasie, w ostatni piątek odwiedził mnie A. Najpierw mieliśmy razem program, potem pojechał do lekarza i zjawił się około 13-tej z minutami. Zjedliśmy zupę, napiliśmy odrobinę białego wina i gadaliśmy, gadaliśmy, gadaliśmy. W między czasie - gdy gdzieś tam w rozmowie znów wyniknął temat powodu mojego bycia samą - powiedział (nie pierwszy raz, ale jakoś bardziej to do mnie dotarło): To dlatego, że faceci nie lubią mądrych kobiet, tym bardziej mądrzejszych od siebie.. Poszliśmy do łóżka dopiero po trzech godzinach, a seks był jak ogień pomieszany z ogromną czułością. Widziałam i słyszałam, jak mocno A. przeżył orgazm (nie pierwszy raz przecież). Z uśmiechem mu potem wypomniałam, on jak zwykle rozbawił mnie odpowiedzią, dziękując dozgonnie. Pożegnałam go bez histerii, spokojna, jakby dodał mi odwagi.
Dziś zagaił Łukasz "A kiedy my coś, gdzieś razem? :-) ". Minęły dwa tygodnie ze śladowym kontaktem. Odpisałam "No patrz, pomyślałam, a zapomniałam napisać. Jeśli o mnie chodzi, to ja już podziękuję za 'coś, gdzieś'". "Rozumiem", odparł i tyle go widziałam.
Trudno powiedzieć, abym się "cieszyła", ale czuję ulgę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz