wtorek, 15 stycznia 2013

15 stycznia


Dawno dawno temu za górami za lasami, po pierwszym spojrzeniu i czasowym przebywaniu w swoich towarzystwie dwoje ludzi odkrywało, że łaknie wzajemnej obecności i wzajemnego kontaktu. Jeśli poznawali się na imprezach u znajomych, podpytywali tychże o numer telefonu, albo szukali sposobności do ponownego spotkania. Jeśli oboje chcieli, spędzali wieczory na rozmowach po dwóch różnych stronach kabla, albo wychodzili gdzieś razem. Zaczynało się od nieśmiałych dotknięć, pocałunków, a potem wielkiego sprawdzianu ich ciał i temperamentów. Jeśli w dalszym ciągu było w porządku, kontynuowali, często z nadzieją na przyszłość. Jeśli nie, a wykazywali skłonności autodestrukcyjne, kontynuowali nie wiedząc jak przestać.

W czasach nowożytnych dwoje ludzi poznaje się przypadkiem w klubie. Spędzają ze sobą pół nocy. Najpierw na rozmowach (w doskonałym porozumieniu zarówno w formie jak i treści), piciu (o jeden kieliszek za daleko) i paleniu (dla towarzystwa), potem idąc ze sobą do łóżka (o jeden kieliszek bliżej i byłoby jeszcze lepiej). Nazajutrz rano jej towarzyszy przykra świadomość, że nie lubi nie kontrolować własnych działań i po prostu się wstydzi. On próbuje to bagatelizować i wyciszyć wątpliwości. Jest trochę lepiej, ale zawstydzenie nie mija. Ona wsiada do taksówki i odjeżdża. Musi.

Internet i FB sprawiają, że ewentualny problem ze znalezieniem kontaktu nie istnieje. Ona czeka na jakiś sygnał od niego, ale ten się nie pojawia. Pisze pierwsza. Jest w porządku. „Jesteśmy ludźmi, przed którymi ostrzegali nas nasi rodzice J” pisze on. Nie wymieniają jednak prywatnych wiadomości, czasami pokomentują linki do swoich ulubionych piosenek.. Ona na nic nie liczy. Zbyt dużo „schodów” do czegokolwiek..

Mija miesiąc i ona znów przyjeżdża do miasta. Celowo melduje się, że jest. Liczy na jego reakcję. Nie myli się. Z nadzieją idzie do klubu, w którym odbywa się wyczekiwany koncert i mimowolnie spogląda w stronę drzwi. Myśli sobie „Jeśli ktoś tego słucha: tak, bardzo chciałabym go dzisiaj spotkać”. Czas płynie. Jest już dobrze po północy. Ona daje sobie jeszcze pół godziny.

Minuty mijają i wchodzi on. Jest w towarzystwie. Zmierza w stronę baru. Ona boi się, że jej nie zauważy. Idzie również. Nie widzą siebie, dzieli ich jakiś człowiek. Wreszcie on ją dostrzega. Uśmiecha się szeroko i mówi do barmana „Dwa razy żubrówka palona blanca”. Wypijają.

Odtąd znów są nierozłączni. Jego "towarzystwo" przestaje istnieć, ona ze swoim odbywa jeszcze jedną służbową rozmowę (zamknięta w składziku na szczotki, pijąc whisky z butelki). On jej śpiewa piosenki Roxy Music, cytuje listy Rilkego. Mówi, że może nie jest Scarlett Johansson z „Między słowami”, ale pod tym jego ironicznym komentowaniem rzeczywistości skrywa smutek, a jego życie stało się „beżowe”. Ona daje mu w prezencie zupełnie kosmiczną pocztówkę, wyjętą wcześniej z płyty zespołu o wdzięcznej nazwie Gówno. Wie, że tylko on doceni jej treść równie mocno jak poprzednia właścicielka. „Fajnie cię znowu zobaczyć” słyszy nagle ona. Czas płynie, choć nikt tego nie zauważa. On wspomina coś o konieczności wcześniejszego (!) pójścia do łóżka. Ona zamawia dla siebie taksówkę. Wreszcie spontanicznie rzuca „Szkoda, że musisz iść spać. Pogadałabym z Tobą jeszcze”. Jest wyraźnie ucieszony. Pyta „A obejrzałabyś ze mną >Miłość< Haneke’go? Nie uśniesz?”. Ona potwierdza z entuzjazmem. On żegna się bez żalu ze znajomymi. 
Wychodzą do innej knajpy. Kupują na spółkę karafkę białego wina. Rozmawiają bez ustanku. Wychodzą zapalić do ogródka. Stoją przy koksowniku. Mimochodem zaczynają temat swoich bliskich. Poważnieją. Ona mówi mu o śmierci mamy. Jest uważny. On opowiada, że zamiast pójść na pogrzeb własnej babci poszedł się napić i zaspał na uroczystość. Zawiódł rodziców. Jest smutny, ujmujący, rozczulający. Patrzą na siebie. On ją całuje. Krótko, ale rozbrajająco. Ona stoi obok niego i głaszcze po plecach. Pyta „Nie przeszkadza ci to?” On przecząco kiwa głową. Jadą do niego. On włącza tę „Miłość” i po prostu wchodzi pod kołdrę. Ona też. Przytulają się.  Tym razem nie są pijani. Pozwalają sobie na naprawdę dużo. Mówi „pachniesz waniliowo”, a ona myśli, że to jedno z bardziej erotycznych zdań jakie w życiu słyszała.. W pewnym momencie ona zadaje pytanie „Czy teraz też jest >beżowo<?”. On zaprzecza.

Świta. Ona opowiada mu o filmie „Funny Games”, który oglądała kiedyś na zajęciach z filmoznawstwa. Głos ciepło wibruje w pustym, jaśniejącym pokoju. On poddaje się i zasypia przytulając ją. Ona odczekuje trochę, zbiera swoje rzeczy, bierze prysznic, gubi kolczyki, zamawia taksówkę i całuje go w policzek na pożegnanie. Wie, że nie może się spóźnić na autobus. On otwiera oczy, mówi, że ją odprowadzi do drzwi, ale ona go powstrzymuje. Wychodzi. Niczego nie żałuje. Ostatnie osiem godzin było szczęściem pod każdym względem. Czuje to bez wątpienia.
W drodze odbiera wiadomość, on pyta czy wszystko w porządku. Ona odpisuje, że właśnie dojeżdża. Przed wieczorem poprosi go jeszcze o zdjęcie wspomnianej pocztówki i przesłanie go via FB. „Tak zrobię”, brzmi odpowiedź. I cisza.

Chciałaby go zapytać o to kto dokładnie był adresatką tych listów Rilkego, czy obejrzał wreszcie „Take This Waltz”, czy znalazł i schował jej kolczyki,  i żeby jej przypomniał jak się nazywa jego ulubiona piosenka Roxy Music. I czy jeśli ona wymyśli, że – tak, tak, kompletne wariactwo, ale do zrobienia -  pojadą razem w marcu na jedną dobę do Berlina to jego to ucieszy? A tak w ogóle pytanie jest podstawowe – czy on chce mieć z nią kontakt..? Czy miałby ochotę z nią czasami pogadać…? Czy…?

Prawdopodobnie żadne z pytań nie zostanie zadane. Prawdopodobnie była to cudna chwila, którą ona będzie wspominać, a on – młody, głodny życia, z wszelkimi możliwościami eksploracji – bez analizowania zapomni. 

Chyba nie można go za to winić.

Czasu jest coraz mniej/wkrótce zgaśnie słońce
Cały świat, Ty i ja/ pogrąży się w ciemności
Naucz więc palców swych/ kształtów mych na pamięć
Abyś gdy przyjdzie czas/bez trudu mógł rozpoznać je

Bywa, że przypomni się piosenka…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz