czwartek, 7 listopada 2013

7 listopada

Cieszyć się z tej nagle nabytej umiejętności przewidywania zdarzeń czy nie?
W niedzielę, chcąc uwolnić się od zbyt wielu niewiadomych dotyczących mojej znajomości z Michałem, napisałam adekwatnego, pacyfistycznego smsa. Wyjaśnienie – mocno przygnębiające - przyszło tą samą drogą, w poniedziałek rano… Byliśmy umówieni na wieczór. Odwołał, z przyczyn zawodowych. Od tej pory cisza. Jakby czekał na mój ruch, żeby przestać mieć ze mną cokolwiek wspólnego. Uznałam, że nie odezwę się pierwsza, bo chociaż tyle mi się należy – spotkanie i rozmowa,  z JEGO inicjatywy.
Ostatnich kilka miesięcy odkryło kolejne, nieujawnione wcześniej meandry w relacjach między mną a ludźmi. TO NIESŁYCHANE jak łatwo znikamy z czyjegoś życia. Czasami – przyznaję - tak szybko i niespodziewanie jak się pojawiliśmy, ale nabogaojca!
Może i mogę (muszę) pozbyć się fanaberii na temat bycia z kimś bliżej na co dzień – w rozmowach, śmiechu, płaczu, przeżywaniu sukcesów i porażek, oglądaniu filmów w telewizji, zakupach, spacerach, piciu wódki  i jedzeniu.. Jawi mi się to jako zupełnie nierealne do spełnienia.  Nie ma. Nie da się. Przestań już! A jak pozbyć się tej uporczywej, biologicznej potrzeby bliskości i intymności?
Jestem kompletnym debilem..
Katuję się piosenkami The National. To wrodzony sado-masochizm, silniejszy od instynktu samozachowawczego.  
Tymczasem przede mną kolejny wydatek, czyli  120 zł., na sesję z dawno niewidzianą terapeutką. Poddałam się, nie poradzę sobie sama..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz