poniedziałek, 27 sierpnia 2012

27 sierpnia

Epopei o portalu randkowym ciąg dalszy..

Podobno wszyscy kłamią.. Podobno nikt nigdy w rzeczywistości nie wygląda tak samo jak na zdjęciach.. Podobno wszystkie kobiety mają wąsy, a faceci.. well..

Piszę z czterema osobnikami. Każdy jest inny. Dla każdego jestem inna.

1. Rozwiedziony, z córką, szuka żony/partnerki, dwójka dzieci go nie przeraża, bo fajnie gdy jest harmider.. Pytał o to, czy moje potomstwo ma kontakt z ojcem (ojcami, sprostowałam). Miły, rzeczowy, poczucia humoru tymczasem nie stwierdzono. Zdjęcia nie powalają, ale nie ma tragedii. Wstępnie jesteśmy umówieni na herbatę. Po co? Bo może mi potrzeba normalnego faceta... (piszę i sama w to nie wierzę...)

2. Nie wiem po co piszemy, ale jest grzeczny i sympatyczny. Pyta mnie jak minął dzień i co w pracy. Ja jego też, ale bardziej z kurtuazji niż z innych powodów. Mentalnie przypomina mi N., cokolwiek więcej trudno powiedzieć/przewidzieć. Raczej nie zanosi się na jakąś zażyłość, ale ja nie nalegam.

3. Zaczepił mnie wczoraj. 4 lata młodszy, ze zdjęcia całkiem ok, ale z opisu nijak się nie wyróżniający. Trochę się rozkręca, mimo oporu z mojej strony. Bywa całkiem inteligentnie, ale chwilami robię sobie z niego jaja.. Nie mogę sobie odmówić..

4. Save the best for last.. Znalazłam go w wyszukiwarce. Miał dość przygnębiający opis. Mnie kręcą popieprzeni, jak wiadomo.. Napisałam coś wspierającego. Odpisał.. Dwa lata starszy, rozwiedziony.. Ja nie wiem czy jest w moim typie.. ja nie wiem czy ja mam jakiś "mój typ". Przede wszystkim jest inteligentny, bystry, doskonale zorientowany w filmach, które i ja znam doskonale (wciąż cytujemy kolejne dialogi), dowcipny.. to złe określenie.. z poczuciem humoru... well.. no parskam śmiechem co i rusz.. Jest moim pierwszym "ulubionym", więc rozmawiamy na czacie. W noc z soboty na niedzielę gadaliśmy do 2.30. Chyba oboje chcemy się spotkać. Mamy pójść do kina, prawdopodobnie na "Meridę Waleczną" :) co poniekąd daje obraz naszej "znajomości" ;) Pod pewnymi względami jest tak fajnie, że przykro będzie się rozczarować. No, ale im prędzej to zweryfikujemy tym lepiej.. Jak dobrze pójdzie powinnam mieć wolny wieczór w środę.. Jak dobrze pójdzie to może będę miała randkę.. Pierwszą od 1945..

A z rzeczy przyziemnych.. Moja producentka, która jest w zaawansowanej ciąży trafiła w czwartek do szpitala. Nie znam szczegółów, ale podobno jest "bardzo źle" i to ma być raczej dłuższa nieobecność.. Tym samym kadra "wydawnicza" świruje i atmosfera w pracy zmienia się w drewno..
Dostałam propozycję pracy w kanale tematycznym naszej stacji. Nic nie wiem, ale wiem, że wynagrodzenie nie jest zadowalające, a to akurat jest (niestety) ważne.. Być może będę miała również szansę spotkać się w sprawie pracy z szefem dużej agencji eventowej. Trzymam kciuki. Oni robią naprawdę duże rzeczy..

Na razie tyle.. o...

czwartek, 23 sierpnia 2012

23 sierpnia

Nie ma to jak założyć sobie konto na portalu randkowym..

Dziś urodziny P.

Wieczorem:

Owszem, założyłam sobie gdyż moje życie towarzyskie to trup. W realnych okolicznościach nie ma z kim pogadać/poflirtować/pożartować. Spotykam tych samych ludzi o określonych sytuacjach życiowych. Moja też jest określona - dwójka dzieci. Nie chce mi się łazić po knajpach, nie posiadam czasu. Ja mam w dupie jakieś miłości i zakochania. Ja bym chciała żeby czasami ktoś okazał się na żywo czysty, zabawny i interesujący z twarzy oraz sylwetki. Obecnie mam trzech..w porywach czterech, z którymi rozmawiam. Z dwoma jestem prawie umówiona na herbatę i kino ("Merida Waleczna"). Pożyjemy, zobaczymy..

Nalałam sobie kieliszek litewskiego miodu pitnego. To może jeszcze jeden...

P. wziął Chru i Miła i pojechał do Polanicy Zdroju. Jego znajomy ma tam pensjonat, więc impreza jest darmowa. Trochę odpoczywam, trochę nadrabiam zaległości w sprawach radiowych.. Jutro chcę się wybrać na nowego Allena. W sobotę śniadanie z Miśkami, a potem wsiadam w pociąg i jadę do Justynowa. Poczekam tam na dzieciaki, spędzę czas na tzw. świeżym powietrzu.. Dobre i to.

Składałam dziś życzenia P. Popłakał się, nie mógł uspokoić.. Wczoraj zmęczył mnie strasznie opowieścią o tym, jak to wspaniale sobie porozmawiali z Miłem o przeszłości i w ogóle.. Co było nie tak.. i że teraz jest w porządku..  I w ogóle... Ojciec Pio z Matką Teresą razem wzięci.. aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!





środa, 15 sierpnia 2012

15 sierpnia

Zimno..

Byłam wczoraj na rozmowie w firmie K. Niestety, myślę, że nic z tego nie będzie. Wygląda na to, że szukają kogoś kto dopiero zaczyna życie zawodowe + interesuje się muzyką. Również Asia, z którą rozmawiałam, uznała naszą ewentualną współpracę jako krok wstecz dla mnie. No szkoda.. Z drugiej strony - wysyłać newslettery, pakować przesyłki z płytami i je rozwozić po mieście.. well.. Było minęło.

Dziś jeden dzień wolności od Alcatraz. Królowa dała nam wolne. Co nie zmienia faktu, że pracuję w sobotę i w niedzielę, oraz nie mam żadnej szansy pojechać za dwa tygodnie do Żywca na ostatni koncert MG...

Znalazłam mieszkanie. 285 tys. na Mokotowie, 46 m2. Do gruntownego remontu (w tym przestawianie ścian) , ale ja mam dość bujną wyobraźnię, więc już sobie rozrysowałam plan aranżacji. Skąd wziąć 300 tys.? Z umową o dzieło i dwójką dzieci mam dość dziwną zdolność kredytową. Zastanawiałam się nad wykorzystaniem faktu bycia współposiadaczką nieruchomości w Łodzi, ale tu potrzebne byłyby pewnie większe kombinacje notarialne.. Powinnam kiedyś spotkać się z jakimś oświeconym doradcą...

Przedwczoraj byłam na koncercie zespołu jazzowego Hera, w którym gra jeden z muzyków S. Improwizowali z amerykańskim perkusistą Michaelem Zerangiem. To są dla mnie kompletnie nowe doświadczenia, jednocześnie mocno odświeżające. Nie wszystko rozumiem, ale bardzo się staram ;-) Co nie zmienia faktu, że muzycy jazzowi mają totalną wyjebkę na bycie estetycznie ubranym. Np. kontrabasista, wyglądał jak dużo pracujący tapicer, a instrument traktował tak, że nawet nie chcę sobie wyobrażać co on robi w łóżku z kobietą.. fuj.. No przepraszam, może to spłycanie sytuacji, ale nic nie poradzę.. Był wyjątkowo.. intensywny w byciu sobą.. Prywatnie to pewnie przemiły chłopak, no cóż..

Oraz potrzebuję faceta. Nikt mnie nie chce. Bez komplikacji, bez marzeń o rodzinie, przy kompletnym braku czasu.. Byle się zapomnieć, zgubić w czyiś ramionach i mieć orgazm. Czy to tak dużo?

wtorek, 7 sierpnia 2012

7 sierpnia


Ostatnie podrygi w miarę wolnego człowieka.. czyli za tydzień o tej samej porze będę się pocić nad tematami „śniadaniówki”, której nawet nie lubię oglądać.. Dramat kompromisów..

W telegraficznym skrócie, kilka minionych tygodni było całkiem porządnie wypełnionych.

Moja Droga J. porodziła córkę, która jest kopią pierworodnej. Jej bujna czupryna i zadziorne „spojrzenie” wciąż staje mi przed oczami. Mam nadzieję, że wkrótce cała rodzina G. stanie mi przed oczami w kontakcie bezpośrednim J Zdrowia!! No i cierpliwości oczywiście! ;-)

Pojechałam na kolejne dwa koncerty MG. Organizacja owych wyjazdów (Kraków i Gdańsk) była nieco karkołomna, ale daliśmy – wszyscy – radę. Przyjemność z uczestnictwa w naprawdę fajnym wydarzeniu oddaliła myśl o całej kupie roboty wynikającej z formalności dotyczących wydania płyty w październiku. Muszę to sobie powtarzać: zajmowanie się muzyką jest najfajniejszą formą pracy!

Nie wyjechaliśmy na zagraniczną wycieczkę. Z kilku powodów. Czekałam na rozliczenie z Artystą G., a gdy (szczęśliwie) nadeszło, oferty poszybowały do 2tys. bez wyżywienia za osobę. Prócz tego zbankrutowało kilka biur podróży i nieco odechciało mi się ryzykować. Mój jakże uczynny Ex postanowił bardzo pomóc i (ponieważ ja nie dałam rady) uruchomił kontakty oraz załatwił nam czterodniowy pobyt w Zatoce Sztuki, w Sopocie. Ze zdjęć w internecie wynikało, że prawdopodobnie dywan będzie nam mówił „dzień dobry”, ale ośrodek dopiero się rozkręca i nie jest pozbawiony wad. Jednakże jego podstawową zaletą, z którą trudno polemizować jest bezpośredni widok na plażę und morze. Pogoda nie rozpieszczała, zjaraliśmy się dopiero ostatniego dnia. Powrót z P. trasą Sopot – Łódź – Justynów – Warszawa był zaskakująco spokojny, wręcz miły. Włącznie ze śpiewaniem piosenek Bon Jovi, przeze mnie, a to znaczy, że musiałam być mocno wyluzowana… Przy P. pierwszy raz od nie wiem kiedy..

Wracając do różnych „od nie wiem kiedy” muszę wspomnieć o koncercie w Gdańsku, po którym byłam regularnie i klasycznie „wyrywana” przez jakże utalentowanego muzyka, szanowanego obecnie powszechnie za to, co robi dla polskiej kultury współpracując m.in. z szefową MG i innymi artystami. Odbywało się zaglądanie w oczy, mówienie „jesteś wspaniała, wiesz o tym?” oraz całowanie w dłoń. W między czasie miał miejsce dialog, który – jak określiła moja bliska koleżanka – wygrałam stosunkiem 30 : 0. Poniekąd jestem z siebie dumna, po wypiciu kieliszka lub dwóch budzi się we mnie mistrzyni ciętej riposty. Pożegnaliśmy się słowami: On: Widzę, że teraz nie mam szans, ale w Poznaniu to już ci nie odpuszczę. Ja: Masz tydzień, kombinuj, wymyśl coś.. zobaczymy. Wiedziałam, iż na koncert w Poznaniu nie jadę, więc jakże łatwo było rzucać słowa na wiatr. Oczywiście głupotą jest analizowanie tego zdarzenia, ale tak już mam.. Facet był nietrzeźwy, prawdopodobnie „w potrzebie”, gdyż w trasie koncertowej, zapomniał o wszystkim następnego dnia rano, a może nawet tego nie pamiętał… No i tak właśnie wygląda moje życie „uczuciowo – cielesne”. Emerytura aż trzeszczy.

A wracając do realiów: od dzisiejszego rana mam (przez tydzień) pod opieką psa mojej znajomej. Mini york jest to niewątpliwie, spokojny i przytulaśny. Czekam na reakcję Chru, która obecnie przebywa u swojego taty.

Chru zaś odkąd rozpoczęłam urlop nauczyła się – w miarę płynnie – korzystać z nocnika. Pieluszkę zakładam jej jedynie na noc, a i tak często jest sucha do pierwszego siusiania rano. Duma mnie rozpiera! Duma rozpiera mnie również z powodu syna, który w stosunku do mnie prezentuje postawę dość zdystansowaną, upartą i niezależną, ale świat chwali go za umiejętności, inteligencję i bycie fajnym chłopakiem. Chciałabym móc pogodzić rolę gderliwej/dbającej matki z kimś, kto potrafi wyrazić dobre emocje i go wspierać. Bywa, że nie potrafię.. L

cdn