Mam taki moment, że mi się nie chce. Nie chce mi się myśleć o moich obowiązkach, które nigdy się nie kończą.. Wciąż czuję na swoich plecach oddech któregoś z licznych przełożonych.. Wciąż muszę do kogoś dzwonić, pisać.. Wciąż mam coś do załatwienia i jakieś zaległości.. Niekończące się wyrzuty sumienia..
Moje życie towarzyskie ulega delikatnej reanimacji. Oczywiście, w internecie.. ale np. wczoraj odbyło się spontaniczne wyjście wieczorne (po posprzątaniu mieszkania, zrobieniu twarożku z koperkiem, prania, wykąpaniu, nakarmieniu i uśpieniu Chru i przygotowaniu mleka z miodem i mlekiem dla Miła), które zakończyło się powrotem po trzeciej nad ranem, wprost w objęcia córki, która właśnie się spontanicznie przebudziła.. A propos wyjścia, nie dość, że od razu po przekroczeniu progu "Przekąsek Zakąsek" zostałam obdarzona bardzo estetycznym uśmiechem i mi się przedstawiono i wypito ze mną dwa kieliszki to jeszcze przetańczyłam 4 godziny w miłym towarzystwie moich wspaniałych Pani A. i Pana A.
Tymczasem jutro mam spotkać się z kimś, z kim od dwóch tygodni prawie co wieczór wypisuję około trzech godzin.. Mamy numery swoich telefonów, ale nie znamy swoich głosów.. Trochę się martwię bo zazwyczaj pojawia się około 22.00, już 22.40 i jeszcze go nie ma.. Jeśli wycofa się ze spotkania będę niepocieszona, ale szybko to sobie jakoś wytłumaczę.. Jakoś tak zdroworozsądkowo i udam, że mi w ogóle nie zależało.. Na razie zależy..
5 września minęło 16 lat od mojego ślubu z M. Tak się złożyło, że M. był tego dnia w Warszawie na szkoleniu. Poszliśmy do kina na "Nietykalnych". Piękny film.. Smutny, zabawny.. Siedziałam w ciemnej sali i myślałam jakby to było usiąść obok kogoś, kogo mogłabym trzymać za rękę.. Dziwnie...
Mił jest - tymczasem - całkiem zadowolony z gimnazjum. Myślę, że w dużej mierze dzięki koleżance Alicji, której (ze względu na mnóstwo podobieństw związanych z zainteresowaniami i opiniami na różne tematy) zdążył się już oświadczyć.. Powiedziałam mu "Synu, daj sobie jeszcze kolejne 13 i pół roku na takie decyzje". .
Chru trochę łobuzuje, a trochę mnie rozbraja tymi swoimi "Cześć, mama, co robisz?", "Dziękuję za pomoc, mamusiu", "No jestem. Co u siebie słychać?".. Jest bardzo rozmowna, bardzo elokwentna i komicznie uprzejma..
P. od tygodnia ma depresję/psie muchy w dupie, czyli nic nowego.. Mam go dosyć, tej jego "kleszczowatości", jęków, stęków ("Jest mi bardzo smutno.. bardzo... Nie, nie powiem Ci dlaczego.. Zastanów się nad tym"), skupiania na sobie uwagi za wszelką cenę, łącznie z moim płaczem. Nie umiem sobie poradzić z tym, co robi. Na przykład z tym, że w czwartek zabrał mojego tatę na konsultację u dobrego neurologa, wykupił mu recepty i zatankował samochód do pełna..
Po raz pierwszy od pół roku umówiłam się z moją panią psycholog. Zwyczajnie nie mam pomysłu na to jak powinnam się wobec niego zachowywać..
Co będzie to będzie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz