Krótko:
Chujnia jest taka, że komornik zablokował mi konto. Odkryłam to po 18.00. Wszystkie pieniądze jakie miałam (na życie + drobne oszczędności, prócz ocalałych 200zł.) są niedostępne. A to z powodu, iż w 2011r. jakaś pizda nie odnotowała wpłynięcia pisma rozwiązującego umowę dot. ubezpieczenia samochodu, który (kurwa!) był na mnie, a który P. sprzedał po naszym rozstaniu. Oczywiście naliczono 1400zł należności.. Sprawę załatwiałam w czerwcu ubiegłego roku, ale ponownie jakaś pizda nie przesłała dostarczonego przeze mnie potwierdzenia i Allianz przekazał sprawę do komornika. Zajęłam się tym w ubiegłym tygodniu - dzwoniłam do komornika, firmy pośredniczącej i samego ubezpieczyciela, dział windykacji Allianz miał rozwiązać problem w trybie przyspieszonym.. Efekt jak widać.. Od rana dzwonię do wszystkich świętych i interweniuję! Mił miał 15 urodziny, w niedzielę tata przyjeżdża umalować mi mieszkanie.. tak w ogóle - do 10 marca jeszcze fchuj daleko, więc.. :/
Wracałam do domu na piechotę. Przy pl. Zbawiciela wryło mnie kompletnie. Co prawda motocykl się nie zgadzał, ale facet w kombinezonie i kasku (postura, ruchy) do złudzenia przypominał Rafała... Kuźwa.. Przeszłam szybko, schowałam się za filarem i próbowałam to jakoś zweryfikować. Przez jakąś minutę gapiłam się, a serce waliło mi jak młot. Ostatecznie to chyba nie był on (człowiek miał za mały nos, a i oczy mi jakoś dziwnie zachodziły mgłą), ale gdy wszedł do budynku przy placu, nagle poczułam się zupełnie zdezorientowana. Rozglądałam się na boki.. nie wiedziałam gdzie jestem :/ Bez sensu..
A teraz z cyklu: "Mężczyźni w moim życiu" i "Wiem, czego NIE chcę" :
Po pierwsze: dwukrotny kochanek. Zarówno na jego jak i zapewne na moim miejscu, mógłby być ktokolwiek inny. Ascetycznie na poziomie intelektualnym, w słowach, gestach oraz namiętności i czułości. Uświadomił mi, że jestem za dobra by sprowadzać kontakt ze mną do zdawkowych smsów i seksu zaspokajającego jedynie potrzeby samca uczestniczącego w czynnościach. Uczcijmy go minutą ciszy.
Po drugie: mój nietknięty cielesnością totalny kompan w muzyce/metafizyce/mroku codzienności. Dochodzę właśnie do wniosku, że znajomość z A. stanęła w dziwnym punkcie. Poświęcam tej relacji bardzo dużo czasu. Gadamy na FB codziennie, czasami wiele godzin (chodzę spać o 2 w nocy), pokłóciliśmy się (ale bez obrażania się), a ja potrafię być "przy nim" konkretna, z jajami i - generalnie - sobą być potrafię. Tylko po co mi to? Nie mówię o "byciu sobą", tylko .. no właśnie.. Znam siebie, przyzwyczaję się. Tymczasem ostatnio zakomunikował, że w marcu, w zasadzie na pewno, wyjeżdża do pracy do UK. Maksymalnie na pół roku. Musi zarobić pieniądze na utrzymanie, zmienić otoczenie. Rozumiem go. Do W-wy, do mnie, raczej się nie wybiera. Oczywiście gdy rozmawiamy używamy sformułowań pt. "dokończymy gdy się spotkamy" itp., ale.. Ja nie chcę mieć "przyjaciela", z którym gadam godzinami na fejsie, a którego nie widuję w realu, i który wciąż przeżywa swój burzliwy związek z jedyną dziewczyną jaką kochał w życiu oraz z nią rozstanie.
To naprawdę super, że A. mnie lubi i uważa, że jestem zajebista, ale ja potrzebuję kogoś kto prócz tego, że będzie to wszystko wiedział, właśnie dlatego będzie chciał ze mną/przy mnie być. Jako mój mężczyzna. Ot i fanaberia.
Uczę się. Całe życie. Aż mi głowa pęka. Dosłownie..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz