środa, 15 lipca 2015

„A kiedy zamierzasz ją zabrać na prawdziwe wakacje?” – znacie to?


Matka jeszcze przed czterdziestką, z kredytem hipotecznym na lokum typu „szuflandia”, pracą na umowę o dzieło od 10 do 18-tej, psem, biletem miesięcznym i najfajniejszą Córką. Córką dzieloną z kochającym ją Tatą, ale szczęśliwie od dłuższego czasu mieszkającym w innej części miasta. Tatą płacącym alimenty w wysokości dalekiej od pazerności wobec faktu, że w tym roku znów przekroczył próg podatkowy (o czym poinformował matkę telefonicznie słabym głosem). Jego również dopadł kryzys franka związany z posiadanym przestronnym mieszkaniem, remontem tegoż, wysokie opłaty za dobrej klasy samochód, paliwo itd. Rozdzielność życiowa trwa już jakiś czas, obie strony wypracowały coś na kształt małej stabilizacji. Pech chce, że co roku przychodzi lato, a wraz z nim pytanie zasadnicze Taty „Dokąd ją zabierasz na wakacje?”.

Matka od marca kombinuje jak podzielić ekstra pieniądze, które zjawiły się na koncie w formie zwrotu podatku. Przydałoby się dokończyć malowanie ścian w kupionej dwa lata temu „szuflandii”, kupić Córce łóżko, stół do pokoju (bo ile można jeść w kucki przy stoliku z Ikei?), wymienić baterie w łazience, starą pralkę wyrzucić i wstawić taką działającą, komputer się popsuł, po drodze urodziny kilku bliskich osób i wesele przyjaciół. No i żeby jeszcze coś zostało na „czarną godzinę”, bo przecież w tym domu pensja (podobnie jak matka) jest tylko jedna. Jako, że w pracy wszyscy dookoła kupują „all inclusive” we wszelakich miejscach na świecie, w okolicy czerwca matka w odpływie rozsądku zaczyna nerwowo surfować po sieci. Może by tak wziąć Córkę i pojechać last minute do dwugwiazdkowego „hotelu” na jakąś dziką (bo prawie nie odkrytą przez turystyczną infrastrukturę i kulturę) grecką wyspę?  I tym szerokim gestem wydać cały zwrot podatku.. W kraju nad Wisłą też lekko nie jest. Kwatery nad morzem w cenach „toskańskich”. W góry latem jechać nie ma sensu. Camping na Mazurach? Super, ale plecy matki nie są już pierwszej młodości, poza tym za wąskie i chyba trudno będzie na nich zmieścić namiot, walizki, łopatkę, szpadelek i środki czystości, oraz czy Polski Bus dowozi na ten camping? Tak więc pełnopłatne wczasy raczej odpadają. Logistyka i wyczulenie na potencjalny debet na koncie mówią „nie, to byłoby nierozsądne”, a przecież pojedyncza matka musi się charakteryzować ekonomicznym rozsądkiem. Ech… Nie tracąc pogody ducha matka myśli – nieważne, czy pojedziemy gdzieś na dłużej czy nie, najfajniejsze jest to, że będziemy razem, wokół życzliwi ludzie, a i metropolia oferuje szereg atrakcji. Kwestię wypoczynku daleko poza domem pozostawmy otwartą.

Matka ma to szczęście, że urlopuje ponad miesiąc (taka praca). Zajmuje się więc Córką, rozwiązując tym samym problem zamkniętego przedszkola. A przecież to nie tylko jej problem, wydawałoby się.. Tata również uprawiając wolny zawód, oddaje się karierze i obowiązkom. Oczywiście, że porwie Pierworodną na wspaniałe wakacje, ale jeszcze nie wie kiedy. Przysiądzie wieczorem i napisze w mailu. Ale ale… kiedy Ty, Matko, zapewnisz dziecku prawdziwie wakacyjny odpoczynek?

Przychodzi lipiec. Matka z Córką wyprawiają się z Córką do bliskiej rodziny do odległego o sto kilometrów miasta, gdzie Mała przez cały dzień biega po podwórku, chodzi po lesie, pływa na rowerach wodnych, czy delektuje pysznymi lodami. Potem kolejne sto kilometrów autostradą do przyjaciół z dwójka dzieci. Atmosfera super, długie śniadania i kolacje, domowa pizza, smakołyki, spacery, ZOO i budowanie babek na plaży miejskiej, długie dzieciaków rozmowy i senna mantra co wieczór „Mamusiu, tęsknię za naszym mieszkankiem”. Matka nie skąpi grosza na przyjemności. W końcu jest lato i czas poszaleć!

Wracają szczęśliwe po dziesięciu dniach. Nazajutrz stęskniony Tata przyjeżdża po Córkę i ku totalnemu zaskoczeniu matki pyta „A kiedy zamierzasz ją zabrać na prawdziwe wakacje?”. Matka w konsternację „Nooo.. przecież dopiero wróciłyśmy”. Okazuje się, że taki wyjazd się nie liczy. On zamierza zabrać Córkę („jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale wkrótce”) na kilka dni nad morze, może nawet dwukrotnie i właśnie o taki wyjazd chodzi. Dziecko powinno chociaż raz w roku pojechać z rodzicem na prawdziwy urlop, mieć poczucie, że jest na prawdziwych wakacjach.  To dla dziecka (!?) bardzo ważne. Poza tym, jak to matki „nie stać”? Przecież On jej płaci alimenty! Matka błyskawicznie przypomina sobie sytuację z ubiegłego roku, jak w analogicznych okolicznościach dowiedziała się, że skoro Tata zabiera Córkę nad morze, a matka nie, przelew w sierpniu zostanie uszczuplony o 1/3. Bo tak będzie sprawiedliwie. Bo nie ustalili tego w sądzie, lecz polubownie (przecież są cywilizowanymi ludźmi).

Matka siedzi i zachodzi w głowę o co kaman..






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz