Przychodzi grudzień. Od ostatniego seksu z czyimś mężem minęły prawie trzy tygodnie i ledwie kilka zamienionych zdań. Zaczynasz się przygotowywać do faktu, że w tym okresie zapewne poświęci czas i uwagę rodzinie, może właśnie nabywa prezenty (dzieci chcą pieniądze, żona dostanie smartfona i książkę, teściowa też coś do czytania) i myślisz sobie - Aaaaaaaaaaa... do jasnej cholery! Niech on wreszcie zniknie z mojego życia!
Dzień firmowej Wigilii. Kilka godzin wcześniej zaproponował, że zawiezie ci choinkę (zakład pracy obdarowuje) do domu. Tak było w tamtym roku. Wchodzisz do budynku, przemówienie w foyer, pierwsza osoba jaką widzisz to on. Patrzy, uśmiecha się. Kiwasz głową w odpowiedzi i już wiesz, że cię wkurwia. I wkurwia cię, że pieprzone "aniołki" roznoszą opłatek w koszyczkach. Wypierdalać z tymi życzeniami. Na szczęście jest mnóstwo ludzi, więc udaje ci się sprytnie uniknąć spotkania, choć on krąży i się rozgląda. Wypijasz kieliszek białego wina i złość rośnie. Miętolisz ją w środku, zgniatasz w kulkę i chowasz w centralnym punkcie żołądka. Wybierasz małą choinkę. W razie czego zawieziesz ją do domu autobusem. Koleżanka oferuje pomoc. Przystajesz z chęcią. On dzwoni i pyta, czy już masz drzewko, a ty lodowatym tonem odpowiadasz - Tak, ale już sobie załatwiłam transport, dzięki (w myślach dodajesz "więc przestań być, kurwa, taki troskliwy i zajmij się żoną, albo dupą kolejnej kochanki"). I ta zgnieciona kulka zaczyna ci się obijać o ściany żołądka i mikro drgania rezonują w całym ciele.. Tymczasem trzeba to zignorować, zawieźć choinkę do domu, zrobić zakupy w Biedronce, obiad, pranie, pozmywać, obejrzeć Kucyki, Janusza Gajosa na TVP Kultura i wytrzymać do momentu, aż wszyscy pójdą spać i dopiero wtedy pozwolić sobie na dwie żałosne strużki, które wsiąkną w jebaną poduszkę i o których nikt się nie dowie. Bo w końcu "bez przesady".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz