poniedziałek, 28 maja 2012

28 maja

"A potem, zaraz jak nastała nowa Polska, Santorski wydał ''Toksycznych rodziców''. Rany, to był szał. Jakby nagle wszystkim spadły maski z twarzy. Lata 90. ubiegłego wieku przyniosły odkrycie, że rodzice to potwory. Psychologiczne wampiry. Mało tego, niedoszłe ideały, nasze niedoścignione bóstwa okazały się odpowiedzialne za nasze życiowe błędy, niedostatki, porażki i cierpienia. Chłopak cię nie kocha? Bo tata odszedł, gdy go potrzebowałaś. Jesteś nieśmiała? Bo matka cię nigdy nie chwaliła.
To było tak wspaniale wyzwalające! Zamiast skupiać się na tym, co możesz zmienić w swoim życiu, zamiast męczyć się, próbując się zmienić, walczyć z własnymi ograniczeniami, wystarczyło odkryć, że mama była toksyczna. Wow." ostatnie WO

poniedziałek, 21 maja 2012

21 maja

Poszłam na „Hollyday”. Pawlicki, zaiste, rozebrał się.
To już nawet nie chodzi o te pośladki i wejście nago pod prysznic na scenie..
To chodzi o brak. O ‘niemanie’. O absencję. O nieobecność. O plusy ujemne. O odmowę dostępu. O nicht. O ‘no way’. O ‘znikąd pomocy’.
Moi faceci nigdy nie byli Adonisami. Oczywiście, z całym szacunkiem dla nich.. no, przynajmniej dla niektórych.. Nigdy nie zwariowałam na punkcie ich cielesności, choć na punkcie miłości fizycznej z.. było przyjemnie blisko. Raz też zdarzyło się poderwanie przez wyjątkowego przystojniaka, ale nic tak nie studzi wspomnień jak wrażenie bycia poniekąd zgwałconą, a wszystko przez dużą ilość alkoholu i zerową asertywność w zderzeniu z bezwzględną determinacją i doświadczeniem w temacie..
No więc nie rozpalały mnie do granic niczyje ramiona, ani brzuch, ani plecy, ani nogi.. No jakoś nie.. Zawsze miałam tak cholernie niskie poczucie własnej wartości! Nie pomyślałabym nawet, iż jakiś zajebisty chłopak/facet może się mną zainteresować, o zachwycie nawet nie wspominając..  No i to moje odpowiedzialne podejście do związku, do rodziny. Ta wpojona przez mamę rola kobiety..  Obowiązki uber alles! No i tym sposobem było minęło..
Widok Pawlickiego uświadomił mi, że to się już raczej nigdy nie wydarzy.. Że pewne rejony męskości są dla mnie zamknięte. Że takie młode ciało lgnie do innego młodego ciała. Że – jeśli już, cudem!,  zdarzyłaby się hipotetyczna sytuacja – moje zainteresowanie mogłoby być śmieszne. Że nie powinnam się uśmiechać i robić za żałosną, wyobrażając sobie nie wiadomo co.. Że Szumowska i Kościukiewicz to inna galaktyka. Że mam dwójkę dzieci i to jest najlepsza antykoncepcja, a w zasadzie metoda prewencyjna. Że rano budzę się coraz brzydsza.. Że sama pozostawiam coraz więcej do życzenia.. 
Patrzę na mężczyzn, którzy.. nie, nie ‘otaczają’ , tylko ‘mijają’ mnie np. w pracy. Rozmawiając z kilkoma z nich uświadomiłam sobie jak szerokie, kojące (dla swoich dziewczyn) mają ramiona. To jakaś wartość dodana jest.. ale nie za wszelką cenę..  
Przypominam sobie scenę z ubiegłych wakacji. Robię zakupy w delikatesach, Chru na wózku majta nogami. Odwracam się w stronę drzwi i widzę dwóch panów B., idą w stronę samochodu.  Jeden z nich kilka dni wcześniej kompletnie nie sprawdził się w roli kochanka. A ja patrzę na jego plecy w białym podkoszulku i myślę tylko o tym, jak cudnie było się schować w tych ciepłych ramionach.. Wielkie rozczarowanie i tak charakterystyczny dla mnie cud niepamięci..
Idę się przejść i pocierpieć w metafizycznym zaciszu..

środa, 16 maja 2012

16 maja

W sobotę byliśmy na komunii mojego chrześniaka. Po obiedzie dowiedzieliśmy się, że nie żyje babcia Irena, czyli mama mojej mamy..Ponownie pożyczyłam samochód od P. i wybrałam się, tym razem tylko z Miłem, na pogrzeb. Dziwne są te rodzinne uroczystości.. W trakcie mszy ksiądz straszył, że tych, których Bóg nie zna bo nie chodzą do kościoła, po prostu nie wpuści po śmierci do raju.. Nad grobem było zimno, nie czułam nic prócz chłodu. Na obiedzie w restauracji patrzyłam na bliższych i dalszych krewnych.. Szarych, wypłowiałych, pachnących potem albo tanimi perfumami.. Niektórzy próbowali brylować, niektórzy jedli w samotności. Nikt się specjalnie nie smucił.. Umówmy się - nie pożegnaliśmy naszej ukochanej "babuni", tylko.. Podobno nie mówi się źle o umarłych. No więc na tym koniec..

Wróciliśmy późno. W nocy Chru wymiotowała, od rana miała biegunkę.. Zostałam z nią do czasu aż P. wrócił z pracy. Zrobiłam cztery prania. Nie chciało mi się nawet malować. Byłam zmęczona, niewyspana, zmartwiona.. Na szczęście lekarka, która zbadała Chru powiedziała, że to jakaś 'wirusówka', zaleciła smectę i witaminę c oraz dużo płynów. Rozmawiałam z P. przed chwilą. Oglądają Pata i Mata, Młoda przytula się do kota, ale jest trochę cieplejsza niż zazwyczaj. Mam nadzieję, że nie pochoruje się jakoś poważnie :( Jutro jej urodziny.. Mają podjechać rano, umówiliśmy się też na obiad pod wieczór..
Właśnie dzwonił P., Chru znowu ma biegunkę, chce pić mleko, a lekarka zaleciła dietę.. Mała marudzi i popłakuje. Z jednej strony mam wyrzuty sumienia, bo powinnam być przy niej. Z drugiej - w końcu jest ze swoim tatą, na pewno sobie poradzą, a ja padam.. Jezu.. staram się być dziarska, ale nienawidzę gdy moje dzieci chorują :(((

Z dobrych rzeczy - dostałam zwrot podatku. Odłożyłam na oszczędności. Niech poczekają na mój urlop i jakieś przyzwoite' last minute'. Może się uda..

Wczoraj wieczorem dzwonił brat. Przyjeżdżają na początku lipca. Naprawdę się cieszę! Nie widziałam go 2 lata. Chciałabym, żeby to był fajny czas..

Moi artyści z Poznania są - po moim mailu - na 'tak'. Podobno ma do mnie dzwonić korzystny wokalista (śnił mi się, don't ask..). Modliłam się, żeby to nie było dzisiaj, bo mam pustkę w mózgu.. Powinnam do nich pojechać. Pójść na wino, zjeść zapiekankę, pogadać o życiu i starych Polakach. Tak czuję. Jeśli Michał nie zadzwoni do jutra, zrobię to sama. Adam gitarzysta mierzy się z ciężką chorobą mamy. Faken szit.

Powinnam jeszcze napisać kilka maili, a kompletnie nic mi się nie chce.. prócz spania, oczywiście.. Luli laj luli laj..

Jeszcze dwie godziny i zacznę rodzić..

czwartek, 10 maja 2012

10 maja

To poniekąd zabawne.. Dostałam dziś pensję pomniejszoną o 500zł z powodu "niezrealizowanego cyklu". Dzisiaj też okazało się, że - dzięki mojej wczorajszej rozmowie z pewnym człowiekiem, który ma kontakty w środowisku - w przyszłym tygodniu reporter jedzie do Włoch by nakręcić materiał z Savage i Sandrą, będą z tego dwa odcinki.. Czy w związku z tym mam w przyszłym miesiącu spodziewać się pensji wyższej o 1000zł? Szczerze wątpię. Co ciekawe, moja koleżanka, która jest wydawcą, również.. Znikąd pomocy w tej pieprzonej korporacji..

Wczoraj w nocy napisałam obszerny mail do chłopaków z wiadomego zespołu. Nie mogłam zasnąć do drugiej.  Potwierdzenie odebrania wiadomości przyszło po 18.00. Ciekawe co się tam teraz dzieje.. Z jednej strony bardzo mi na tym zależy, z drugiej czuję się tak jakbym czekała na wynik rozmowy o pracę. Ponieważ merytorycznie wspierałaby mnie w menadżerowaniu firma moich znajomych, urządziliśmy we wtorek "burzę mózgów". Podsumowanie było takie, że nie możemy wszystkiego czego potrzebuje zespół robić tylko za tantiemy z przyszłych koncertów. Konieczna jest podstawa. Nie określiłam jej wysokości we wspomnianym mailu, uznaliśmy bowiem, że o pieniądzach należy rozmawiać osobiście. Dzisiaj 50 razy otwierałam ten list do nich i czytałam w kółko. Wydaje mi się w porządku. Ciekawe czy im też.. Szkoda byłoby stracić szansę na prace z tak dobrym zespołem, ale nie mogę poświęcać czasu, którego nie mam za dużo, na zajęcie opłacalne w przyszłości.. Mam już dosyć takich doświadczeń z G. Ostatnio znów mu pomogłam. Nie wiedział jak wycenić napisanie muzyki do spotu reklamowego, co mu zaproponowano. Jeszcze podpowiadałam jak właściwie sformułować ofertę. I znów ani słowa o tym, że coś z tego będę miała.. Kuźwa.. Rzygam tym..

Nie podoba mi się singiel tegorocznego MG. Pan Dyjak był dziś w Żywcu albo naćpany, albo pijany.. Jak dla mnie porażka..

Chru zrobiła dziś po raz pierwszy w życiu siku do nocnika. Jestem szczęśliwa !

Umowa dla K. poprawiona, obiad na jutro podszykowany. Idę zmyć makijaż i stać się zombie oraz powiesić pranie.

Spaaaać....

środa, 2 maja 2012

2 maja

Home alone..

Tak się złożyło, że P. pojechał wczoraj z Chru do swojej mamy. Mił zabrał się z nimi , a w tej chwili jest już z tatą w Karkonoszach. Ergo - od 36 godzin jestem sama. Częściowo w pracy, a częściowo w domu. Wczoraj wyszłam z fabryki o 15.00 (Królowa dała nam "wolne") i poszłam na piechotę nad Wisłę. Wróciłam o 18.00, zmęczona, z pokaleczonymi od butów stopami, ale jakoś tam szczęśliwa. Zdezorientowana perspektywą samotnego wieczoru. W zasadzie siedząc na schodach niedaleko "Cudu", już wtedy czułam się dziwnie. Nie musiałam na nikogo uważać, nikogo upominać, realizować niczyich potrzeb... Ot, bezpańska matka.. Pewnie dlatego, że to pierwsze dwa dni w pojedynkę od pół roku.. Wchodziłam po kilka razy na Chrupowego bloga. Popatrzeć..

Wieczorem rozmawiałam z gitarzystą BARDZO dobrego zespołu. Zespół ów bowiem szuka menadżera. Dodam, że od kilku miesięcy bezgranicznie się w nich kocham, koncert w Trójce był jednym z tych, który wywarł na mnie piorunujące wrażenie..na dodatek ich (doskonały!) wokalista będzie od maja dzielił swój czas między nich, a kapelę, która po 20 latach zakończyła współpracę z własnym "głosem" i zaprosiła go do wspólnego grania. No cuda..
Gitarzysta ujawnił sytuację grupy, oraz fakt iż rozmawiał już z kilkoma osobami w sprawie menadżerowania. Jak dotąd bez skutku. Oczywiście moja rozmowa z Adamem nie była przypadkiem. Skontaktował nas P. Jestem mu za to wdzięczna. Naprawdę. Nie cierpię tego, że wciąż pojawia się na mojej drodze, ale z drugiej strony nie zabiegam o to. Koniec końców, jeszcze późniejszym wieczorem P. przesłał mi sms od człowieka, z którym spędziłam półtorej godziny na telefonie. "Rozmawiałem z D. Petarda!!!!". Miło, nie powiem :) Czekam na mail z podsumowaniem ich potrzeb i ewentualnymi warunkami współpracy. Dostanę go (podobno) jutro. Oczywiście zaczęłam bardzo intensywnie myśleć co z tym wszystkim począć. Nie mam firmy, a TEN zespół zasługuje na poważne potraktowanie. Jeszcze nie wiem do końca jak rozwiążę ten problem, ale mam pomysł. Mąż mojej bliskiej koleżanki założył jakiś czas temu firmę menadżerską, bardziej zorientowaną na szołbiznes, telewizję, prowadzenie imprez itd. Zagadnęłam dziś D., okazuje się, że wciąż działają i wypływają na szersze wody. Pracują nad nową zawartością strony, umowami itp. Jutro rano jem z Przemem śniadanie. Chcę mu zaproponować pociągnięcie drugiej "nóżki", czyli impresariat muzyczny pod szyldem jego firmy. Potrzebuję formalnego wsparcia, ciekawe co on na to. D.wydawała się być zachwycona :)

A propos różnych "współprac". Pomyślałam sobie ostatnio, że mój Artysta G. będąc na Fryderykach i wyjeżdżając następnego dnia o 15.30 nawet nie zaprosił mnie na obiad. Zjadł sam, spiesząc się na pociąg i od tej pory cisza.. Kuźwa.. No nic..

Po prawej stronie kamienicy, w której mieszkam stoi niewielki apartamentowiec. Sprawdzałam w necie - mieszkanie 65 metrowe kosztuje prawie milion. Właśnie wprowadzają się kolejni lokatorzy. Krzątają się, ogarniają przestrzeń, wieszają lampy, ustawiają regały na książki. Fajnie im. Mnie jakoś przykro. Oczywiście to nic osobistego. Tak po prostu..