środa, 16 maja 2012

16 maja

W sobotę byliśmy na komunii mojego chrześniaka. Po obiedzie dowiedzieliśmy się, że nie żyje babcia Irena, czyli mama mojej mamy..Ponownie pożyczyłam samochód od P. i wybrałam się, tym razem tylko z Miłem, na pogrzeb. Dziwne są te rodzinne uroczystości.. W trakcie mszy ksiądz straszył, że tych, których Bóg nie zna bo nie chodzą do kościoła, po prostu nie wpuści po śmierci do raju.. Nad grobem było zimno, nie czułam nic prócz chłodu. Na obiedzie w restauracji patrzyłam na bliższych i dalszych krewnych.. Szarych, wypłowiałych, pachnących potem albo tanimi perfumami.. Niektórzy próbowali brylować, niektórzy jedli w samotności. Nikt się specjalnie nie smucił.. Umówmy się - nie pożegnaliśmy naszej ukochanej "babuni", tylko.. Podobno nie mówi się źle o umarłych. No więc na tym koniec..

Wróciliśmy późno. W nocy Chru wymiotowała, od rana miała biegunkę.. Zostałam z nią do czasu aż P. wrócił z pracy. Zrobiłam cztery prania. Nie chciało mi się nawet malować. Byłam zmęczona, niewyspana, zmartwiona.. Na szczęście lekarka, która zbadała Chru powiedziała, że to jakaś 'wirusówka', zaleciła smectę i witaminę c oraz dużo płynów. Rozmawiałam z P. przed chwilą. Oglądają Pata i Mata, Młoda przytula się do kota, ale jest trochę cieplejsza niż zazwyczaj. Mam nadzieję, że nie pochoruje się jakoś poważnie :( Jutro jej urodziny.. Mają podjechać rano, umówiliśmy się też na obiad pod wieczór..
Właśnie dzwonił P., Chru znowu ma biegunkę, chce pić mleko, a lekarka zaleciła dietę.. Mała marudzi i popłakuje. Z jednej strony mam wyrzuty sumienia, bo powinnam być przy niej. Z drugiej - w końcu jest ze swoim tatą, na pewno sobie poradzą, a ja padam.. Jezu.. staram się być dziarska, ale nienawidzę gdy moje dzieci chorują :(((

Z dobrych rzeczy - dostałam zwrot podatku. Odłożyłam na oszczędności. Niech poczekają na mój urlop i jakieś przyzwoite' last minute'. Może się uda..

Wczoraj wieczorem dzwonił brat. Przyjeżdżają na początku lipca. Naprawdę się cieszę! Nie widziałam go 2 lata. Chciałabym, żeby to był fajny czas..

Moi artyści z Poznania są - po moim mailu - na 'tak'. Podobno ma do mnie dzwonić korzystny wokalista (śnił mi się, don't ask..). Modliłam się, żeby to nie było dzisiaj, bo mam pustkę w mózgu.. Powinnam do nich pojechać. Pójść na wino, zjeść zapiekankę, pogadać o życiu i starych Polakach. Tak czuję. Jeśli Michał nie zadzwoni do jutra, zrobię to sama. Adam gitarzysta mierzy się z ciężką chorobą mamy. Faken szit.

Powinnam jeszcze napisać kilka maili, a kompletnie nic mi się nie chce.. prócz spania, oczywiście.. Luli laj luli laj..

Jeszcze dwie godziny i zacznę rodzić..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz