poniedziałek, 21 maja 2012

21 maja

Poszłam na „Hollyday”. Pawlicki, zaiste, rozebrał się.
To już nawet nie chodzi o te pośladki i wejście nago pod prysznic na scenie..
To chodzi o brak. O ‘niemanie’. O absencję. O nieobecność. O plusy ujemne. O odmowę dostępu. O nicht. O ‘no way’. O ‘znikąd pomocy’.
Moi faceci nigdy nie byli Adonisami. Oczywiście, z całym szacunkiem dla nich.. no, przynajmniej dla niektórych.. Nigdy nie zwariowałam na punkcie ich cielesności, choć na punkcie miłości fizycznej z.. było przyjemnie blisko. Raz też zdarzyło się poderwanie przez wyjątkowego przystojniaka, ale nic tak nie studzi wspomnień jak wrażenie bycia poniekąd zgwałconą, a wszystko przez dużą ilość alkoholu i zerową asertywność w zderzeniu z bezwzględną determinacją i doświadczeniem w temacie..
No więc nie rozpalały mnie do granic niczyje ramiona, ani brzuch, ani plecy, ani nogi.. No jakoś nie.. Zawsze miałam tak cholernie niskie poczucie własnej wartości! Nie pomyślałabym nawet, iż jakiś zajebisty chłopak/facet może się mną zainteresować, o zachwycie nawet nie wspominając..  No i to moje odpowiedzialne podejście do związku, do rodziny. Ta wpojona przez mamę rola kobiety..  Obowiązki uber alles! No i tym sposobem było minęło..
Widok Pawlickiego uświadomił mi, że to się już raczej nigdy nie wydarzy.. Że pewne rejony męskości są dla mnie zamknięte. Że takie młode ciało lgnie do innego młodego ciała. Że – jeśli już, cudem!,  zdarzyłaby się hipotetyczna sytuacja – moje zainteresowanie mogłoby być śmieszne. Że nie powinnam się uśmiechać i robić za żałosną, wyobrażając sobie nie wiadomo co.. Że Szumowska i Kościukiewicz to inna galaktyka. Że mam dwójkę dzieci i to jest najlepsza antykoncepcja, a w zasadzie metoda prewencyjna. Że rano budzę się coraz brzydsza.. Że sama pozostawiam coraz więcej do życzenia.. 
Patrzę na mężczyzn, którzy.. nie, nie ‘otaczają’ , tylko ‘mijają’ mnie np. w pracy. Rozmawiając z kilkoma z nich uświadomiłam sobie jak szerokie, kojące (dla swoich dziewczyn) mają ramiona. To jakaś wartość dodana jest.. ale nie za wszelką cenę..  
Przypominam sobie scenę z ubiegłych wakacji. Robię zakupy w delikatesach, Chru na wózku majta nogami. Odwracam się w stronę drzwi i widzę dwóch panów B., idą w stronę samochodu.  Jeden z nich kilka dni wcześniej kompletnie nie sprawdził się w roli kochanka. A ja patrzę na jego plecy w białym podkoszulku i myślę tylko o tym, jak cudnie było się schować w tych ciepłych ramionach.. Wielkie rozczarowanie i tak charakterystyczny dla mnie cud niepamięci..
Idę się przejść i pocierpieć w metafizycznym zaciszu..

1 komentarz:

  1. Nie, nie, nie zgadzam się. Oczywiście prawo do złego nastroju zostało dawno temu dodane do deklaracji praw człowieka i obywatela ale ja się nie zgadzam na mówienie, że "już nie dla mnie". Musimy porozmawiać poważnie. I kocham cię marudnico moja kochana, pamiętam, nawet jak nie piszę i się nie odzywam.

    OdpowiedzUsuń