Tymczasem egzekucja odroczona. Zamiast zapowiadanej rodziny Adamsów, w poniedziałek odwiedził mnie pan Adams i pani zainteresowana kupnem. Zapewniła mnie, że nawet jeśli zdecyduje się na to mieszkanie, cała sprawa potrwa kilka miesięcy (decyzja, kredyt itd) i żebym się nie martwiła bo nie będzie niczego przyspieszać broń boże.. Wydaje mi się, że oglądając to i owo mogła dojść do wniosku, iż cena jest mocno zawyżona (460tys.!). Wynajmować - spoko, kupić za tak horrendalną sumę - niekoniecznie. Pan Adams wielokrotnie odżegnywał się od dawania ogłoszeń na portale. Pani podobno słyszała o ofercie kilka miesięcy temu i po prostu zadzwoniła do drzwi.. Nevermind.
Przed ww wizytą udałam się sprawdzić czy cokolwiek mogę. Poszłam do mbanku, czyli de facto Aspiro (doradców finansowych, opierających się najpierw na mbanku, ale w dalszej kolejności również na innych bankach).Wychodzi na to, że coś tam mogę. Dziś dostałam pierwszą symulację kredytu i opłat + wysokość raty. Wczoraj mnie w ogóle o to nie zapytano, więc na wszelki wypadek (comięsięczny wpływ pt. "alimenty") odpisałam w mailu, że mam córkę oraz pracuję na umowę o dzieło. Czekam na zwrotną.. Oglądałam dziś jedno mieszkanie (365tys.), jutro idę obejrzeć następne. Oferta była zamieszczana miesiąc temu, ale to wciąż aktualne. Najładniejsze jakie do tej pory widziałam w necie, zupełnie nie do remontu, no i za 325tys. Miejscówka taka sobie (Sadyba), więc ewentualny kompromis. No nic, obejrzę, pan z banku odpisze.. się okaże..
(Jaka akcja - przed chwilą "zaczepił" mnie na FB ten koleś, z którym nawet się nie całowałam, a który po weekendzie ciszy między nami oznaczył się "w związku" z jakąś 23-latką.. Ale że o co chodzi..? Nie zamierzam reagować)
W niedzielę późnym wieczorem napisałam do Rafała, że ze względu na spodziewane wysokie stężenie stresu, chciałabym się do niego przytulić w poniedziałek wieczorem i ulec tymczasowej amnezji. Odpisał nazajutrz, że chętnie się ze mną spotka, nawet gdybym miała być kłębkiem nerwów. Na szczęście nie byłam. Rozmawialiśmy sporo, niekoniecznie na drażliwy temat, choć opowiedziałam mu o swojej koncepcji idealnego związku dla faceta, któremu marzy się kompletny brak oczekiwań od partnerki - powinien zacząć stukać facetów. My po prostu jesteśmy INNE i nie zamierzam walczyć z tym, kim jestem i jaka jestem. Drugą sprawą jest rozmiar oczekiwań i to już kwestia bardziej do ustalenia. Ponieważ głównie generalizowaliśmy, nie drążyliśmy tematu, ale obśmialiśmy się!
Pytał mnie też, czy chowam przed nim swoje młodsze dziecko, bo gdy on mnie odwiedza nigdy go (jej) nie ma, więc zastanawia się czy ona istnieje, bo może ja tylko specjalnie rozkładam dziecięce gadżety po lokalu..
Jego pragmatyzm w kwestii mieszkania jest bardzo pomocny. Uświadomił mi kilka rzeczy, doceniam i dobrze mi z tym.
Ponieważ odwiedzał tego dnia rodziców, zapytałam go o mamę. Nowotwór prawdopodobnie minął (powinna to potwierdzić oznaczając markery!), ale musi być co drugi dzień dializowana (wykończone nerki). Jeśli badania potwierdzą, że choroba ustąpiła, będzie szansa na transplantację. No więc Rafał ma tę samą grupę krwi i może zostać dawcą, tzn. on chce, ale mama się nie zgadza. Chyba nie muszę mówić jakie wrażenie na mnie robią takie rzeczy.... Zaczęliśmy tradycyjnie obracać wszystko w żart. Wymyślaliśmy np. jak mogliby nas podpisać, gdybyśmy występowali w "Rozmowach w toku". Ja uznałam, że "Daria - nikt jej nie chce" lub "Daria - boi się wiatraków i wieżowców", a u niego obstawiliśmy "Rafał - jego matka ma w dupie jego nerkę". Jestem również autorką powiedzenia "Walisz mydłem". Około północy (jako, że było ze 30 stopni) poszliśmy na spacer na Pola Mokotowskie i wstąpiliśmy do Lolka. Kupiliśmy po zimnym soku, a ja wlazłam na drewnianą konstrukcję przeznaczoną do zabawy dla dzieci (wlazł za mną). Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy na Bali. Potem położyłam się na mostku, on obok i zaczął mi rozpinać bluzkę.. Na szczęście przestał. Dodam tylko, że wszystkie krzaki na Polach były już zajęte.. Co za niefart! :) Nadrobiliśmy w domu ;-) Ponieważ przysypiał zapytałam go, czy zostanie do rana, ale podziękował ("Jeszcze bym się przyzwyczaił i to by dopiero było") , musiał wracać do Eja, który czekał na karmienie.. Powiedziałam, że nienawidzę tego sierściucha! :) Oczywiście zaraz zaprzeczyłam!
Wyszedł, a ja wkrótce usnęłam... dużo spokojniej.
Ot, taki wieczór dwojga ludzi, którzy się nie kochają i nie są ze sobą w związku...
środa, 31 lipca 2013
sobota, 27 lipca 2013
27 lipca, o czymś innym bo zwariuję!
Niczym montowanie kwiatka do
kożucha jest w tym momencie opisywanie sytuacji z R., no ale...
Zaczepiłam go we wtorek wieczorem, zadzwonił. Okazało się, że męczy go
rotawirus. Spotkaliśmy się w czwartek, poszliśmy do kina, a potem do niego.
Było, oczywiście, bardzo miło. Zapytałam go trochę pokrętnie i zupełnie bez
siły przebicia o te nasze rzadkie spotkania itd. Kwestia braku kontaktu nie
została co prawda wyjaśniona, ale brak możliwości spotkania się wynika z jego
wyjazdów. Powiedział, że to nie jest żadna strategia, po prostu tak wychodzi,
że się poumawiał i sam już ma poniekąd dosyć. Opowiedział mi parę historii,
wierzę mu. Natomiast dodał, iż założenia dotyczące naszej relacji się nie
zmieniły, "to jest constans". Ta aktualizacja mnie nie zabiła, ale
trochę wycofała. Oczywiście takie rzeczy nigdy nie umykają jego uwadze. Miałam
zostać do rana, jednak męczyłam się strasznie. Wstałam, nie budząc go, ubrałam
się i wyszłam. Napisałam tylko sms, że przepraszam za niezamknięcie (na klucz)
drzwi. Odpisał ładnie. Potem przysłał mail z kalkulatorami kredytowymi i
pytaniem "Znikłaś tylko z nocy, Maro?". Odpisałam cokolwiek.
Powtórzył więc, uzupełniając "pytam osobę, czy tylko z jednej nocy znikła,
czy musi wszystko przemyśleć, czy mam się zamknąć? :)". Napisałam
odważnie, że niezmiennie dociera do mnie, iż się "nie zakochał, nie
zakocha oraz nie przyzwyczai", więc proszę go o podpowiedź - co to dla
niego jest to coś między nami, bo chyba potrzebny mi jakiś punkt
zaczepienia.
No więc:
"Odpowiedź : bardzo ważną relacją, możliwością
poczucia niesamowitej bliskości i dzielenia się ciepłem.
Nie umiem tego nazwać jednym słowem. Czymś dużo więcej
niż przyjaźń, czymś innym niż regularny związek.
Myślę że łatwiej o Nas i tym co wiąże mówić niż pisać.
A tak w ogóle to żeby nazwać potwora najłatwiej jest odnajdywać jego cechy
wspólne z już znanymi."
O, i tak to wygląda z jego strony..
27 lipca, wkurw na maksa..
Ludzie to - czasami, ale jednak - (c)huje!!!!
W czwartek dostałam sms, że - przynajmniej do końca września - państwo właściciele nie będą wykonywać żadnych ruchów związanych z mieszkaniem. Dziś dostałam sms, że prawdopodobnie jest kupiec (no nie wiem.. weszli do środka pod moją nieobecność???) i że będę się musiała z panią jakoś dogadać oraz - kiedy mogę się spotkać w tej sprawie z państwem właścicielami.. Umówiłam się na poniedziałek.. Wieczorem przeglądałam portale z mieszkaniami. To, w którym mieszkam kosztuje 460 tys. jest na rynku od 15 LIPCA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Już ja z nimi pogadam, kurwa..Opowiastki o prawdopodobnej ciężkiej chorobie żony, tydzień temu... Uprzedzanie mnie, że może, ewentualnie, jeszcze nie wiadomo...
W poniedziałek, jak tylko Piotrek zabierze Hanu, jadę do mbanku, Notusa.. gdziekolwiek.. Czy ja mam w ogóle jakąś zdolność kredytową??? I jeśli tak, to jaką??? Najtańsze mieszkania, jakie znalazłam kosztują około 300tys. (poniżej 50m2, małe 3 pokoje, do remontu!). Kurwa.. A jeśli się okaże i z tego nici?? Muszę znaleźć coś do wynajęcia... Za chwilę wracam do pracy.. Jak ja to wytłumaczę dzieciakom......??? aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
poniedziałek, 22 lipca 2013
22 lipca. Co za...
..(c)hujowy dzień...
niech go (c)huj strzeli i mu podobnych i niech znikną na zawsze..
Oblepił mnie dzisiaj, oddychać nie sposób, nawet przez pory w skórze.
O sytuacji z mieszkaniem mam się dowiedzieć za około tydzień. Nie przeszkodziło mi to jednak odebrać jakąś godzinę temu domofonu i zmierzyć się z pytaniem "Nazywam się... i pracuję w firmie Home Broker. Mamy podpisaną umowę na sprzedaż mieszkania, a nie wiem czy to wciąż aktualne bo nie można się do państwa dodzwonić...". Kurwa...
R. (jak pamiętamy - przez ostatnie 7 dni pojedynczy sms i to w odpowiedzi na mój..) napisał mi dziś krótki mail (zaczynając - przyznaję - uroczo tzn. "Smoluszku" ), że dopadł go jakiś wirus oraz "odezwę się gdy formy mi przybędzie. Do miłego". Żadnego "ale napisz co u Ciebie" lub "czy u Ciebie wszystko w porządku?". Cokolwiek, co świadczyłoby, że to go jakoś interesuje, że to nie jest tylko uprzejma informacja, ale jakiś.. kurwa... no nie wiem.. elektroniczny zamiennik spotkania, które dziś nie może się zdarzyć. Początek wymiany kilku wiadomości... Ja już nie mówię o zwykłej rozmowie telefonicznej! Nie. Mnie tam, w jego głowie, w ogóle nie ma. Jestem gdy czas sprzyja, gdy przychodzi ochota, gdy zatęskni za bliskością.. Odpisałam, że forma maila jest tak zamknięta, iż - zamiast zapytać czy mogę mu jakoś pomóc lub napisać co u mnie - mogę go tylko przyjąć do wiadomości. Kurwa... Pomyślałam wczoraj, że przy najbliższej okazji zapytam go, czy ten coraz rzadszy kontakt to po to by mnie od siebie odzwyczaić? Chodzi o zachowanie pierdolonego bezpiecznego dystansu? A może "wyciszamy" tę nieokreśloną żadnym słowem relację...? To wspaniałe być takim w dupę konsekwentnym.. Od dwóch dni oglądam stare odcinki "Seksu w wielkim mieście" i co wyłowiłam? Że niemal każdy facet, którego spotykają bohaterki, po spędzonej z nimi nocy pyta "Widzimy się wieczorem?"..
No mam taki moment, że mogłabym pójść do łóżka z kimkolwiek.. mogłabym nawet do Remika zadzwonić, kurwa..
I katuję się The National "I don't wanna get over you...". Nuciłam to sobie tydzień temu, przytulając do wiadomo kogo...
Księżna Kate właśnie urodziła. Świat zamarł i jednocześnie posrał się z wrażenia..
Jedyne ziarnko cukru w tej (c)hujozie to wizyta u profesora gin-onkologa w Łodzi. Daje bowiem nadzieję, że Mart nie musi być ciężko chora, lub tą chorobą bezpośrednio zagrożona..
Zanim pojechałyśmy do lekarza poszłam do mamy na cmentarz.. Poprosiłam ją żeby mi jakoś pomogła. Żeby nie zabierała Mart do siebie, żeby z mieszkaniem się wyjaśniło (pozytywnie...) i żeby Rafał zmienił zdanie.. Trochę za dużo życzeń jak na pierwszy raz... Chyba nie wypada..
Pełnia..
PS. Bo co?! Bo powiedziałam głośno, że jestem szczęśliwa? Że jest mi dobrze?! :(
niech go (c)huj strzeli i mu podobnych i niech znikną na zawsze..
Oblepił mnie dzisiaj, oddychać nie sposób, nawet przez pory w skórze.
O sytuacji z mieszkaniem mam się dowiedzieć za około tydzień. Nie przeszkodziło mi to jednak odebrać jakąś godzinę temu domofonu i zmierzyć się z pytaniem "Nazywam się... i pracuję w firmie Home Broker. Mamy podpisaną umowę na sprzedaż mieszkania, a nie wiem czy to wciąż aktualne bo nie można się do państwa dodzwonić...". Kurwa...
R. (jak pamiętamy - przez ostatnie 7 dni pojedynczy sms i to w odpowiedzi na mój..) napisał mi dziś krótki mail (zaczynając - przyznaję - uroczo tzn. "Smoluszku" ), że dopadł go jakiś wirus oraz "odezwę się gdy formy mi przybędzie. Do miłego". Żadnego "ale napisz co u Ciebie" lub "czy u Ciebie wszystko w porządku?". Cokolwiek, co świadczyłoby, że to go jakoś interesuje, że to nie jest tylko uprzejma informacja, ale jakiś.. kurwa... no nie wiem.. elektroniczny zamiennik spotkania, które dziś nie może się zdarzyć. Początek wymiany kilku wiadomości... Ja już nie mówię o zwykłej rozmowie telefonicznej! Nie. Mnie tam, w jego głowie, w ogóle nie ma. Jestem gdy czas sprzyja, gdy przychodzi ochota, gdy zatęskni za bliskością.. Odpisałam, że forma maila jest tak zamknięta, iż - zamiast zapytać czy mogę mu jakoś pomóc lub napisać co u mnie - mogę go tylko przyjąć do wiadomości. Kurwa... Pomyślałam wczoraj, że przy najbliższej okazji zapytam go, czy ten coraz rzadszy kontakt to po to by mnie od siebie odzwyczaić? Chodzi o zachowanie pierdolonego bezpiecznego dystansu? A może "wyciszamy" tę nieokreśloną żadnym słowem relację...? To wspaniałe być takim w dupę konsekwentnym.. Od dwóch dni oglądam stare odcinki "Seksu w wielkim mieście" i co wyłowiłam? Że niemal każdy facet, którego spotykają bohaterki, po spędzonej z nimi nocy pyta "Widzimy się wieczorem?"..
No mam taki moment, że mogłabym pójść do łóżka z kimkolwiek.. mogłabym nawet do Remika zadzwonić, kurwa..
I katuję się The National "I don't wanna get over you...". Nuciłam to sobie tydzień temu, przytulając do wiadomo kogo...
Księżna Kate właśnie urodziła. Świat zamarł i jednocześnie posrał się z wrażenia..
Jedyne ziarnko cukru w tej (c)hujozie to wizyta u profesora gin-onkologa w Łodzi. Daje bowiem nadzieję, że Mart nie musi być ciężko chora, lub tą chorobą bezpośrednio zagrożona..
Zanim pojechałyśmy do lekarza poszłam do mamy na cmentarz.. Poprosiłam ją żeby mi jakoś pomogła. Żeby nie zabierała Mart do siebie, żeby z mieszkaniem się wyjaśniło (pozytywnie...) i żeby Rafał zmienił zdanie.. Trochę za dużo życzeń jak na pierwszy raz... Chyba nie wypada..
Pełnia..
PS. Bo co?! Bo powiedziałam głośno, że jestem szczęśliwa? Że jest mi dobrze?! :(
sobota, 20 lipca 2013
20 lipca
Z cyklu "moto news"
Od wtorku rano do piątku wieczór nie mieliśmy z R. żadnego kontaktu. Nie wytrzymałam i w końcu pierwsza napisałam sms. Odpisał bardzo miłymi słowy ("Stosunkowo niedługo wracam i zamierzam eksploatować naszą więź. Będę w przyszłym tygodniu :*"), ale przykro mi, szczerze mówiąc. Ja mu chyba naprawdę nie jestem potrzebna poza tymi naszymi spotkaniami.. Ma się odezwać gdy wróci do W-wy. Żyć nie umierać, prawda...?
A teraz "Dzieje grzechu"
Nie widziałam się z patologiczną ekipą (tą, która mnie pocieszała gdy R. dał mi kosza na początku czerwca) od Openera. Napisałam wczoraj oficjalny protest do naszej "grupy" na FB. Wieczorem zadzwonił Przemek. Akurat się organizowali. Skorzystałam z obecności Mart i pojechałam do Klaudii. Remik (u rodziców którego spaliśmy w trakcie festiwalu) też tam był. Taki miałam moment, że trochę się wystroiłam. No więc zrobiłam wrażenie. Poza tym okazało się, iż ostatnia dziewczyna Remika, 23-letnia stewardesa Marta, jest nieobecna. Oczywiście pytali o sytuację z R. Byli mocno zaskoczeni, że nie ma zdecydowanego progresu. Podobno dla całej trójki wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jak para zakochanych. Remik przeglądał przedwczoraj zdjęcia zrobione nam na plaży w Redzie i stwierdził nawet, że mogłabym sobie spokojnie któreś wrzucić na tapetę w komputerze, takie są wow! Ale już kompletnie zabiło ich to jego milczenie od wtorku. Tego już nawet męska część zebrania nie potrafiła wyjaśnić..
No więc pojechaliśmy do "Na lato" i wypiliśmy po 3 kolejki. Mi, jak zwykle, nie trzeba było dużo. Gadaliśmy i tańczyliśmy. I tak od słowa do słowa, od gestu do gestu.. Przemek z Klaudią, a ja poniekąd z Remikiem. (Tutaj przypis: znamy się z Remikiem z 6 lat, od jakiegoś czasu jesteśmy świetnymi kumplami, pijemy, palimy i bawimy się razem. Również od jakiegoś czasu Przemek sugerował, że się Remikowi podobam, co ja oczywiście obracałam w żarty, bo to dopiero jest facet NIE DLA MNIE! :) Poza tym każde z nas kręci - lub próbuje kręcić - lody na boku...a w zasadzie nawet w głównym nurcie... Koniec przypisu). Około 4 rano wróciliśmy do Klaudii, zahaczając o całodobowe Tesco. Wokół roztaczała się nietrzeźwość. Rem co i rusz wykazywał w stosunku do mnie jakieś gesty oraz tp. Gospodyni rozebrała gościnną kanapę, a sama - wraz z oblubieńcem - udała się do sypialni. No i wylądowaliśmy na tej kanapie razem z brunetem poranną wieczorową porą. Zaczęłam odzyskiwać jasność sytuacji, Rem niekoniecznie. Całowaliśmy się (całkiem, bardzo całkiem well..) itd, ale... po 1. nie chciałam iść do łóżka z pijanym kumplem, który rano mógłby nie pamiętać kogo przeleciał; po 2. ta sytuacja - ze względu na nasze kumpelskie stosunki - wydała mi się dość surrealistyczna; po 3. i myślę, że najważniejsze - w głowie siedział mi R. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - chciałam być lojalna w stosunku do niego, bo przecież podświadomie i świadomie oczekuję tego samego. Mimo, że nie mam pojęcia z kim w te góry pojechał i do czego się - jak to napisał onegdaj w smsie - "zobligował"..
No więc nastała już szósta rano, ale do niczego nie doszło i obie strony zachowały cnotę. Remik przytulił mnie do klaty i tak zasnęliśmy. Ocknęłam się po 8.00, cichaczem wymknęłam z mieszkania i wróciłam do domu taksówką walcząc z obezwładniającą słabością. Na szczęście - dzięki Mart - mogłam się jeszcze położyć. Po południu napisałam do Remika "Still friends..? :)", ale dotychczas nie odpisał. Klaudia mówi, żeby się tym kompletnie nie przejmować, bo wszystko jest w najlepszym porządku, a on rzadko (im również) odpisuje i w ogóle to pewnie jedzie do Trójmiasta z ekipą i śpi :) Ja też nie sądzę by miało być coś nie halo, ale wolałabym to potwierdzić u źródła. Beczka śmiechu, kuźwa...
PS1 : Właśnie odpisał. "Oczywiście. Przepraszam jeśli zrobiłem krok za dużo :))" Czyli luz :)
O, stare odcinki "Seksu w wielkim mieście"..
PS. Poza tym wkrótce mogę mieć problem z mieszkaniem.. Tak, z tym w którym mieszkam 1,5 miesiąca :( Nie chcę mi się teraz o tym pisać... Jak już będę wiedziała na pewno to trzeba będzie się jakoś do sytuacji ustosunkować.. ech....
Od wtorku rano do piątku wieczór nie mieliśmy z R. żadnego kontaktu. Nie wytrzymałam i w końcu pierwsza napisałam sms. Odpisał bardzo miłymi słowy ("Stosunkowo niedługo wracam i zamierzam eksploatować naszą więź. Będę w przyszłym tygodniu :*"), ale przykro mi, szczerze mówiąc. Ja mu chyba naprawdę nie jestem potrzebna poza tymi naszymi spotkaniami.. Ma się odezwać gdy wróci do W-wy. Żyć nie umierać, prawda...?
A teraz "Dzieje grzechu"
Nie widziałam się z patologiczną ekipą (tą, która mnie pocieszała gdy R. dał mi kosza na początku czerwca) od Openera. Napisałam wczoraj oficjalny protest do naszej "grupy" na FB. Wieczorem zadzwonił Przemek. Akurat się organizowali. Skorzystałam z obecności Mart i pojechałam do Klaudii. Remik (u rodziców którego spaliśmy w trakcie festiwalu) też tam był. Taki miałam moment, że trochę się wystroiłam. No więc zrobiłam wrażenie. Poza tym okazało się, iż ostatnia dziewczyna Remika, 23-letnia stewardesa Marta, jest nieobecna. Oczywiście pytali o sytuację z R. Byli mocno zaskoczeni, że nie ma zdecydowanego progresu. Podobno dla całej trójki wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jak para zakochanych. Remik przeglądał przedwczoraj zdjęcia zrobione nam na plaży w Redzie i stwierdził nawet, że mogłabym sobie spokojnie któreś wrzucić na tapetę w komputerze, takie są wow! Ale już kompletnie zabiło ich to jego milczenie od wtorku. Tego już nawet męska część zebrania nie potrafiła wyjaśnić..
No więc pojechaliśmy do "Na lato" i wypiliśmy po 3 kolejki. Mi, jak zwykle, nie trzeba było dużo. Gadaliśmy i tańczyliśmy. I tak od słowa do słowa, od gestu do gestu.. Przemek z Klaudią, a ja poniekąd z Remikiem. (Tutaj przypis: znamy się z Remikiem z 6 lat, od jakiegoś czasu jesteśmy świetnymi kumplami, pijemy, palimy i bawimy się razem. Również od jakiegoś czasu Przemek sugerował, że się Remikowi podobam, co ja oczywiście obracałam w żarty, bo to dopiero jest facet NIE DLA MNIE! :) Poza tym każde z nas kręci - lub próbuje kręcić - lody na boku...a w zasadzie nawet w głównym nurcie... Koniec przypisu). Około 4 rano wróciliśmy do Klaudii, zahaczając o całodobowe Tesco. Wokół roztaczała się nietrzeźwość. Rem co i rusz wykazywał w stosunku do mnie jakieś gesty oraz tp. Gospodyni rozebrała gościnną kanapę, a sama - wraz z oblubieńcem - udała się do sypialni. No i wylądowaliśmy na tej kanapie razem z brunetem poranną wieczorową porą. Zaczęłam odzyskiwać jasność sytuacji, Rem niekoniecznie. Całowaliśmy się (całkiem, bardzo całkiem well..) itd, ale... po 1. nie chciałam iść do łóżka z pijanym kumplem, który rano mógłby nie pamiętać kogo przeleciał; po 2. ta sytuacja - ze względu na nasze kumpelskie stosunki - wydała mi się dość surrealistyczna; po 3. i myślę, że najważniejsze - w głowie siedział mi R. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - chciałam być lojalna w stosunku do niego, bo przecież podświadomie i świadomie oczekuję tego samego. Mimo, że nie mam pojęcia z kim w te góry pojechał i do czego się - jak to napisał onegdaj w smsie - "zobligował"..
No więc nastała już szósta rano, ale do niczego nie doszło i obie strony zachowały cnotę. Remik przytulił mnie do klaty i tak zasnęliśmy. Ocknęłam się po 8.00, cichaczem wymknęłam z mieszkania i wróciłam do domu taksówką walcząc z obezwładniającą słabością. Na szczęście - dzięki Mart - mogłam się jeszcze położyć. Po południu napisałam do Remika "Still friends..? :)", ale dotychczas nie odpisał. Klaudia mówi, żeby się tym kompletnie nie przejmować, bo wszystko jest w najlepszym porządku, a on rzadko (im również) odpisuje i w ogóle to pewnie jedzie do Trójmiasta z ekipą i śpi :) Ja też nie sądzę by miało być coś nie halo, ale wolałabym to potwierdzić u źródła. Beczka śmiechu, kuźwa...
PS1 : Właśnie odpisał. "Oczywiście. Przepraszam jeśli zrobiłem krok za dużo :))" Czyli luz :)
O, stare odcinki "Seksu w wielkim mieście"..
PS. Poza tym wkrótce mogę mieć problem z mieszkaniem.. Tak, z tym w którym mieszkam 1,5 miesiąca :( Nie chcę mi się teraz o tym pisać... Jak już będę wiedziała na pewno to trzeba będzie się jakoś do sytuacji ustosunkować.. ech....
wtorek, 16 lipca 2013
16 lipca nieustannie
Anegdota:
Siedzimy wczoraj wieczorem z R. na balkonie, na kanapie, trzymamy swoje 4 nogi oparte o barierkę. Przechodzi jakiś pan. Nagle słyszę "Nooo.. tak to się odpoczywa! :)". Wychylam się nad barierkę, a on "Pozdrawiam! Najlepszego życzę! :)". Odrzekłam, że dziękuję i że również.
Ludzie są zajebiści! :)
Siedzimy wczoraj wieczorem z R. na balkonie, na kanapie, trzymamy swoje 4 nogi oparte o barierkę. Przechodzi jakiś pan. Nagle słyszę "Nooo.. tak to się odpoczywa! :)". Wychylam się nad barierkę, a on "Pozdrawiam! Najlepszego życzę! :)". Odrzekłam, że dziękuję i że również.
Ludzie są zajebiści! :)
16 lipca, coś jeszcze
O, a tu, tak dla kontrastu - Jego mail z 5 czerwca, który postanowiłam odszukać i znalazłam.. W sumie to gdyby się nad tym zastanowić zawsze może powiedzieć "a nie mówiłem/pisałem?". Hmmm..... :/
Dziękuję Ci za bardzo miły czas i wspólnie przetrwane minuty .
Bardzo Cię przepraszam za niejasne przekazy z mojej strony i mam nadzieję, że nie zraniłem Cię tak by Cię zrazić.
To teraz otwartym tekstem:
U mnie jest tak, że wiem że do żadnego związku nie przywyknę (czy będzie on otwarty, zamknięty, małżeński, luźny, sporadyczny czy oparty tylko na (tu cytat) legendarnym „seksie bez zobowiązań”). Pewnie teraz się zdziwisz i zapytasz to o co temu pajacowi chodzi. Otóż pajac nie szukał niczego, czasem nad nim zapala się czerwona lampka która sygnalizuje potrzeby (ciepła, czułości, starania się o kogoś, spotkania się z kobietą, poznania nowych osób itp). Po pierwszym naszym spotkaniu pomyślałem, że jesteś super człowiekiem i piękną kobietą, że chciałbym mieć możliwość przebywania w Twoim towarzystwie. Po drugim, że nie mogę tego robić bo to najzwyczajniej w świecie zaszkodzi Tobie.
Dario, ja się nie zakochuję i moje życzenie sobie bycia z kimś uważam za potworny egoizm. Nie mogę Ci obiecać, że nie będę się starał zawrócić w głowie Kosmicznej Księżniczce. Czasem to po prostu instynkt. Nie obiecam Ci że Cię nie zranię.
Wiem że to może się wydawać niedorzeczne i patetyczne, ale tak jest
Jeżeli masz ochotę jeszcze kiedyś się ze mną spotkać to ja zawsze bardzo chętnie.
Dziękuję Ci za bardzo miły czas i wspólnie przetrwane minuty .
Bardzo Cię przepraszam za niejasne przekazy z mojej strony i mam nadzieję, że nie zraniłem Cię tak by Cię zrazić.
To teraz otwartym tekstem:
U mnie jest tak, że wiem że do żadnego związku nie przywyknę (czy będzie on otwarty, zamknięty, małżeński, luźny, sporadyczny czy oparty tylko na (tu cytat) legendarnym „seksie bez zobowiązań”). Pewnie teraz się zdziwisz i zapytasz to o co temu pajacowi chodzi. Otóż pajac nie szukał niczego, czasem nad nim zapala się czerwona lampka która sygnalizuje potrzeby (ciepła, czułości, starania się o kogoś, spotkania się z kobietą, poznania nowych osób itp). Po pierwszym naszym spotkaniu pomyślałem, że jesteś super człowiekiem i piękną kobietą, że chciałbym mieć możliwość przebywania w Twoim towarzystwie. Po drugim, że nie mogę tego robić bo to najzwyczajniej w świecie zaszkodzi Tobie.
Dario, ja się nie zakochuję i moje życzenie sobie bycia z kimś uważam za potworny egoizm. Nie mogę Ci obiecać, że nie będę się starał zawrócić w głowie Kosmicznej Księżniczce. Czasem to po prostu instynkt. Nie obiecam Ci że Cię nie zranię.
Wiem że to może się wydawać niedorzeczne i patetyczne, ale tak jest
Jeżeli masz ochotę jeszcze kiedyś się ze mną spotkać to ja zawsze bardzo chętnie.
16 lipca
"...i powiem ci, Stefan, że inny Kiler jest ci niepotrzebny...."
ech... no dobrze mi z nim..
Nie widzieliśmy się tydzień. Wczoraj miałam już taką schizę, że przewidywałam niespodziewane odwołanie spotkania/brak tematów do rozmów/a nawet to, że się pokłócimy itd itp.
No więc nic takiego się nie zdarzyło.. Wręcz przeciwnie. Nigdzie się nie spieszyliśmy i było przeeemiło. Oczywiście znów miał problem z zachowaniem przyzwoitej odległości :) Bardzo chciał wiedzieć co się u mnie działo przez te 7 dni. Rozgadał się (czym zaskoczył sam siebie). Zaczął nawet wspominać początek naszej znajomości. Podobno - ze względu na bardzo obiecującą korespondencję - obawiał się co najmniej kilku rzeczy, tzn. że nie przyjdę/konfrontacja z rzeczywistością będzie bolesna/przyślę koleżankę :) Nie ciągnęłam go specjalnie za język. Błąd! :) Poza tym wczoraj pachniałam mu naleśnikami :) A chwilę po północy, czyli po sześciu godzinach spędzonych u mnie zaproponował żebym pojechała do niego. Musiał wracać ze względu na kota (nowy nabytek, nazywa się "Ej"). Pojechaliśmy więc, bawiliśmy się z małym dzikusem dwie godziny, a potem poszliśmy spać. Przytulaliśmy się.. w sumie to po raz pierwszy, bo w Gdyni raczej tego nie robiliśmy. Budziłam się w nocy z 17 razy więc wiem... Dzisiaj on usiadł do pracy, a ja wzięłam prysznic, wypiłam kawę i wróciłam do domu. Jutro R. wyjeżdża w góry. Pojęcia nie mam kiedy się zobaczymy. Nic to. Warto czekać :)
Fajne jest to, że nie mam wrażenia iż dryfuję w kierunku zostania mimozą bez wyrazu, czego również się obawiałam.. Jestem mną. Z radarem dobrych emocji nakierowanym na niego. Dobrze mi z tym :)
CDN (pliz pliz pliz :))
PS. A na Openerze było zajebiście! :) Muzycznie i prywatnie - najfajniejszy festiwal jak dotąd :)
ech... no dobrze mi z nim..
Nie widzieliśmy się tydzień. Wczoraj miałam już taką schizę, że przewidywałam niespodziewane odwołanie spotkania/brak tematów do rozmów/a nawet to, że się pokłócimy itd itp.
No więc nic takiego się nie zdarzyło.. Wręcz przeciwnie. Nigdzie się nie spieszyliśmy i było przeeemiło. Oczywiście znów miał problem z zachowaniem przyzwoitej odległości :) Bardzo chciał wiedzieć co się u mnie działo przez te 7 dni. Rozgadał się (czym zaskoczył sam siebie). Zaczął nawet wspominać początek naszej znajomości. Podobno - ze względu na bardzo obiecującą korespondencję - obawiał się co najmniej kilku rzeczy, tzn. że nie przyjdę/konfrontacja z rzeczywistością będzie bolesna/przyślę koleżankę :) Nie ciągnęłam go specjalnie za język. Błąd! :) Poza tym wczoraj pachniałam mu naleśnikami :) A chwilę po północy, czyli po sześciu godzinach spędzonych u mnie zaproponował żebym pojechała do niego. Musiał wracać ze względu na kota (nowy nabytek, nazywa się "Ej"). Pojechaliśmy więc, bawiliśmy się z małym dzikusem dwie godziny, a potem poszliśmy spać. Przytulaliśmy się.. w sumie to po raz pierwszy, bo w Gdyni raczej tego nie robiliśmy. Budziłam się w nocy z 17 razy więc wiem... Dzisiaj on usiadł do pracy, a ja wzięłam prysznic, wypiłam kawę i wróciłam do domu. Jutro R. wyjeżdża w góry. Pojęcia nie mam kiedy się zobaczymy. Nic to. Warto czekać :)
Fajne jest to, że nie mam wrażenia iż dryfuję w kierunku zostania mimozą bez wyrazu, czego również się obawiałam.. Jestem mną. Z radarem dobrych emocji nakierowanym na niego. Dobrze mi z tym :)
CDN (pliz pliz pliz :))
PS. A na Openerze było zajebiście! :) Muzycznie i prywatnie - najfajniejszy festiwal jak dotąd :)
sobota, 13 lipca 2013
12 lipca 2003 roku
Miałam tę stronę otwartą przez cały poprzedni wieczór. Dość nieoczekiwanie spędziłam ponad dwie godziny rozmawiając przez telefon z moim bratem.. Jakoś się nie złożyło by napisać cokolwiek przed północą..
A to właśnie wczoraj, około 19.40, minęła równo dekada odkąd nie żyje moja (nasza!) Mama. 11 lipca skończyłaby 59 lat. Jak wyglądałoby życie tej rodziny gdyby wciąż z nami była...? Nie mam zielonego pojęcia :/ Wiem, jak wygląda teraz. Dziwnie.
A to właśnie wczoraj, około 19.40, minęła równo dekada odkąd nie żyje moja (nasza!) Mama. 11 lipca skończyłaby 59 lat. Jak wyglądałoby życie tej rodziny gdyby wciąż z nami była...? Nie mam zielonego pojęcia :/ Wiem, jak wygląda teraz. Dziwnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)