Tymczasem egzekucja odroczona. Zamiast zapowiadanej rodziny Adamsów, w poniedziałek odwiedził mnie pan Adams i pani zainteresowana kupnem. Zapewniła mnie, że nawet jeśli zdecyduje się na to mieszkanie, cała sprawa potrwa kilka miesięcy (decyzja, kredyt itd) i żebym się nie martwiła bo nie będzie niczego przyspieszać broń boże.. Wydaje mi się, że oglądając to i owo mogła dojść do wniosku, iż cena jest mocno zawyżona (460tys.!). Wynajmować - spoko, kupić za tak horrendalną sumę - niekoniecznie. Pan Adams wielokrotnie odżegnywał się od dawania ogłoszeń na portale. Pani podobno słyszała o ofercie kilka miesięcy temu i po prostu zadzwoniła do drzwi.. Nevermind.
Przed ww wizytą udałam się sprawdzić czy cokolwiek mogę. Poszłam do mbanku, czyli de facto Aspiro (doradców finansowych, opierających się najpierw na mbanku, ale w dalszej kolejności również na innych bankach).Wychodzi na to, że coś tam mogę. Dziś dostałam pierwszą symulację kredytu i opłat + wysokość raty. Wczoraj mnie w ogóle o to nie zapytano, więc na wszelki wypadek (comięsięczny wpływ pt. "alimenty") odpisałam w mailu, że mam córkę oraz pracuję na umowę o dzieło. Czekam na zwrotną.. Oglądałam dziś jedno mieszkanie (365tys.), jutro idę obejrzeć następne. Oferta była zamieszczana miesiąc temu, ale to wciąż aktualne. Najładniejsze jakie do tej pory widziałam w necie, zupełnie nie do remontu, no i za 325tys. Miejscówka taka sobie (Sadyba), więc ewentualny kompromis. No nic, obejrzę, pan z banku odpisze.. się okaże..
(Jaka akcja - przed chwilą "zaczepił" mnie na FB ten koleś, z którym nawet się nie całowałam, a który po weekendzie ciszy między nami oznaczył się "w związku" z jakąś 23-latką.. Ale że o co chodzi..? Nie zamierzam reagować)
W niedzielę późnym wieczorem napisałam do Rafała, że ze względu na spodziewane wysokie stężenie stresu, chciałabym się do niego przytulić w poniedziałek wieczorem i ulec tymczasowej amnezji. Odpisał nazajutrz, że chętnie się ze mną spotka, nawet gdybym miała być kłębkiem nerwów. Na szczęście nie byłam. Rozmawialiśmy sporo, niekoniecznie na drażliwy temat, choć opowiedziałam mu o swojej koncepcji idealnego związku dla faceta, któremu marzy się kompletny brak oczekiwań od partnerki - powinien zacząć stukać facetów. My po prostu jesteśmy INNE i nie zamierzam walczyć z tym, kim jestem i jaka jestem. Drugą sprawą jest rozmiar oczekiwań i to już kwestia bardziej do ustalenia. Ponieważ głównie generalizowaliśmy, nie drążyliśmy tematu, ale obśmialiśmy się!
Pytał mnie też, czy chowam przed nim swoje młodsze dziecko, bo gdy on mnie odwiedza nigdy go (jej) nie ma, więc zastanawia się czy ona istnieje, bo może ja tylko specjalnie rozkładam dziecięce gadżety po lokalu..
Jego pragmatyzm w kwestii mieszkania jest bardzo pomocny. Uświadomił mi kilka rzeczy, doceniam i dobrze mi z tym.
Ponieważ odwiedzał tego dnia rodziców, zapytałam go o mamę. Nowotwór prawdopodobnie minął (powinna to potwierdzić oznaczając markery!), ale musi być co drugi dzień dializowana (wykończone nerki). Jeśli badania potwierdzą, że choroba ustąpiła, będzie szansa na transplantację. No więc Rafał ma tę samą grupę krwi i może zostać dawcą, tzn. on chce, ale mama się nie zgadza. Chyba nie muszę mówić jakie wrażenie na mnie robią takie rzeczy.... Zaczęliśmy tradycyjnie obracać wszystko w żart. Wymyślaliśmy np. jak mogliby nas podpisać, gdybyśmy występowali w "Rozmowach w toku". Ja uznałam, że "Daria - nikt jej nie chce" lub "Daria - boi się wiatraków i wieżowców", a u niego obstawiliśmy "Rafał - jego matka ma w dupie jego nerkę". Jestem również autorką powiedzenia "Walisz mydłem". Około północy (jako, że było ze 30 stopni) poszliśmy na spacer na Pola Mokotowskie i wstąpiliśmy do Lolka. Kupiliśmy po zimnym soku, a ja wlazłam na drewnianą konstrukcję przeznaczoną do zabawy dla dzieci (wlazł za mną). Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy na Bali. Potem położyłam się na mostku, on obok i zaczął mi rozpinać bluzkę.. Na szczęście przestał. Dodam tylko, że wszystkie krzaki na Polach były już zajęte.. Co za niefart! :) Nadrobiliśmy w domu ;-) Ponieważ przysypiał zapytałam go, czy zostanie do rana, ale podziękował ("Jeszcze bym się przyzwyczaił i to by dopiero było") , musiał wracać do Eja, który czekał na karmienie.. Powiedziałam, że nienawidzę tego sierściucha! :) Oczywiście zaraz zaprzeczyłam!
Wyszedł, a ja wkrótce usnęłam... dużo spokojniej.
Ot, taki wieczór dwojga ludzi, którzy się nie kochają i nie są ze sobą w związku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz