"...i powiem ci, Stefan, że inny Kiler jest ci niepotrzebny...."
ech... no dobrze mi z nim..
Nie widzieliśmy się tydzień. Wczoraj miałam już taką schizę, że przewidywałam niespodziewane odwołanie spotkania/brak tematów do rozmów/a nawet to, że się pokłócimy itd itp.
No więc nic takiego się nie zdarzyło.. Wręcz przeciwnie. Nigdzie się nie spieszyliśmy i było przeeemiło. Oczywiście znów miał problem z zachowaniem przyzwoitej odległości :) Bardzo chciał wiedzieć co się u mnie działo przez te 7 dni. Rozgadał się (czym zaskoczył sam siebie). Zaczął nawet wspominać początek naszej znajomości. Podobno - ze względu na bardzo obiecującą korespondencję - obawiał się co najmniej kilku rzeczy, tzn. że nie przyjdę/konfrontacja z rzeczywistością będzie bolesna/przyślę koleżankę :) Nie ciągnęłam go specjalnie za język. Błąd! :) Poza tym wczoraj pachniałam mu naleśnikami :) A chwilę po północy, czyli po sześciu godzinach spędzonych u mnie zaproponował żebym pojechała do niego. Musiał wracać ze względu na kota (nowy nabytek, nazywa się "Ej"). Pojechaliśmy więc, bawiliśmy się z małym dzikusem dwie godziny, a potem poszliśmy spać. Przytulaliśmy się.. w sumie to po raz pierwszy, bo w Gdyni raczej tego nie robiliśmy. Budziłam się w nocy z 17 razy więc wiem... Dzisiaj on usiadł do pracy, a ja wzięłam prysznic, wypiłam kawę i wróciłam do domu. Jutro R. wyjeżdża w góry. Pojęcia nie mam kiedy się zobaczymy. Nic to. Warto czekać :)
Fajne jest to, że nie mam wrażenia iż dryfuję w kierunku zostania mimozą bez wyrazu, czego również się obawiałam.. Jestem mną. Z radarem dobrych emocji nakierowanym na niego. Dobrze mi z tym :)
CDN (pliz pliz pliz :))
PS. A na Openerze było zajebiście! :) Muzycznie i prywatnie - najfajniejszy festiwal jak dotąd :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz