Piję wino, oglądam głupi film na tefałę i zżarłam pół paczki cukrowych pianek, które przegryzłam cienkimi kabanosami z kurczaka.. Jeszcze się nie porzygałam, ale kto przewidzi co będzie dalej...?
Nie wiem, może świruję, może mam omamy, może mi odpierdala, ale mam wrażenie, że od czwartku ZNOWU coś jest nie halo..
Nie piszemy do siebie na FB, smsy z rzadka, raczej z mojej inicjatywy. Zadzwoni, widzieliśmy się wczoraj i dziś, ale... Nie chce mi się wszystkiego opisywać..
Pracował poza W-wą 4 dni, stęskniłam się. O oczywistej potrzebie bycia bzykniętą już nie wspomnę. Umówiliśmy się na (mój imieninowy) piątkowy wieczór. Zabrałam go do nowego mieszkania. Byłam entuzjastyczna, ale powoli entuzjazm ustąpił rozczarowaniu i przygnębieniu. Może to hormony (dziś dostałam okres), a może to dlatego, że poczułam dystans, którego miałam nadzieję już nie poczuć..
Pojechaliśmy na Starówkę. Spacerowaliśmy obok siebie, w zasadzie w milczeniu. Oczywiście zagadywał, z różnym skutkiem. Potem trafiliśmy na nocną kawiarnię. Rozpłynęłam się czując zapach chleba, stopniałam.. jak mała dziewczynka w sklepie z cukierkami. Siedzieliśmy przy stoliku i nawet było między nami coś na kształt flirtu. Ucieszyłam się. W drodze do samochodu wziął mnie za rękę, a na pożegnanie pocałowaliśmy się jak para kochanków, a nie znajomych. Było mi tak dobrze, że znów poczułam przygnębienie uświadamiając sobie, że TU SIĘ NIC NIE DZIEJE. Zanim zasnęłam nie wytrzymałam i napisałam sms. "Potrzebuję więcej czułości. Inaczej zastanawiam się czy wszystko w porządku i czy w ogóle jest jakieś 'wszystko'. Jeśli Ty tego nie potrzebujesz to będę musiała to uszanować, ale raczej nie pogodzić". Odpisał, żebym spała spokojnie i że porozmawiamy nazajurz. Od rana nic. Zadzwoniłam koło 10.00. Odebrał, jednak nie mógł rozmawiać, obiecał oddzwonić. Po 2 godzinach napisałam sms z mała interwencją. Oddzwonił (koło południa), umówiliśmy się na wycieczkę do Ikei po obiedzie. Cisza. Traciłam już nadzieję. Zadzwonił koło 17.00, przyjechał po kwadransie. To, co było fajne to to, że okazywał mi dużo więcej czułości. To, co było niefajne to jakieś ukrywane niezadowolenie/znudzenie/rozdrażnienie. Między jednym i drugim spory dysonans.
W ubiegłym tygodniu poszłam do ginekologa żeby się zbadać i po receptę na tabletki antykoncepcyjne - pierwsze od przedwojnia, dla wspólnego komfortu. O tym też chciałam z nim porozmawiać, ale żadna z rozmów się nie odbyła. Dziś dostałam okres. Nie wykupiłam recepty. Bo i po co...? Nikt się do mnie nie przytula, nikt mnie nie całuje, nikt się do mnie nie dobiera.. Minęły 2 tygodnie od naszego pierwszego razu. Nie ma tematu.
Życie mnie nauczyło ostatnimi czasy, że moje przeczucia raczej są trafne.. Czekam na moment pierdolnięcia.. Bo dam sobie rękę odciąć, iż się zbliża...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz