poniedziałek, 30 stycznia 2012

30 stycznia

"Co się takiego stało, że dorosłaś?

To jest jakiś proces. Zaczynasz czuć, że rzeczy, do których przywiązywałaś wagę, nie mają znaczenia.

Na przykład jakie?

Tysiąc różnych. Na przykład zasada, że nie możesz się rozstać z ojcem swojego dziecka dla dobra dziecka. Niekoniecznie, bo czasem okazuje się, że gorsza jest matka sfrustrowana niż matka, która odchodzi. "

Kolejny gustowny cytat z Szumy. Ciekawe jak czułaby się wiedząc, że conajmniej dwie kobiety odnoszą się z przekonaniem do tego, co opowiedziała WO.

środa, 25 stycznia 2012

25 stycznia

Tu powinien nastąpić smętny opis ostatnich kontaktów z chorym na głowę ojcem mojego najmłodszego dziecka.. ale nie nastąpi...

G.nagrał piosenkę z moim tekstem.. Dostałam przesyłkę w mailu. Słucham. Dziwnie mi. Na początku zupełnie na nie.. a teraz coraz bardziej na tak.. Wciąga. Jak cholera.. Pod wodę.. I nie pomoże rurka do oddychania, którą sprzedawał Szybki Tosiek w drugiej części Epoki Lodowcowej. Ależ ciary!

piątek, 20 stycznia 2012

20 stycznia

Straciłam 800 zł. Okazało się, że nie został zapłacony podatek od nieruchomości w Łodzi i poprzez moje konto w mbanku Urząd Miasta ściągnął sobie należność. Dzwoniłam do taty.. Starałam się być spokojna i go tym nie dobijać, ale przyznaję, że w środku jestem mocno przygnębiona. To, co udało mi się - nie bez trudu - zaoszczędzić, po prostu poszło się... No nic. Takie życie, pełne pierdolonych niespodzianek..

Nie mam wyjścia jak tylko przyjąć propozycję Artystki Sopranistki, którą dostałam wczoraj. Mił zapytał mnie "Mama, a na ile etatów Ty będziesz pracowała?". Na tyle, na ile trzeba..

czwartek, 19 stycznia 2012

19 stycznia

Coraz więcej zajęć w fabryce, coraz więcej (mimo niepodpisanej jeszcze umowy z pracodawcą) niepewności poza nią. Mój artysta G. tak intensywnie szukał tour managera, że w końcu znalazł, managera jednego z częściej koncertujących zespołów w Polsce. Pytanie - na jaką współpracę się panowie umówią.. Jeśli na kompleksową to moja obecność może stać sie zbędna.. Wczoraj popadłam w czarnowidztwo. Dziś uznałam, że nie mam wpływu na ewentualną decyzję G. Robię to, co robię, tak jak umiem, całym sercem i całą sobą. Jeśli będzie chciał mi podziękować.. Zastanowię się nad innym źródłem zarobku. Takie życie.. Z drugiej strony - no dobra... bez brzydkich wyrazów, ok? OK.

Panie w przedszkolu udostępniły dziś Chru instrumenty klawiszowe. Grało dziecko i śpiewało dziecko. Dostałam zdjęcie mms. Jestem z niej taka dumna, cieszy mnie, że się tak pięknie rozwija, że osoby postronne fajnie o niej mówią. To są właśnie uczucia eteryczne, dostępne tylko wtajemniczonym. Rodzicom.

wtorek, 17 stycznia 2012

17 stycznia 2

Mogę iść na urlop! 5 dni w przyszłym tygodniu, bez utraty części pensji! Byczo! :)

17 stycznia

Jakoś nie mogę się skupić na pracy. Podejrzewam, że to od tego Ketonalu Forte, który trzy razy dziennie spożywam celem uśmierzenia bólu dwóch pękniętych żeber. Się narobiło. To chyba starość.. kości coraz słabsze. Bleeech..

Chru kończy dziś 20 miesięcy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że za chwilę będzie miała dwa lata. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Mił za miesiąc skończy lat trzynaście.. A propos - przyjdzie taki moment, kiedy znajdę czas i siłę by opisać, jak bardzo czasami nie lubię i nie umiem być matką.

W dalszym ciągu nie wiem, czy mój hipotetyczny urlop w przyszłym tygodniu wiązałby się z utratą części wynagrodzenia.. Jeśli tak, mogę o nim zapomnieć, jeśli nie.. well.. to byłby pierwszy "urlop" od lipca. Szkoda, że nie mogę wziąć dzieciaków i pojechać.. choćby na kilka dni nad morze. Na razie muszę oszczędzać.

W czwartek spotykam się z Artystką A. Prawdopodobnie chce ze mną omówić warunki - jednak - współpracy impresaryjnej.

Przestań jęczeć, kobieto, weź się do roboty!

sobota, 14 stycznia 2012

15 stycznia

No nic na to nie poradzę, że się martwię.. (to a propos poprzedniego wpisu.. no i w ogóle)

Tata dzwonił po południu. Babcia słabnie. Dziś rano znalazł ją leżącą na podłodze, we własnych odchodach.. Podobno "odwiedziła" ją jakaś elegancka kobieta, która powiedziała, że nie będzie się długo męczyć, bo koniec już wkrótce. Babcia ma 90 lat, obyśmy w zdrowiu dożywali podobnego wieku, ale mojemu tacie jest wyraźnie ciężko pogodzić się z tym, że jego matka odejdzie. Mimo wszystkiego, co wydarzyło się złego w jego życiu, przykrości, którą mu sprawiała, braku czułości, poczucia dumy z syna, jakiegoś wsparcia w tym, co robił.. akceptacji.. Wygląda na to, że będzie mu dużo ciężej niż gdy odchodził dziadek.
Dlatego też zwracam się z uprzejmą prośbą do Kogoś, Kto o wszystkim decyduje, żeby się jeszcze trochę wstrzymał, dobrze...?

środa, 11 stycznia 2012

11 stycznia

Nie wiem o co chodzi, ale ostatnio mam problemy ze snem. Może to przez stłuczone żebro (don’t ask..) , a może zaczynam się zastanawiać nad swoją sytuacją finansową? Przeraża mnie nieco przewidywana wysokość rachunków za prąd i gaz. Dziś dostałam nowy rachunek z RWE, prawie 240zł. Piec jest gazowy, ale podłączony do gniazdka, a grzeje stale, więc nie ma się co dziwić. A gaz.. Na Wawrze średni rachunek wynosił 500zł/miesiąc w sezonie grzewczym. Tam były 73 metry kwadratowe i nie było urządzenia, które regulowałoby temperaturę. Tutaj jest 48 metrów i termostat na ścianie. Nie mamy więcej niż 20,21 stopni, 22 gdy gotuję. I to w kuchni, w pokoju moim i Hani jest na pewno mniej. Czekam na list miłosny z Gazowni.

Poza tym - zaoszczędzonych pieniędzy powinno mi starczyć na kolejne 3 miesiące czynszu, czyli do kwietnia włącznie. Od lutego powinnam mieć już jakąś tam umowę z Artystą G. W mailu z listopada napisał, że od lutego będę miała 20% od wszystkich koncertów jakie uda się załatwić tour managerowi. Jeśli kwota nie przekroczy 2500zł, wyrówna różnicę, jeśli będzie tego więcej, to będę miała więcej. Na razie nie mamy żadnego koncertu w przyszłym miesiącu. A ja przez ostatnie dwa jestem z nim w codziennym kontakcie i wciąż mam go w głowie. Nie wiem co z tym zrobić. Pod koniec tygodnia okaże się, czy Artysta G. dostał stypendium od marszałka województwa. Jeśli tak, wg umowy dostanę 15%, co stanowiłoby mniej więcej dwa kolejne czynsze.. A co, jeśli się nie uda? Jeden wielki znak zapytania, jak widać..

wtorek, 10 stycznia 2012

10 stycznia

No więc fajnie, bo to już klepnięte - artysta G. zagra w marcu przed artystą islandzkim O.A. :) To takie pierwsze małe "coś" co mi się udało :) Chcę więceeeeeej :)

Tymczasem Chru, którą P. zabrał wczoraj wieczorem do siebie, spadła w nocy z łóżka........... Ma opuchnięte i czerwone wargi i trochę spuchnięty nosek.Wygląda jak siedem nieszczęść. Pojechaliśmy do "przedszkola", żeby chociaż z godzinę pobyła z dziećmi. Wydaje mi się, że zawsze po pobycie u P. Mała musi się jakoś "przestawić" na nasz domowy tryb. Nie od razu się uśmiecha, jest taka.. trochę nieobecna. Może to tylko moje wrażenie.. Sama nie wiem...

Rozmowa z J. na FB. Całkiem fajna bo nie o mnie, tylko o pracy i tym, co robimy zawodowo w życiu. Naprawdę cieszę się, że wkrótce dostanie już umowę na stałe i będzie mu lżej na co dzień. Zawsze mi lżej gdy się komuś układa!

niedziela, 8 stycznia 2012

8 stycznia

Dziwnie jakoś..

W piątek wieczorem odezwał się do mnie J. To taka moja miłość/namiętność, którą zostawiłam dla P. Widzieliśmy się z J. w sierpniu ubiegłego roku i chyba trochę tego żałowałam. Wydał mi się w trakcie tego spotkania człowiekiem zmęczonym swoimi kłopotami finansowymi (brak pracy), rodzinnymi (sporadyczny kontakt z dorosłym synem) i osobistymi (jego "przyjaciele" mają po dwadzieścia kilka lat, nie jest z nikim związany). Poza tym - albo zapomniałam, albo kiedyś mi to nie przeszkadzało - bez przerwy mówił... Nawet gdy zadawał mi pytanie, wtrącał się po moich dwóch zdaniach i w zasadzie zmieniał temat.. Rzucił też "bo wiesz, ja Cię bardzo kochałem i chyba nie do końca mi przeszło..". Po tym spotkaniu zadzwoniłam do niego w jego urodziny, później napisałam kilka smsów (nie dotarły) oraz na FB (bez odzewu). Na początku grudnia zauważyłam, że dodał na swoim profilu informację o miejscu pracy. Skomentowałam ten fakt. Również cisza. W końcu, przed świętami ruszyłam z gmail'em. Żadnej odpowiedzi.. Do piątku.

W zasadzie kładłam się już spać, gdy zobaczyłam na telefonie, że napisał. "Rozmawialiśmy" około godziny. W sobotę też. Po południu i wieczorem. Powiedziałam mu o rozstaniu z P. Zapytał mnie nawet o to jak sobie radzę itd. Kilka razy naprawdę się na niego wkurzyłam. Po pierwsze: wydaje mu się, że mnie zna. Po drugie:  ma wrażenie, że się świetnie rozumiemy. Po trzecie: bardzo chciałby żebyśmy byli w kontakcie. Irytował mnie tą swoją "wszechwiedzą" na temat życia i tego, co się ludziom przytrafia. Na domiar złego, mając 50 lat używa słownictwa nastolatków! Jakieś zdrobnienia, przekręcenia, kolo-luzak na maaaaksa.. Na dobranoc "papatki i przytulkowania". Jezu, co to jest w ogóle??! Dowiedziałam się również, że ma mi tyle do opowiedzenia! Całe szczęście, że chat polega na pisaniu, a nie stricte na mówieniu, bo prawdopodobnie nie dałby mi dojść do słowa.. Wreszcie nie wytrzymałam i napisałam, że ja naprawdę nie jestem taka sama jak 7 lat temu, i że niewiele o mnie wie, że mam w głowie "Mordor" oraz nie sądzę, że potrafię spełnić jego oczekiwania, a ja sama nie oczekuję niczego. Zaoferował pomoc w wychodzeniu z "Mordoru", ale wyraźnie zaoponowałam i podziękowałam za dobre chęci. No tego mi jeszcze potrzeba.. ?! Wycofał się z deklaracji, wkrótce potem pożegnaliśmy się.. Miałam poczucie straconych dwóch godzin. Nie chcę po raz kolejny być niczyją "terapią", albo "jedynym sensem życia", tzn. obietnicą wyżej wymienionych.
Najdziwniejsze jest to, że pół roku, które spędziłam z J. kilka lat temu był najfajniejszym czasem "związkowym" w moim życiu. W skrócie - J. był inteligentny, mądry, zabawny, opiekuńczy, troskliwy, grał na gitarze i śpiewał, doskonale gotował i sprawił, że poczułam się w łóżku 100 % kobietą.. a nawet - zważywszy na to, jak bosko nam było - 1000%... Teraz mnie drażni. Gdzieś w głębi duszy wiem, że to nie do końca jego wina. To ja dostaję podświadomie wścieku na myśl o jakiejkolwiek zażyłości psychiczno - emocjonalnej. Jedyne, na co ewentualnie byłoby mnie stać to seks. Nigdy nie sądziłam, że dojdę do takiego momentu w życiu..

Poszłam spać koło północy, nie nastawiałam zegarka, bo i po co.. Obudziłam się po jedenastu godzinach!! Półprzytomna uświadomiłam sobie, że o 11.00 jestem umówiona na śniadanie w Lenivcu. Wyszłam z domu po 40 minutach! Konsumpcja przebiegała w przemiłym i światowym (wokalistka, nowa jurorka X-Factor) towarzystwie. Piliśmy nawet szampana..

Wieczorem M. przywiózł Miła. Postanowiłam dokończyć rozmowę z czwartku. M. jest w bardzo kiepskiej sytuacji finansowej. Nie jest w stanie przelewać mi alimentów. Postanowiłam zawiesić na trzy miesiące ubezpieczenie w Avivie, bo płacę je właśnie z tego, co daje mi M. Jutro spróbuję to załatwić. Przez te trzy miesiące nie dostaję alimentów. Potem zobaczymy..może mi się polepszy sytuacja, może jemu. Powiedziałam, żeby się nie martwił. Nic mi nie będzie winien, zaczniemy od zera.. Obejrzeliśmy "Notting Hill" i rzucaliśmy się skarpetkami Chru. Mała śmiała się i biegała między naszą trójką. Mam wrażenie, że M. był tym wszystkim wzruszony. Zapakowałam mu leczo, które zostało po kolacji. Uścisnął mnie mocno. Tak się chyba zachowują przyjaciele, a nie byli małżonkowie, prawda..?

Dziwny weekend...

piątek, 6 stycznia 2012

6 stycznia

Kilka samotnych godzin i gonitwa myśli. Na kilka samotnych tematów. Trochę złości. Może więcej niż trochę..? Trochę nostalgii. Trochę znaków zapytania. Trochę tęsknoty. Trochę strachu o przyszłość.

Rozczarowanie seansem w kinie.
Rozczarowanie kanapką zjedzoną w kawiarni przy jednoczesnym przeglądaniu w pośpiechu "Twojego Stylu" (mojego? z pewnością nie!).
Nieumiejętność pogodzenia się z faktem, że po 14.00 zaczęło się ściemniać.
Nieumiejętność pogodzenia się z faktem, że znajomi zachowują "bezpieczny obiektywizm" w sprawie P. Może gdyby mnie bił i lżył byłoby łatwiej o "przyjacielski subiektywizm"? A może to moja, wychodząca na światło dzienne, małość? Bo teoretycznie ich rozumiem, zaś tak naprawdę chciałabym by stali po mojej stronie? Ta ich uprzejma komitywa świadczy o sympatii do niego. Trudno więc o jasną odpowiedź kto był tym "złym"? Dlaczego podświadomie szukam potwierdzenia, że to nie ja? Gdy po raz pierwszy poszłam do terapeutki też próbowałam ją przekonać do słuszności swoich emocji, wytłumaczyć brak zgody na to, co robi P. Powiedziała wtedy "nie musi mnie pani przekonywać, że to, co pani czuje jest uzasadnione. to są pani emocje i one są prawdziwe". Powinnam raz na zawsze sobie zaufać i uwolnić się od opinii innych. Zachowując zdrowy rozsądek, rzecz jasna.

Co nie zmienia faktu, że w czasie dzisiejszego samotnego spaceru Marszałkowską naszły mnie dość jasne refleksje. Nie lubię gdy ludzie "przeginają". Nie lubię przegiętych gejów, nie lubię przegiętych "macho". Nie lubię gdy osoba towarzysząca mi w kinie nie przestaje mówić. Mimo moich próśb aby przestała. Nie lubię ludzi znudzonych wszystkim i wszystkimi, czekających na objawienie z zewnątrz. Nie lubię walczyć na słowa z niespełna trzynastolatkiem, który nie okazuje mi szacunku (a może nie zasłużyłam..?). Nie lubię bałaganu w domu, bo wtedy mam bałagan w głowie. Nie lubię marznąć. Nie lubię mieć mokrych włosów. Nie lubię tego paraliżującego poczucia pustki, które pojawia się zawsze gdy myślę o kimś bliskim, komu mogłabym zaufać...

wtorek, 3 stycznia 2012

3 stycznia

Odezwali się z agencji PW. Są zainteresowani występem mojego Artysty przed swoim zagranicznym Islandczykiem! Co prawda za darmo, ale taka gratka nie zdarza się co dzień. No i G. bardzo szczęśliwy, że dostąpi takiego zaszczytu w promieniu 10 km od domu :) Muszę teraz grzecznie dogadać szczegóły, załatwić sobie wolne na trzy dni przed 35 urodzinami i spokojnie pojechać w marcu do Poznania na tę ucztę dla zmysłów!

Chyba trochę nie wierzę w to, co napisałam.. Jak to "35 urodzinami??"..

Sopranistka A. zachwycona ofertą, którą przygotowałam celem rozesłania po filharmoniach i teatrach muzycznych. Jutro zaczynam się z nią narzucać ośrodkom kulturalnym w całej Polsce. Ciekawe czy ktoś się odezwie? Z ręką na sercu - to jest naprawdę zarąbiście dobry i na poziomie rozrywkowy materiał. Tylko co z okolicznościami "urzędowymi"? Doszłam do wniosku, że będę się o to martwić dopiero wtedy gdy nastąpi odzew. A. chce się ze mną spotkać na kawie. Coś mi się zdaje, że zostanę impresariem (bo jaka będzie żeńska wersja tejże profesji??) solistki Filharmonii Narodowej... To się dzieje na wariackich papierach..

Obym nie dała ciała i sprostała oczekiwaniom..

poniedziałek, 2 stycznia 2012

2 stycznia

Ostatni weekend 2011.

Tak się niespodziewanie złożyło, że w piątek wybrałam się do kina (i to z byłym mężem). W zasadzie zrobiłam sobie prezent na koniec roku, bo o "Drive" słyszałam dużo dobrego, a i to, co zobaczyłam w internecie zachęcało do pójścia na seans. Ostatnim rzutem na taśmę.. Zauroczona subtelnością, zaskoczona naturalizmem, urzeczona zgrabnym połączeniem obrazu i dźwięku, trzymana w napięciu.. Jak ja to lubię!!
http://www.youtube.com/watch?v=P83q-HOYAMc&feature=related



Sylwester w domu, przy zapiekance z brokułami, lodach nuggatowych (za słodkie!), chipsach i szampanie Piccolo. Chru poszła spać. Po 23.00 zaczęliśmy sobie z Miłem odtwarzać na YouTubie różne teledyski oraz tańczyć. Rick Astley i Milli Vanilli oraz Rihanna i Shakira, to właśnie oni/one stały się naszymi bezpośrednimi choreograficznymi inspiracjami..no i jeszcze Eminem, z tym swoim wiecznym zatwardzeniem wypisanym na twarzy. Ech, zabawa! W Nowy Rok wkroczyliśmy "Paradise" Coldplay i spontanicznym toastem mojego syna "No, to za bezpieczny weekend, Władziu", po którym straciłam wenę w temacie życzeń.. Ucałowaliśmy śpiącą Chru ("Wszystkiego najlepszego w nowym roku, Puć" dodał, całując miękki policzek siostry, starszy brat) i rozeszliśmy się do swoich kwater.

Dziwny to był rok..