Rozczarowanie seansem w kinie.
Rozczarowanie kanapką zjedzoną w kawiarni przy jednoczesnym przeglądaniu w pośpiechu "Twojego Stylu" (mojego? z pewnością nie!).
Nieumiejętność pogodzenia się z faktem, że po 14.00 zaczęło się ściemniać.
Nieumiejętność pogodzenia się z faktem, że znajomi zachowują "bezpieczny obiektywizm" w sprawie P. Może gdyby mnie bił i lżył byłoby łatwiej o "przyjacielski subiektywizm"? A może to moja, wychodząca na światło dzienne, małość? Bo teoretycznie ich rozumiem, zaś tak naprawdę chciałabym by stali po mojej stronie? Ta ich uprzejma komitywa świadczy o sympatii do niego. Trudno więc o jasną odpowiedź kto był tym "złym"? Dlaczego podświadomie szukam potwierdzenia, że to nie ja? Gdy po raz pierwszy poszłam do terapeutki też próbowałam ją przekonać do słuszności swoich emocji, wytłumaczyć brak zgody na to, co robi P. Powiedziała wtedy "nie musi mnie pani przekonywać, że to, co pani czuje jest uzasadnione. to są pani emocje i one są prawdziwe". Powinnam raz na zawsze sobie zaufać i uwolnić się od opinii innych. Zachowując zdrowy rozsądek, rzecz jasna.
Rozczarowanie kanapką zjedzoną w kawiarni przy jednoczesnym przeglądaniu w pośpiechu "Twojego Stylu" (mojego? z pewnością nie!).
Nieumiejętność pogodzenia się z faktem, że po 14.00 zaczęło się ściemniać.
Nieumiejętność pogodzenia się z faktem, że znajomi zachowują "bezpieczny obiektywizm" w sprawie P. Może gdyby mnie bił i lżył byłoby łatwiej o "przyjacielski subiektywizm"? A może to moja, wychodząca na światło dzienne, małość? Bo teoretycznie ich rozumiem, zaś tak naprawdę chciałabym by stali po mojej stronie? Ta ich uprzejma komitywa świadczy o sympatii do niego. Trudno więc o jasną odpowiedź kto był tym "złym"? Dlaczego podświadomie szukam potwierdzenia, że to nie ja? Gdy po raz pierwszy poszłam do terapeutki też próbowałam ją przekonać do słuszności swoich emocji, wytłumaczyć brak zgody na to, co robi P. Powiedziała wtedy "nie musi mnie pani przekonywać, że to, co pani czuje jest uzasadnione. to są pani emocje i one są prawdziwe". Powinnam raz na zawsze sobie zaufać i uwolnić się od opinii innych. Zachowując zdrowy rozsądek, rzecz jasna.
Co nie zmienia faktu, że w czasie dzisiejszego samotnego spaceru Marszałkowską naszły mnie dość jasne refleksje. Nie lubię gdy ludzie "przeginają". Nie lubię przegiętych gejów, nie lubię przegiętych "macho". Nie lubię gdy osoba towarzysząca mi w kinie nie przestaje mówić. Mimo moich próśb aby przestała. Nie lubię ludzi znudzonych wszystkim i wszystkimi, czekających na objawienie z zewnątrz. Nie lubię walczyć na słowa z niespełna trzynastolatkiem, który nie okazuje mi szacunku (a może nie zasłużyłam..?). Nie lubię bałaganu w domu, bo wtedy mam bałagan w głowie. Nie lubię marznąć. Nie lubię mieć mokrych włosów. Nie lubię tego paraliżującego poczucia pustki, które pojawia się zawsze gdy myślę o kimś bliskim, komu mogłabym zaufać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz