czwartek, 29 grudnia 2011

chrrrrr chrrrrrr...

Kompletnie się nie wyspałam.. Między kolejnymi próbami szczelnego zawinięcia się w kołdrę śniła mi się:
1) rozmowa z mężem mojej sopranistki A., w której tłumaczyłam mu, że to nie jej wina, że płyty nigdzie nie ma w związku z tym się nie sprzedaje, a ona nie zarobiła jeszcze "ani złotówki".
2) rozmowa z K.Schiffersem i jego żoną, których chciałam przekonać do zostania sponsorem mojego artysty G. i siedząc naprzeciwko nich, w połowie wywodu zasypiałam ze zmęczenia..
3) chyba mnie ktoś podrywał, ale musiało być słabo bo nie zapamiętałam szczegółów..
Spać...

środa, 28 grudnia 2011

pop

Mam ochotę na seks. To muzyka robi ze mną takie rzeczy. Jest niebezpieczna. Siedzę w widnej kawiarni pełnej ludzi, a przez słuchawki sączy się Cee Lo Green „Bright Lights Bigger City” i ten cholerny dźwięk gitary basowej. Zostałam zakładniczką nastroju tej piosenki. Choć tak naprawdę nie wiem, czy marzy mi się seks czy po prostu zmysłowy taniec z kimś naprawdę dobrze pachnącym i przyjemnym w dotyku. Nadziei znikąd. Sylwester spędzę na kanapie z najfajniejszymi nieletnimi pod słońcem, ale ciało wyrywa się .. tylko nie ma dokąd.

Przypadek Maroon 5 i piosenki „Moves Like Jagger” w moim życiu jest beznadziejny. Odkąd obejrzałam ich występ na tegorocznym Victoria’s Secret Fashion Show doszłam do wniosku, że właśnie tak powinny łączyć się muzyka popularna i pokazy mody, szczególnie „bieliźnianej”. Jest w tym wszystkim jakaś lekkość, radość, zabawa, seks i nieskrępowana, pierwotna zmysłowość.
http://www.youtube.com/watch?v=h3SLAar1Rbo
Tak to widzę J No dobra.. Właśnie znalazłam Justina, z „Sexy Back” na pokazie z 2006 roku. Podziwiam jego stalowe nerwy.. Te wszystkie roznegliżowane kobiety, mijające go kołysząc biodrami, a on taki.. hmm.. może przyzwyczajony :) Jest mistrzem!


Wróciłam do domu, wypiłam resztę wina, które wczoraj przyniosła Marta i najpierw byłam w nastroju tanecznym, a teraz kończę Rihanną "Te Amo". Człowiek po alkoholu jest nieobliczalny.. I taki stęskniony.. i pełny namiętności.. Beznadzieja.. 

.....

Ostatni tydzień mnie przerósł. Co prawda, kompletnie płaczliwy nastrój z ostatnich postów nakręciły hormony (okres tydzień wcześniej niż bym się spodziewała), ale poza tym – psychiczna mielizna związana ze Świętami dała pole do popisu P., co ten skwapliwie wykorzystał. Tak bardzo zafiksowałam się na to, by nie sprawiać mu już większej przykrości i maksymalnie elastycznie podejść do jego potrzeb związanych z widzeniem się z Chru, że przestałam dbać o swoje bezpieczeństwo i zupełnie uległam. Tydzień przed Wigilią poprosiłam o informację na temat planów świątecznych. Nie doczekałam się niczego ponad to, że owszem, będzie w Łodzi i możemy z nim wracać w poniedziałek do Warszawy. Potem nastąpiła seria niefortunnych zdarzeń, a w zasadzie telefonów.

Co gorsza, mimo, że fizycznie nieobecny P. wszedł z butami w życie mojej rodziny przywożąc bez mojej wiedzy prezenty dla wszystkich jej członków. Jakże się rozczarowałam zdając sobie sprawę, że to, co dostajemy od „Mikołaja” nie może być czymś, co kupił dla nas tata. Byłam zła i przygnębiona. Również tajemnicą, której – na prośbę P. - dochował mój własny ojciec.. I ten sms „Za mną najtrudniejsza audycja w życiu. Jadę samochodem po prawie pustym mieście, patrzę na okna, w których pali się światło i myślę o tym, co się za tymi oknami dzieje. Jakie życzenia składają sobie ludzie, czy się śmieją, czy smucą, czy mają ładnie ubraną choinkę… Nie wiedziałbym chyba co im dziś powiedzieć. Pięknego wieczoru dla Ciebie, Hani, Adasia, Taty i Martynki”. Odpisałam „Dla mnie to równie ‘piękny’ wieczór jak ten w pierwszą Wigilię bez mamy.. a prezenty to niepotrzebny wydatek”. Zadzwonił. Nie umiem nie odebrać. Muszę się nauczyć.

Rozmowy z nim nigdy do niczego nie prowadziły. Były tylko mniej lub bardziej akademicką wymianą „poezji” (z jego strony) i nerwowych prób logicznej argumentacji (z mojej). Nie jestem z siebie dumna. Bywałam przykra, zimna i odległa. Na zmianę z bezsilną, pozbawioną nadziei i pogrążającą się w tysiącach jego słów.. I tak było w to Boże Narodzenie.

25 grudnia przyjechał po Chru, ale ona była rozdrażniona i nie rzuciła mu się w ramiona, więc zaczął powtarzać „Nie chcesz spędzić czasu z tatą, tak..?”. Przypomniały mi się wtedy te chwile gdy wychodziłam do pracy, Mała płakała, a on mówił wtedy „No, to teraz musisz zostać z tym głupim ojcem”.. Koniec końców, nie wziął Jej w ogóle ze sobą, poinformował, że auto się psuje, więc on wraca do Warszawy dziś, a nas niech jutro odwiezie mój były mąż. Próbowałam dzwonić do jego mamy, której obiecałam że wnuczka odwiedzi ją w Święta. Nie odbierała obydwu telefonów, podobnie on. Smsy również bez odpowiedzi. O północy wiadomość „dobrze, że nie jedziemy jutro tym samochodem”. Nazajutrz telefon „Nie odpisałaś na sms.. Nie zainteresowało cię czy dojechałem?”. I jeszcze „Nie przyjadę rano po Chru. Nie ma ci się kto nią zająć? Do środy w takim razie”, a potem „Dlaczego nie możesz mi powiedzieć, o której dziś wracacie?  A może ja bym się chciał z własnym dzieckiem zobaczyć w Święta?”, „Dlaczego powtarzasz to, co ja mówię? Wszyscy to słyszą przecież!”, „Nie strofuj mnie”, „Zastanów się nad tym, co się wydarzyło przez ostatnie dni. A potem zadzwoń do mnie, jestem pod telefonem. Chociaż pewnie nie zadzwonisz”. „No, oczywiście, możesz coś powiedzieć. Pewnie będzie to coś złośliwego, ale mów..”. Jakieś pół godziny na telefonie. I mój tata, który nie wytrzymał i zaczął krzyczeć w stronę słuchawki stojąc obok mnie „Czego Ty, P.. chcesz od tej dziewczyny?!! Odp… się od niej wreszcie!”. Skończyliśmy rozmowę i on.. zadzwonił do mojego taty.. żeby wyjaśnić.. że przecież on nic.. i tylko pyta.. i on mnie nie wykańcza psychicznie.. przecież..

Wróciliśmy do domu po 18.00 w drugie Święto. Odwiózł nas brat mojego byłego męża. Mił został z Chru we wtorek w domu, a ja poszłam do pracy. Po południu Mił wrócił do Łodzi, a do mnie przyjechała najpierw jedna, a potem druga (niespodziewanie) koleżanka. Obie namawiały mnie z ogromnym przekonaniem do uświadomienia sobie faktu, że niczego nie muszę. Nie muszę go wysłuchiwać, nie muszę z nim rozmawiać, nie musze mu się tłumaczyć. Zasięg naszych rozmów powinien obejmować jedynie kwestie logistyczne w kontekście Małej. Grzecznie, uprzejmie, proszę bardzo. To wszystko. Jestem wolna. Muszę być wolna i zdecydowana by to podkreślać. Koniec pieśni.

Odebrał ją dziś około 13.00. Podwiózł mnie do pracy. Na pożegnanie próbował się przytulać. "Słownik nie opisze tej miłości po kilku dniach niewidzenia" napisał w smsie gdy zapytałam czy Chru jest grzeczna.. Nigdy tego nie zrozumiem.. Dobrze, że przynajmniej wieczorem mam czas dla siebie..

czwartek, 22 grudnia 2011

taki dzień..

No nie wiem.. po prostu nie mogę dzisiaj..

...życie mnie przerasta, ludzie mnie przerastają, przemieszczanie z miejsca na miejsce mnie przerasta.. planowanie czegokolwiek mnie przerasta.. Święta mnie przerastają..zakupy na Święta mnie przerastają.. prezenty na Święta mnie przerastają.. podróż jutro do Łodzi mnie przerasta.. bycie w Łodzi mnie przerasta.. podzielenie się Chru w Święta mnie przerasta... powrót z P. z Łodzi mnie przerasta..

położyłabym sie i płakała..

taki dzień...

sorry boys

http://www.youtube.com/watch?v=kPG-zXv4lIk&feature=player_embedded

płakać mi się chce.. w ogóle i przy tej piosence.. taka tęsknota bez związku...

środa, 21 grudnia 2011

21.12

Śniło mi się dziś, że plułam własnymi zębami.. tzn one nagle stały się wiotkie i wypełniały całą moją jamę ustną. Nie mogłam nic powiedzieć, bałam się, że się połamią, że wypadną.. Podobno taki sen zwiastuje wiadomość o ciężkiej chorobie..

A rano przypomniała mi się ostatnia Wigilia z Mamą. "Mikołaj" przyniósł Jej wtedy w prezencie oliwkę do ciała dla dzieci, miała taką spaloną i wysuszoną skórę od naświetlań.. Nie zużyła jej..

poniedziałek, 19 grudnia 2011

na dziś

Nie uodporniłam się jeszcze. Może i nie dziwota, ale powoli powinnam zacząć. To a propos rozmowy z P.

Wczoraj zabrałam siostrę na późne śniadanie do znajomej kawiarni. Pomyślałam, że chciałabym mieć zawsze pieniądze na podobne wyjścia. Tak, żeby robić jej przyjemność gdy mnie odwiedza. Coś, czego kompletnie nie ma na co dzień, bo świat naszego Taty sprowadza się do zaspokajanego z trudem minimum socjalnego. I jeszcze pomyślałam, że chciałabym zarabiać tyle by stać mnie było na zabieranie dzieci w fajne miejsca. Jakieś "last minute" nad ciepłym morzem, z kiczowatymi pamiątkami i słodkimi pączkami sprzedawanymi na plaży.. Patrzeć jak Chru cieszy się z nazbieranych muszelek, a Mił pręży pierwsze muskuły paradując w kąpielówkach..

Spotykam się dziś ze znajomymi/przyjaciółmi, mamy zaplanowaną nieoficjalną "wigilię" pt. wino i śledź. A wcześniej rekonesans "po ciuchach". Z obecnymi zasobami mieszczę się na jednej półce w szafie.. Miło byłoby znaleźć coś niedrogiego i w dobrym stanie.. Takie marzenia..

czwartek, 15 grudnia 2011

romanse

Moja przyjaciółka oznajmiła - on na Ciebie leci. I to wszystko po tym gdy opowiedziałam jej o swoim poprzednim wieczorze spędzonym w studio jednej z rozgłośni. Sprawę przesądziło zdjęcie, które zrobiono Jemu i mnie, a na które On nalegał. Mianowicie na tym zdjęciu On mnie przytula. "Ładne dłonie", stwierdziła D. "O Boże! On Cię obejmuje!". To prawda.
Dziś wysłałam mu sms, że jeśli chce zdjęcia z wizyty Artysty w studio, niechaj poda adres, a prześlę. No i zadzwonił. Zaczął od jakiegoś "Cześć, dziewczyno.. Wciąż taka fajna?", odparłam coś równie błyskotliwego.  I w tym momencie rozdarła się Młoda, uwieszona do mojej nogi (w zasadzie całe popołudnie coś jej nie pasuje). "O, słyszę jakieś dziecko". "No wiesz" - zareagowałam. "Jesteśmy dorośli więc pewnie niektórzy z nas mają jakieś dzieci. Na jaki adres przesłać Ci zdjęcia?".  Powiedział, nie dosłyszałam (wciąż włączona 1,5 roczna syrena skutecznie zagłuszyła Jego słowa), powtórzył. Pożegnaliśmy się. Game over.

Domyślam się, że miły Pan R. już więcej nie zadzwoni..

Nie po raz pierwszy pomyślałam, że dla faceta wizja spotykania się (jakkolwiek) z kobietą, na którą w domu czeka dwójka dzieci może być skuteczną metodą studzącą (jakikolwiek) zapał. Zabolało. Ale tylko na chwilę. To jest moje życie. Jestem w nim szczęśliwa.

A jutro idę do terapeutki.

piątek, 9 grudnia 2011

po szampanie...

Kiedy słyszę gdy P. mówi przez radio, że to jego "polska płyta roku" to zastanawiam się , na czym polegał nasz związek.. Nigdy nie słyszałam słowa na temat zespołu Mordy.. Taka refleksja..

Moja przyjaciółka napisała, że jutro idzie po baterie do swego "przyjaciela".. Podobno kupił jej tego "przyjaciela" mąż.. wkrótce "były".

Fajnie jest usłyszeć swojego Artystę na antenie. Ciekawe jak zabrzmi nowa "piosenka" .. Mam stresa, proszę ja siebie...

czwartek, 8 grudnia 2011

prawda

Czasami odzywają się starzy znajomi i pytają 'co słychać'.. Jakoś nie umiem kręcić, więc odpisuję szczerze, bez wdawania się w szczegóły. Z jednej strony to nieprzyjemne, a z drugiej trochę.. oczyszczające. Bywa, że chciałabym zakrzyknąć - JUŻ Z NIM NIE JESTEEEEEEEM! A bywa, że boli i że przykro i strach i smutek..  Nic to. Teraz przynajmniej jestem sama oficjalnie. Hellloooo?!

News: Moja przyjaciółka jest w ciąży. Zostanie mamą po raz drugi. I niech ktoś mi powie, że to mężczyźni są odważni...

środa, 7 grudnia 2011

danger! wysokie napięcie!!

Miałabym ochotę napisać "no żesz kurwa!", ale napiszę tylko "szlag mnie zaraz trafi!!!"

Mój zajebisty szef nie przedłużył umowy mojej koleżance A. Najbardziej zaangażowanej, oddanej i kompetentnej osobie w firmie. Przerywała mu pseudointelektualne i pseudofachowe monologi.. No tak.. mógł jej nie polubić.. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!

set mi fri, łaj dont ju bejb..

.. całą resztę można pominąć..

Na dodatek rano okazało się, że moje slim spodnie z Kappahla, podnoszące pośladki i generalnie wysmuklające, doznały kontaktu (kiedy?? ja się pytam kiedy??) z odplamiaczem tudzież płynem do mycia muszli, która plaży nigdy nie widziała i w okolicy prawego kolana są nie do użycia.. Niby 150zł, ale na razie muszę się obejść smakiem.. Śpieszmy się kochać tekstylia, tak szybko się niszczą...

wtorek, 6 grudnia 2011

a..

.. zaczęło się tak fajnie, tzn. śniło mi się dzisiaj , że rozmawiałam z Danielem Craigiem o swoich rodzicach..

bez sensu

Od rana kwas. Kontakt z P. w tak dobrze znanym "stylu". I na koniec pytania z gatunku "a dlaczego nie możesz mi tego wyjaśnić?". Oddycham i wmawiam sobie "Nie daj się sprowokować. Już niczego nie musisz. On za chwilę zniknie. Już z nim nie jesteś. Zaciśnij zęby".. Czuję się jak dmuchana zabawka (ale nie lala), którą ktoś potraktował szpilką..

Na dodatek doczytałam gdzieś, że Jerzy Stuhr ma raka krtani i przełyku. Okazało się na początku listopada, a ja w tym całym zamieszaniu z przeprowadzką i P. zarejestrowałam jedynie "chorobę laryngologiczną". Ostatnio czytałam wywiad z p. Stuhrem w którym mówił, że nie czuje się potrzebny młodym ludziom, kształconym w akademii teatralnej. Że nie chcą korzystać z jego wiedzy, doświadczenia.. Że jest ono zupełnie nieprzydatne. A sam występuje trochę w charakterze eksponatu muzealnego. Kuźwa.. No od kogo czerpać, brać pełnymi rękami, spijać łapczywie, jak nie od takich autorytetów??

Wlazłam do środka i dziś nie wychodzę.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

idę spać

Zasugerowałam Artyście G. by, jeśli nie ma weny (a co za tym idzie tekstów na płytę też), przetłumaczył na duński przepis na jabłecznik i go zaśpiewał. Będzie szał. Odpowiedział, że umieszczony na debiucie fragment "Ojcze nasz" w tym języku brzmi jak inwokacja do szatana. Poparłam kierunek. Jest koniunktura na Złego, więc wietrzymy rozgłos. Po śmierci smażyć będziemy się w piekle, ale przynajmniej będzie wesoło.

talk that talk

- Dzień dobry, ciociu, mówię ja
- O, dzień dobry! Dawno cię nie słyszałam.. Taka zaganiana jestem. Co słychać? Wszystko w porządku?
- No, wyprowadziłam się od P.
- Co?? Jak to? Boże! Wzięłaś dzieci i się wyprowadziłaś?
- Tak..
- Ale czy w grę wchodziła inna kobieta?
- Nie, po prostu nie dało się z nim żyć na co dzień..
- Mhm.. ale nie walczyłaś o ten związek?
- Owszem, przez kilka lat..
- Mhm.. No nic nie wiedziałam..

niedziela, 4 grudnia 2011

beat

Mam wrażenie, że jedyni faceci, na których warto zawiesić oko to geje. Przedwczoraj do tego doszłam. Pseudofestiwal elektroniczny i taka refleksja. A pośrodku ja „cała na biało” i marząca o – choćby – estetycznej ekstazie. Na próżno.. Wczoraj sama sobą estetycznie pozostawiałam wiele do życzenia. Chodziłam w czapce bo nie chciało mi się myć włosów. To był taki mój protest. Niegolenie włosów na nogach i bikini też. W zasadzie nie „dla wygody zapuszczam swe ogrody”, po prostu nie ma dla kogo, a sama ze sobą jakoś nie flirtuję.. i sikam też we własnej obecności i paznokcie u stóp obcinam.. Do czego dojdę w związku ze mną, skoro jestem dla siebie tak zupełnie nietajemnicza i przewidywalna..?

Zmienność

Dzwoni P. i mówi, że przywiezie Małą wcześniej bo bardzo źle się czuje i zamierza udać się do lekarza. Żaden kłopot. I tak jestem w siódmym niebie, w końcu spałam do wpół do dziesiątej.. Gdy odbieram Małą, P. ma zbolały wzrok i nie wygląda najlepiej. Obiecuje dać znać gdy już wyjdzie od internisty. Nie dzwoni przez kolejne dwie godziny. Próbuję się do niego dodzwonić. Wreszcie dostaję sms „stan przedzawałowy”. Hmm.. jestem zaskoczona, ale i przejęta. Trochę dziwi mnie to, że dostał recepty i po prostu wyszedł z przychodni. Nie powinien dostać skierowania do szpitala? A może nie mówi mi wszystkiego…? Dzwonie do niego za godzinę. Jeszcze nie dotarł do domu. Jeździ od apteki do apteki próbując zrealizować recepty. Odwiózł też adapter moim przyjaciołom, od których pożyczył go rok temu a którego nigdy nie użył. Czy takie rzeczy robi się mając „stan przedzawałowy”? Z trzeciej strony – P. zawsze lubił mieć publiczność. Im więcej osób zobaczy go takiego cierpiącego, tym więcej będzie mu współczuć, że tak bardzo przeżywa wyprowadzkę moją i dzieci..
Z okna kuchni mieszkania, które wynajęłam miesiąc temu, widzę pięciu „lokalsów” alkoholizujących się pod wjazdem do garażu niezamieszkałego apartamentowca. To jest właśnie Mokotów – gdy zapada zmrok, ludzie zamykają się w swoich twierdzach po 15 tysięcy za metr kwadratowy, a na świat wychodzą autochtoni.