środa, 28 grudnia 2011

.....

Ostatni tydzień mnie przerósł. Co prawda, kompletnie płaczliwy nastrój z ostatnich postów nakręciły hormony (okres tydzień wcześniej niż bym się spodziewała), ale poza tym – psychiczna mielizna związana ze Świętami dała pole do popisu P., co ten skwapliwie wykorzystał. Tak bardzo zafiksowałam się na to, by nie sprawiać mu już większej przykrości i maksymalnie elastycznie podejść do jego potrzeb związanych z widzeniem się z Chru, że przestałam dbać o swoje bezpieczeństwo i zupełnie uległam. Tydzień przed Wigilią poprosiłam o informację na temat planów świątecznych. Nie doczekałam się niczego ponad to, że owszem, będzie w Łodzi i możemy z nim wracać w poniedziałek do Warszawy. Potem nastąpiła seria niefortunnych zdarzeń, a w zasadzie telefonów.

Co gorsza, mimo, że fizycznie nieobecny P. wszedł z butami w życie mojej rodziny przywożąc bez mojej wiedzy prezenty dla wszystkich jej członków. Jakże się rozczarowałam zdając sobie sprawę, że to, co dostajemy od „Mikołaja” nie może być czymś, co kupił dla nas tata. Byłam zła i przygnębiona. Również tajemnicą, której – na prośbę P. - dochował mój własny ojciec.. I ten sms „Za mną najtrudniejsza audycja w życiu. Jadę samochodem po prawie pustym mieście, patrzę na okna, w których pali się światło i myślę o tym, co się za tymi oknami dzieje. Jakie życzenia składają sobie ludzie, czy się śmieją, czy smucą, czy mają ładnie ubraną choinkę… Nie wiedziałbym chyba co im dziś powiedzieć. Pięknego wieczoru dla Ciebie, Hani, Adasia, Taty i Martynki”. Odpisałam „Dla mnie to równie ‘piękny’ wieczór jak ten w pierwszą Wigilię bez mamy.. a prezenty to niepotrzebny wydatek”. Zadzwonił. Nie umiem nie odebrać. Muszę się nauczyć.

Rozmowy z nim nigdy do niczego nie prowadziły. Były tylko mniej lub bardziej akademicką wymianą „poezji” (z jego strony) i nerwowych prób logicznej argumentacji (z mojej). Nie jestem z siebie dumna. Bywałam przykra, zimna i odległa. Na zmianę z bezsilną, pozbawioną nadziei i pogrążającą się w tysiącach jego słów.. I tak było w to Boże Narodzenie.

25 grudnia przyjechał po Chru, ale ona była rozdrażniona i nie rzuciła mu się w ramiona, więc zaczął powtarzać „Nie chcesz spędzić czasu z tatą, tak..?”. Przypomniały mi się wtedy te chwile gdy wychodziłam do pracy, Mała płakała, a on mówił wtedy „No, to teraz musisz zostać z tym głupim ojcem”.. Koniec końców, nie wziął Jej w ogóle ze sobą, poinformował, że auto się psuje, więc on wraca do Warszawy dziś, a nas niech jutro odwiezie mój były mąż. Próbowałam dzwonić do jego mamy, której obiecałam że wnuczka odwiedzi ją w Święta. Nie odbierała obydwu telefonów, podobnie on. Smsy również bez odpowiedzi. O północy wiadomość „dobrze, że nie jedziemy jutro tym samochodem”. Nazajutrz telefon „Nie odpisałaś na sms.. Nie zainteresowało cię czy dojechałem?”. I jeszcze „Nie przyjadę rano po Chru. Nie ma ci się kto nią zająć? Do środy w takim razie”, a potem „Dlaczego nie możesz mi powiedzieć, o której dziś wracacie?  A może ja bym się chciał z własnym dzieckiem zobaczyć w Święta?”, „Dlaczego powtarzasz to, co ja mówię? Wszyscy to słyszą przecież!”, „Nie strofuj mnie”, „Zastanów się nad tym, co się wydarzyło przez ostatnie dni. A potem zadzwoń do mnie, jestem pod telefonem. Chociaż pewnie nie zadzwonisz”. „No, oczywiście, możesz coś powiedzieć. Pewnie będzie to coś złośliwego, ale mów..”. Jakieś pół godziny na telefonie. I mój tata, który nie wytrzymał i zaczął krzyczeć w stronę słuchawki stojąc obok mnie „Czego Ty, P.. chcesz od tej dziewczyny?!! Odp… się od niej wreszcie!”. Skończyliśmy rozmowę i on.. zadzwonił do mojego taty.. żeby wyjaśnić.. że przecież on nic.. i tylko pyta.. i on mnie nie wykańcza psychicznie.. przecież..

Wróciliśmy do domu po 18.00 w drugie Święto. Odwiózł nas brat mojego byłego męża. Mił został z Chru we wtorek w domu, a ja poszłam do pracy. Po południu Mił wrócił do Łodzi, a do mnie przyjechała najpierw jedna, a potem druga (niespodziewanie) koleżanka. Obie namawiały mnie z ogromnym przekonaniem do uświadomienia sobie faktu, że niczego nie muszę. Nie muszę go wysłuchiwać, nie muszę z nim rozmawiać, nie musze mu się tłumaczyć. Zasięg naszych rozmów powinien obejmować jedynie kwestie logistyczne w kontekście Małej. Grzecznie, uprzejmie, proszę bardzo. To wszystko. Jestem wolna. Muszę być wolna i zdecydowana by to podkreślać. Koniec pieśni.

Odebrał ją dziś około 13.00. Podwiózł mnie do pracy. Na pożegnanie próbował się przytulać. "Słownik nie opisze tej miłości po kilku dniach niewidzenia" napisał w smsie gdy zapytałam czy Chru jest grzeczna.. Nigdy tego nie zrozumiem.. Dobrze, że przynajmniej wieczorem mam czas dla siebie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz