czwartek, 15 grudnia 2011

romanse

Moja przyjaciółka oznajmiła - on na Ciebie leci. I to wszystko po tym gdy opowiedziałam jej o swoim poprzednim wieczorze spędzonym w studio jednej z rozgłośni. Sprawę przesądziło zdjęcie, które zrobiono Jemu i mnie, a na które On nalegał. Mianowicie na tym zdjęciu On mnie przytula. "Ładne dłonie", stwierdziła D. "O Boże! On Cię obejmuje!". To prawda.
Dziś wysłałam mu sms, że jeśli chce zdjęcia z wizyty Artysty w studio, niechaj poda adres, a prześlę. No i zadzwonił. Zaczął od jakiegoś "Cześć, dziewczyno.. Wciąż taka fajna?", odparłam coś równie błyskotliwego.  I w tym momencie rozdarła się Młoda, uwieszona do mojej nogi (w zasadzie całe popołudnie coś jej nie pasuje). "O, słyszę jakieś dziecko". "No wiesz" - zareagowałam. "Jesteśmy dorośli więc pewnie niektórzy z nas mają jakieś dzieci. Na jaki adres przesłać Ci zdjęcia?".  Powiedział, nie dosłyszałam (wciąż włączona 1,5 roczna syrena skutecznie zagłuszyła Jego słowa), powtórzył. Pożegnaliśmy się. Game over.

Domyślam się, że miły Pan R. już więcej nie zadzwoni..

Nie po raz pierwszy pomyślałam, że dla faceta wizja spotykania się (jakkolwiek) z kobietą, na którą w domu czeka dwójka dzieci może być skuteczną metodą studzącą (jakikolwiek) zapał. Zabolało. Ale tylko na chwilę. To jest moje życie. Jestem w nim szczęśliwa.

A jutro idę do terapeutki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz