poniedziałek, 13 maja 2013

12 maja

Otemporaomores!

Piątkowy koncert TFA w radiu - BOOOOOOOOOSSSSKIIIIII! :-) Byłam taka.. przejęta i wzruszona!! Zarejestrowałam połowę występu kamerą, boję się, że materiał może być do niczego - ręce mi drżały, a serce waliło jak dzwon! :-) Piękne momenty prawdziwego szczęścia! To uwielbiam!

Po 23.00 dotarłam na FFF. Ekipa już czekała. Bez napinki postawili karniaka, zrobiliśmy sobie jakieś zdjęcia ( były potem wyświetlane na fasadzie budynku, w którym odbywały się koncerty), gadu gadu, żarty i w ogóle, fajnie :-) Naprawdę starałam się nie szczuć np. strojem, choć wrażenie zrobiłam i tak.. Ślepa nie jestem..
Na Tricky'm stanęliśmy całkiem blisko sceny. Dziwny to był występ.. performance w sumie.. szczególnie jeśli chodzi o działania gwiazdy, bo reszta zespołu (w tym główna wokalistka) po prostu grała i śpiewała. Zapętlone bity/zwrotki/refreny, utwory nie miały końca.. Najpiękniejszy moment: gdy po raz pierwszy Tricky zachęcił gestem do przybywania na scenę. Ludzie ruszyli do przodu, my z Czyimś Mężem również. Rozdzieliła nas przypadkowa dziewczyna. To wystarczyło - on się podciągnął na barierce i wskoczył na scenę, ona nie dawała rady, to się przedłużało, aż ochroniarze zdecydowanie zakończyli migrację tłumu.. Myślałam, że mnie szlag jasny trafi!! Mogłam sobie tylko popatrzeć na tego szczęściarza, jak się tam pławi 25 cm od Szamana..

Potem dostałam przypadkiem z łokcia w lewy łuk brwiowy, potem zrobiło się potwornie duszno, potem wyszliśmy na zewnątrz, potem się napiliśmy, a potem zamówiliśmy taksówkę..

W tzw. między czasie trafiłam (wiedziałam, że tak będzie!) na Pio, czyli pana "w związku z użytkownikiem". Jestem na 100% pewna, że on też mnie widział! Nie wyglądał na jakiegoś szczęśliwego czy radosnego. Był w mieszanym towarzystwie, ale - co stwierdziłam z satysfakcją - towarzyszące mu kobiety urodą przypominały zupełnie nikogo. Moja ekipa (wtajemniczona) oblukała szybko i (tu nie jestem pewna) dyskretnie obiekty, potwierdziła, że tam są same kaszaloty, on jest brzydki i smętnie wygląda i żeby się gonił.. Nic tak nie poprawia humoru jak kolektywne hejtowanie!

No więc zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy na Kruczą, do mieszkania Remika, który to jest (jak słyszałam) posiadaczem kilku lokali w stolicy, a jego hobby to ziołolecznictwo.. Cechą charakterystyczną tego mieszkania okazał się być stan surowy (oprócz łazienki), kompletny brak mebli (mały stolik i dwa krzesła) i piękny balkon, wychodzący wprost na ulicę. Świtało, a my jedliśmy pizzę i gadaliśmy, w tle radio (nie ustaliliśmy jakie) napieprzało klimatycznie Rynkowskim i De Mono. Whisky (z miodem), moja żono! No i chyba wreszcie nauczyłam się zaciągać...

Były "zawieszki", były "wycieczki", raz nawet staliśmy w przedpokoju i patrzyliśmy na siebie kilkanaście sekund w taki sposób (szczególnie on na mnie), że musiałam odwrócić wzrok bo chwila dalej to już tylko ciemność i kompromitacja dobrych obyczajów... ALE ofiar w morale nie było.

Wróciłam do domu po 6.00. Po ósmej obudziła się Chru. Jakieś pytania...?

Wypadła mi z życia jedna noc spokojnego snu. Wpadła mi w pamięć jedna noc niespokojnego życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz