sobota, 26 grudnia 2015

2016r.

Miłość

Twoje relacje w tym roku będą bardziej pasjonujące niż do tej pory. Poczujesz, że jesteś magnesem dla interesujących adoratorów. Uważaj jednak by nadmiar nie zawrócił Ci głowy i ostrożnie oddawaj się seksualnym podbojom. W romantycznych uniesieniach łatwo się zatracić. Przyjaciele pomogą odnaleźć Ci drogę do siebie i swoich prawdziwych uczuć. Jeśli zechcesz się ustabilizować i dać nowy wymiar Twojej miłości, znajdziesz odpowiedniego partnera i najpóźniej pod koniec roku podejmiecie decyzje o zajściu w ciąże. Unikaj jednak dominacji i szanuj punkt widzenia Twego partnera lub partnerki. W miłości jak w tańcu potrzebujecie oboje tańczyć do tej samej muzyki, inaczej trudno będzie Wam się zgrać i się podepczecie. Sprawdźcie co Wam w duszy gra a Wasza miłość będzie jak muzyka.

Kariera

Z łatwością odniesiesz sukces w tym roku. Od wiosny poczujesz w sobie ogień pchający Cię do działania i spożytkujesz go na otwieranie nowego biznesu albo rozkręcanie obecnego. Będziesz motorem napędowym wsród swoich współpracowników i samą swoją obecnością zapewnisz przyjacielskie relacje w zespole. Przyda Ci się duża cierpliwość i wytrwałość - tym większa im większe cele sobie postawisz. Nie bój się jednak ryzykować, Twoja kreatywność pomoże Ci połączyć ze sobą pozornie niepasujące elementy i stworzysz nową jakość. W przyszłym wzroście pomoże Ci także rozszerzenie swojej grupy kontaktów biznesowych. Uda Ci się także zarobić na wcześniejszych inwestycjach finansowych i tym samym zyskasz gotówkę na dalsze rozwijanie swego biznesu lub zainwestujesz w swój rozwój. Jeśli spadnie Ci koncentracja szybko przejrzyj swoje priorytety i wprowadź ewentualne zmiany.

Zdrowie

Do czasu swoim urodzin będziesz pod silnym wpływem energii ognia, rozgrzewającej Cię do działania i zapewniającej dużą ochronę energetyczną. Dzięki temu z łatwością odnajdziesz się próbując nowych form aktywności sportowej - ważne byś swą energię ukierunkowała w sposób, który będzie Ci służył i przyniesie korzyści zdrowotne. Zwróć uwagę by nie przeforsować nóg i kolan, szczególnie pod koniec wakacji. Jeśli wciągnie Cię jakiś sport, oddaj mu się całym sercem a żadne problemy zdrowotne nie będą Cię trapić. W drugiej połowie roku wzmocni się Twoja emocjonalna wytrzymałość i samoświadomość. Będziesz miała okazję odkrywać swoje duchowe 'ja' w różnych zakątkach świata. Twoje harmonijne relacje z ludźmi umożliwią Ci cieszenie się swoim zdrowiem i pozytywną energią z innymi.

26 grudnia cz.2 niezależna

No, ale przecież próbujesz, tak? Próbujesz zająć głowę, dać sobie szansę, dać szansę komuś innemu... I wciąż spotyka Cię to samo. Spuszczasz kolejnych kolesi, chcących przejechać się z Tobą jedną taksówką około 5 rano w niedzielę, aż w rodzinnym mieście, w bardzo ciepłą, wakacyjną noc, pojawia się kolega ze studiów, z którym zawsze sympatyzowałaś. Jakiś czas temu rozstał się z matką swojego dziecka, potem z kimś się związał, ale "to też nie było to". Wasze spotkanie to jedna wielka zabawa, która kończy się tym, że on zasypia, gdy całujecie się na kanapie w jego pracowni. Drugie spotkanie to długa rozmowa, która kończy się odwiezieniem do domu i mocnym przytuleniem. Potem okazuje się, że świat jest mały i koleżanka uświadamia Cię, że on najwyraźniej zapomniał wyartykułować, że wciąż z kimś mieszka... Mała konfrontacja via fb. On potwierdza, ale sprawa wyprowadzki jest w toku.
Mijają tygodnie względnej ciszy (bo Ty nie inicjujesz) aż w kurtuazyjnej gadce-szmatce on informuje Cię, że wynajął mieszkanie. W kolejnej rozmowie znów rozwodzi się nad tym, że mieszkać samemu jest super.
Po kolejnych kilku tygodniach i polecaniu sobie filmów jedziesz do rodzinnego miasta i czekasz. Czekasz na jakiś ruch z jego strony, bo przecież wie, że przyjeżdżasz. Gdy się odzywasz okazuje się, że właśnie miał pisać i w ogóle - chętnie się spotka. OK, łoewa, Ty po prostu zamierzasz się dziś dobrze bawić! Z nim lub bez niego.
Obiecałaś sobie wygarnąć mu (grzecznie, ale zdecydowanie), że wkurwił Cię nie przyznając w wakacje, że wciąż z kimś mieszka i że nie interesuje Cię okazyjne bzykanie bez zobowiązań (szczególnie z jego strony). Za dużo wiśniówki, trzymasz się tylko kilkadziesiąt minut, a potem znów zaczynacie się całować. Z parkietu schodzicie, gdy wyłączają muzykę. Potem mówisz, że jesteś głodna, a on zabiera Cię na tatara i zimne nóżki, a następnie jedziecie do niego.
Znowu się całujecie, przytulacie i byłoby tak bez końca, ale rozpinasz guziki bluzki i on już nie ma wątpliwości. Żaluzje są opuszczone, więc światło przebija się o tyle, o ile. W radio lecą cicho świąteczne piosenki i powoli oboje nabieracie odwagi. Jest przyjemnie, bardzo przyjemnie. Kiedy całuje Twój brzuch myślisz sobie, że to pierwszy raz od bardzo dawna (brzuch zazwyczaj jest pomijany, jako zbędny element w drodze między cyckami, a cipką). Wreszcie przytulacie się "na łyżeczki", ale Ty przecież obiecałaś córce, że gdy się obudzi będziesz spała obok niej, więc prosisz go, by zamówił taksówkę. On pyta, czy na pewno nie możesz zostać, ale Ty potwierdzasz. Ubierasz się, zakładasz kurtkę i buty, wychodzisz, wsiadasz do taksówki i odjeżdżasz.. Żałując wspólnego śniadania i ciepłej kawy z mlekiem..
Po południu pytanie czy żyjesz i kilka esemesów bez znaczenia. Na drugi dzień dłuższa wymiana zdań i piosenek, ale też bez jakiegokolwiek związku z ostatnim spotkaniem. W czwartek podsyłasz mu link do ulubionego filmu, on grzecznie dziękuje, that's all. Kolejne kilka dni ciszy. W poniedziałek piszesz, że miałaś się już nie odzywać, bo on chyba nie ma ochoty na kontakt z Tobą, ale właśnie wyszłaś z "Przebudzenia mocy" i jesteś pod totalnym wrażeniem i powinien koniecznie pójść na ten film itd. Odpisuje jakoś niezrozumiale, że to są złe wnioski, ale faktycznie - kontakt z nim jest baaaardzo słaby itp. Czytasz i myślisz sobie: Kurwa, czy naprawdę tak trudno odpowiedzieć pełnym zdaniem? Otwarcie? A nie jakimiś kalamburami, z których nic nie wynika?! Życzysz mu miłego wieczoru. Cisza.

Trzy dni później Wigilia. Dostajesz smsa z życzeniami, ładnymi. Rewanżujesz się jeszcze ładniej, bo potrafisz. Odpisuje "To naprawdę piękne życzenia. Dziękuję z całego serca :) ". Masz nadzieję, że jeszcze się odezwie, nie odzywa się.

Drugiego dnia świąt, po powrocie do domu wchodzisz do wanny i obiecujesz, że przestaniesz w kółko sprawdzać telefon.

On wie o tym, że Sylwestra (a to już za kilka dni) spędzasz w klubie, w którym spotkaliście się ostatnio, ale już niczego (w związku z tą świadomością) się nie spodziewasz. Szkoda..

Otwierasz wino

26 grudnia

Tak to już jest - bez wyjątku - w życiu kochanki, że gdy przychodzą Święta, może liczyć na - co najwyżej - sms ze standardowymi życzeniami "wszystkiego najlepszego".

Oprócz tego kalendarz z Gwiezdnymi Wojnami od siostry, zaproszenie na masaż relaksacyjny od przyjaciółki i butelka wina od ex-męża. Głęboko w środku marzenie, że kiedyś ktoś pomyśli o niej samej, że będzie łaził 4 godziny po jakiejś galerii handlowej i szukał najfajniejszego prezentu.. aż wreszcie wybierze taki delikatny srebrny łańcuszek z pieprzonym serduszkiem, albo bransoletkę z cholerną czterolistną koniczyną i ona to potem znajdzie pod choinką w małym pudełeczku i mocno go przytuli.. a potem on mocno przytuli ją w łóżku.

wtorek, 15 grudnia 2015

15 grudnia

Przychodzi grudzień. Od ostatniego seksu z czyimś mężem minęły prawie trzy tygodnie i ledwie kilka zamienionych zdań. Zaczynasz się przygotowywać do faktu, że w tym okresie zapewne poświęci czas i uwagę rodzinie, może właśnie nabywa prezenty (dzieci chcą pieniądze, żona dostanie smartfona i książkę, teściowa też coś do czytania) i myślisz sobie - Aaaaaaaaaaa... do jasnej cholery! Niech on wreszcie zniknie z mojego życia!
Dzień firmowej Wigilii. Kilka godzin wcześniej zaproponował, że zawiezie ci choinkę (zakład pracy obdarowuje) do domu. Tak było w tamtym roku. Wchodzisz do budynku, przemówienie w foyer, pierwsza osoba jaką widzisz to on. Patrzy, uśmiecha się. Kiwasz głową w odpowiedzi i już wiesz, że cię wkurwia. I wkurwia cię, że pieprzone "aniołki" roznoszą opłatek w koszyczkach. Wypierdalać z tymi życzeniami. Na szczęście jest mnóstwo ludzi, więc udaje ci się sprytnie uniknąć spotkania, choć on krąży i się rozgląda. Wypijasz kieliszek białego wina i złość rośnie. Miętolisz ją w środku, zgniatasz w kulkę i chowasz w centralnym punkcie żołądka. Wybierasz małą choinkę. W razie czego zawieziesz ją do domu autobusem. Koleżanka oferuje pomoc. Przystajesz z chęcią. On dzwoni i pyta, czy już masz drzewko, a ty lodowatym tonem odpowiadasz - Tak, ale już sobie załatwiłam transport, dzięki (w myślach dodajesz "więc przestań być, kurwa, taki troskliwy i zajmij się żoną, albo dupą kolejnej kochanki"). I ta zgnieciona kulka zaczyna ci się obijać o ściany żołądka i mikro drgania rezonują w całym ciele.. Tymczasem trzeba to zignorować, zawieźć choinkę do domu, zrobić zakupy w Biedronce, obiad, pranie, pozmywać, obejrzeć Kucyki, Janusza Gajosa na TVP Kultura i wytrzymać do momentu, aż wszyscy pójdą spać i dopiero wtedy pozwolić sobie na dwie żałosne strużki, które wsiąkną w jebaną poduszkę i o których nikt się nie dowie. Bo w końcu "bez przesady".

sobota, 31 października 2015

31 października

Przeddzień Wszystkich Świętych. Cztery lata temu siedziałam w obcym mieszkaniu, otoczona pudłami pakowanymi chwilę wcześniej w pośpiechu, ze ściśniętym sercem i żołądkiem, obezwładniona strachem, drżąca o syna i małą córeczkę. W zasadzie mogłabym jeszcze długo tak wymieniać czego się bałam. Chyba wszystkiego. Jednego się nie bałam - że do Niego wrócę.

Piję wino i ryczę. Ulga.

wtorek, 13 października 2015

13 października

Przedstawiam dwie niekiepskie chojraczki! 

Dobrze po 30-tce, ale na tyle młode, że problem nietrzymania moczu jeszcze nas nie dotyczy. Mamy dobre prace, obupłciowe poczucie humoru, zamiast narzekać wolimy się bawić, dbamy o zawartość swoich głów i stan estetyczny ciał.

Opowiadamy sobie świńskie dowcipy, wplatamy podteksty i niecenzuralne słowa w (co najmniej) połowę inteligentnych rozmów, idziemy się napić i potańczyć, prowokujemy (choć rzadko) i odpowiadamy na zaloty, no i depilacja - na wszelki wypadek - być musi. Twarde i niezależne z nas babki! I jest w tym prawda. No przecież, że jest! Hej, ho, let's go!

Co prawda, to tylko niewielki wycinek naszego życia, ale bywają takie piątkowe, czy sobotnie wieczory, gdy staje się dominujący. 

Faceci nie są nam wtedy jakoś specjalnie potrzebni do szczęścia. Intelektualnie i stylistycznie niepełnosprawni odpadają w przedbiegach. Garstka pozostałych próbuje lub nie. Ambitniejsi i (na pierwszy rzut oka) estetycznie bliżsi zostają zaakceptowani na chwilę dłużej. Podstawa to jednak wyczucie rytmu na parkiecie. OK, odhaczone. Takich, z którymi można pogadać jak w filmie "Niewinni czarodzieje" nie ma wcale. Rozmowy ograniczają się zazwyczaj do pytań o imię i pracę (na szczęście rzadko pyta się nas o wiek, choć zdarzają się i tacy kamikadze). Jedna z nas pali, więc w jej przypadku szansa (ryzyko?) pogawędki wzrasta. Niewielu zagadnie, czy się czegoś napijemy i w konsekwencji postawi "barmańskiego". Opłacone z własnej kieszeni drinki tańczą w głowie, a wymagania co do kompana w zabawie schodzą na dalszy plan. 

I tak dobijamy do świtu. 

Przy minimalnym nakładzie własnym, licząc na pełny "wkład" w domowych pieleszach, nasi absztyfikanci noszą się z przywołaniem koedukacyjnej taksówki. 

Tutaj pauza na oświadczenie dla tych, którzy się jeszcze cywilizacyjnie nie zorientowali: kobieta nie jest z żelaza, również posiada "pragnienia i potrzeby" i to wykraczające daleko poza ofertę Rossmanna. Chyba najwyższy czas przestać nas za to stygmatyzować, prawda? 

Ad rem: Czasami skłonne jesteśmy obrać podobny kierunek, co nasi tymczasowi oblubieńcy. Mając w głowie nadzieję, że daleko im do cynicznych zboczeńców, ale i Nikiforów sztuki miłosnej. Wsiadamy do taksówek, szybko przeliczając zawartość portfela (na wypadek gdyby jednak trzeba było zapłacić) i ruszamy ku przygodzie...

CDNastąpi i będzie się mocno różnicował!

środa, 19 sierpnia 2015

19 sierpnia

A tak w ogóle to mam za sobą kolejny, "specyficzny" związek.. przepraszam - relację. Dywagacje na temat Sebastiana z przedostatniego wpisu to był tylko czubek góry lodowej. Uszczypliwości, poprawianie z satysfakcją potknięć językowych (zaczynające się od "nooo..pani dziennikarko..ty to chyba powinnaś wiedzieć, że..."), niejakie prostactwo w "celebrowaniu" życia, wygłaszanie monologów na ważkie tematy (albo zupełnie nieważne, jak na przykład piosenka, której nigdy nie słyszał), seks w celu zaspokojenia (głównie swojej) potrzeby fizjologicznej i codzienne palenie skrętów (bez jakiegokolwiek poczucia niestosowności). Wczoraj weszłam na jego profil, zdjęcie z lipca, niezablokowane. Brzydki. Wiem, jestem zołzą, ale wylał na mnie tyle dziwnych frustracji, że sobie pozwolę..

Poza tym lato całkiem udane. Nie oszczędzałam się towarzysko, ani w tańcu. Chciałabym jeszcze zaliczyć wschód słońca nad Wisłą, o ile wcześniej rzeka nie wyschnie do reszty..

W lipcu przez tydzień mieszkała u mnie Gosia. Znów zadaję sobie pytanie czy jestem dobrą przyjaciółką. Od kilku miesięcy Gocha chodzi do psychiatry i bierze leki. Ma zwyżkę, więc zachowuje się jak nakręcona. Chwilami nie moge jej znieść :/ Neofitka i orędowniczka wyjść, spotkań, poznawania ludzi, teraz, zaraz.. Trudno się odnaleźć. Tym bardziej, że przez ostatnie 7 lat raczej razem nie imprezowałyśmy na tzw. mieście.. Teraz jest na urlopie, a ja.. odpoczywam od tej energii..

Ostatnie dwa tygodnie urlopu zdominowały afrykańskie upały i zbliżający się termin porodu Martynki. Ostatni tydzień spędziłam w Łodzi, jeżdżąc do niej do szpitala dwa razy dziennie. We wtorek, 11 sierpnia rano zadzwoniła, że chyba coś się zaczyna. Po pół godzinie byłam na miejscu. Potem 10 godzin łażenia w tę i z powrotem pod blokiem porodowym (na salę mógł wejść tylko tata dziecka). Majcia urodziła się o 17:35. Zobaczyłam je po 20:00. Dzielna siostra, dzielny szwagier i cudowna mała siostrzenica. Myślę, że zajebiście się do siebie zbliżyliśmy. W czwartek wieczorem dziewczyny wyszły ze szpitala. W piątek rano obudziłam się z bólem gardła i stanem podgorączkowym. Do Warszawy wróciłam w sobotę. W niedzielę pojawiły się dwie opryszczki, wczoraj kolejna. Doszedł kaszel. Inspiracji upatruję w komunikacji miejskiej i międzymiejskiej, z działającą lub nie klimatyzacją, w zaduchu, w przeciągu.. no i stres. Zajebisty stres związany z Martynką i Majeczką. Teraz już jest dobrze.. Ufff....

Co nie zmienia faktu, że w piątek wieczorem wyszłam z Justyną na miasto opić Maleństwo. Miał do nas dołączyć mój kolega ze studiów, którego nie widziałam jakieś 6 lat. Ależ to był wieczór! Podsumowując: obśmiani po pachy, opici prosecco, Justa rzygała w kiblu w Łodzi Kaliskiej, my z Kamilem tańczyliśmy do 4 nad ranem, a potem.. well.. Zostawiłam w jego pracowni opaskę do włosów. Wróciłam do domu o 6.00, nieskonsumowana, ale wyprzytulana i wycałowana.. W niedzielę pomyślałam, że mogłabym się do takich gestów przyzwyczaić. Ech, ta uśpiona czujność.. Jebany Kopciuszek i jej pantofelek..

środa, 15 lipca 2015

„A kiedy zamierzasz ją zabrać na prawdziwe wakacje?” – znacie to?


Matka jeszcze przed czterdziestką, z kredytem hipotecznym na lokum typu „szuflandia”, pracą na umowę o dzieło od 10 do 18-tej, psem, biletem miesięcznym i najfajniejszą Córką. Córką dzieloną z kochającym ją Tatą, ale szczęśliwie od dłuższego czasu mieszkającym w innej części miasta. Tatą płacącym alimenty w wysokości dalekiej od pazerności wobec faktu, że w tym roku znów przekroczył próg podatkowy (o czym poinformował matkę telefonicznie słabym głosem). Jego również dopadł kryzys franka związany z posiadanym przestronnym mieszkaniem, remontem tegoż, wysokie opłaty za dobrej klasy samochód, paliwo itd. Rozdzielność życiowa trwa już jakiś czas, obie strony wypracowały coś na kształt małej stabilizacji. Pech chce, że co roku przychodzi lato, a wraz z nim pytanie zasadnicze Taty „Dokąd ją zabierasz na wakacje?”.

Matka od marca kombinuje jak podzielić ekstra pieniądze, które zjawiły się na koncie w formie zwrotu podatku. Przydałoby się dokończyć malowanie ścian w kupionej dwa lata temu „szuflandii”, kupić Córce łóżko, stół do pokoju (bo ile można jeść w kucki przy stoliku z Ikei?), wymienić baterie w łazience, starą pralkę wyrzucić i wstawić taką działającą, komputer się popsuł, po drodze urodziny kilku bliskich osób i wesele przyjaciół. No i żeby jeszcze coś zostało na „czarną godzinę”, bo przecież w tym domu pensja (podobnie jak matka) jest tylko jedna. Jako, że w pracy wszyscy dookoła kupują „all inclusive” we wszelakich miejscach na świecie, w okolicy czerwca matka w odpływie rozsądku zaczyna nerwowo surfować po sieci. Może by tak wziąć Córkę i pojechać last minute do dwugwiazdkowego „hotelu” na jakąś dziką (bo prawie nie odkrytą przez turystyczną infrastrukturę i kulturę) grecką wyspę?  I tym szerokim gestem wydać cały zwrot podatku.. W kraju nad Wisłą też lekko nie jest. Kwatery nad morzem w cenach „toskańskich”. W góry latem jechać nie ma sensu. Camping na Mazurach? Super, ale plecy matki nie są już pierwszej młodości, poza tym za wąskie i chyba trudno będzie na nich zmieścić namiot, walizki, łopatkę, szpadelek i środki czystości, oraz czy Polski Bus dowozi na ten camping? Tak więc pełnopłatne wczasy raczej odpadają. Logistyka i wyczulenie na potencjalny debet na koncie mówią „nie, to byłoby nierozsądne”, a przecież pojedyncza matka musi się charakteryzować ekonomicznym rozsądkiem. Ech… Nie tracąc pogody ducha matka myśli – nieważne, czy pojedziemy gdzieś na dłużej czy nie, najfajniejsze jest to, że będziemy razem, wokół życzliwi ludzie, a i metropolia oferuje szereg atrakcji. Kwestię wypoczynku daleko poza domem pozostawmy otwartą.

Matka ma to szczęście, że urlopuje ponad miesiąc (taka praca). Zajmuje się więc Córką, rozwiązując tym samym problem zamkniętego przedszkola. A przecież to nie tylko jej problem, wydawałoby się.. Tata również uprawiając wolny zawód, oddaje się karierze i obowiązkom. Oczywiście, że porwie Pierworodną na wspaniałe wakacje, ale jeszcze nie wie kiedy. Przysiądzie wieczorem i napisze w mailu. Ale ale… kiedy Ty, Matko, zapewnisz dziecku prawdziwie wakacyjny odpoczynek?

Przychodzi lipiec. Matka z Córką wyprawiają się z Córką do bliskiej rodziny do odległego o sto kilometrów miasta, gdzie Mała przez cały dzień biega po podwórku, chodzi po lesie, pływa na rowerach wodnych, czy delektuje pysznymi lodami. Potem kolejne sto kilometrów autostradą do przyjaciół z dwójka dzieci. Atmosfera super, długie śniadania i kolacje, domowa pizza, smakołyki, spacery, ZOO i budowanie babek na plaży miejskiej, długie dzieciaków rozmowy i senna mantra co wieczór „Mamusiu, tęsknię za naszym mieszkankiem”. Matka nie skąpi grosza na przyjemności. W końcu jest lato i czas poszaleć!

Wracają szczęśliwe po dziesięciu dniach. Nazajutrz stęskniony Tata przyjeżdża po Córkę i ku totalnemu zaskoczeniu matki pyta „A kiedy zamierzasz ją zabrać na prawdziwe wakacje?”. Matka w konsternację „Nooo.. przecież dopiero wróciłyśmy”. Okazuje się, że taki wyjazd się nie liczy. On zamierza zabrać Córkę („jeszcze nie wiem dokładnie kiedy, ale wkrótce”) na kilka dni nad morze, może nawet dwukrotnie i właśnie o taki wyjazd chodzi. Dziecko powinno chociaż raz w roku pojechać z rodzicem na prawdziwy urlop, mieć poczucie, że jest na prawdziwych wakacjach.  To dla dziecka (!?) bardzo ważne. Poza tym, jak to matki „nie stać”? Przecież On jej płaci alimenty! Matka błyskawicznie przypomina sobie sytuację z ubiegłego roku, jak w analogicznych okolicznościach dowiedziała się, że skoro Tata zabiera Córkę nad morze, a matka nie, przelew w sierpniu zostanie uszczuplony o 1/3. Bo tak będzie sprawiedliwie. Bo nie ustalili tego w sądzie, lecz polubownie (przecież są cywilizowanymi ludźmi).

Matka siedzi i zachodzi w głowę o co kaman..






poniedziałek, 25 maja 2015

23 maja

Siedzimy w reżyserce. Program, nerwy, śmichy-chichy. Podjazdy osobiste, jakieś smsy. W przerwie reklamowej instaluje się zespół. Kasia Cerekwicka, chórek złożony z dwóch dziewczyn. Jedna o wyglądzie (obiektywnie) typowego lachociąga.. Słyszę jak A. mówi do kierownika planu, który jest w studio : "Marcin, podejdź do dziewczyny z chórku, drugiej od okna i powiedz, że ma pozdrowienia od A.". Marcin finalnie nie podszedł.
Czyżby ktoś właśnie usunął mi guza mózgu i przejrzałam na oczy..?

piątek, 24 kwietnia 2015

24 kwietnia - spontanicznie..

Chyba mam pierwszy kryzys dotyczący znajomości z S. Być może tak to powinno wyglądać, że facet ma sprawy jasno określone i poukładane, a czynnikiem "fantazyjnym" i ulotnym jest kobieta? Może to moi przyjaciele - Augi, Tomek B., nawet cholerny Artur.. może to oni mogą być popieprzeni i skomplikowani, i z nimi (oprócz A.) mogę prowadzić takie rozmowy, a w "związku" powinnam mieć kogoś, kto wygląda i zachowuje się jak w ktoś w miarę zrównoważony..?

Tylko dlaczego mam wrażenie, że opowiadając mu o tych wszystkich sprawach dot. przyjaźni, dziwnych i trudnych wydarzeń/emocji, które mi się przytrafiły w życiu, w zderzeniu z jego minimalizmem jestem śmieszna czy dziecinna? Czy powinno nas jednak łączyć więcej? Czy dopuszczalne są takie różnice?

sobota, 7 marca 2015

7 marca

"Pamiętasz jak się poprzednio wycofałaś..?"
"Mhm.. teraz Ty"
"Mam problem ze sobą.."
"Zostawię Ci te 25 zł.u ochroniarzy, odbierzesz sobie"
"Spadaj" "Nie rozumiesz" "Polubiłem Cię za bardzo" "Zwróciłem się dziś do żony Twoim imieniem"
"A to nie wiedziałam"
"To już wiesz"
"Miałabym ochotę napisać wiele rzeczy, ale żadna nie wydaje mi się odpowiednia"
"Tak, wiem, jestem dupkiem"
"Też, ale nie o to mi chodziło" "To cześć, panie A."
" :/ "
" :/ "

A dziś rano Chru przywitała mnie piosenką "Nic nie może przecież wiecznie trwać.."

Nie wiem co mam czuć..

niedziela, 8 lutego 2015

8 lutego

Złodziejstwo, polegające na utrzymywaniu bliskiej relacji i stosunków z cudzym mężem, trwa do końca czerwca. To ona podejmuje decyzję. Wie, że nie jest jego pierwszą kochanką i nie chce się zastanawiać, czy i kiedy ewentualnie pojawi się następna. Wie również, że on nie chce zmieniać rodzinnego stanu rzeczy. Nigdy nie będzie miała go na wyłączność..
Data "rozstania" jest symboliczna. Impreza służbowa zamykająca sezon programu. Ona wygląda zabójczo i ma duże powodzenie. Bawi się świetnie. On udaje, że na nią nie patrzy. Pełna konspiracja. Wysyła mu sms "Wracasz ze mną, czy z kimś innym?". Jadą razem, całują się na klatce, rozbierają w przedpokoju. Świta, gdy kończą.  Zanim przyjedzie zamówiona dla niego taksówka, ona mówi, że tak będzie lepiej. On trochę nie wierzy.

Kilka kolejnych dni i smsów oraz jedna rozmowa telefoniczna. Jest konsekwentna. Tęskni jak cholera - za wszystkim, ale wie, że robi dobrze... Terapeutka jest z niej dumna, dumna z jej siły. W końcu odebrała sobie to, co było tak bliskie, mimo usłyszanego pierwszej nocy we własnym łóżku prewencyjnego "tylko się nie zakochaj" i mimo intymności, którą później jednak zbudowali.

Są wakacje. Przychodzi mężczyzna, zakochuje się, ona - mimo starań i pracy nad sobą - nie. I znów ona decyduje, tym razem, że jego miłość nie wystarczy...

Jakieś sporadyczne spotkanie w pracy. Miło, ale bez szału. Jakieś ustawianie na nią kamery w trakcie dyżuru, bo on chce ją zobaczyć. Sporadyczne smsy.

Gdy się zastanawia nad tym, jaki powinien być jej facet, uświadamia sobie, że taki jak on. "Żeby się tylko nie kurwił i nie pił tyle", mówi terapeutce i obie się śmieją. To pierwszy taki przypadek, w sensie refleksji, a nie śmiechu.

Jesień. Umiera mu ojciec alkoholik, wkrótce potem babcia. Zaczyna do niej pisać. Ona proponuje, że gdyby chciał pogadać, to znajdzie czas. Jak przyjaciel. Piszą, piszą. Umawiają się u niej w domu. Rozmawiają ponad 3 godziny, do niczego nie dochodzi, chociaż widać, że oboje się męczą. On na chwilę kładzie jej głowę na kolanach. Gdy wychodzi ona pyta "I co, masz wrażenie zmarnowanego czasu?". Nie ma.

Kolejne bicie się z myślami. Doświadczenia ostatnich miesięcy zmieniły ją, ale i zmęczyły. Od niedawna wie, że nie chce czekać na "poważny" związek, pełny wątpliwości, kompromisów i bóg wie czego jeszcze i mocno powątpiewa, czy w ogóle chce, żeby zaistniał.

Postanawia zdjąć z siebie ciężar dylematów i cieszyć się z faktu, że obok niej jest ktoś bliski i mile widziany. Przed samymi Świętami znów spotykają się u niej. Robi sobie prezent. Idą do łóżka. Żadne nie mówi, że tęskniło. Żadne nie mówi, że jest mu dobrze. To niebezpieczne. Uśmiechają się do siebie, mocno przytulają. To musi wystarczyć.

Od tej pory znów kradną.

Co ona ma z tego? Czuje się przy nim sobą. Pod każdym względem. Może być wrażliwa, zmartwiona, bezradna, zabawna, twarda, optymistyczna, sypiąca koszarowym dowcipem, rozgadana i wyciszona. W łóżku odważna, zdecydowana, otwarta, namiętna. Robi rzeczy, na które ma ochotę. Mówi do niego. Śmieją się, świntuszą, są na siebie uważni. Ona chce i lubi go przytulać, okazywać mu czułość, wspierać, rozbawiać, Tak po prostu, bez wysiłku. Wie, że nie jest tylko "lalą do dmuchania", wciąż mają kontakt. Imponuje jej jego pracowitość, szczerość, męskość, umiejętność radzenia sobie z mnóstwem spraw. I umiejętności kulinarne :-) Nakręcają się rozmowami o filmach, książkach (to jemu zawdzięcza miłość do prokuratora Szackiego)
W tej dość specyficznej relacji jest równorzędną partnerką. On równie mocno zabiega o to, by była gdzieś w pobliżu. Wie, że jest świetna, czuje się "wyróżniony". Przytula się do niej tak bardzo, jak nikt wcześniej. Próbuje pomagać. Słucha i reaguje. Rozbraja ją czułością.

Jedyny temat, którego nie poruszają to charakter tego, co jest między nimi. Kiedy leżą nadzy i szczelnie sklejeni, cisza bywa dojmująca. Fajnie byłoby móc powiedzieć coś nie do końca żartem. Niekoniecznie zaraz "kocham cię". Oboje się boją. Każde z innej przyczyny.

Gdy mężczyzna wychodzi, ona nie idzie do łazienki by wziąć prysznic. Chce go mieć na sobie jak najdłużej. Kropelki potu zmieszane ze słodkimi perfumami i wytrawnymi męskimi sokami. Co jakiś czas wącha swoje dłonie, kosmyki włosów, zgięcie w łokciu, albo chowa nos w sweter i się zaciąga. Z uśmiechem patrzy na łóżkowy bałagan, kubek po kawie czy ostatni pączek, którego nie mieli już siły zjeść. Wie, dokąd poszedł. Ale czuje, że wróci.

Zgadnij czego nigdy nie będzie miała..?

niedziela, 1 lutego 2015

1 lutego

To może jakiś apdejt życiowy..?

Mój drogi A. z Poznania wciąż obecny jest na orbicie. Chyba minął nam rok :-) Wciąż męczy go uwikłanie z Katarzyną, która raz na kilka miesięcy przyjeżdża, daje się wybzykać, ugotować obiad, na koncert pójść, a potem znika i jest korespondencyjnie zaangażowana, lecz z poziomu Zamościa, w którym zamieszkuje. Pary z nim i związku tworzyć nie planuje. A.raz udaje, że mu nie zależy, a innym razem popada w przygnębienie i dezorientację. Na swój sposób go kocham..jak uzasadniającego się brata. Oczywiście odwiedziłam go raz jeszcze, znowu spaliśmy razem i się dobierał, ale spacyfikowałam. Czułam, że to rozsądne. Pół roku temu. Wczoraj mi napisał "Masz aksamitną skórę i fajny tyłek, siostro. Oby to się nie skończyło kazirodztwem". Odpisałam, że w moim przypadku wszystko jest możliwe :-) Próbował poprawić mi nastrój. Cenię sobie tę relację bezwzględnie.

Kilka miesięcy temu dokonałam rewolucji na kuchni. Wywalone zostały wszystkie rude szafki z płyty paździerzowej, stara kuchenka. panele, płytki. Remont trudno uznać za zakończony, ale jest niewiarygodnie inaczej niż wcześniej!

Od września pracuję w nowym systemie. To już nie "weekend", ale po prostu program. Robię wszystko. Nauczyłam się pisać scenariusz i jestem podwydawcą, więc bywam także w reżyserce. Oczywiście nie wiąże się to z podwyżką. Układ sił również się zmienił. Mamy trzyosobowe zespoły. Z D. nie mam żadnego kontaktu. Z nowymi koleżankami się nie zaprzyjaźniam. To bezpieczniejsze i nie odbija się czkawką. Co 7 tygodni mam 4 dni wolnego, ale na przykład od jutra pracuję dwa tygodnie bez przerwy. Nie narzekam, doceniam pozytywne strony tej sytuacji.

W grudniu okazało się, że Mart jest w ciąży. Najpierw wpadłam w osłupienie i małą histerię. Nawet psycholożka była zaskoczona moją emo-reakcją. Well.. Czy ja naprawdę muszę to komuś tłumaczyć..? Po tygodniu od otrzymania wiadomości przeszłam na tryb wspierania i wysłuchiwania wszystkiego, co Mart zechce mi opowiedzieć. Jeśli się uda, chcę być przy porodzie. Jeszcze nie wiem czy w powoli rosnącym brzuchu dziewiętnastoletniej siostry rośnie On czy Ona.. W tej chwili najbardziej zależy mi na zdrowiu mamy i dziecka, a na razie raczej go brakuje.

Od końca października Chru chodzi do państwowego przedszkola. To efekt jednej ze stoczonych przeze mnie z P. batalii. Małość z blond włosami do pasa rozwija się pięknie, śpiewa, tańczy. Wspaniały z niej mały uczeń!

Mił ma pierwszą poważną dziewczynę. Niestety, w ubiegłym tygodniu dowiedziałam się od niego, że Monika ma - od jakiegoś czasu - zdiagnozowaną depresję. To by tłumaczyło jej totalną małomówność i oszczędność w uśmiechu. Zmartwiłam się. Pomyślałam, że pierwsza taka relacja  w życiu może być dla niego tym bardziej trudna. Nie chcę by wikłał się w układ, w którym jej stan jest ważniejszy niż on. Jej potrzeby są na pierwszym planie. Z drugiej strony doradziłam mu żeby jednak poczytał o tym, czym jest depresja. Inaczej będzie jeszcze bardziej zdezorientowany.. Chociaż generalnie nie jest źle. Mił zdaje się być w skowronkach..a przynajmniej większość czasu..

Tymczasem tyle..