Z cyklu: żenująca historia o mnie.
Kilka dni temu oglądaliśmy z Miłem - ponownie - "Ile waży koń trojański". Tam jest taka scena, w której główna bohaterka schodzi rano do kuchni, siada przy stole, a jej mężczyzna akurat przygotowuje śniadanie. Uśmiechają się do siebie.. Jest miło, ciepło, bezpiecznie, rodzinnie..
Nieoczekiwanie i na maksa ścisnęło mnie w bardzo głębokim środku i powiedziałam łamiącym się głosem: "Boże.. chciałabym żeby dla mnie też jeszcze kiedyś ktoś tak przygotował śniadanie". Nie poradziłam sobie z emocjami, ale tylko na chwilę. Nie powinnam tego robić przy dziecku. Mił wyglądał na zdezorientowanego. Otrząsnęłam się, przeprosiłam za słabość.
Ten Więckiewicz jest naprawdę zabawny..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz