Wciąż szukam mieszkania, w poniedziałek jadę obejrzeć kolejne..
Boli mnie gardło i mam opryszczkę. Znowu.
Jutro wybieramy się z Chrupą do Łodzi. W niedzielę Mart kończy 18 lat. Za 10 dni odbiera wyniki biopsji....
piątek, 30 sierpnia 2013
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
26 sierpnia
Ja pierdolę. Ten dzień to jakiś psychiczny armagedon..
Najpierw telefon od Mart, która odebrała wyniki cytologii. W dalszym ciągu beznadziejne :( :( W środę idzie na kolposkopię połączoną z pobieraniem wycinków z szyjki. MOŻE KTOŚ, KTO GRA W TĘ BEZNADZIEJNĄ "GRĘ", MÓGŁBY ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA FAKT, ŻE TA DZIEWCZYNA ZA KILKA DNI SKOŃCZY 18 LAT, DO JASNEJ CHOLERY!!!!!! :( :(
Druga rzecz - rozmawiałam z panią Małgorzatą, która miała być jedyną osobą zainteresowaną kupnem mieszkania, w którym przebywam. Ona też uważa właścicieli za dziwnych, a kwotę za wygórowaną. Tymczasem nie zamierza wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
Trzecia rzecz to taka, że Daria dowiedziała się o romansie swojego (wkrótce ex) męża z Klaudią. Wydawało mi się, że o tym wie, albo mocno się domyśla. Tak wynikało z naszych rozmów w ciągu ostatnich kilku tygodni.... Połowa redakcji wieszała jej się dziś na szyi i wspierała słowem w gabinecie Kaśki. Kiedy podeszłam do niej zapytała czy o tym wiedziałam. Przytaknęłam milcząco. Nie chciała dłużej ze mną rozmawiać, bo (jak powiedziała) nie byłaby w stanie powstrzymać się od płaczu. Przez pół dnia miałam wrażenie, że jestem jej wrogiem, stroną w tej sprawie, że za chwilę zapadną jakieś decyzje, których już nic nie zmieni. Popłakałam się trzy razy, było mi potwornie niedobrze. Uznając jutrzejszą umówioną rozmowę za odległą o lata świetlne, napisałam kilka zdań w mailu (m.in. "Nie mam nic wspólnego z tym, co dzieje się między P. a K. Domyśliłam się w lipcu. Miałam wrażenie, że Ty też się domyślasz. Nie chciałam drążyć tematu bo nie chciałam sprawiać Ci przykrości. Bardzo mi zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, bo to dla mnie bardzo ważne"). Na szczęście odpisała, że od dwóch dni czuje się jak idiotka, bo wszyscy wiedzieli, a ona dowiedziała się ostatnia. Że powinnam była jej powiedzieć, ale porozmawiamy jutro, bo głupio tak pisać do siebie maile. NA SZCZĘŚCIE na końcu był uśmiech. Potem, gdy wychodziła odwróciła się do mnie i powiedziała "Porozmawiamy jutro". Przytaknęłam.
A teraz siedzę i od 18.30 otwieram drzwi właścicielowi mieszkania, który pokazuje lokal potencjalnym klientom. Czuje się jak okaz w ZOO. Ostatnia wizyta o 20.00.
Najpierw telefon od Mart, która odebrała wyniki cytologii. W dalszym ciągu beznadziejne :( :( W środę idzie na kolposkopię połączoną z pobieraniem wycinków z szyjki. MOŻE KTOŚ, KTO GRA W TĘ BEZNADZIEJNĄ "GRĘ", MÓGŁBY ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA FAKT, ŻE TA DZIEWCZYNA ZA KILKA DNI SKOŃCZY 18 LAT, DO JASNEJ CHOLERY!!!!!! :( :(
Druga rzecz - rozmawiałam z panią Małgorzatą, która miała być jedyną osobą zainteresowaną kupnem mieszkania, w którym przebywam. Ona też uważa właścicieli za dziwnych, a kwotę za wygórowaną. Tymczasem nie zamierza wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
Trzecia rzecz to taka, że Daria dowiedziała się o romansie swojego (wkrótce ex) męża z Klaudią. Wydawało mi się, że o tym wie, albo mocno się domyśla. Tak wynikało z naszych rozmów w ciągu ostatnich kilku tygodni.... Połowa redakcji wieszała jej się dziś na szyi i wspierała słowem w gabinecie Kaśki. Kiedy podeszłam do niej zapytała czy o tym wiedziałam. Przytaknęłam milcząco. Nie chciała dłużej ze mną rozmawiać, bo (jak powiedziała) nie byłaby w stanie powstrzymać się od płaczu. Przez pół dnia miałam wrażenie, że jestem jej wrogiem, stroną w tej sprawie, że za chwilę zapadną jakieś decyzje, których już nic nie zmieni. Popłakałam się trzy razy, było mi potwornie niedobrze. Uznając jutrzejszą umówioną rozmowę za odległą o lata świetlne, napisałam kilka zdań w mailu (m.in. "Nie mam nic wspólnego z tym, co dzieje się między P. a K. Domyśliłam się w lipcu. Miałam wrażenie, że Ty też się domyślasz. Nie chciałam drążyć tematu bo nie chciałam sprawiać Ci przykrości. Bardzo mi zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, bo to dla mnie bardzo ważne"). Na szczęście odpisała, że od dwóch dni czuje się jak idiotka, bo wszyscy wiedzieli, a ona dowiedziała się ostatnia. Że powinnam była jej powiedzieć, ale porozmawiamy jutro, bo głupio tak pisać do siebie maile. NA SZCZĘŚCIE na końcu był uśmiech. Potem, gdy wychodziła odwróciła się do mnie i powiedziała "Porozmawiamy jutro". Przytaknęłam.
A teraz siedzę i od 18.30 otwieram drzwi właścicielowi mieszkania, który pokazuje lokal potencjalnym klientom. Czuje się jak okaz w ZOO. Ostatnia wizyta o 20.00.
25/26 sierpnia
No nie chce mi się pisać :)
Było fajnie.
W pociągu, w którym On zaczął czytać w Wysokich Obcasach artykuł o kryzysie męskości, a ja w Gazecie artykuł o byłym gangsterze, który w duńskim miasteczku zajmuje się trudną młodzieżą. U Brzozów, u których się zatrzymaliśmy (ten luz i te dzieci!). W Kontenerach, w których spędziliśmy 3 godziny, leżąc na kanapie i gadając (m.in.o ww kryzysie męskości, związkach i o tym, jakie są moje oczekiwania w stosunku do faceta [A co.. - zapytałam. - Chcesz mi znaleźć chłopaka?]. Na weselu - wiem, że wyglądałam szałowo i byłam z kimś, komu się podobam ;-) Gdy chodziliśmy po ogródkach działkowych (tam odbywało się wesele) i on ciągle mnie prowokował, więc powiedziałam, śmiejąc się -Jezuuu, Rafał.. ja nawet rzucić cię nie mogę bo przecież nie jesteśmy razem :-) Około drugiej w nocy na rozkładanej kanapie :) Około trzeciej w nocy, gdy (bo chciałam) powiedziałam, że bardzo lubię okazywać mu.. w zasadzie wszystko.. dotykiem. -Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? -Myślę, że to dlatego, że czuję się przy Tobie bezpieczna - odrzekłam. -To bardzo dobrze - skonkludował Mroczny Rycerz.
Dziś rano, przytulając go, zapytałam (nawiązując do wczorajszej rozmowy o związkach) czy przy mnie często zapala mu się "czerwona lampka". Najpierw powiedział, że lampka się kompletnie nie zapala bo jej nie ma, gdyż została kompletnie wykręcona i nie istnieje. Co ponownie uświadomiło mi, że jest wolny od jakichkolwiek niuansów uczuciowych. Odsunęłam się więc i westchnęłam -No tak, to się ze mną nijak nie wiąże bo się po prostu kompletnie do mnie nie odnosi, ponieważ tematu w ogóle nie ma - i zamilkłam. Próbował mnie rozśmieszyć, ale jakoś posmutniałam. Nie strzeliłam focha, po prostu do mnie dotarło - znowu!- jak jest. Leżeliśmy tak chwilę, po czym przytulił mnie mocno i powiedział poważnie - Nie, nie zapala mi się przy tobie "czerwona lampka". A potem znowu było śmiechowo i usłyszałam, że nigdy w życiu nie mówił nikomu tylu komplementów ile mówi mi, "one się same uwalniają, ja na to nie mam wpływu zupełnie!" :-)
Przemiło było również w pociągu do Warszawy, gdy zamiast do TLK wsiedliśmy do InterRegio bo TLK był opóźniony i udawaliśmy przed konduktorem, że się "nie dosiadaliśmy" bo przecież nasze bilety nie działały wiec byłby dym. U Niego, gdy z zapałem pożytkowaliśmy zaoszczędzoną w ten sposób godzinę ;-) a ja byłam zaskakująco odważna, więc po wszystkim powiedziałam mu -Możesz czuć się naprawdę wyróżniony. Kilkanaście minut później paląc papierosa popatrzył na mnie -Wyglądasz na trochę zawstydzoną, mam rację? Pokiwałam głową, a on w tym samym czasie podszedł i mnie przytulił... Potem odwiózł mnie do domu i po prostu się rozstaliśmy. Dupa dupa dupa. Nie będę tego rozpamiętywać.
Taka historia.
A teraz wracamy do pieprzonej rzeczywistości.. Wdech!
Było fajnie.
W pociągu, w którym On zaczął czytać w Wysokich Obcasach artykuł o kryzysie męskości, a ja w Gazecie artykuł o byłym gangsterze, który w duńskim miasteczku zajmuje się trudną młodzieżą. U Brzozów, u których się zatrzymaliśmy (ten luz i te dzieci!). W Kontenerach, w których spędziliśmy 3 godziny, leżąc na kanapie i gadając (m.in.o ww kryzysie męskości, związkach i o tym, jakie są moje oczekiwania w stosunku do faceta [A co.. - zapytałam. - Chcesz mi znaleźć chłopaka?]. Na weselu - wiem, że wyglądałam szałowo i byłam z kimś, komu się podobam ;-) Gdy chodziliśmy po ogródkach działkowych (tam odbywało się wesele) i on ciągle mnie prowokował, więc powiedziałam, śmiejąc się -Jezuuu, Rafał.. ja nawet rzucić cię nie mogę bo przecież nie jesteśmy razem :-) Około drugiej w nocy na rozkładanej kanapie :) Około trzeciej w nocy, gdy (bo chciałam) powiedziałam, że bardzo lubię okazywać mu.. w zasadzie wszystko.. dotykiem. -Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? -Myślę, że to dlatego, że czuję się przy Tobie bezpieczna - odrzekłam. -To bardzo dobrze - skonkludował Mroczny Rycerz.
Dziś rano, przytulając go, zapytałam (nawiązując do wczorajszej rozmowy o związkach) czy przy mnie często zapala mu się "czerwona lampka". Najpierw powiedział, że lampka się kompletnie nie zapala bo jej nie ma, gdyż została kompletnie wykręcona i nie istnieje. Co ponownie uświadomiło mi, że jest wolny od jakichkolwiek niuansów uczuciowych. Odsunęłam się więc i westchnęłam -No tak, to się ze mną nijak nie wiąże bo się po prostu kompletnie do mnie nie odnosi, ponieważ tematu w ogóle nie ma - i zamilkłam. Próbował mnie rozśmieszyć, ale jakoś posmutniałam. Nie strzeliłam focha, po prostu do mnie dotarło - znowu!- jak jest. Leżeliśmy tak chwilę, po czym przytulił mnie mocno i powiedział poważnie - Nie, nie zapala mi się przy tobie "czerwona lampka". A potem znowu było śmiechowo i usłyszałam, że nigdy w życiu nie mówił nikomu tylu komplementów ile mówi mi, "one się same uwalniają, ja na to nie mam wpływu zupełnie!" :-)
Przemiło było również w pociągu do Warszawy, gdy zamiast do TLK wsiedliśmy do InterRegio bo TLK był opóźniony i udawaliśmy przed konduktorem, że się "nie dosiadaliśmy" bo przecież nasze bilety nie działały wiec byłby dym. U Niego, gdy z zapałem pożytkowaliśmy zaoszczędzoną w ten sposób godzinę ;-) a ja byłam zaskakująco odważna, więc po wszystkim powiedziałam mu -Możesz czuć się naprawdę wyróżniony. Kilkanaście minut później paląc papierosa popatrzył na mnie -Wyglądasz na trochę zawstydzoną, mam rację? Pokiwałam głową, a on w tym samym czasie podszedł i mnie przytulił... Potem odwiózł mnie do domu i po prostu się rozstaliśmy. Dupa dupa dupa. Nie będę tego rozpamiętywać.
Taka historia.
A teraz wracamy do pieprzonej rzeczywistości.. Wdech!
piątek, 23 sierpnia 2013
23 sierpnia
No więc we wtorek wieczorem dostałam mail, że umowa najmu zostaje wypowiedziana z dn.30 września :-/ czyli wątpliwości nie ma.. w razie czego możemy przemieszkać kilka tygodni dłużej. Ponieważ nieruchomość jest od wczoraj na rynku, co czwartek będą przychodzić potencjalni nabywcy...
Chwilę przed tym gdy odebrałam mail umówiłam się na oglądanie mieszkania niedaleko Łazienek. Byłam w środę, podoba mi się. Kosztuje 310 tysięcy, czyli tyle, ile powinno. Nieduże, ale przytulne.. Dzwoniłam do doradcy. Dostałam do wypełnienia zaświadczenie o zarobkach. Przesłałam do kadr. Zobaczymy co dalej..
Wczoraj P. zabrał dzieciaki i pojechał nad morze. Chwalmy Pana!
Jutro około 11.00 wsiadam w pociąg i jadę do Poznania na wesele. Towarzyszy mi NieMójNieChłopak (w skrócie NMNC). Jestem ładnie, ale nienachalnie opalona, mam kieckę bez ramion, buty na obcasie, zarąbistą "kolię" (z kolorowych kuleczek) pożyczoną od Madźki, a rano pędzę do Złotych do fryzjera uczesać się elegancko. I oby się pan postarał bo - jak mi oświadczyły koleżanki z pracy - mam wyglądać zjawiskowo!! Najchętniej wyglądałabym tak, a jak wyjdzie?
Chwilę przed tym gdy odebrałam mail umówiłam się na oglądanie mieszkania niedaleko Łazienek. Byłam w środę, podoba mi się. Kosztuje 310 tysięcy, czyli tyle, ile powinno. Nieduże, ale przytulne.. Dzwoniłam do doradcy. Dostałam do wypełnienia zaświadczenie o zarobkach. Przesłałam do kadr. Zobaczymy co dalej..
Wczoraj P. zabrał dzieciaki i pojechał nad morze. Chwalmy Pana!
Jutro około 11.00 wsiadam w pociąg i jadę do Poznania na wesele. Towarzyszy mi NieMójNieChłopak (w skrócie NMNC). Jestem ładnie, ale nienachalnie opalona, mam kieckę bez ramion, buty na obcasie, zarąbistą "kolię" (z kolorowych kuleczek) pożyczoną od Madźki, a rano pędzę do Złotych do fryzjera uczesać się elegancko. I oby się pan postarał bo - jak mi oświadczyły koleżanki z pracy - mam wyglądać zjawiskowo!! Najchętniej wyglądałabym tak, a jak wyjdzie?
Bajka cd
Księżniczka ceniła sobie jazdę środkami komunikacji wszelakiej. Nieco niechętnie korzystała jedynie z metra. Ograniczało bowiem dostęp do architektury miejskiej i świeżego powietrza. Jako miłośniczkę autobusów i tramwajów szczególnie cieszył ją moment gdy przychodziły cieplejsze dni, a współpasażerowie spontanicznie uruchamiali pachy z dyfuzorem. Od lat wprawiało ją to w nastrój pacyfistyczny inaczej. Zagryzała jednak nozdrza (!?) i dzielnie stawiała temu czoło.
Jako, że nic co muzyczne nie było jej obce, księżniczka posiadała niewątpliwy pociąg do śpiewu i tańca. Śpiewała w swoim bogatym wnętrzu/w łazience/zakładzie pracy/na świeżym powietrzu, tańczyła na parkietach/dywanach/balkonach/ chodnikach. Kompulsywnie uwalniały się z niej „Kawiarenki”, „Grażki”, I Will Survive” oraz (w szczególnych sytuacjach) fragmenty piosenki „Rospuda” Marii Peszek. Nie panowała nad tym i była z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Kiedy dosięgały ją pazury rzeczywistości, księżniczka na chwilę zapadała się w sobie, a potem starała spojrzeć na problem bez histerii i konstruktywnie. Bywały jednak chwile, gdy kładła się do łóżka, a miliony spraw niecierpiących zwłoki, niczym konie w galopie, przebiegały jej przez głowę. Oddychała wtedy głęboko i sięgała po starą jak „Przeminęło z wiatrem” maksymę, że dziś już nic nie wymyśli, ale After all… tomorrow is another day. Pomagało. Jej żyć, a innym żyć z nią. Poniekąd..
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
19 sierpnia
O Jezu Jezu... za 10 godzin idę do pracy i zostanę tam do końca czerwca. Kasia spodziewa się od wszystkich nowych, fantastycznych pomysłów na program i cykle, które zachwycą naszych widzów.. A ja nic nie mam, oczywiście... Coś się wymyśli, tak..?
piątek, 16 sierpnia 2013
Bajka cd
Współtwórca mimochodem, czyli dlaczego niezwykle trudno myśleć o porzuceniu kogoś kto pisze tak:
"Księżniczka robiła dni, nie żeby jeden. Jej wyjątkowość, która polegała na ostrej jak brzytwa inteligencji, oraz nieziemskiej urodzie, sprawiała że robiła obcującym z Nią eony. Do tego stopnia, że gdyby nagle skończyła, ludzie wyrywaliby sobie organy wewnętrzne uznając że nie ma sensu trawić, oddychać, czy produkować żółć..."
autorski ciąg dalszy:
Księżniczka bardzo lubiła ludzi. Nie wszystkich, rzecz jasna. Niektórzy bowiem samoistnie wystawiali się do niej tą częścią ciała, do której idealnie pasował jej japonek z sieciówki. Natomiast bliscy i najbliżsi z bliskich, niezmiennie wygrywali księżniczkowe plebiscyty Vivat Najpiękniejsi i Vivat Najfajniejsi. Mimo, że nie grzeszyła wylewnością, bardzo dobrze znała wagę pojęć takich jak: dyskrecja, lojalność i empatia. Z wzajemnością. A przecież nikt nie jest doskonały.
Niedoskonały - co niespotykane u księżniczek - był jej stosunek do butów. Już do oglądania podchodziła z ostrożnością sapera, rzadko mając przekonanie co do słuszności potencjalnego wyboru. Obcasy wydłużające nogi? Jakieś trzy pary w ciągu ostatnich pięciu lat skończyły kontakt z jej stopami po obuwniczej defloracji, lądując następnie na dnie szafy. Tenisówki - baaardzo wygodne, sprowadzały ją od pasa w dół do formy "niskopodłogowej". Kalosze a la Kate Moss? Do tego trzeba posiadać fantazyjną długość łydki. Podobnie jak w przypadku botków. No koszmar. Niczym skarpety do sandałów..
Czasami coś jej się rzucało na mózg (o tym potem), za to dość często coś rzucało jej się na twarz lub szyję. Miała wrażenie, iż jest to trądzik młodzieńczy, co - w zestawieniu z pozostającymi w konspiracji siwymi włosami (posiadała je od egzaminów wstępnych do liceum i klasy o jedynym takim w mieście profilu) - było mocno nie na miejscu. Ten moment, kiedy znacznie po północy wracała do domu ubrana w "małą czarną", z fantazyjnie upiętymi włosami, ze "smokey eye" spojrzeniem i ust koralami, spoglądała w lustro i nagle odkrywała, że mogła przyciągać spojrzenia nie tylko zdobyczami współczesnego krawiectwa i kosmetologii, ale i pryszczem, który bezczelnie figurował na jej łabędziej szyi.. Bezcenne..
"Księżniczka robiła dni, nie żeby jeden. Jej wyjątkowość, która polegała na ostrej jak brzytwa inteligencji, oraz nieziemskiej urodzie, sprawiała że robiła obcującym z Nią eony. Do tego stopnia, że gdyby nagle skończyła, ludzie wyrywaliby sobie organy wewnętrzne uznając że nie ma sensu trawić, oddychać, czy produkować żółć..."
autorski ciąg dalszy:
Księżniczka bardzo lubiła ludzi. Nie wszystkich, rzecz jasna. Niektórzy bowiem samoistnie wystawiali się do niej tą częścią ciała, do której idealnie pasował jej japonek z sieciówki. Natomiast bliscy i najbliżsi z bliskich, niezmiennie wygrywali księżniczkowe plebiscyty Vivat Najpiękniejsi i Vivat Najfajniejsi. Mimo, że nie grzeszyła wylewnością, bardzo dobrze znała wagę pojęć takich jak: dyskrecja, lojalność i empatia. Z wzajemnością. A przecież nikt nie jest doskonały.
Niedoskonały - co niespotykane u księżniczek - był jej stosunek do butów. Już do oglądania podchodziła z ostrożnością sapera, rzadko mając przekonanie co do słuszności potencjalnego wyboru. Obcasy wydłużające nogi? Jakieś trzy pary w ciągu ostatnich pięciu lat skończyły kontakt z jej stopami po obuwniczej defloracji, lądując następnie na dnie szafy. Tenisówki - baaardzo wygodne, sprowadzały ją od pasa w dół do formy "niskopodłogowej". Kalosze a la Kate Moss? Do tego trzeba posiadać fantazyjną długość łydki. Podobnie jak w przypadku botków. No koszmar. Niczym skarpety do sandałów..
Czasami coś jej się rzucało na mózg (o tym potem), za to dość często coś rzucało jej się na twarz lub szyję. Miała wrażenie, iż jest to trądzik młodzieńczy, co - w zestawieniu z pozostającymi w konspiracji siwymi włosami (posiadała je od egzaminów wstępnych do liceum i klasy o jedynym takim w mieście profilu) - było mocno nie na miejscu. Ten moment, kiedy znacznie po północy wracała do domu ubrana w "małą czarną", z fantazyjnie upiętymi włosami, ze "smokey eye" spojrzeniem i ust koralami, spoglądała w lustro i nagle odkrywała, że mogła przyciągać spojrzenia nie tylko zdobyczami współczesnego krawiectwa i kosmetologii, ale i pryszczem, który bezczelnie figurował na jej łabędziej szyi.. Bezcenne..
czwartek, 15 sierpnia 2013
a żeby nie było tak smętnie - Bajka 1 cd
Księżniczka nie żyła bez kawy, mimo iż kawa nie miała absolutnie żadnego wpływu na poziom jej ciśnienia, zdolność kojarzenia czy ciętość ripost. Nawet smak nie powalał, ale ten poranny rytuał sięgania po kubek, nasypywania ziarenek, zalewania ich wrzątkiem i mlekiem był jak.. zapalanie papierosa. A przecież ona nie paliła.. papierosów.. na trzeźwo..tzn. bardzo rzadko...
Nie lubiła pomidorów, więc mniej więcej ćwierć ostatniego dziesięciolecia spędziła zastanawiając się jak żyć bez sałatki caprese.. Ostatecznie dla niej i dla sosu pomidorowego robiła dwa wyjątkowe wyjątki! Ale te wszystkie obrzydliwe pomidorki cherry, glutowate plasterki w kanapkach.. Ten, kto wymyślił pomidory powinien mieć dożywotni zakaz jedzenia czegokolwiek poza nimi..
Odwrotnie niż ten ktoś, kto wymyślił mycie się - kontakt z wodą i pachnącymi bąbelkami w wannie, pod prysznicem, w (powróćmy jak za dawnych lat) plastikowej misce.. Łoewa. Księżniczka uważała, że człowiek ów zasługiwał na Pokojowego Nobla Wszech Czasów. Po kąpieli wszyscy byli ładniejsi i łatwiejsi do przytulenia. Żadne tam koło, elektryczność, czy rajstopy w spray'u! Kąpiel!
Uwielbiała kichać. Uwielbiała ten nadchodzący nieuchronnie moment, gdy traciła nad sobą kontrolę. Gdy potrzeba kichnięcia była nie do opanowania, co jednocześnie wkurzało i maksymalnie łaskotało w czubek głowy (od środka). Jedyne porównanie jakie przychodziło jej do głowy to orgazm. Przypominała sobie o nim zawsze, gdy otwierała paczkę bardzo miętowych gum do żucia i wkładała pierwszą do ust. Czy wypadało to robić przy ludziach...?
cdn.
środa, 14 sierpnia 2013
13 sierpnia, z wieczora
Nie ma to jak szybki „romans” z panem taksówkarzem, któremu
się spodobałam bez wzajemności (w tle konwersacji przygrywał zespół Weekend).
Oj, chciał odpowiedzieć na wszystkie moje potrzeby, łącznie z przenocowaniem
mnie dziś oraz rewizytą w Warszawie. I radził żeby zerwać z zodiakalnym
skorpionem.
Być może nie umiem być z kimś. Nawiązywanie zdrowej relacji
mnie przerasta. Przez gardło mi nie chcą przejść własne oczekiwania i
„warunki”. Nie potrafię okazać złości, a przecież jej moc nie znika, tylko
rozpełza w najdalsze zakątki mojego ciała. Tym samym nie jestem może odbezpieczonym
granatem, ale w zamian jestem chodzącą rezygnacją i niewiarą, że „to” się może
udać. Mogę dawać, chcę dawać, lubię dawać, okazywać, ale przecież sama też
zasługuję na coś dobrego. Nie od święta, lecz tak po prostu – bo się chce, bo
fajnie mieć mnie w pobliżu, jakoś..
Z perspektywy Krakowa, z dystansu, którego
nabrałam, wiem, że powinnam przestać się z Nim spotykać. Dotarło do mnie, że
NAPRAWDĘ niczego więcej od Niego nie dostanę. Parę godzin raz na tydzień lub
rzadziej, bo przecież jemu to nie robi różnicy. Nie tęskni, obywa się, ma swoje
sprawy, może i kogoś, kto w między czasie zaspokoi jego potrzeby. W końcu jest
przystojniakiem, któremu niejedna chętnie się nie oprze.. A mnie za dużo to
wszystko kosztuje. Wspaniale być „praktykującą” kobietą, ale bilans zysków i
strat jest określony (nawet by mi do głowy nie przyszła taka nomenklatura, ale to
dość dziwna sytuacja, więc.. )
Oczywiście nie wiem jeszcze, co weźmie górę w
bezpośredniej konfrontacji – rozsądek czy emocje. Jeśli emocje wynikające z
obcowania z nim, to sytuacja nie ulegnie zmianie. Jeśli rozsądek to myślę, że
on świetnie sobie poradzi z moim „odejściem” i niebyciem. Może tylko czasami wspomni
naszą absurdalną, gdyńską rozmowę o tym, że każdy człowiek ma swoją rybitwę,
która pojawia się zawsze po wypiciu sprite’a. Podobno (między innymi) dlatego nie jestem
kimś, o kim można łatwo zapomnieć… Założymy się…?
Dziwny moment, kiedy wszystkie ryby w akwarium patrzą na
ciebie, a ty płaczesz…DNO.
A, zauważyłam, że - jeśli już - mailujemy, to prawie w ogóle nie używam emotikonek. Minimum uśmiechu, bo jakoś mi się nie chce udawać, że macham ogonem z radością.
A, zauważyłam, że - jeśli już - mailujemy, to prawie w ogóle nie używam emotikonek. Minimum uśmiechu, bo jakoś mi się nie chce udawać, że macham ogonem z radością.
wtorek, 13 sierpnia 2013
13 sierpnia
Siedzę na hotelowym parapecie. Za oknem Kazimierz i synagoga. Na niebie - podobno - perseidy. Za mną jeden wypalony papieros (nie smakował mi..) i niezjedzona kolacja. To był bardzo miły dzień, do pewnego momentu. Spacerowałam, ale głównie siedziałam z nosem w gazetach. Chciałam w spokoju nadrobić zaległości. Wypiłam kawę i dwie lampki różowego wina. Kupiłam sól do kąpieli i świeczki. Niestety, pół godziny temu okazało się, że źle zrozumiałam wczorajszą korespondencję smsową. Królewicz nie miał zamiaru przyjeżdżać do mnie, bo "Kraków to jednak trochę za daleko". Dłuższa historia, nie chce mi się jej opisywać. Przetwarzając na trzeźwo różne składowe - moja rozmowa sprzed tygodnia to był jednak 100 % monolog i tu nie chodzi o żadne "relacje". Chodzi o to by od czasu do czasu (gdy przyjdzie ochota) spotkać i przelecieć kogoś, kto jest fajny i z kim można fajnie spędzić te kilka godzin, które doskonale wypełnią potrzebę bliskości.. Kropka. To by było na tyle.
Nie zamierzam inicjować kolejnego spotkania. Za 2 tygodnie wesele w Poznaniu. Może pojadę z nim, a może nie.
A dzień był naprawdę miły. Wspomnę go z sympatią. Jutro zamierzam ponownie kontemplować, choć w sumie nie wiem co się wydarzy.. Wymeldowanie z hotelu, (bagaż?), czekanie na sygnał od Ani, która wraca znad morza i ma mnie przenocować.. W tej sekundzie poczułam, że wolałabym skrócić pobyt.. Nie wiem. Zdecyduję jutro przy śniadaniu..
Nie zamierzam inicjować kolejnego spotkania. Za 2 tygodnie wesele w Poznaniu. Może pojadę z nim, a może nie.
A dzień był naprawdę miły. Wspomnę go z sympatią. Jutro zamierzam ponownie kontemplować, choć w sumie nie wiem co się wydarzy.. Wymeldowanie z hotelu, (bagaż?), czekanie na sygnał od Ani, która wraca znad morza i ma mnie przenocować.. W tej sekundzie poczułam, że wolałabym skrócić pobyt.. Nie wiem. Zdecyduję jutro przy śniadaniu..
niedziela, 11 sierpnia 2013
Bajka 1
Dawno dawno temu żyła sobie księżniczka, którą bardzo
wkurzał fakt, że na Comedy Central Family odcinki „Seksu w wielkim mieście” są
emitowane niechronologicznie.. Nie, żeby czerpała wiedzę o świecie z
amerykańskich seriali, ale umówmy się – w każdej bajerze jest ziarno prawdy. Poza
tym nie mówimy o całym świecie, a o (jakże barwnych!) sytuacjach damsko –
męskich.
Kiedy nie wkurzała się na kiepską organizację programów
telewizji cyfrowej, księżniczka lubiła sobie posłuchać muzyki z YT. Miała tam trzy
playlisty, każda była z innej parafii i na żadnej nie było ani ćwierć piosenki
zespołu Kult.
Jadała śniadania. Jajecznica, kanapki z białym serem i
bazylią, kiełki rzodkiewki, dżem ananasowy. W niektórych kręgach to dość
oldskulowe, ale w końcu urodziła się w poprzednim stuleciu..
Gardziła prasą kolorową dla tzw. kobiet. Czasami - skoro nie
znajdowała tam nic interesującego - zastanawiała się czy rzeczywiście
jest kobietą. Z drugiej strony, nie to przecież czyniło ją częścią (podobno)
piękniejszej części populacji.
Nie czyniły ją piękniejszą również nogi. Od dzieciństwa nie
miała do nich przekonania. Najpierw rozczarowanie babki – dziwaczki „iksami” wnuczki,
potem buty korekcyjne, następnie ewolucja ud do rozmiarów obu Ameryk. Oraz
czas, który w jej przypadku przepływał dwiema strużkami – no właśnie - po
nogach..
Za to ramiona były całkiem fajne. Szczególnie wtedy gdy
ważyła mniej niż 58 kg. Zapytano kiedyś księżniczkę czy kiedy pada to w tych takich..o!
dołkach zbiera jej się deszcz.. Nie wiedziała, jednak postanowiła, że kiedyś
sprawdzi..
Miała poczucie humoru. Pewien taksówkarz, po kilku minutach
rozmowy, obdarzył ją refleksją „Ale pani śmieszna!”. Gdy odpowiedziała „Hmm..
śmieszna, czy zabawna?”. „A jaka jest różnica…?”. „No więc jeśli ‘zabawna’ to
jest to komplement, a jeśli ‘śmieszna’ to chyba strzelę focha”. „No mówię
przecież he he..”.
cdn
sobota, 10 sierpnia 2013
10 sierpnia, retrospektywa
Coś takiego znalazłam.. sprzed lat, ale niewielu..
"Tak bardzo mi tego brakuje. W głębi duszy i ciała jestem
starą, zmęczoną, smutną kobietą, ale mimo wszystko KOBIETĄ. Wkrótce minie rok,
od kiedy kochałam się ostatni raz. Chwilę później miną dwa lata, w czasie
których kochałam się (maksymalnie) około dziesięciu razy. Zaszłam w ciążę.
Skończyło się. Nie dotykam i nie jestem dotykana. Nie w TEN sposób, ani w żaden
przypominający TEN. Organizuję życie, walczę o przetrwanie kolejnego nic nie
znaczącego dnia. Jestem matką. Macierzyństwo jest za mnie. Nie odchodzę bo mnie
nie stać. To takie poniżające. Czy on mógłby się zdematerializować? Gdybym
wygrała szóstkę w totolotka oddałabym mu połowę pieniędzy byle tylko dał mi
święty spokój. Kupiłabym mieszkanie dla siebie i dzieci. Dbałabym o nasz świat,
naszą codzienność, patrzyłabym jak rosną, gotowałabym im ciepłe mleko..
Wieczorami, gdy zasną, siadałabym w miękkim fotelu z kubkiem kakao i książką.
Uśmiechałabym się do siebie. Byłabym sama, ale na własnych warunkach. Teraz też
jestem sama.."
Lubię swoje "teraz" życie.
piątek, 9 sierpnia 2013
9 sierpnia
To był przemiły wieczór. Odstawiłam się w małą czarną i (podobno) wyglądałam bosko ;-) Piłam wino i paliłam papierosy na plaży. Tańczyłam na koncercie. Siedziałam na leżaku i udawałam, że nie widzę spojrzeń Czyjegoś Męża, który nie ma ze mną romansu, ale odszedł od żony i ma romans z kimś innym (całkiem fajna Klaudia, choć podobno opinię ma nie najlepszą...). Mimochodem obserwowałam również Remika, który był z Martą (poznałam ją na Open'erze) a który podobno w zanadrzu chowa Justynę, a w ogóle to w niedzielę leci na prawie dwa miesiące do Brazylii..
Muszę tylko przestać palić zioła lecznicze bo ostatnio popadam w melancholię, czego efektem była wczorajsza na maksa tęsknota za Rafałem (na poprzednich 3 koncertach Domowych byliśmy razem...). Mimo to wieczór oceniam jako bardzo udany, bo i czemu nie? :)
A tak w ogóle to na ślub/wesele do Poznania jedziemy (za 2 tygodnie) razem :-) Musiałam dać jakąś odpowiedź nowożeńcom, zapytałam więc wprost w smsie czy pojedzie, odpisał "z nieukrywaną przyjemnością". Niedawno rozmawiałam z Adasiem z wiadomego zespołu i mamy absolutnie i kompletnie czuć się zaproszeni w sensie noclegu, oraz dzieci czekają na mnie "niezmiennie" :-) Najchętniej to pojechałabym do Brzozów tak po prostu. Posiedzieć, pogadać i pójść na miasto w silent disco. Oby wszystko ładnie się potoczyło, los sprzyjał, a nikt nie będzie miał powodów do narzekań :-)
Muszę tylko przestać palić zioła lecznicze bo ostatnio popadam w melancholię, czego efektem była wczorajsza na maksa tęsknota za Rafałem (na poprzednich 3 koncertach Domowych byliśmy razem...). Mimo to wieczór oceniam jako bardzo udany, bo i czemu nie? :)
A tak w ogóle to na ślub/wesele do Poznania jedziemy (za 2 tygodnie) razem :-) Musiałam dać jakąś odpowiedź nowożeńcom, zapytałam więc wprost w smsie czy pojedzie, odpisał "z nieukrywaną przyjemnością". Niedawno rozmawiałam z Adasiem z wiadomego zespołu i mamy absolutnie i kompletnie czuć się zaproszeni w sensie noclegu, oraz dzieci czekają na mnie "niezmiennie" :-) Najchętniej to pojechałabym do Brzozów tak po prostu. Posiedzieć, pogadać i pójść na miasto w silent disco. Oby wszystko ładnie się potoczyło, los sprzyjał, a nikt nie będzie miał powodów do narzekań :-)
czwartek, 8 sierpnia 2013
7/8 sierpnia
No więc odbyła się rozmowa. Jestem jednocześnie bardzo zadowolona i jednocześnie w dalszym ciągu nie wiem zbyt wiele..
Zadowolona bo się odważyłam i w zasadzie powiedziałam wszystko, co mi leżało na sercu. Zaczęłam od tego, że mam coraz mniej romantycznych uczuć na temat tego, co jest między nami i że jeśli taki był plan to zaczyna się realizować. To był chyba jedyny "przytyk" do niego. Potem mówiłam o sobie, o moich reakcjach na różne rzeczy dziejące się (lub nie dziejące się!) między nami, o swoich obawach i tym, że jeśli dystans między nami się powiększy to prawdopodobnie niedługo niewiele z tego zostanie. Szkoda, no ale.. Dodałam też, że nie chcę mieć też wrażenia, że jestem kimś z kim on spotyka się w poniedziałki i z kim w poniedziałki sypia, bo może we wtorki sypia z kimś innym, oraz w środę podobnie (tutaj zaczął się śmiać i mnie przytulać). Drugi raz zahaczyłam o ten temat, gdy stwierdziłam "No więc skoro nie jesteśmy razem, bo to nie jest 'związek' to teoretycznie nie mam prawa oczekiwać, że nie będziesz sypiał z kimś innym. Ale gdyby tak było to ja nie mogę tego zaakceptować". I tak dalej...
Mówiłam spokojnie, szczerze, przytulona i przytulana, a kiedy wstał bo miał ochotę zapalić to palił w sypialni, przy otwartym oknie, stojąc i patrząc na mnie z uwagą. Wyrwało mi się też (raz!) spontaniczne i zajebiście czułe "kochanie" (jak do tej pory nie wyrwało mi się do żadnego faceta...). "Szacunek i dyskrecja", jak mawiał pewien gitarzysta.
W zasadzie nie chcę opisywać dosłownie jak zareagował. Napiszę tylko, że patrzyłam na niego gdy mówił i gdy nie mówił i myślałam, że w dalszym ciągu nie chcę z niego rezygnować.. i że jest kochany... Dokładnie tak, po prostu mnie rozczula..
-Nie możesz sobie znaleźć normalnego chłopaka...? (mówi bez przekonania i patrzy na mnie tymi niebieskimi oczami z odległości 20 cm)
-Nie mogę..nie ma normalnych..
Z drugiej strony w dalszym ciągu nie wiem, czy ma kogoś prócz mnie. Kuźwa, nie podejrzewam go o bycie taką nędzą ludzką.. może on wie, że nie sypia, no ale nie powiedział mi tego wprost.. Nie wiem czy pojedzie ze mną na ten ślub/imprezę do Poznania. Napomknęłam też o samotnym wyjeździe do Krakowa.. Może sama jestem sobie winna bo go nie przycisnęłam...Nie umiem :/
Było po trzeciej i mieliśmy pójść spać. To znaczy tak mu się wydawało :) Zaczęłam się ubierać. No szkoda, że nikt tego nie filmował specjalnie dla telewizji :) Naprawdę kompletnie zaskoczył i zasmucił go fakt, że nie zostaję. Pytał kilka razy, czy na pewno chcę wracać do domu. Potem zaczął żartować, że najpierw mówię, że chciałabym żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu, a potem jadę do domu :-) To okropne, ale poczułam coś na kształt satysfakcji :-) Pożegnał mnie słowami "Było mi z Tobą dzisiaj bardzo dobrze". Może jednak mu zależy.. trochę...
Wczoraj dostałam od Remika (wreszcie!) zdjęcia, które spontanicznie zrobił mi i Rafałowi na plaży w Redzie (miesiąc temu).. Rzeczywiście.. są takie... hmm... że kategorycznie zabroniłam Remikowi je oglądać! Bez względu na to, co się wydarzy, zachowam je sobie na wieki wieków :) Na pamiątkę pięknej reakcji chemicznej, która zachodziła między dwojgiem fajnych ludzi :-)
Dzisiaj mój nie-chłopak przysłał mi piosenkę, która świadczy o tym, iż jest walnięty w czaszkę (za co lubię go bardziej, rzecz jasna). Zapytałam, czy idziemy w czwartek na koncert Domowych. Odpisał, że nie może bo umówił się na lekcję nurkowania i jedzie na Mazury. Po kilku minutach dostałam jeszcze jeden mail z rozwinięciem jakże zwięzłej wypowiedzi z poprzedniego. No cóż. Szkoda, ale focha strzelać nie zamierzam. Spotykam się z przyjaciółką (mamy się wystroić jak na randkę), potem dobije Klaudia, a może i reszta bandy. Tak czy inaczej - to powinien być całkiem fajny wieczór :-)
Kraków? Jadę w niedzielę wieczorem. Jeśli nie dołączy do mnie nawet na chwilę, w przyszłym tygodniu się nie spotkamy (nastąpi bowiem najazd wesołej rodziny :)) Ponownie szkoda, ale nie wyrywam sobie włosów z głowy..
Zobaczymy...
Zadowolona bo się odważyłam i w zasadzie powiedziałam wszystko, co mi leżało na sercu. Zaczęłam od tego, że mam coraz mniej romantycznych uczuć na temat tego, co jest między nami i że jeśli taki był plan to zaczyna się realizować. To był chyba jedyny "przytyk" do niego. Potem mówiłam o sobie, o moich reakcjach na różne rzeczy dziejące się (lub nie dziejące się!) między nami, o swoich obawach i tym, że jeśli dystans między nami się powiększy to prawdopodobnie niedługo niewiele z tego zostanie. Szkoda, no ale.. Dodałam też, że nie chcę mieć też wrażenia, że jestem kimś z kim on spotyka się w poniedziałki i z kim w poniedziałki sypia, bo może we wtorki sypia z kimś innym, oraz w środę podobnie (tutaj zaczął się śmiać i mnie przytulać). Drugi raz zahaczyłam o ten temat, gdy stwierdziłam "No więc skoro nie jesteśmy razem, bo to nie jest 'związek' to teoretycznie nie mam prawa oczekiwać, że nie będziesz sypiał z kimś innym. Ale gdyby tak było to ja nie mogę tego zaakceptować". I tak dalej...
Mówiłam spokojnie, szczerze, przytulona i przytulana, a kiedy wstał bo miał ochotę zapalić to palił w sypialni, przy otwartym oknie, stojąc i patrząc na mnie z uwagą. Wyrwało mi się też (raz!) spontaniczne i zajebiście czułe "kochanie" (jak do tej pory nie wyrwało mi się do żadnego faceta...). "Szacunek i dyskrecja", jak mawiał pewien gitarzysta.
W zasadzie nie chcę opisywać dosłownie jak zareagował. Napiszę tylko, że patrzyłam na niego gdy mówił i gdy nie mówił i myślałam, że w dalszym ciągu nie chcę z niego rezygnować.. i że jest kochany... Dokładnie tak, po prostu mnie rozczula..
-Nie możesz sobie znaleźć normalnego chłopaka...? (mówi bez przekonania i patrzy na mnie tymi niebieskimi oczami z odległości 20 cm)
-Nie mogę..nie ma normalnych..
Z drugiej strony w dalszym ciągu nie wiem, czy ma kogoś prócz mnie. Kuźwa, nie podejrzewam go o bycie taką nędzą ludzką.. może on wie, że nie sypia, no ale nie powiedział mi tego wprost.. Nie wiem czy pojedzie ze mną na ten ślub/imprezę do Poznania. Napomknęłam też o samotnym wyjeździe do Krakowa.. Może sama jestem sobie winna bo go nie przycisnęłam...Nie umiem :/
Było po trzeciej i mieliśmy pójść spać. To znaczy tak mu się wydawało :) Zaczęłam się ubierać. No szkoda, że nikt tego nie filmował specjalnie dla telewizji :) Naprawdę kompletnie zaskoczył i zasmucił go fakt, że nie zostaję. Pytał kilka razy, czy na pewno chcę wracać do domu. Potem zaczął żartować, że najpierw mówię, że chciałabym żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu, a potem jadę do domu :-) To okropne, ale poczułam coś na kształt satysfakcji :-) Pożegnał mnie słowami "Było mi z Tobą dzisiaj bardzo dobrze". Może jednak mu zależy.. trochę...
Wczoraj dostałam od Remika (wreszcie!) zdjęcia, które spontanicznie zrobił mi i Rafałowi na plaży w Redzie (miesiąc temu).. Rzeczywiście.. są takie... hmm... że kategorycznie zabroniłam Remikowi je oglądać! Bez względu na to, co się wydarzy, zachowam je sobie na wieki wieków :) Na pamiątkę pięknej reakcji chemicznej, która zachodziła między dwojgiem fajnych ludzi :-)
Dzisiaj mój nie-chłopak przysłał mi piosenkę, która świadczy o tym, iż jest walnięty w czaszkę (za co lubię go bardziej, rzecz jasna). Zapytałam, czy idziemy w czwartek na koncert Domowych. Odpisał, że nie może bo umówił się na lekcję nurkowania i jedzie na Mazury. Po kilku minutach dostałam jeszcze jeden mail z rozwinięciem jakże zwięzłej wypowiedzi z poprzedniego. No cóż. Szkoda, ale focha strzelać nie zamierzam. Spotykam się z przyjaciółką (mamy się wystroić jak na randkę), potem dobije Klaudia, a może i reszta bandy. Tak czy inaczej - to powinien być całkiem fajny wieczór :-)
Kraków? Jadę w niedzielę wieczorem. Jeśli nie dołączy do mnie nawet na chwilę, w przyszłym tygodniu się nie spotkamy (nastąpi bowiem najazd wesołej rodziny :)) Ponownie szkoda, ale nie wyrywam sobie włosów z głowy..
Zobaczymy...
sobota, 3 sierpnia 2013
3 sierpnia
Wczoraj wieczorem byłam na urodzinach mojej szefowej. Nie miałam z kim zostawić Młodej, więc zabrałam ją ze sobą. Na szczęście pogoda dopisała, a impreza odbywała się w fancy knajpie otwartej na Wisłę. Chru usnęła w wózku już po drodze. Obudziła się koło północy w świetnym nastoju. Zjadła dwa smaczne szaszłyki i dalej do zabawy! Była gwiazdą wieczoru. I ten moment, kiedy dwóch kolegów gejów, tworzących w miarę długi i udany związek mówi, że chciałoby mieć córeczkę, ale dokładnie taką jak Twoja...
Poza tym zastanawiam się jak tu urwać chwilę dla siebie, dopóki jeszcze robota nie ruszyła pełną parą. Niedziela za tydzień, po dyżurze, PolskiBus, kierunek: Kraków, dwie noce? Widzę siebie siedzącą przy jakimś stoliku na Kazimierzu i pijącą knajpiane winko. Jednocześnie zadaję sobie pytanie jak bardzo potrzebuję kogoś, kto pojechałby tam ze mną, bo przecież lubię mnożyć przeżywane błogość i spokój przez bycie w miłym towarzystwie.. Rafał? W sumie po co udawać, że chcemy spędzać razem więcej czasu niż to konieczne dla tej "relacji"? Zobaczymy jak się potoczy nasze spotkanie w poniedziałek, ale na ten moment nie chce mi się go nawet pytać o ślub i imprezę (weselną, ale tam będą prawie sami buddyści, więc luz) Tomka, na które jestem zaproszona 24.08. Uprzedzałam P., więc prawdopodobnie pojadę do Poznania.. Trochę mi się nie uśmiecha jechać samej bo nikogo (prócz pary młodej i dwóch chłopaków z zespołu) nie znam... Tymczasem zadawanie pytań mnie przerasta, bo - jak wiemy - to raczej ja jestem stroną zabiegającą..i obym nie dotarła do "narzucającą się".
Przede wszystkim muszę zapytać P. czy zajmie się Chru. Jeśli tak, kupuję bilet i jadę. Łoewa.
A na Tefałę "Joe Black" z Anthony'm Hopkinsem, Claire Forlani i Bradem Pittem. Od stu lat wiem, że ten film jest pretensjonalny do imentu, a wszyscy aktorzy mieli w trakcie zdjęć problem z wypróżnianiem się, jednakże rzucam okiem. I walczę z obezwładniającą potrzebą jedzenia. I nie mogę się zmusić do porządnego posprzątania w mieszkaniu. Ech...
Poza tym zastanawiam się jak tu urwać chwilę dla siebie, dopóki jeszcze robota nie ruszyła pełną parą. Niedziela za tydzień, po dyżurze, PolskiBus, kierunek: Kraków, dwie noce? Widzę siebie siedzącą przy jakimś stoliku na Kazimierzu i pijącą knajpiane winko. Jednocześnie zadaję sobie pytanie jak bardzo potrzebuję kogoś, kto pojechałby tam ze mną, bo przecież lubię mnożyć przeżywane błogość i spokój przez bycie w miłym towarzystwie.. Rafał? W sumie po co udawać, że chcemy spędzać razem więcej czasu niż to konieczne dla tej "relacji"? Zobaczymy jak się potoczy nasze spotkanie w poniedziałek, ale na ten moment nie chce mi się go nawet pytać o ślub i imprezę (weselną, ale tam będą prawie sami buddyści, więc luz) Tomka, na które jestem zaproszona 24.08. Uprzedzałam P., więc prawdopodobnie pojadę do Poznania.. Trochę mi się nie uśmiecha jechać samej bo nikogo (prócz pary młodej i dwóch chłopaków z zespołu) nie znam... Tymczasem zadawanie pytań mnie przerasta, bo - jak wiemy - to raczej ja jestem stroną zabiegającą..i obym nie dotarła do "narzucającą się".
Przede wszystkim muszę zapytać P. czy zajmie się Chru. Jeśli tak, kupuję bilet i jadę. Łoewa.
A na Tefałę "Joe Black" z Anthony'm Hopkinsem, Claire Forlani i Bradem Pittem. Od stu lat wiem, że ten film jest pretensjonalny do imentu, a wszyscy aktorzy mieli w trakcie zdjęć problem z wypróżnianiem się, jednakże rzucam okiem. I walczę z obezwładniającą potrzebą jedzenia. I nie mogę się zmusić do porządnego posprzątania w mieszkaniu. Ech...
3 sierpnia
No ja już chyba tak mam, że gdy się o mnie specjalnie nie dba i/lub traktuje niejako z pobłażaniem to nie pozostaje to bez wpływu na temperaturę moich emocji/uczuć. I nie mówię tu o wqrwie, tylko przeciwnie. Zaczynam stygnąć.
"Musze przyznać z wrodzoną sobie szczerością - obstawiałem że odezwiesz się wcześniej i jestem taki dumny z powodu Twojej jakże wielkiej wstrzemięźliwości :) (parskam ukradkiem)."
Chyba nie chcę występować w roli tej, której zawsze zależy bardziej, a taka rola została mi najwyraźniej przypisana. Nie podoba mi się to. Nie jestem ubogą krewną/biedną misią, która żebrze o odrobinę zainteresowania.
To prawdopodobnie za daleko idący wniosek, ale może jednak poczuł, że przesadził z "wrodzoną sobie szczerością" (nie zareagowałam na propozycję spotkania w poniedziałek), bo nazajutrz przysłał mi w e-mailu piosenkę i zapytał co robię w niedzielę. Następnie stwierdził "zagaduję by sprawdzić czy się zobaczymy :)". Well.. zobaczmy się, spotkajmy, posiedźmy na balkonie, napijmy wody, posłuchajmy muzyki, idźmy pod prysznic, a potem przelećmy nawzajem i pożegnajmy do enigmatycznego "następnego razu", zachowując do tego czasu wyluzowaną i pełną niezależności ciszę niczym scjentolożka w trakcie porodu..
Prędzej zdechnę niż się odezwę pierwsza!
Tylko, niestety, nie umiem być "letnia". Albo idę w ogień, albo podświadomość zakłada mi blokadę i wtedy nie ma zmiłuj.. i mnie też nie ma...
"Musze przyznać z wrodzoną sobie szczerością - obstawiałem że odezwiesz się wcześniej i jestem taki dumny z powodu Twojej jakże wielkiej wstrzemięźliwości :) (parskam ukradkiem)."
Chyba nie chcę występować w roli tej, której zawsze zależy bardziej, a taka rola została mi najwyraźniej przypisana. Nie podoba mi się to. Nie jestem ubogą krewną/biedną misią, która żebrze o odrobinę zainteresowania.
To prawdopodobnie za daleko idący wniosek, ale może jednak poczuł, że przesadził z "wrodzoną sobie szczerością" (nie zareagowałam na propozycję spotkania w poniedziałek), bo nazajutrz przysłał mi w e-mailu piosenkę i zapytał co robię w niedzielę. Następnie stwierdził "zagaduję by sprawdzić czy się zobaczymy :)". Well.. zobaczmy się, spotkajmy, posiedźmy na balkonie, napijmy wody, posłuchajmy muzyki, idźmy pod prysznic, a potem przelećmy nawzajem i pożegnajmy do enigmatycznego "następnego razu", zachowując do tego czasu wyluzowaną i pełną niezależności ciszę niczym scjentolożka w trakcie porodu..
Prędzej zdechnę niż się odezwę pierwsza!
Tylko, niestety, nie umiem być "letnia". Albo idę w ogień, albo podświadomość zakłada mi blokadę i wtedy nie ma zmiłuj.. i mnie też nie ma...
czwartek, 1 sierpnia 2013
z 31 na 1
Zastanawiałam się co zrobić z wolnym wieczorem, tzn. jak go nie popsuć i nie stracić grzebaniem w internecie, rozmyślaniem, snuciem się, jedzeniem kanapek, sprzątaniem.. Ściągnęłam więc film, na który onegdaj miałam iść do kina, ale jakoś się nie złożyło (byłam wtedy na etapie pruszkowskiego lowelasa w kiepskim stylu, który zaczepił mnie wczoraj na FB, bez odzewu). No więc jeśli jest chociaż odrobina prawdy w tym, że bez względu na to, jak bardzo jesteśmy popieprzeni i jakie diabły siedzą w naszej przeszłości, w głębi duszy wszyscy potrzebujemy zwykłej/niezwykłej miłości i bratniej duszy, która wciela się w najróżniejsze postaci, przynosząc nam ukojenie, to ja się czuję zdecydowanie lepiej..
Może jestem naiwna, ale mam to w dupie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)