No ja już chyba tak mam, że gdy się o mnie specjalnie nie dba i/lub traktuje niejako z pobłażaniem to nie pozostaje to bez wpływu na temperaturę moich emocji/uczuć. I nie mówię tu o wqrwie, tylko przeciwnie. Zaczynam stygnąć.
"Musze przyznać z wrodzoną sobie szczerością - obstawiałem że odezwiesz się wcześniej i jestem taki dumny z powodu Twojej jakże wielkiej wstrzemięźliwości :) (parskam ukradkiem)."
Chyba nie chcę występować w roli tej, której zawsze zależy bardziej, a taka rola została mi najwyraźniej przypisana. Nie podoba mi się to. Nie jestem ubogą krewną/biedną misią, która żebrze o odrobinę zainteresowania.
To prawdopodobnie za daleko idący wniosek, ale może jednak poczuł, że przesadził z "wrodzoną sobie szczerością" (nie zareagowałam na propozycję spotkania w poniedziałek), bo nazajutrz przysłał mi w e-mailu piosenkę i zapytał co robię w niedzielę. Następnie stwierdził "zagaduję by sprawdzić czy się zobaczymy :)". Well.. zobaczmy się, spotkajmy, posiedźmy na balkonie, napijmy wody, posłuchajmy muzyki, idźmy pod prysznic, a potem przelećmy nawzajem i pożegnajmy do enigmatycznego "następnego razu", zachowując do tego czasu wyluzowaną i pełną niezależności ciszę niczym scjentolożka w trakcie porodu..
Prędzej zdechnę niż się odezwę pierwsza!
Tylko, niestety, nie umiem być "letnia". Albo idę w ogień, albo podświadomość zakłada mi blokadę i wtedy nie ma zmiłuj.. i mnie też nie ma...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz