Nie ma to jak szybki „romans” z panem taksówkarzem, któremu
się spodobałam bez wzajemności (w tle konwersacji przygrywał zespół Weekend).
Oj, chciał odpowiedzieć na wszystkie moje potrzeby, łącznie z przenocowaniem
mnie dziś oraz rewizytą w Warszawie. I radził żeby zerwać z zodiakalnym
skorpionem.
Być może nie umiem być z kimś. Nawiązywanie zdrowej relacji
mnie przerasta. Przez gardło mi nie chcą przejść własne oczekiwania i
„warunki”. Nie potrafię okazać złości, a przecież jej moc nie znika, tylko
rozpełza w najdalsze zakątki mojego ciała. Tym samym nie jestem może odbezpieczonym
granatem, ale w zamian jestem chodzącą rezygnacją i niewiarą, że „to” się może
udać. Mogę dawać, chcę dawać, lubię dawać, okazywać, ale przecież sama też
zasługuję na coś dobrego. Nie od święta, lecz tak po prostu – bo się chce, bo
fajnie mieć mnie w pobliżu, jakoś..
Z perspektywy Krakowa, z dystansu, którego
nabrałam, wiem, że powinnam przestać się z Nim spotykać. Dotarło do mnie, że
NAPRAWDĘ niczego więcej od Niego nie dostanę. Parę godzin raz na tydzień lub
rzadziej, bo przecież jemu to nie robi różnicy. Nie tęskni, obywa się, ma swoje
sprawy, może i kogoś, kto w między czasie zaspokoi jego potrzeby. W końcu jest
przystojniakiem, któremu niejedna chętnie się nie oprze.. A mnie za dużo to
wszystko kosztuje. Wspaniale być „praktykującą” kobietą, ale bilans zysków i
strat jest określony (nawet by mi do głowy nie przyszła taka nomenklatura, ale to
dość dziwna sytuacja, więc.. )
Oczywiście nie wiem jeszcze, co weźmie górę w
bezpośredniej konfrontacji – rozsądek czy emocje. Jeśli emocje wynikające z
obcowania z nim, to sytuacja nie ulegnie zmianie. Jeśli rozsądek to myślę, że
on świetnie sobie poradzi z moim „odejściem” i niebyciem. Może tylko czasami wspomni
naszą absurdalną, gdyńską rozmowę o tym, że każdy człowiek ma swoją rybitwę,
która pojawia się zawsze po wypiciu sprite’a. Podobno (między innymi) dlatego nie jestem
kimś, o kim można łatwo zapomnieć… Założymy się…?
Dziwny moment, kiedy wszystkie ryby w akwarium patrzą na
ciebie, a ty płaczesz…DNO.
A, zauważyłam, że - jeśli już - mailujemy, to prawie w ogóle nie używam emotikonek. Minimum uśmiechu, bo jakoś mi się nie chce udawać, że macham ogonem z radością.
A, zauważyłam, że - jeśli już - mailujemy, to prawie w ogóle nie używam emotikonek. Minimum uśmiechu, bo jakoś mi się nie chce udawać, że macham ogonem z radością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz