Odprowadził ją pod drzwi pokoju, obiecał wrócić za chwilę.
W zasadzie to nawet nie biła się z myślami. Niczego nie planowała, a z powodu rozciętej głowy naprawdę bała się zostać sama. Przebrała się w koszulę nocną. Kompletnie nie przypominała stroju "kolegi z wojska", raczej halkę Madonny z teledysku do "I Want You". No trudno.. Zapukał po kilku minutach.
Wyłączyła światło i weszła pod kołdrę. Usiadł na łóżku i ponownie przyłożył jej zimny kompres z ręcznika. Przymknęła oczy, ale rozmawiali. Trochę zgrywała twardzielkę, która dobrze sobie radzi. On trochę zgrywał pielęgniarza, a trochę zaczął ją gładzić po włosach. W pewnym momencie zapytał "Taka fajna z Ciebie dziewczyna... Czemu jesteś sama..?". Well.. Kwadrans później pocałował ją po raz pierwszy. Minął kolejny kwadrans i położył się obok niej. To była długa noc. Oczywiście próbował sięgnąć po więcej, ale skutecznie go powstrzymywała. Dużo się śmiali i całowali. Za cholerę nie mogła sobie przypomnieć, by którykolwiek mężczyzna tak czule i bez przerwy ją przytulał. Zasnęli na godzinę. Budziła się z przejęcia - pracą i tym, że ktoś nieoczekiwany leży obok niej.
Świtało gdy zadzwonił alarm w jego telefonie. Przestawiał go trzy razy, żeby "naładować akumulatory" znów szczelnie się do niej przytulając. Na poduszce odkryli ślady krwi. Na szczęście rana na głowie lekko się zabliźniła. "Lecę do siebie wziąć prysznic, żeby Agnieszka (nadgorliwa szefowa) nie wyczuła twoich perfum.... Widzimy się niedługo" powiedział i uśmiechnął się.
Miała może pięć minut by pomyśleć o tym, co się wydarzyło. Ciepła woda zmyła ślady wczorajszych kataklizmów. Bardzo ostrożnie wysuszyła włosy. Założyła na siebie wszystko, co - z nadzieją na ciepłą majówkę - zabrała z domu, ale już wiedziała, że zmarznie. Nieważne. Najważniejsza jest mobilizacja. Wdech..
Dotarła na rynek. Zobaczyła go rozmawiającego z kierownikiem planu, który wczoraj zarządzał "akcją ratunkową". Zauważyli ją. Skinęli głowami na powitanie, ona również. Ruszyli w jej stronę. Oczywiście to, co wydarzyło się w nocy miało pozostać kompletną tajemnicą. "Jak spałaś? Jak głowa? Boli?" zapytał. Poprosiła Łukasza by wszedł z nią do zaimprowizowanej poczekalni i obejrzał rozcięcie. Uspokoił ją. "Będzie dobrze!" uśmiechnęła się. Ruszyli do swoich zadań.
Mniej więcej cztery godziny później, totalnie zmarznięta, ze ściśniętym od stresu i głodu żołądkiem, wróciła do hotelu. Wzięła gorący prysznic i weszła pod kołdrę. Adrenalina nie pozwoliła zasnąć. Wstała i ubrała się, mając w perspektywie kolejne obowiązki. "Gdzie jesteś? Co robisz?". Kolejne smsy dały wszelkie powody by sądzić, że jest zachwycony tym, co się wydarzyło. Wkrótce przyszedł. Porozmawiali chwilę o sprawach zawodowych i umówili na później. Wyglądało na to, że nie ma zamiaru z niej rezygnować.
Wieczorem - za jej namową - postanowili wyjść na miasto. Znała kilka miejsc, więc została przewodnikiem. Znów trzech facetów i ona jedna. Mała (kilka miesięcy temu) knajpka na Kazimierzu okazała się powiększyć. Siedzieli i czekali na realizację zamówienia, a ona ciągle czuła jego zapach.. Gdy szczęśliwie najedzeni wyszli na zewnątrz zaczął siąpić deszcz. Dwaj koledzy uznali, że niezbędna będzie regeneracja w hotelu. Niedoszły morderca i niedoszła ofiara postanowili pójść jeszcze na wiśniówkę.
Weszli do Alchemii. Powiedziała, że to właśnie tutaj Editors kręcili teledysk do "You Don't Know Love". Przytłumione światła, mnóstwo ludzi. Onirycznie. Stanęli przy barze i zamówili po kieliszku. I następnym. I następnym. Rozmawiali tak, jakby chcieli sobie wszystko opowiedzieć. O rodzicach, o niespełnionych nadziejach, ambicjach, o wątpliwościach.. I znów dużo się śmiali. Szumiało jej w głowie. Jemu też. Przeczuwała, że tym razem nie będzie go powstrzymywać, ale w dalszym ciągu niczego nie planowała. Zaczęli się całować już na hotelowym korytarzu, w drodze do jego pokoju. Zaczął ją rozbierać tuż po zamknięciu drzwi. Tak, chciała go bardzo, ale kilka razy świadomie włączyła pauzę. Po godzinie rozmów i czynów lekko lubieżnych ubrała się i powiedziała. "Wracam do siebie. Jeśli chcesz, przyjdź". Przyszedł.
Bzykali się tak, jak rozmawiali w Alchemii, ale oboje byli dość wstawieni i mocno zmęczeni.. W pewnym momencie się ocknęła. On sekundę po niej. Wyglądało na to, że usnęli w trakcie! :-) Przykryli się kołdrą, mocno przytulili i.. od razu zasnęli. Zaczynało świtać.
Znów sygnał alarmu w zegarku, znów odwlekanie rozstania. Znów stres, bo za chwilę program. Znów nikt nie może się dowiedzieć. Znów zimno i ściśnięty żołądek. Tylko tym razem, zaraz po emisji pakowanie, zbiórka pod hotelem, a potem.. powrót do rzeczywistości.. Strasznie namotał i w busie zajęli miejsca obok siebie. Całą drogę wymieniali smsy. Gdy wysiadał na przystanku autobusowym pomyślała "Hmm.. nie spodziewałam się, ale ok.. było, minęło. Taki tam romans na służbie. A teraz ogarnij się!". Pożegnał się, podobnie jak z resztą ekipy, koleżeńskim uściskiem.
Wracał do żony i dwójki dorastających dzieciaków.
Kilka minut później dostała kolejnego smsa.
tbc
niedziela, 28 grudnia 2014
piątek, 26 grudnia 2014
"Urzekła mnie twoja historia cz.1"
Widziała go kilka razy wcześniej. Zawsze w dużych odstępach czasu. Mimo niekwestionowanej dorosłości miał w sobie coś chłopięcego. Może to sprawiało, że zawsze robił na niej wrażenie..? Ona czuła się zupełnie byle jaka i niewarta uwagi. To było co najmniej sześć lat temu.
Do majowego wyjazdu do Krakowa przygotowywała się wyłącznie zawodowo. Dawno nie czuła takiego stresu. Czy wszystko się uda? Czy czegoś nie zawali? Czy na pewno o wszystkim pamiętała? Praca, praca, praca. Najważniejsze to dać radę - w obcym miejscu, z (częściowo) obcą ekipą.
Około 6 rano dotarła na miejsce zbiórki. Bus, dwie osoby już w środku, kolejne do zabrania po drodze. Zajęła miejsce obok kierowcy. Niektórzy zaspani, wszyscy lekko zmobilizowani. Wsiadł kwadrans później. Z poduszką. Z rozbrajającą szczerością przyznał się do kilku kieliszków wina za dużo poprzedniego wieczoru. Ruszyli. Za każdym razem gdy chciała wziąć udział w rozmowie i odwracała głowę, trafiała na niego. Po prostu.
Postój na śniadanie w McDonaldzie. Atmosfera męskich dowcipów. Jako "kolega z wojska" znała ją doskonale. Wybierali razem co zjedzą. Zażartował swobodnie. Odpowiedziała z podtekstem. Nie pierwszy raz i nie ostatni w życiu. Uśmiechnął się, chyba trochę zaskoczony. Odtąd zaczął się do niej uśmiechać coraz częściej.
Około południa dojechali na miejsce. Do próby jeszcze godzina. Cała ekipa uznała, że musi pójść na obiad zanim wszystko się zacznie. Nigdy nie była dobra w dołączaniu do grup, ale tym razem to grupa uznała, że koniecznie musi dołączyć. Przystała. W trakcie obiadu wyjaśniło się, że jest singielką. Zaczął w nią rzucać papierowymi serwetkami. Uśmiała się. Jak "kolega z wojska". Jak zwykle. Okazało się, że ona i kilku innych chłopaków z ekipy (w tym on) śpią w tym samym hotelu. Oczywiście całą czwórką umówili się później na piwo.
Tymczasem próba, walka z pogodą, ustawianie sceny, kamer, świateł. Ostateczny scenariusz. Lista gości. Kilkadziesiąt rozmów telefonicznych. Nadgorliwa szefowa. Niedziałający internet. Zawieszający się outlook. Zmiany, zmiany, zmiany. Dać radę! Kolejny telefon z numeru, którego nie kojarzyła. "No..gdzie jesteś? Kiedy pijemy to piwo?". Yyyy... Ale co? Ale kto? Wreszcie skojarzyła. "Mam jeszcze sporo roboty. Odezwę się gdy skończę, ok?". Zadzwoniła godzinę później. Byli w trójkę, piętro wyżej. Tego jej było trzeba - odetchnąć po ciężkim dniu i przed kolejnym niełatwym. Na chwilę się wyłączyć.
Czekali, w bardzo dobrych nastrojach. Wzięła małą butelkę i upiła łyk. Nie przepadała za piwem, ale przecież nie miała zamiaru się upić. Nazajutrz wstawała o piątej rano. Gadali o wszystkim i niczym, wciąż się śmiejąc. Mimochodem znalazła się w centrum uwagi i czuła z tym wyjątkowo. Zaskoczona zauważyła również, że jest...podrywana..? Jako właściciel telefonu z przenośnymi głośnikami był tego wieczoru DJ'em. Puszczał samo starocie, więc dworowała z niego na potęgę. Kilka razy przejęła sprzęt, ku uciesze reszty kolegów. Zaczęli tańczyć. W pewnym momencie chwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Bardzo śmieszne. Koledzy natychmiast kazali mu przestać. "Ok, ok, już ją odkładam". Wolne łóżko, szafka nocna, ostry brzeg. Zanim się zorientowała uderzyła głową. "Ja pierdolę! Coś ty zrobił, debilu!!??". Poczuła się słabo, ale nie zemdlała. "Kurwa..krew. Rozciąłeś jej głowę! Trzeba ją zabrać do szpitala!!". Już się nie śmiał. "Jezu... co ja zrobiłem...? Kurwa, żarty.. żeby to szlag trafił! Strasznie Cię przepraszam! Jezu, jaki ze mnie debil! Powiedz coś..". Leżała na boku, lekko odurzona, ale przytomna. "Poczekajcie, moment. Do jakiego szpitala? Przecież jutro rano mamy program. Obejrzyjcie mi tę głowę". Któryś przyniósł ręcznik zmoczony w lodowatej wodzie. "No jest rozcięcie. Dobra, trzeba to jakoś zdezynfekować". Usiadła. Kierownik planu, który zawsze wie co robić, usiadł naprzeciwko niej. Za nią usiadł winowajca. "Siedź, kurwa i przykładaj jej ten mokry ręcznik! My z Bokserem idziemy do recepcji, może mają apteczkę. Zaraz wracamy".
Zostali sami. Siedział za nią, bardzo blisko. Przepraszał, ale ona zaczęła się po prostu śmiać. Żyła, no i był jakiś plan ratowania sytuacji, więc po co dramatyzować? Też zaczął się śmiać. "Kurwa.. dziewczyno.. zrobię wszystko co chcesz.. No nie wiem.. jakoś ci to zrekompensuję". Taaaa... Ups. Dzwoni nadgorliwa szefowa. Gdzie są? Co robią? "Może pójdziemy razem się czegoś napić?". No cóż.. raczej nie. Bo my tu.. hmm... już coś tam wypiliśmy z chłopakami i niedługo idziemy spać.. Gdyby się dowiedziała, wszyscy byliby w kłopocie, ale poszkodowana najbardziej.. "OK. Róbcie co chcecie, w końcu jesteście dorośli". Ufff... Ponownie zmoczył ręcznik i wrócili na łóżko. Znów usiadł za nią. Nagle pocałował ją w szyję. Po chwili otworzyły się drzwi. "Nie ma apteczki. Bokser poszedł do monopolowego po spirytus". Cała ta sytuacja była tak absurdalnie niespodziewana i niewiarygodnie śmieszna, że naprawdę trudno było ją przyjąć do wiadomości.. Za chwilę siedziała miedzy dwoma facetami, opierając łokcie na kolanach jednego, podtrzymywana od tyłu przez drugiego, a trzeci lał jej po kropli na ranę...gorzką żołądkową. Aby zminimalizować niedogodności kazali jej równocześnie pić nabytą w tym celu wiśniówkę..
Akcja ratunkowa trwała w najlepsze, nagle telefon. Goście programu, którzy dość późno dotarli do miasta, nie mają zarezerwowanych noclegów. Żaden z oczekiwanej siódemki! Oszołomiona wypadkiem, wiśniówką i faktem, że produkcja dała dupy wykonała kolejnych kilkanaście telefonów. Kiedy ostatni gość został ulokowany powiedziała "Słuchajcie, ja idę spać. A Ty, mój drogi, idziesz ze mną. Boję się zostać na noc sama. Trudno, będziesz siedział do rana w fotelu i sprawdzał czy się nie wykrwawiam. Taka kara".
Poszedł.
tbc
Do majowego wyjazdu do Krakowa przygotowywała się wyłącznie zawodowo. Dawno nie czuła takiego stresu. Czy wszystko się uda? Czy czegoś nie zawali? Czy na pewno o wszystkim pamiętała? Praca, praca, praca. Najważniejsze to dać radę - w obcym miejscu, z (częściowo) obcą ekipą.
Około 6 rano dotarła na miejsce zbiórki. Bus, dwie osoby już w środku, kolejne do zabrania po drodze. Zajęła miejsce obok kierowcy. Niektórzy zaspani, wszyscy lekko zmobilizowani. Wsiadł kwadrans później. Z poduszką. Z rozbrajającą szczerością przyznał się do kilku kieliszków wina za dużo poprzedniego wieczoru. Ruszyli. Za każdym razem gdy chciała wziąć udział w rozmowie i odwracała głowę, trafiała na niego. Po prostu.
Postój na śniadanie w McDonaldzie. Atmosfera męskich dowcipów. Jako "kolega z wojska" znała ją doskonale. Wybierali razem co zjedzą. Zażartował swobodnie. Odpowiedziała z podtekstem. Nie pierwszy raz i nie ostatni w życiu. Uśmiechnął się, chyba trochę zaskoczony. Odtąd zaczął się do niej uśmiechać coraz częściej.
Około południa dojechali na miejsce. Do próby jeszcze godzina. Cała ekipa uznała, że musi pójść na obiad zanim wszystko się zacznie. Nigdy nie była dobra w dołączaniu do grup, ale tym razem to grupa uznała, że koniecznie musi dołączyć. Przystała. W trakcie obiadu wyjaśniło się, że jest singielką. Zaczął w nią rzucać papierowymi serwetkami. Uśmiała się. Jak "kolega z wojska". Jak zwykle. Okazało się, że ona i kilku innych chłopaków z ekipy (w tym on) śpią w tym samym hotelu. Oczywiście całą czwórką umówili się później na piwo.
Tymczasem próba, walka z pogodą, ustawianie sceny, kamer, świateł. Ostateczny scenariusz. Lista gości. Kilkadziesiąt rozmów telefonicznych. Nadgorliwa szefowa. Niedziałający internet. Zawieszający się outlook. Zmiany, zmiany, zmiany. Dać radę! Kolejny telefon z numeru, którego nie kojarzyła. "No..gdzie jesteś? Kiedy pijemy to piwo?". Yyyy... Ale co? Ale kto? Wreszcie skojarzyła. "Mam jeszcze sporo roboty. Odezwę się gdy skończę, ok?". Zadzwoniła godzinę później. Byli w trójkę, piętro wyżej. Tego jej było trzeba - odetchnąć po ciężkim dniu i przed kolejnym niełatwym. Na chwilę się wyłączyć.
Czekali, w bardzo dobrych nastrojach. Wzięła małą butelkę i upiła łyk. Nie przepadała za piwem, ale przecież nie miała zamiaru się upić. Nazajutrz wstawała o piątej rano. Gadali o wszystkim i niczym, wciąż się śmiejąc. Mimochodem znalazła się w centrum uwagi i czuła z tym wyjątkowo. Zaskoczona zauważyła również, że jest...podrywana..? Jako właściciel telefonu z przenośnymi głośnikami był tego wieczoru DJ'em. Puszczał samo starocie, więc dworowała z niego na potęgę. Kilka razy przejęła sprzęt, ku uciesze reszty kolegów. Zaczęli tańczyć. W pewnym momencie chwycił ją i przerzucił sobie przez ramię. Bardzo śmieszne. Koledzy natychmiast kazali mu przestać. "Ok, ok, już ją odkładam". Wolne łóżko, szafka nocna, ostry brzeg. Zanim się zorientowała uderzyła głową. "Ja pierdolę! Coś ty zrobił, debilu!!??". Poczuła się słabo, ale nie zemdlała. "Kurwa..krew. Rozciąłeś jej głowę! Trzeba ją zabrać do szpitala!!". Już się nie śmiał. "Jezu... co ja zrobiłem...? Kurwa, żarty.. żeby to szlag trafił! Strasznie Cię przepraszam! Jezu, jaki ze mnie debil! Powiedz coś..". Leżała na boku, lekko odurzona, ale przytomna. "Poczekajcie, moment. Do jakiego szpitala? Przecież jutro rano mamy program. Obejrzyjcie mi tę głowę". Któryś przyniósł ręcznik zmoczony w lodowatej wodzie. "No jest rozcięcie. Dobra, trzeba to jakoś zdezynfekować". Usiadła. Kierownik planu, który zawsze wie co robić, usiadł naprzeciwko niej. Za nią usiadł winowajca. "Siedź, kurwa i przykładaj jej ten mokry ręcznik! My z Bokserem idziemy do recepcji, może mają apteczkę. Zaraz wracamy".
Zostali sami. Siedział za nią, bardzo blisko. Przepraszał, ale ona zaczęła się po prostu śmiać. Żyła, no i był jakiś plan ratowania sytuacji, więc po co dramatyzować? Też zaczął się śmiać. "Kurwa.. dziewczyno.. zrobię wszystko co chcesz.. No nie wiem.. jakoś ci to zrekompensuję". Taaaa... Ups. Dzwoni nadgorliwa szefowa. Gdzie są? Co robią? "Może pójdziemy razem się czegoś napić?". No cóż.. raczej nie. Bo my tu.. hmm... już coś tam wypiliśmy z chłopakami i niedługo idziemy spać.. Gdyby się dowiedziała, wszyscy byliby w kłopocie, ale poszkodowana najbardziej.. "OK. Róbcie co chcecie, w końcu jesteście dorośli". Ufff... Ponownie zmoczył ręcznik i wrócili na łóżko. Znów usiadł za nią. Nagle pocałował ją w szyję. Po chwili otworzyły się drzwi. "Nie ma apteczki. Bokser poszedł do monopolowego po spirytus". Cała ta sytuacja była tak absurdalnie niespodziewana i niewiarygodnie śmieszna, że naprawdę trudno było ją przyjąć do wiadomości.. Za chwilę siedziała miedzy dwoma facetami, opierając łokcie na kolanach jednego, podtrzymywana od tyłu przez drugiego, a trzeci lał jej po kropli na ranę...gorzką żołądkową. Aby zminimalizować niedogodności kazali jej równocześnie pić nabytą w tym celu wiśniówkę..
Akcja ratunkowa trwała w najlepsze, nagle telefon. Goście programu, którzy dość późno dotarli do miasta, nie mają zarezerwowanych noclegów. Żaden z oczekiwanej siódemki! Oszołomiona wypadkiem, wiśniówką i faktem, że produkcja dała dupy wykonała kolejnych kilkanaście telefonów. Kiedy ostatni gość został ulokowany powiedziała "Słuchajcie, ja idę spać. A Ty, mój drogi, idziesz ze mną. Boję się zostać na noc sama. Trudno, będziesz siedział do rana w fotelu i sprawdzał czy się nie wykrwawiam. Taka kara".
Poszedł.
tbc
27 grudnia
To chyba już jakieś sto lat od wpisu pt. "dawno nie pisałam".
Jeszcze w trakcie romansu z Panem Przecinkiem, aby zająć głowę kimś innym, zaczęłam się spotykać z K. Bardzo chciałam dać mu i sobie szansę, choć od pierwszego spotkania czułam, że raczej nie pójdzie łatwo.
Po raz pierwszy poszliśmy do łóżka gdy przestał w nim bywać Pan Przecinek. Było zaskakująco dobrze, jednak (po krótkiej analizie uznałam, iż) wynikało to bardziej z dopasowania anatomicznego niż zmysłowego. Jak bardzo może nie być chemii między dwojgiem ludzi, którzy spędzają ze sobą więcej czasu niż z kimkolwiek przedtem...! Uczciwość nakazuje dodać, że to ja nie wyczuwałam absolutnie żadnej chemii. Jemu się wydawało inaczej. Na szczęście systematycznie prowadziliśmy rozmowy typu "update" relacji. Wiedział na bieżąco jak jest. Ja wiedziałam, że się zakochał..
Na początku myślałam, że to Pan Przecinek siedzi mi za głęboko w głowie. Potem, że boję się wejść w poważniejszą relację. Następnie zaczęła mnie męczyć obecność K. i ciągłe zastanawianie się czy powinnam z nim być. Później, mimo najszczerszych chęci, wkurzał mnie już jego (niezmienny od pierwszej wizyty) sposób siedzenia na mojej kanapie, dziwny grymas twarzy, śmiech, fakt, że gubi się w sklepie budowlanym i w kuchni.. Znów - choć postawę w stosunku do mnie miał życzliwą i pomocną - to ja czułam się bardziej... facetem. Aż dotarło do mnie, że jeśli na niego postawię to znowu będzie kompromis. Znowu ktoś wybierze mnie, a nie ja jego - świadomie, z chęcią, radością. Znów "przyjdzie głupi co cię kupi". NIE. NIE. NIE. Albo będę z kimś, kto choć trochę zbliża się do Pana Właściwego, albo sama. Choćby za cenę regularnych orgazmów..
Kolejna trudna rozmowa. Złość, żal.. potem jakby łzy. A we mnie przekonanie, że tak trzeba.
Odetchnęłam z ulgą. Wielkie uffffff.... Po 4 miesiącach..
Tak często się nad wszystkim zastanawiam i dochodzę do - jak na mnie - całkiem zaskakujących wniosków. Np. takich, że raczej (szala się przeważa) nie chcę być z kimś w tzw. normalnym związku. Za dużo to wszystko kosztuje. Za dużo znaków zapytania. Za dużo wątpliwości. Za dużo strachu o jutro i dalszą przyszłość.
Jeszcze w trakcie romansu z Panem Przecinkiem, aby zająć głowę kimś innym, zaczęłam się spotykać z K. Bardzo chciałam dać mu i sobie szansę, choć od pierwszego spotkania czułam, że raczej nie pójdzie łatwo.
Po raz pierwszy poszliśmy do łóżka gdy przestał w nim bywać Pan Przecinek. Było zaskakująco dobrze, jednak (po krótkiej analizie uznałam, iż) wynikało to bardziej z dopasowania anatomicznego niż zmysłowego. Jak bardzo może nie być chemii między dwojgiem ludzi, którzy spędzają ze sobą więcej czasu niż z kimkolwiek przedtem...! Uczciwość nakazuje dodać, że to ja nie wyczuwałam absolutnie żadnej chemii. Jemu się wydawało inaczej. Na szczęście systematycznie prowadziliśmy rozmowy typu "update" relacji. Wiedział na bieżąco jak jest. Ja wiedziałam, że się zakochał..
Na początku myślałam, że to Pan Przecinek siedzi mi za głęboko w głowie. Potem, że boję się wejść w poważniejszą relację. Następnie zaczęła mnie męczyć obecność K. i ciągłe zastanawianie się czy powinnam z nim być. Później, mimo najszczerszych chęci, wkurzał mnie już jego (niezmienny od pierwszej wizyty) sposób siedzenia na mojej kanapie, dziwny grymas twarzy, śmiech, fakt, że gubi się w sklepie budowlanym i w kuchni.. Znów - choć postawę w stosunku do mnie miał życzliwą i pomocną - to ja czułam się bardziej... facetem. Aż dotarło do mnie, że jeśli na niego postawię to znowu będzie kompromis. Znowu ktoś wybierze mnie, a nie ja jego - świadomie, z chęcią, radością. Znów "przyjdzie głupi co cię kupi". NIE. NIE. NIE. Albo będę z kimś, kto choć trochę zbliża się do Pana Właściwego, albo sama. Choćby za cenę regularnych orgazmów..
Kolejna trudna rozmowa. Złość, żal.. potem jakby łzy. A we mnie przekonanie, że tak trzeba.
Odetchnęłam z ulgą. Wielkie uffffff.... Po 4 miesiącach..
Tak często się nad wszystkim zastanawiam i dochodzę do - jak na mnie - całkiem zaskakujących wniosków. Np. takich, że raczej (szala się przeważa) nie chcę być z kimś w tzw. normalnym związku. Za dużo to wszystko kosztuje. Za dużo znaków zapytania. Za dużo wątpliwości. Za dużo strachu o jutro i dalszą przyszłość.
piątek, 25 lipca 2014
25 lipca
Minęły dwa miesiące odkąd pisałam.. Wydarzyło się całe mnóstwo rzeczy..
Pan Przecinek siedzi mi w mostku, lekko z lewej..i w głowie mi siedzi.. Pożegnałam się z nim pod koniec czerwca. Próbował wpływać na moją decyzję, pisuje czasami. Ostatnio tydzień temu, przeczuwam, że to by było na tyle.
...padam... dokończę innym razem...
Pan Przecinek siedzi mi w mostku, lekko z lewej..i w głowie mi siedzi.. Pożegnałam się z nim pod koniec czerwca. Próbował wpływać na moją decyzję, pisuje czasami. Ostatnio tydzień temu, przeczuwam, że to by było na tyle.
...padam... dokończę innym razem...
poniedziałek, 26 maja 2014
26 maja
Chodzi mi po głowie taka myśl, że od bardzo długiego czasu jestem na uczuciowej pauzie. Nie pozwalam sobie na rzeczywiste, totalne uniesienia, robienie i mówienie tego, co naprawdę bym chciała. Wciąż słyszę "ja się nie zakocham"/"nie zakochałem się"/"tylko się nie zakochaj". Tak, jak kiedyś kumulowałam złość, której nie mogłam wyrazić (np. w stosunku do Piotrka), tak teraz wszystko to, co mam w sobie dobrego, a co chciałoby się uwolnić, zostaje w środku i miesza się z krwią. Seks przekracza kolejne granice, a emocje na poziomie serca zatrzymały się na przeciwnym biegunie. Chyba właśnie to do mnie dotarło, wyraźnie jak nigdy przedtem.
W sobotę przygotowano dla mnie przepyszną kolację. Piło się wino. Rozmawiało, a rozmawiać się umie i lubi. I w między czasie to usłyszane zdanie "Ja jestem w Twoim życiu tylko przecinkiem, niczym więcej". Potem odpalanie wrotek nieprzyzwoitości i przyjemności. Emocjonalna autodestrukcja. Oczywiście za własnym ochoczym przyzwoleniem, a może po prostu zgodą, umotywowaną w części poczuciem rezygnacji..?
Jestem mistrzynią "tu i teraz". To bardzo wąska specjalizacja.
W sobotę przygotowano dla mnie przepyszną kolację. Piło się wino. Rozmawiało, a rozmawiać się umie i lubi. I w między czasie to usłyszane zdanie "Ja jestem w Twoim życiu tylko przecinkiem, niczym więcej". Potem odpalanie wrotek nieprzyzwoitości i przyjemności. Emocjonalna autodestrukcja. Oczywiście za własnym ochoczym przyzwoleniem, a może po prostu zgodą, umotywowaną w części poczuciem rezygnacji..?
Jestem mistrzynią "tu i teraz". To bardzo wąska specjalizacja.
czwartek, 15 maja 2014
15 maja
Ostatnio znalazła mnie taka oto piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=16bp6ucvVNs
Czy ktoś podsłuchuje moje życie..?
Życie, które pędzi i obawiam się, że trochę na złamanie karku. Niestety, ja bardzo lubię to, co dzieje się między startem, a rozbiciem w drobny mak na przydrożnym drzewie :/ Pracowita Majówka w Krakowie ma w tym swój wydatny udział. Dopóki sobie z tym nie poradzę, zamilknę niczym Sfinks...
https://www.youtube.com/watch?v=16bp6ucvVNs
Czy ktoś podsłuchuje moje życie..?
Życie, które pędzi i obawiam się, że trochę na złamanie karku. Niestety, ja bardzo lubię to, co dzieje się między startem, a rozbiciem w drobny mak na przydrożnym drzewie :/ Pracowita Majówka w Krakowie ma w tym swój wydatny udział. Dopóki sobie z tym nie poradzę, zamilknę niczym Sfinks...
niedziela, 13 kwietnia 2014
13 kwietnia
Jestem działkowcem. Jeszcze nie formalnie, ale realnie owszem. Karczuję, sadzę, grilluje, zaznajamiam się z sąsiadami (60+). Mam nadzieję, że historia dobrze się zakończy i będę mogła ze spokojem myśleć o swoim 500m2 ogródku przy ul. Bananowej (bez wody, prądu i wc) :-)
Niby się umówiłam z A. na telefon, ale nie chce mi się gadać. Wolę popisać, a potem pójść spać. Jutro psycholog. I kolejny - pełen wrażeń - tydzień pracy.
Ostatnio śnił mi się Rafał. Chyba ze dwa razy z rzędu. Swoiście.
Dziś pomyślałam, że jeśli w moim życiu już nic więcej się nie wydarzy (a szczególnie coś naprawdę dobrego) to - w sumie - trochę szkoda.. To już naprawdę wszystko?? Teraz tylko czekać aż cycki opadną mi definitywnie, zmarszczki się pogłębią, a Młode wyfruną z gniazda?? Za chwilę potrzeba seksu, czułości, okazywanie jej, stanie się śmiesznością. A ja.. nie chcę być śmieszna, tylko szczęśliwa. Chujowo..
Za tydzień święta. Do Łodzi zamierzam dotrzeć w sobotę po południu. Wieczorem Chru zostaje z moim tatą, a ja idę się napić wina w przemiłym towarzystwie. Nie będzie mi szarość życia codziennego pluła w twarz..
Niby się umówiłam z A. na telefon, ale nie chce mi się gadać. Wolę popisać, a potem pójść spać. Jutro psycholog. I kolejny - pełen wrażeń - tydzień pracy.
Ostatnio śnił mi się Rafał. Chyba ze dwa razy z rzędu. Swoiście.
Dziś pomyślałam, że jeśli w moim życiu już nic więcej się nie wydarzy (a szczególnie coś naprawdę dobrego) to - w sumie - trochę szkoda.. To już naprawdę wszystko?? Teraz tylko czekać aż cycki opadną mi definitywnie, zmarszczki się pogłębią, a Młode wyfruną z gniazda?? Za chwilę potrzeba seksu, czułości, okazywanie jej, stanie się śmiesznością. A ja.. nie chcę być śmieszna, tylko szczęśliwa. Chujowo..
Za tydzień święta. Do Łodzi zamierzam dotrzeć w sobotę po południu. Wieczorem Chru zostaje z moim tatą, a ja idę się napić wina w przemiłym towarzystwie. Nie będzie mi szarość życia codziennego pluła w twarz..
czwartek, 3 kwietnia 2014
2 kwietnia
Drogi A. przyjechał z Poznania spontanicznie, zarobić parę złotych w charakterze akustyka w jednym z klubów. Oczywiście, zatrzymał się (na moje zaproszenie) u mnie. Nie był kłopotliwy, przeciwnie - naprawił spłuczkę, zrobił sałatkę, podlał kwiatek, mi wina, kawę zrobił kilka razy, nawet kwiatki kupił. Chru go opieprzała na zmianę z rozkładaniem na łopatki słowem mówionym i śpiewanym oraz tańcem. Mił też wszedł w fajną interakcję. Swoiście było mieć w domu mężczyznę.
Wiem jednak, że między nami nic się nie wydarzy. Gdy sobie to uświadomiłam najpierw popadłam w małe przygnębienie, które ustąpiło miejsca wątpliwościom czy w ogóle bym chciała. Chyba raczej nie. Nie wiem tylko czy fakt ów nie sprawi, że za chwilę nasza znajomość wyda mi się kompletnie jałowa. Dziwna dziewczynka, kompletnie nienauczona, że z chłopcami można się również (tylko) kumplować..
Wiem jednak, że między nami nic się nie wydarzy. Gdy sobie to uświadomiłam najpierw popadłam w małe przygnębienie, które ustąpiło miejsca wątpliwościom czy w ogóle bym chciała. Chyba raczej nie. Nie wiem tylko czy fakt ów nie sprawi, że za chwilę nasza znajomość wyda mi się kompletnie jałowa. Dziwna dziewczynka, kompletnie nienauczona, że z chłopcami można się również (tylko) kumplować..
piątek, 28 marca 2014
28 marca
Wczoraj zorientowałam się, że Kasia (oznaczona 1 listopada w związku z Michałem) była w wydaniu codziennym programu.. Państwo prowadzą razem warsztaty z rzeźbienia w drewnie dla kobiet..
W nocy śniło mi się, że ww Kasia dowiedziała się przypadkiem o mnie i moim kontakcie z jej oblubieńcem w październiku ub.roku. Pan Uczciwy Inaczej biegł za swoją Drewnianą Królową, ale ona nie chciała go słuchać.. Tak bardzo chciałabym wreszcie przestać choćby podświadomie odnosić się do Państwa "wióry lecą"... Pliz..
A dzisiaj rano, stałam sobie na przejściu dla pieszych i rozglądałam po świecie. Oczywiście, zawsze gdy słyszę pracujący silnik motocykla, gdzieś tam zwraca to moją uwagę. Podobnie było tym razem. Tylko tym razem, na skrzyżowaniu stał motocykl Kawasaki, na którym siedział Rafał. Wiem, bo - mimo kasku na głowie - rozpoznałam jego sylwetkę i oczy, patrzące na mnie. Gdy sobie uświadomiłam o kogo cho, odwróciłam wzrok. Musiałam przejść przez przejście, ale nie zdecydowałam się znowu spojrzeć. Myślę, że oboje zdawaliśmy sobie sprawę, kogo właśnie (przelotnie) spotykamy i że to drugie również ów fakt zauważyło.
Chciało mi się płakać. W zasadzie to nawet do tego doszło, ale szybko się opanowałam. Byłam bowiem odprowadzana na przystanek przez mojego drogiego A. z Poznania, który gości u mnie od środy wieczór... Szczegóły niebawem..
W nocy śniło mi się, że ww Kasia dowiedziała się przypadkiem o mnie i moim kontakcie z jej oblubieńcem w październiku ub.roku. Pan Uczciwy Inaczej biegł za swoją Drewnianą Królową, ale ona nie chciała go słuchać.. Tak bardzo chciałabym wreszcie przestać choćby podświadomie odnosić się do Państwa "wióry lecą"... Pliz..
A dzisiaj rano, stałam sobie na przejściu dla pieszych i rozglądałam po świecie. Oczywiście, zawsze gdy słyszę pracujący silnik motocykla, gdzieś tam zwraca to moją uwagę. Podobnie było tym razem. Tylko tym razem, na skrzyżowaniu stał motocykl Kawasaki, na którym siedział Rafał. Wiem, bo - mimo kasku na głowie - rozpoznałam jego sylwetkę i oczy, patrzące na mnie. Gdy sobie uświadomiłam o kogo cho, odwróciłam wzrok. Musiałam przejść przez przejście, ale nie zdecydowałam się znowu spojrzeć. Myślę, że oboje zdawaliśmy sobie sprawę, kogo właśnie (przelotnie) spotykamy i że to drugie również ów fakt zauważyło.
Chciało mi się płakać. W zasadzie to nawet do tego doszło, ale szybko się opanowałam. Byłam bowiem odprowadzana na przystanek przez mojego drogiego A. z Poznania, który gości u mnie od środy wieczór... Szczegóły niebawem..
niedziela, 16 marca 2014
15 marca
Konto odblokowane. Niestety, dopiero w miniony czwartek, więc zaczynałam już odchodzić od zmysłów..
Nie napiszę nic o pracy w redakcji bo to mnie zupełnie przerasta.
Najważniejsze, że za mną bardzo udana sobota. Mimo niepogody - wiatru i deszczu.. Doznałam sztuki nowoczesnej. Przyjęłam dziwne potrawy, mój układ trawienny do późnego wieczora nie mógł wyjść z osłupienia :-) Porozmawiałam. Pomyślałam. Chciałoby się dłużej.. Droga Przyjaciółko, dzięki, że Ci się chciało chcieć na tych kilka godzin! :-*
Marzy mi się śniadanie do łóżka.. w taką niedzielę jak właśnie rozpoczęta..
Nie napiszę nic o pracy w redakcji bo to mnie zupełnie przerasta.
Najważniejsze, że za mną bardzo udana sobota. Mimo niepogody - wiatru i deszczu.. Doznałam sztuki nowoczesnej. Przyjęłam dziwne potrawy, mój układ trawienny do późnego wieczora nie mógł wyjść z osłupienia :-) Porozmawiałam. Pomyślałam. Chciałoby się dłużej.. Droga Przyjaciółko, dzięki, że Ci się chciało chcieć na tych kilka godzin! :-*
Marzy mi się śniadanie do łóżka.. w taką niedzielę jak właśnie rozpoczęta..
piątek, 7 marca 2014
7 marca
Życiowe zbiegi okoliczności..
Moje konto wciąż jest zablokowane, ale tylko do momentu aż mbank otrzyma list wysłany we wtorek przez komornika (czas dostarczenia 3 dni robocze + tempo pracowników banku..). W poniedziałek, przypadkowo przechodzący obok mojego biurka kolega reporter usłyszał, że żalę się na Allianz. Okazało się, że jego mama jest szefową call center Allianz. Dał mi numer, zadzwoniłam, wyjaśniłam miłej pani Joli o co chodzi... Na drugi dzień sprawa została wycofana, łącznie z interwencją u komornika! Wcześniej, przez prawie 2 tygodnie, nie mogłam doczekać się choćby maila z jakąkolwiek odpowiedzią! Chuje. Przepraszam. Dziś przyszła pensja. W poniedziałek muszę oddać koleżankom z pracy tysiaka, który mi pożyczyły. Plusem całej sytuacji jest 500zł, zaoszczędzone z konieczności, jako, że zablokowane. Kupię Chru materac dla przedszkolaka :-)
Moje konto wciąż jest zablokowane, ale tylko do momentu aż mbank otrzyma list wysłany we wtorek przez komornika (czas dostarczenia 3 dni robocze + tempo pracowników banku..). W poniedziałek, przypadkowo przechodzący obok mojego biurka kolega reporter usłyszał, że żalę się na Allianz. Okazało się, że jego mama jest szefową call center Allianz. Dał mi numer, zadzwoniłam, wyjaśniłam miłej pani Joli o co chodzi... Na drugi dzień sprawa została wycofana, łącznie z interwencją u komornika! Wcześniej, przez prawie 2 tygodnie, nie mogłam doczekać się choćby maila z jakąkolwiek odpowiedzią! Chuje. Przepraszam. Dziś przyszła pensja. W poniedziałek muszę oddać koleżankom z pracy tysiaka, który mi pożyczyły. Plusem całej sytuacji jest 500zł, zaoszczędzone z konieczności, jako, że zablokowane. Kupię Chru materac dla przedszkolaka :-)
piątek, 28 lutego 2014
28 lutego
A jednak pojechałam do Poznania. Bo jednak temat się pojawił i był baaardzo podtrzymywany. Nie żałuję, przeciwnie, spędziłam fajny czas, bez stresu i ciśnienia. Byliśmy razem w sklepie, ugotowaliśmy obiad, potem wymknęłam się na spotkanie z Tomkiem z ex-zespołu, po powrocie wypiliśmy razem wino i do 4 rano słuchaliśmy muzyki. Od jakiejś 2:30 leżąc w gaciach pod jedną kołdrą, nie robiąc NIC! :-) oprócz gadania i śmiania się. Spaliśmy w jednym łóżku, chwilami stykając się plecami, raz nawet nieświadomie A. położył mi dłoń na biodrze :) :) No i chciał żebym została na weekend. Być może w przyszłym tygodniu człowiek wybierze się do W-wy celem odbycia kilku zawodowych spotkań. Już mu zapowiedziałam, żeby się meldował celem wiktu i noclegu. Się zobaczy.
Leżałam sobie obok niego uśmiechnięta i nic nie musiałam :-) Czułam i czuję się dobrze, nic mnie nie gryzie. Fajowo! Dziękuję komu tam powinnam :-)
Leżałam sobie obok niego uśmiechnięta i nic nie musiałam :-) Czułam i czuję się dobrze, nic mnie nie gryzie. Fajowo! Dziękuję komu tam powinnam :-)
poniedziałek, 24 lutego 2014
24 lutego
A z tą damsko - męską przyjaźnią to ściema jakaś. Tzn. ona istnieje, ale tak się zastanawiam - jeśli on jest sam i ona jest sama, na dodatek iskry się podczas rozmów sypią, intelektualnie i humorystycznie niebywale to jak to tak, że nie bardzo jest wola sprawdzić czy o coś kaman?
To przez muzykę. Wystarczy, że włączę wywrotowe piosenki i chce mi się coś zmajstrować. Bez sensu.
Zaraz mi minie i nawrócę się na ten swój tryb zdroworozsądkowy. Zabrzmiało ironicznie, ale wiem, że taki jest dla mnie lepszy niż ten pełen emocjonalnej dekadencji..
Sama uznałam, że powinniśmy ograniczyć ten bezustanny kontakt, a teraz mi dziwnie.. Przedwczoraj wpadłam na pomysł (ponieważ mam urlop do końca tygodnia) wyrwę się na 1 dzień, może nad morze or sth., pomyślałam - w sumie dlaczego nie Poznań? Taniej oraz nocleg niekonieczny. Mogłabym spotkać się z Tomkiem, Sydą, no i Augim. Well.. gdy obwieściłam swój wstępny plan, pan A. zareagował kompletnie bez entuzjazmu. Zapytał jedynie kiedy przyjeżdżałabym. Na tym koniec. Hmm.. No jak na przyjaciela (bez podtekstów) to słabo, kuźwa, słabooo... Raczej się chyba nie wybiorę, bo nie ma co ludzi uszczęśliwiać na siłę.
Poszłabym na pilates i na zumbę, ale skończył mi się karnet, a na nowy obecnie mnie nie stać... Pożyczyłam 1 tys. zł. od koleżanek z pracy.. Tata przyjeżdża dziś malować mieszkanie, więc kupiłam jakieś duperele na okoliczność.. Ubezpieczyciel, dzięki któremu komornik zablokował mi bezprawnie konto, ma dwa tygodnie na rozpatrzenie mojej sprawy (choć w czwartek dostarczyłam dokument, z powodu braku którego ruszyła cała machina..), potem jeszcze jakieś wyjaśnienia u komornika i - mam nadzieję - zdjęcie blokady z maszyny.. Nie wiem, kurwa, ile to jeszcze potrwa! Niech ich piekło pochłonie!
Żyję więc w przyczajeniu, by mi już nic więcej na łeb nie spadło..
To przez muzykę. Wystarczy, że włączę wywrotowe piosenki i chce mi się coś zmajstrować. Bez sensu.
Zaraz mi minie i nawrócę się na ten swój tryb zdroworozsądkowy. Zabrzmiało ironicznie, ale wiem, że taki jest dla mnie lepszy niż ten pełen emocjonalnej dekadencji..
Sama uznałam, że powinniśmy ograniczyć ten bezustanny kontakt, a teraz mi dziwnie.. Przedwczoraj wpadłam na pomysł (ponieważ mam urlop do końca tygodnia) wyrwę się na 1 dzień, może nad morze or sth., pomyślałam - w sumie dlaczego nie Poznań? Taniej oraz nocleg niekonieczny. Mogłabym spotkać się z Tomkiem, Sydą, no i Augim. Well.. gdy obwieściłam swój wstępny plan, pan A. zareagował kompletnie bez entuzjazmu. Zapytał jedynie kiedy przyjeżdżałabym. Na tym koniec. Hmm.. No jak na przyjaciela (bez podtekstów) to słabo, kuźwa, słabooo... Raczej się chyba nie wybiorę, bo nie ma co ludzi uszczęśliwiać na siłę.
Poszłabym na pilates i na zumbę, ale skończył mi się karnet, a na nowy obecnie mnie nie stać... Pożyczyłam 1 tys. zł. od koleżanek z pracy.. Tata przyjeżdża dziś malować mieszkanie, więc kupiłam jakieś duperele na okoliczność.. Ubezpieczyciel, dzięki któremu komornik zablokował mi bezprawnie konto, ma dwa tygodnie na rozpatrzenie mojej sprawy (choć w czwartek dostarczyłam dokument, z powodu braku którego ruszyła cała machina..), potem jeszcze jakieś wyjaśnienia u komornika i - mam nadzieję - zdjęcie blokady z maszyny.. Nie wiem, kurwa, ile to jeszcze potrwa! Niech ich piekło pochłonie!
Żyję więc w przyczajeniu, by mi już nic więcej na łeb nie spadło..
środa, 19 lutego 2014
19 lutego
Krótko:
Chujnia jest taka, że komornik zablokował mi konto. Odkryłam to po 18.00. Wszystkie pieniądze jakie miałam (na życie + drobne oszczędności, prócz ocalałych 200zł.) są niedostępne. A to z powodu, iż w 2011r. jakaś pizda nie odnotowała wpłynięcia pisma rozwiązującego umowę dot. ubezpieczenia samochodu, który (kurwa!) był na mnie, a który P. sprzedał po naszym rozstaniu. Oczywiście naliczono 1400zł należności.. Sprawę załatwiałam w czerwcu ubiegłego roku, ale ponownie jakaś pizda nie przesłała dostarczonego przeze mnie potwierdzenia i Allianz przekazał sprawę do komornika. Zajęłam się tym w ubiegłym tygodniu - dzwoniłam do komornika, firmy pośredniczącej i samego ubezpieczyciela, dział windykacji Allianz miał rozwiązać problem w trybie przyspieszonym.. Efekt jak widać.. Od rana dzwonię do wszystkich świętych i interweniuję! Mił miał 15 urodziny, w niedzielę tata przyjeżdża umalować mi mieszkanie.. tak w ogóle - do 10 marca jeszcze fchuj daleko, więc.. :/
Wracałam do domu na piechotę. Przy pl. Zbawiciela wryło mnie kompletnie. Co prawda motocykl się nie zgadzał, ale facet w kombinezonie i kasku (postura, ruchy) do złudzenia przypominał Rafała... Kuźwa.. Przeszłam szybko, schowałam się za filarem i próbowałam to jakoś zweryfikować. Przez jakąś minutę gapiłam się, a serce waliło mi jak młot. Ostatecznie to chyba nie był on (człowiek miał za mały nos, a i oczy mi jakoś dziwnie zachodziły mgłą), ale gdy wszedł do budynku przy placu, nagle poczułam się zupełnie zdezorientowana. Rozglądałam się na boki.. nie wiedziałam gdzie jestem :/ Bez sensu..
A teraz z cyklu: "Mężczyźni w moim życiu" i "Wiem, czego NIE chcę" :
Po pierwsze: dwukrotny kochanek. Zarówno na jego jak i zapewne na moim miejscu, mógłby być ktokolwiek inny. Ascetycznie na poziomie intelektualnym, w słowach, gestach oraz namiętności i czułości. Uświadomił mi, że jestem za dobra by sprowadzać kontakt ze mną do zdawkowych smsów i seksu zaspokajającego jedynie potrzeby samca uczestniczącego w czynnościach. Uczcijmy go minutą ciszy.
Po drugie: mój nietknięty cielesnością totalny kompan w muzyce/metafizyce/mroku codzienności. Dochodzę właśnie do wniosku, że znajomość z A. stanęła w dziwnym punkcie. Poświęcam tej relacji bardzo dużo czasu. Gadamy na FB codziennie, czasami wiele godzin (chodzę spać o 2 w nocy), pokłóciliśmy się (ale bez obrażania się), a ja potrafię być "przy nim" konkretna, z jajami i - generalnie - sobą być potrafię. Tylko po co mi to? Nie mówię o "byciu sobą", tylko .. no właśnie.. Znam siebie, przyzwyczaję się. Tymczasem ostatnio zakomunikował, że w marcu, w zasadzie na pewno, wyjeżdża do pracy do UK. Maksymalnie na pół roku. Musi zarobić pieniądze na utrzymanie, zmienić otoczenie. Rozumiem go. Do W-wy, do mnie, raczej się nie wybiera. Oczywiście gdy rozmawiamy używamy sformułowań pt. "dokończymy gdy się spotkamy" itp., ale.. Ja nie chcę mieć "przyjaciela", z którym gadam godzinami na fejsie, a którego nie widuję w realu, i który wciąż przeżywa swój burzliwy związek z jedyną dziewczyną jaką kochał w życiu oraz z nią rozstanie.
To naprawdę super, że A. mnie lubi i uważa, że jestem zajebista, ale ja potrzebuję kogoś kto prócz tego, że będzie to wszystko wiedział, właśnie dlatego będzie chciał ze mną/przy mnie być. Jako mój mężczyzna. Ot i fanaberia.
Uczę się. Całe życie. Aż mi głowa pęka. Dosłownie..
Chujnia jest taka, że komornik zablokował mi konto. Odkryłam to po 18.00. Wszystkie pieniądze jakie miałam (na życie + drobne oszczędności, prócz ocalałych 200zł.) są niedostępne. A to z powodu, iż w 2011r. jakaś pizda nie odnotowała wpłynięcia pisma rozwiązującego umowę dot. ubezpieczenia samochodu, który (kurwa!) był na mnie, a który P. sprzedał po naszym rozstaniu. Oczywiście naliczono 1400zł należności.. Sprawę załatwiałam w czerwcu ubiegłego roku, ale ponownie jakaś pizda nie przesłała dostarczonego przeze mnie potwierdzenia i Allianz przekazał sprawę do komornika. Zajęłam się tym w ubiegłym tygodniu - dzwoniłam do komornika, firmy pośredniczącej i samego ubezpieczyciela, dział windykacji Allianz miał rozwiązać problem w trybie przyspieszonym.. Efekt jak widać.. Od rana dzwonię do wszystkich świętych i interweniuję! Mił miał 15 urodziny, w niedzielę tata przyjeżdża umalować mi mieszkanie.. tak w ogóle - do 10 marca jeszcze fchuj daleko, więc.. :/
Wracałam do domu na piechotę. Przy pl. Zbawiciela wryło mnie kompletnie. Co prawda motocykl się nie zgadzał, ale facet w kombinezonie i kasku (postura, ruchy) do złudzenia przypominał Rafała... Kuźwa.. Przeszłam szybko, schowałam się za filarem i próbowałam to jakoś zweryfikować. Przez jakąś minutę gapiłam się, a serce waliło mi jak młot. Ostatecznie to chyba nie był on (człowiek miał za mały nos, a i oczy mi jakoś dziwnie zachodziły mgłą), ale gdy wszedł do budynku przy placu, nagle poczułam się zupełnie zdezorientowana. Rozglądałam się na boki.. nie wiedziałam gdzie jestem :/ Bez sensu..
A teraz z cyklu: "Mężczyźni w moim życiu" i "Wiem, czego NIE chcę" :
Po pierwsze: dwukrotny kochanek. Zarówno na jego jak i zapewne na moim miejscu, mógłby być ktokolwiek inny. Ascetycznie na poziomie intelektualnym, w słowach, gestach oraz namiętności i czułości. Uświadomił mi, że jestem za dobra by sprowadzać kontakt ze mną do zdawkowych smsów i seksu zaspokajającego jedynie potrzeby samca uczestniczącego w czynnościach. Uczcijmy go minutą ciszy.
Po drugie: mój nietknięty cielesnością totalny kompan w muzyce/metafizyce/mroku codzienności. Dochodzę właśnie do wniosku, że znajomość z A. stanęła w dziwnym punkcie. Poświęcam tej relacji bardzo dużo czasu. Gadamy na FB codziennie, czasami wiele godzin (chodzę spać o 2 w nocy), pokłóciliśmy się (ale bez obrażania się), a ja potrafię być "przy nim" konkretna, z jajami i - generalnie - sobą być potrafię. Tylko po co mi to? Nie mówię o "byciu sobą", tylko .. no właśnie.. Znam siebie, przyzwyczaję się. Tymczasem ostatnio zakomunikował, że w marcu, w zasadzie na pewno, wyjeżdża do pracy do UK. Maksymalnie na pół roku. Musi zarobić pieniądze na utrzymanie, zmienić otoczenie. Rozumiem go. Do W-wy, do mnie, raczej się nie wybiera. Oczywiście gdy rozmawiamy używamy sformułowań pt. "dokończymy gdy się spotkamy" itp., ale.. Ja nie chcę mieć "przyjaciela", z którym gadam godzinami na fejsie, a którego nie widuję w realu, i który wciąż przeżywa swój burzliwy związek z jedyną dziewczyną jaką kochał w życiu oraz z nią rozstanie.
To naprawdę super, że A. mnie lubi i uważa, że jestem zajebista, ale ja potrzebuję kogoś kto prócz tego, że będzie to wszystko wiedział, właśnie dlatego będzie chciał ze mną/przy mnie być. Jako mój mężczyzna. Ot i fanaberia.
Uczę się. Całe życie. Aż mi głowa pęka. Dosłownie..
niedziela, 16 lutego 2014
15 lutego
Dziwny tydzień. Bardzo.
W sobotę odwiedził mnie mój natenczas kochanek. Rozmowny taki jakiś. Zaskakująco. Zjedliśmy kolację, obejrzeliśmy film, którego nigdy bym nie obejrzała gdyby nie On. A potem nastąpiło zbliżenie. Kiedy tak leżał i z zamkniętymi oczami przeżywał absolutną ekstazę poczułam, iż ja i moje ciało jesteśmy warci dużo więcej niż to, co nam się proponuje, a proponuje nam się naprawdę niewiele. Za pierwszym razem zrzuciłam to na karb debiutu. Tym razem nie tłumaczyło go już nic. Jako praktyczna pani, bardzo się cieszę z tego, co się wydarzyło. Dało mi bowiem absolutną pewność, że już nigdy nie pójdę do łóżka z kimś, kto choć trochę mnie nie "kocha". Bo przecież najbardziej zajebiste powinno być to, że AKURAT JA leżę obok niego, a AKURAT ON obok mnie oraz możemy się całować i przytulać w nieograniczonych ilościach. Cóż.. najwyżej umrę zachowując totalną czystość cielesną :-) A "kochanek"? Dopiero dziś odezwał się jakimś bezpłciowym smsem. Ciekawe czy wie, że wyleczył mnie z braku szacunku do samej siebie..?
W poniedziałek jazda z P. Oczywiście o kasę. Musiałam pożyczyć 700 zł żeby zapłacić za przedszkole.. Nie chce mi się pisać. Usłyszałam wszystkie możliwe frazesy w kontekście pazernych kobiet, które zamiast znaleźć sobie dodatkową pracę uważają, że muszą ją wyciągnąć od swoich ex, którzy "ledwo ciągną". Chuj.
W środę poszłam z Anią na koncert. Dominik spoko. Zauważyłam, że się trochę zmieszał gdy byliśmy sobie przedstawiani, ale.. okazało się, że ma dziewczynę. Trudno. Gorzej, że to była przyjaciółka Ani, z która Ania ostatnio widziała się 6 lat temu.. Nielojalna, chętnie otaczająca się wielbicielami, aktorka.. Ania nie wróży im długiego związku. No cóż. Koncert porażka, tzn. nigdy więcej nie chcę mieć kontaktu z muzyką (?!) nowoczesną! Pani po 70-tce gwiżdżąca do muszli.. Na szczęście poznałam chłopaka Ani, Michała. Dalsza część wieczoru upłynęła przemiło. Łącznie z wizytą w McDonaldzie :-)
W pracy dziwnie. Ciężko i pod presją. Coraz większą. Nic więcej nie napiszę, bo nie chcę się pogrążać..
Od początku tygodnia przeziębienie. W czwartek już galopujące. Na szczęście - wreszcie! - P. wziął Chru do siebie, a ja popracowałam do 21.00 i mogłam się położyć pod kołdrę. Obejrzałam "Her". Słusznie. Kameralny i bardzo intymny. W nastroju mocno przypominający "Między słowami", choć dosłownie łączący się jedynie poprzez głos Scarlett J.
Trwa transmisja między Poznaniem a Warszawą. Cieszę się, bo czuję, że dodaje fajnej treści mojemu życiu, a ja rozwijam nieznaną dotąd stronę swojej osobowości, czyli autonomiczną i niezależną jednostkę w zetknięciu z inną autonomiczną i niezależną jednostką! Nigdy w życiu nie chcę już stracić tego nonszalanckiego poczucia, że jestem mną :-) Wartość dodaną stanowią przemiłe stwierdzenia "gdybym tam był to podałbym ci to mleko podgrzane z miodem" (gdy smarkałam i walczyłam z gorączką), "przecież ja ciepło o Tobie myślę" (w chwili słabości 14-go) oraz "długo mam jeszcze tęsknić?" (bo się umówiłam, że zadzwonię i ... usnęłam razem z Chru). A gdy dzisiaj przechodziłam z Chru przez przejście dla pieszych, na którym jako pierwszy stał samochód Michała i wiem, że mnie ten... ch.. widział i zrobiło mi się przykro (bo na dodatek rano widziałam go popierdalającego z Kasią na zakupy) to A. rzekł "Zajebać chuja widelcem! Wykorzystał Twoje dobre serce. Zaraz tam wjadę i mu wpuszczę wpierdol!". Jest to swego rodzaju perwersja, ale mi się z nim zajebiście używa wyrazów powszechnie uznawanych za... Także miło. Na razie nie dokonuję nadinterpretacji, nadmiernych oczekiwań itd. Co ma być, to będzie, a tymczasem bycie friendką (se wymyśliłam słowo) jest fajowe :-)
Rano jedziemy do Łodzi. Moja przyjaciółka podjęła wyzwanie nakarmienia cudownymi efektami swych rąk osób obcych i znajomych w ramach "restaurant day". Z czystego łakomstwa się wybieram.. i z chęci uczestniczenia w czymś, co jest dla Niej ważne :-) Tak rzadko mi się udaje..
W sobotę odwiedził mnie mój natenczas kochanek. Rozmowny taki jakiś. Zaskakująco. Zjedliśmy kolację, obejrzeliśmy film, którego nigdy bym nie obejrzała gdyby nie On. A potem nastąpiło zbliżenie. Kiedy tak leżał i z zamkniętymi oczami przeżywał absolutną ekstazę poczułam, iż ja i moje ciało jesteśmy warci dużo więcej niż to, co nam się proponuje, a proponuje nam się naprawdę niewiele. Za pierwszym razem zrzuciłam to na karb debiutu. Tym razem nie tłumaczyło go już nic. Jako praktyczna pani, bardzo się cieszę z tego, co się wydarzyło. Dało mi bowiem absolutną pewność, że już nigdy nie pójdę do łóżka z kimś, kto choć trochę mnie nie "kocha". Bo przecież najbardziej zajebiste powinno być to, że AKURAT JA leżę obok niego, a AKURAT ON obok mnie oraz możemy się całować i przytulać w nieograniczonych ilościach. Cóż.. najwyżej umrę zachowując totalną czystość cielesną :-) A "kochanek"? Dopiero dziś odezwał się jakimś bezpłciowym smsem. Ciekawe czy wie, że wyleczył mnie z braku szacunku do samej siebie..?
W poniedziałek jazda z P. Oczywiście o kasę. Musiałam pożyczyć 700 zł żeby zapłacić za przedszkole.. Nie chce mi się pisać. Usłyszałam wszystkie możliwe frazesy w kontekście pazernych kobiet, które zamiast znaleźć sobie dodatkową pracę uważają, że muszą ją wyciągnąć od swoich ex, którzy "ledwo ciągną". Chuj.
W środę poszłam z Anią na koncert. Dominik spoko. Zauważyłam, że się trochę zmieszał gdy byliśmy sobie przedstawiani, ale.. okazało się, że ma dziewczynę. Trudno. Gorzej, że to była przyjaciółka Ani, z która Ania ostatnio widziała się 6 lat temu.. Nielojalna, chętnie otaczająca się wielbicielami, aktorka.. Ania nie wróży im długiego związku. No cóż. Koncert porażka, tzn. nigdy więcej nie chcę mieć kontaktu z muzyką (?!) nowoczesną! Pani po 70-tce gwiżdżąca do muszli.. Na szczęście poznałam chłopaka Ani, Michała. Dalsza część wieczoru upłynęła przemiło. Łącznie z wizytą w McDonaldzie :-)
W pracy dziwnie. Ciężko i pod presją. Coraz większą. Nic więcej nie napiszę, bo nie chcę się pogrążać..
Od początku tygodnia przeziębienie. W czwartek już galopujące. Na szczęście - wreszcie! - P. wziął Chru do siebie, a ja popracowałam do 21.00 i mogłam się położyć pod kołdrę. Obejrzałam "Her". Słusznie. Kameralny i bardzo intymny. W nastroju mocno przypominający "Między słowami", choć dosłownie łączący się jedynie poprzez głos Scarlett J.
Trwa transmisja między Poznaniem a Warszawą. Cieszę się, bo czuję, że dodaje fajnej treści mojemu życiu, a ja rozwijam nieznaną dotąd stronę swojej osobowości, czyli autonomiczną i niezależną jednostkę w zetknięciu z inną autonomiczną i niezależną jednostką! Nigdy w życiu nie chcę już stracić tego nonszalanckiego poczucia, że jestem mną :-) Wartość dodaną stanowią przemiłe stwierdzenia "gdybym tam był to podałbym ci to mleko podgrzane z miodem" (gdy smarkałam i walczyłam z gorączką), "przecież ja ciepło o Tobie myślę" (w chwili słabości 14-go) oraz "długo mam jeszcze tęsknić?" (bo się umówiłam, że zadzwonię i ... usnęłam razem z Chru). A gdy dzisiaj przechodziłam z Chru przez przejście dla pieszych, na którym jako pierwszy stał samochód Michała i wiem, że mnie ten... ch.. widział i zrobiło mi się przykro (bo na dodatek rano widziałam go popierdalającego z Kasią na zakupy) to A. rzekł "Zajebać chuja widelcem! Wykorzystał Twoje dobre serce. Zaraz tam wjadę i mu wpuszczę wpierdol!". Jest to swego rodzaju perwersja, ale mi się z nim zajebiście używa wyrazów powszechnie uznawanych za... Także miło. Na razie nie dokonuję nadinterpretacji, nadmiernych oczekiwań itd. Co ma być, to będzie, a tymczasem bycie friendką (se wymyśliłam słowo) jest fajowe :-)
Rano jedziemy do Łodzi. Moja przyjaciółka podjęła wyzwanie nakarmienia cudownymi efektami swych rąk osób obcych i znajomych w ramach "restaurant day". Z czystego łakomstwa się wybieram.. i z chęci uczestniczenia w czymś, co jest dla Niej ważne :-) Tak rzadko mi się udaje..
piątek, 7 lutego 2014
7 lutego
Siedzę. Wysmarowałam się "dawsamergloł" i podczas smarowania odkryłam ostatecznie, że mam "gigantyczną mega-dupę"! Z jednej strony - wystają mi niezidentyfikowane kości w ramionach, natomiast z drugiej - moja dupa ściele się gęsto na kanapie... Co z nią zrobić?
Jutro i w niedzielę dyżur w studio. Piotrek zabiera rano Chru i jedzie do Szklarskiej poprowadzić audycję. Wracają w niedzielę wieczorem, ale poprosiłam by - ze względu na moją wizytę u lekarza - przywiózł ją w poniedziałek koło południa. Zgodził się. Oprócz obowiązków służbowych wreszcie będę miała trochę czasu dla siebie.
Jutro wieczorem odwiedzi mnie ponownie kochanek sprzed kilku tygodni. Już wiem, że mogę chodzić do łóżka z kimś, w kim nigdy się nie zakocham. Że nie muszę ciągle prosić o zainteresowanie, o wysyłanie mi sygnałów i że nie wypełnia i nie nadaje to sensu mojemu życiu. Ponieważ nie mamy jakiegoś intensywnego kontaktu na co dzień, pomyślałam nawet, iż znalazł jakiś inny obiekt, być może zakochania.. Nie czułam rozczarowania czy żalu.
Jeśli się okaże, że spotkanie zostanie odwołane (bo on jest jutro cały dzień na zajęciach fotograficznych i może mu się nie chcieć) zamierzam albo pójść do kina, albo spędzić spokojny i leniwy wieczór z samą sobą :-) Eliminacja nadmiernych oczekiwań (w tym przypadku) jest słuszną koncepcją. Jego - ewentualna - strata :-)
Oprócz tego mam poniekąd wielbiciela. Oczywiście to duży skrót myślowy. Po prostu mój znajomy muzyk z Poznania (o co chodzi z tym miastem??) znalazł we mnie dobrą powierniczkę, a ja w nim. Od iluś tam tygodni pisujemy do siebie na FB, ostatnio nawet godzinami. Poza tym zdarzyło nam się rozmawiać ponad godzinę przez telefon, ze dwa razy. Kilka dni temu słuchaliśmy jednocześnie piosenek Niwea, a przedwczoraj Haliny Kunickiej i Girls Against Boys. Ponieważ posługujemy się z lubością brzydkimi wyrazami, a poruszamy wszelakie tematy (łącznie z seksem, np. moim jutro) czuję się jak legendarny "kolega z wojska". Taka jest ta nasza relacja. Choć dziś, gdy się żegnaliśmy napisał, że życzy mi powodzenia, ale rano, bo wieczorem to już nie :-) Uśmiałam się i nazwałam go zazdrośnikiem. Żadnych tam porywów. A jeśli, to intelektualne i dźwiękowe. Takie lubię! :-)
W środę natomiast idę na dość eksperymentalny koncert. Mam też poznać jednego z muzyków, Dominika. Spoko, mogę poznać. Lepiej mieć więcej ciekawych ludzi dookoła siebie niż mniej.
Dziwne to moje życie. Nie złe, zupełnie nie. Inne jakieś po prostu..
Jutro i w niedzielę dyżur w studio. Piotrek zabiera rano Chru i jedzie do Szklarskiej poprowadzić audycję. Wracają w niedzielę wieczorem, ale poprosiłam by - ze względu na moją wizytę u lekarza - przywiózł ją w poniedziałek koło południa. Zgodził się. Oprócz obowiązków służbowych wreszcie będę miała trochę czasu dla siebie.
Jutro wieczorem odwiedzi mnie ponownie kochanek sprzed kilku tygodni. Już wiem, że mogę chodzić do łóżka z kimś, w kim nigdy się nie zakocham. Że nie muszę ciągle prosić o zainteresowanie, o wysyłanie mi sygnałów i że nie wypełnia i nie nadaje to sensu mojemu życiu. Ponieważ nie mamy jakiegoś intensywnego kontaktu na co dzień, pomyślałam nawet, iż znalazł jakiś inny obiekt, być może zakochania.. Nie czułam rozczarowania czy żalu.
Jeśli się okaże, że spotkanie zostanie odwołane (bo on jest jutro cały dzień na zajęciach fotograficznych i może mu się nie chcieć) zamierzam albo pójść do kina, albo spędzić spokojny i leniwy wieczór z samą sobą :-) Eliminacja nadmiernych oczekiwań (w tym przypadku) jest słuszną koncepcją. Jego - ewentualna - strata :-)
Oprócz tego mam poniekąd wielbiciela. Oczywiście to duży skrót myślowy. Po prostu mój znajomy muzyk z Poznania (o co chodzi z tym miastem??) znalazł we mnie dobrą powierniczkę, a ja w nim. Od iluś tam tygodni pisujemy do siebie na FB, ostatnio nawet godzinami. Poza tym zdarzyło nam się rozmawiać ponad godzinę przez telefon, ze dwa razy. Kilka dni temu słuchaliśmy jednocześnie piosenek Niwea, a przedwczoraj Haliny Kunickiej i Girls Against Boys. Ponieważ posługujemy się z lubością brzydkimi wyrazami, a poruszamy wszelakie tematy (łącznie z seksem, np. moim jutro) czuję się jak legendarny "kolega z wojska". Taka jest ta nasza relacja. Choć dziś, gdy się żegnaliśmy napisał, że życzy mi powodzenia, ale rano, bo wieczorem to już nie :-) Uśmiałam się i nazwałam go zazdrośnikiem. Żadnych tam porywów. A jeśli, to intelektualne i dźwiękowe. Takie lubię! :-)
W środę natomiast idę na dość eksperymentalny koncert. Mam też poznać jednego z muzyków, Dominika. Spoko, mogę poznać. Lepiej mieć więcej ciekawych ludzi dookoła siebie niż mniej.
Dziwne to moje życie. Nie złe, zupełnie nie. Inne jakieś po prostu..
czwartek, 23 stycznia 2014
23 stycznia
Nastąpiła jakaś chujnia. Nie wiem.. mam nadzieję, że to - jak u dziecka - po prostu "trzydniówka" i wkrótce powody znikną, a i objawy również. Boli mnie głowa. Tabletki uśmierzają, ale tylko na chwilę. Kręci mi się w głowie. Nie mogę myśleć. Rzeczywistość mnie przytłacza. Jestem nieprzytomna i padam przed 22.00 (wcześniej niż Chru).
Zaległe (poprzedni właściciele) rachunki za prąd, własny (histerycznie wysoki) rachunek za telefon.. Systematyczne opowieści P. o "drobnym remoncie", który przeprowadza w (niegdyś naszym wspólnym) mieszkaniu. Remont jest tak drobny, że zaproponował mi już dywan, 4 krzesła, lampy z salony i sypialni, półeczki z ex-pokoju Adasia oraz (!) panele podłogowe jesionowe. Do wzięcia będzie również biały kredens na talerze. Pomaga mu w tym jakaś Kasia ("ale nie żadna tam włoska projektantka wnętrz", po prostu taka kumpela, która doradza mu co można ewentualnie zmienić), przy mnie rozmawiał z nią o tapetach do sypialni i pokoju Hani.. Ponieważ w swoim mieszkaniu nie jestem w stanie zrobić żadnego remontu, mam poczucie beznadziei, a także przyjmowania "popłuczyn" , jakiejś .. jałmużny w postaci tego, co kiedyś było również moje.. Dziś rano miara się przebrała. Poprosiłam żeby przestał mnie zasypywać kolejnymi propozycjami, bo on sam nie jest w stanie przyjść do nas w odwiedziny, a ja mam po prostu z wdzięcznością przyjmować rzeczy, które kupowałam kiedyś razem z nim do mieszkania, w którym od ponad 2 lat nie byłam.. O dziwo, nawet nie strzelił jakiegoś gigantycznego focha.. Zmęczyły mnie te para-autentyczne historie. Nie chce mi się z nim rozmawiać, jego trzeci w ciągu dnia telefon sprawia, że się duszę..
Zaległe (poprzedni właściciele) rachunki za prąd, własny (histerycznie wysoki) rachunek za telefon.. Systematyczne opowieści P. o "drobnym remoncie", który przeprowadza w (niegdyś naszym wspólnym) mieszkaniu. Remont jest tak drobny, że zaproponował mi już dywan, 4 krzesła, lampy z salony i sypialni, półeczki z ex-pokoju Adasia oraz (!) panele podłogowe jesionowe. Do wzięcia będzie również biały kredens na talerze. Pomaga mu w tym jakaś Kasia ("ale nie żadna tam włoska projektantka wnętrz", po prostu taka kumpela, która doradza mu co można ewentualnie zmienić), przy mnie rozmawiał z nią o tapetach do sypialni i pokoju Hani.. Ponieważ w swoim mieszkaniu nie jestem w stanie zrobić żadnego remontu, mam poczucie beznadziei, a także przyjmowania "popłuczyn" , jakiejś .. jałmużny w postaci tego, co kiedyś było również moje.. Dziś rano miara się przebrała. Poprosiłam żeby przestał mnie zasypywać kolejnymi propozycjami, bo on sam nie jest w stanie przyjść do nas w odwiedziny, a ja mam po prostu z wdzięcznością przyjmować rzeczy, które kupowałam kiedyś razem z nim do mieszkania, w którym od ponad 2 lat nie byłam.. O dziwo, nawet nie strzelił jakiegoś gigantycznego focha.. Zmęczyły mnie te para-autentyczne historie. Nie chce mi się z nim rozmawiać, jego trzeci w ciągu dnia telefon sprawia, że się duszę..
W ciągu ostatniego (z górą) tygodnia trzy razy śniła mi się mama. Nie pamiętam dokładnie dwóch pierwszych snów. Wiem tylko, że w pierwszym była niemiła, ale pasywnie. W drugim była jakby neutralna. Natomiast dziś w nocy, po raz pierwszy od 10 lat, była bohaterką pozytywną! Scena działa się w zupełnie fikcyjnym miejscu. Wracali z tatą z zakupów. Wyszłam im naprzeciw. Jednocześnie podeszli do nas Guma (siostra męża mojej przyjaciółki) z mężem i z córcią Zuzią. Wskazałam na Zuzię i powiedziałam "Zobacz, mamo, jaka słodka jest ta córeczka Gumy! Guma to siostra Michała. I wiesz, to nie wszystko! Michał i Michalina będą mieli dziecko!". Mama uśmiechnęła się i pokiwała z zadowoleniem głową. Pierwszy raz od 10 lat!!!!! Chciałam nawet umówić się na jakiś "ostry dyżur" do Agnieszki, ale odpuściłam, bo nie mam kasy..
Kierowca autobusu 501, którym wracałam zmęczona do domu, okazał się szczególnym bucem. Najpierw, na moje uprzejme pytanie "Dzień dobry. Czy mogę prosić jeden bilet?" odpowiedział "Nie", a gdy drążyłam "Hmm... ale dlaczego?", odburknął "Bo bilety sprzedaję tylko na przystanku, se pani kartkę przeczyta jak pani jeszcze nie czytała". Poczekałam więc aż dojedzie do przystanku, po czym, kładąc 5 zł na "ladzie", rzekłam "W takim razie jeszcze raz poproszę bilet i chciałam też zapytać czy uprzejmość pana coś kosztuje?". Popatrzył na monetę, po czym spojrzał na mnie i wycedził triumfalnie "Ale tylko odliczona kwota. Ja nie wydaję". Życzyłam mu bardzo miłego wieczoru.
Weszłam jeszcze do Biedronki. Po wyjściu uświadomiłam sobie, że zgubiłam dwie bransoletki, jedyne, które miałam...
W Indiach, za karę za romans z mężczyzną z sąsiedniej wsi, pewna kobieta została zbiorowo zgwałcona. / W Kijowie policja strzela do demonstrantów, a ileś osób zaginęło bez śladu..jednego z zaginionych opozycjonistów znaleziono skatowanego na śmierć pod miastem. / Washington Post opublikował wiarygodny artykuł o 15 milionach dolarów, jakie w 2003r. polski generał (wraz z dwoma współpracownikami) wziął za ponowne uruchomienie nieczynnego więzienia i przeznaczenie go na tajną placówkę, w której CIA przetrzymywało i torturowało członków Al-Kaidy. / Justin Bieber został aresztowany za jazdę po pijanemu i pod wpływem narkotyków.
Kierowca autobusu 501, którym wracałam zmęczona do domu, okazał się szczególnym bucem. Najpierw, na moje uprzejme pytanie "Dzień dobry. Czy mogę prosić jeden bilet?" odpowiedział "Nie", a gdy drążyłam "Hmm... ale dlaczego?", odburknął "Bo bilety sprzedaję tylko na przystanku, se pani kartkę przeczyta jak pani jeszcze nie czytała". Poczekałam więc aż dojedzie do przystanku, po czym, kładąc 5 zł na "ladzie", rzekłam "W takim razie jeszcze raz poproszę bilet i chciałam też zapytać czy uprzejmość pana coś kosztuje?". Popatrzył na monetę, po czym spojrzał na mnie i wycedził triumfalnie "Ale tylko odliczona kwota. Ja nie wydaję". Życzyłam mu bardzo miłego wieczoru.
Weszłam jeszcze do Biedronki. Po wyjściu uświadomiłam sobie, że zgubiłam dwie bransoletki, jedyne, które miałam...
W Indiach, za karę za romans z mężczyzną z sąsiedniej wsi, pewna kobieta została zbiorowo zgwałcona. / W Kijowie policja strzela do demonstrantów, a ileś osób zaginęło bez śladu..jednego z zaginionych opozycjonistów znaleziono skatowanego na śmierć pod miastem. / Washington Post opublikował wiarygodny artykuł o 15 milionach dolarów, jakie w 2003r. polski generał (wraz z dwoma współpracownikami) wziął za ponowne uruchomienie nieczynnego więzienia i przeznaczenie go na tajną placówkę, w której CIA przetrzymywało i torturowało członków Al-Kaidy. / Justin Bieber został aresztowany za jazdę po pijanemu i pod wpływem narkotyków.
Na zewnątrz zimno bardzo z tendencją do "potwornie" :/ Mam ochotę przytulić się do silnego i bezpiecznego ramienia. Chwilami jest to uczucie tak dojmujące.. na równi ze strachem, żeby komukolwiek zaufać..
poniedziałek, 20 stycznia 2014
20 stycznia
Taka jestem dzisiaj po galopującym dniu pracy (i m.in. umówieniu Marii Peszek na premierę nowej płyty >unplugged< 9 lutego), taka po kosmetyczce i po pilatesie. Taka przed jutrzejszym śniadaniem (o 8:00) z bliską koleżanką.
Gdy się rozejrzeć i przyjrzeć - sytuacja jest dynamiczna.
Z całą pewnością nie przebywam już w bliskiej relacji z D. Ta znajomość pozostanie już tylko na płaszczyźnie zawodowej, nie zawsze komfortowej.
Mam problem z moją G. Rozmowy z nią coraz bardziej mnie przygnębiają. Wciąż słyszę o jej zmęczeniu pracą, o tym, że znów jest chora, o tym, że jej matka to lub owo, o tym, że bardzo kocha swojego męża, ale nie może się powstrzymać od wytykania mu błędów z czego zdaje sobie sprawę i z czym walczy, ale to jest jednocześnie codzienna walka z demonami z dzieciństwa, które w niej siedzą i ona to po prostu ma.. Odmianą od tego stanu jest kompletna głupawka, nie do powstrzymania ani przez telefon, ani w kontakcie osobistym. G.wchodzi w tryb zagadywania na śmierć poprzez wspomnienia z czasów gdy mieszkała w Poznaniu i permanentnie imprezowała... Coraz trudniej mi sięgnąć po słuchawkę by zapytać co słychać.. Czy jestem złym człowiekiem? :/
Moi Miśkowie na przełomie lipca i sierpnia zostaną rodzicami. Znają się od podstawówki, małżeństwem są od lat około 5. To chyba najlepsza wiadomość - jak dotychczas - w 2014 roku.
Lubię to, że są ludzie dookoła mnie. Lubię to, że się dzieje. Niech się dzieje dobrze... dobrze?
Gdy się rozejrzeć i przyjrzeć - sytuacja jest dynamiczna.
Z całą pewnością nie przebywam już w bliskiej relacji z D. Ta znajomość pozostanie już tylko na płaszczyźnie zawodowej, nie zawsze komfortowej.
Mam problem z moją G. Rozmowy z nią coraz bardziej mnie przygnębiają. Wciąż słyszę o jej zmęczeniu pracą, o tym, że znów jest chora, o tym, że jej matka to lub owo, o tym, że bardzo kocha swojego męża, ale nie może się powstrzymać od wytykania mu błędów z czego zdaje sobie sprawę i z czym walczy, ale to jest jednocześnie codzienna walka z demonami z dzieciństwa, które w niej siedzą i ona to po prostu ma.. Odmianą od tego stanu jest kompletna głupawka, nie do powstrzymania ani przez telefon, ani w kontakcie osobistym. G.wchodzi w tryb zagadywania na śmierć poprzez wspomnienia z czasów gdy mieszkała w Poznaniu i permanentnie imprezowała... Coraz trudniej mi sięgnąć po słuchawkę by zapytać co słychać.. Czy jestem złym człowiekiem? :/
Moi Miśkowie na przełomie lipca i sierpnia zostaną rodzicami. Znają się od podstawówki, małżeństwem są od lat około 5. To chyba najlepsza wiadomość - jak dotychczas - w 2014 roku.
Lubię to, że są ludzie dookoła mnie. Lubię to, że się dzieje. Niech się dzieje dobrze... dobrze?
niedziela, 12 stycznia 2014
12 stycznia
Ten wpis powinien mieć tytuł: "Nie byłabym sobą gdy byłabym inna".
A wzięłam i poszłam z kimś do łóżka! Nie ma co wnikać w szczegóły. Ciągu dalszego raczej nie przewiduję. Miał być maraton filmowy w moim domu. Był, do 3:30 nad ranem. Potem był seks. Dla mnie - nie, że dramat - taki se, ale już od jakiegoś czasu upatruję w tym podłoża psychologicznego, więc nie wińmy niewinnych penisów. Pomyślałam, że skoro już tu jest i patrzy na mnie, to zerżnę go epicko, niech sobie zapamięta i wspomina wieczorami. Tak też się stało. Usnęliśmy i spaliśmy w jednym łóżku, ale obok siebie. Rano zjedliśmy śniadanie, rozmawialiśmy (ja zainicjowałam). Powiedziałam, że chyba oboje - po 10 miesiącach od ostatniego spotkania - chcieliśmy zaspokoić ciekawość, no i zaspokoiliśmy (jakkolwiek to brzmi..), ale komplikacji nie wyczuwam. Stwierdziłam też, że po wspólnej nocy nie wiem o nim niczego więcej niż 12 godzin wcześniej. Niestety, z niego jest strasznie trudno coś wyciągnąć, więc pojęcia nie mam o czym szumią wierzby i czy w ogóle szumią. Kolega rzadko spogląda prosto w oczy i ujawnia zasadnicze myśli. Że na mnie leciał to oczywiste (choć od naszego pierwszego pocałunku do obopólnej golizny minęły góra 4 minuty). Takie są fakty. Faktem jest również mój wewnętrzny dystans do wydarzenia, poczucie bycia twórcą, a nie tworzywem i brak oczekiwań. Won z tym.
Czyżbym przeszła na drugą stronę mocy...? A może ja się marnuję..? A może powinnam zmienić branżę..?
Jutro na 10:00 psycholog. Zrobiłam genogram. Trochę się nad nim zadumałam, ale to chyba nic dziwnego..
A wzięłam i poszłam z kimś do łóżka! Nie ma co wnikać w szczegóły. Ciągu dalszego raczej nie przewiduję. Miał być maraton filmowy w moim domu. Był, do 3:30 nad ranem. Potem był seks. Dla mnie - nie, że dramat - taki se, ale już od jakiegoś czasu upatruję w tym podłoża psychologicznego, więc nie wińmy niewinnych penisów. Pomyślałam, że skoro już tu jest i patrzy na mnie, to zerżnę go epicko, niech sobie zapamięta i wspomina wieczorami. Tak też się stało. Usnęliśmy i spaliśmy w jednym łóżku, ale obok siebie. Rano zjedliśmy śniadanie, rozmawialiśmy (ja zainicjowałam). Powiedziałam, że chyba oboje - po 10 miesiącach od ostatniego spotkania - chcieliśmy zaspokoić ciekawość, no i zaspokoiliśmy (jakkolwiek to brzmi..), ale komplikacji nie wyczuwam. Stwierdziłam też, że po wspólnej nocy nie wiem o nim niczego więcej niż 12 godzin wcześniej. Niestety, z niego jest strasznie trudno coś wyciągnąć, więc pojęcia nie mam o czym szumią wierzby i czy w ogóle szumią. Kolega rzadko spogląda prosto w oczy i ujawnia zasadnicze myśli. Że na mnie leciał to oczywiste (choć od naszego pierwszego pocałunku do obopólnej golizny minęły góra 4 minuty). Takie są fakty. Faktem jest również mój wewnętrzny dystans do wydarzenia, poczucie bycia twórcą, a nie tworzywem i brak oczekiwań. Won z tym.
Czyżbym przeszła na drugą stronę mocy...? A może ja się marnuję..? A może powinnam zmienić branżę..?
Jutro na 10:00 psycholog. Zrobiłam genogram. Trochę się nad nim zadumałam, ale to chyba nic dziwnego..
niedziela, 5 stycznia 2014
5 stycznia
Jakoś tak się składa, że poprzedniej nocy śnił mi się Rafał, a kilka minut temu przeczytałam swój wpis (sprzed roku) na temat Kuby... Poryczałam się...z tęsknoty chyba i na wspomnienie.. Nie jest mi źle. Po prostu - jednak - bardzo chciałabym mieć kogoś takiego na dłużej, szczerze, uczciwie...
Remik znów pojechał do Tajlandii. Wrzuca zdjęcia na FB. Zapytałam go czy jest "z Martą, z którą warto". Odpisał, że jedyne, co warto to zapalić skręta :-) Oszaleć można z tym człowiekiem!
Remik znów pojechał do Tajlandii. Wrzuca zdjęcia na FB. Zapytałam go czy jest "z Martą, z którą warto". Odpisał, że jedyne, co warto to zapalić skręta :-) Oszaleć można z tym człowiekiem!
czwartek, 2 stycznia 2014
2 stycznia
Pierwszy wpis w nowym roku. Powinnam coś podsumować (w głowie robię to od kilku tygodni), zaplanować (nastrajam się do życia), podjąć pisemnie jakieś wyzwania (zamiast tego - działam), tymczasem...
Wróciłam z fitnessu i niby zmęczyłam się i spociłam jak cholera, a z drugiej strony - zabłąkał się dziś na zajęcia facet (i to bardzo estetyczny, a ani metro, ani mięśniak), więc nie do końca mogłam się skupić.. I znowu myślę o Rafale i to wcale nie jest fajne... Wróciłam do domu (Chru u ojca), mam mały mętlik w lędźwiach. Pytanie brzmi: ile surówki z kiszonej kapusty jestem w stanie zjeść by odwrócić uwagę od dojmującej potrzeby konsumpcji przedstawiciela płci odmiennej...? Nieograniczoną ilość!
Wróciłam z fitnessu i niby zmęczyłam się i spociłam jak cholera, a z drugiej strony - zabłąkał się dziś na zajęcia facet (i to bardzo estetyczny, a ani metro, ani mięśniak), więc nie do końca mogłam się skupić.. I znowu myślę o Rafale i to wcale nie jest fajne... Wróciłam do domu (Chru u ojca), mam mały mętlik w lędźwiach. Pytanie brzmi: ile surówki z kiszonej kapusty jestem w stanie zjeść by odwrócić uwagę od dojmującej potrzeby konsumpcji przedstawiciela płci odmiennej...? Nieograniczoną ilość!
Subskrybuj:
Posty (Atom)