wtorek, 18 grudnia 2012

18 grudnia


W ciągu ostatnich dwóch miesięcy spałam z trzema facetami. Każda z tych "znajomości" rozpłynęła się we mgle, pozostawiając wspomnienie większego lub mniejszego dyskomfortu, oczywiście u mnie..
Może gdybym nie wyszła tak wcześnie za mąż, nie urodziła dziecka, tylko ogarnęła się z samooceną i pokorzystała z życia, spłynęłoby po mnie wszystko jak po kaczce, a tak.. Nie, żebym się cięła, czy popadała w depresję. Bardziej w melancholię (matka z dwójką dzieci nie ma szans na nic, choć kwestia dzieci na "osiągniętych" etapach znajomości nie miała nic do rzeczy...) pomieszaną z rosnącym w siłę pytajnikiem (co się, do jasnej cholery, dzieje z tymi facetami?).

czwartek, 13 grudnia 2012

13 grudnia

Śniło mi się dzisiaj, że rozmawiałam z moją mamą. W pewnym momencie mama wzięła ostry nóż i podcięła sobie żyły w prawej ręce. Krew lała się fontanną. Próbowałam zatamować jej krwotok..
Po chwili zauważyłam, że szwy, które miała po operacji po prostu się rozeszły i widać jej narządy wewnętrzne, pulsujące żyły.. Nie wyglądała przerażająco jak postać z horroru, była raczej ciepłym, miękkim ciałem, działającym mechanizmem, procesem biologicznym obserwowanym gołym okiem..

wtorek, 11 grudnia 2012

11 grudnia

Działo się, dzieje i dziać się będzie..

Ustaliłam sama ze sobą, że raczej nie będę już opisywać swoich obecnych oraz ewentualnych kolejnych romansów. Życie mnie nauczyło przez te ostatnie kilkanaście tygodni, iż facet chętnie cię przeleci, ale niechętnie powie coś miłego, typu "chciałbym się jeszcze z tobą spotkać". Ja z kolei potwierdzam własne przypuszczenia, że pójście z kimś do łóżka to dla mnie nie problem. Problemem jest pewnego rodzaju nieogarnięcie i rozmarzenie, kompletnie dezorientujące i mylące radar nastawiony na to, co dla mnie dobre... na szczęście tylko na chwilę.

Jako osoba niekonsekwentna chciałabym napisać kilka zdań o piątkowej wycieczce do Poznania (urodziny zespołu S.), która niespodziewanie przedłużyła się o 10 godzin, ale nie napiszę bo jestem zła na siebie za nieumiarkowanie w piciu. I zachowuję się jak 14-latka czekając, że może ów miły człowiek, którego mam w pamięci i na myśli, jednak się odezwie, ale oczywiście się nie odezwie, więc patrz pierwszy akapit. (Ale i tak szczytem wszystkiego jest zastanawianie się, czy piosenka Twin Shadow "Castles In The Snow", którą Ów zamieścił w poniedziałek na FB, ma coś wspólnego ze mną...)

Płyta MG ukazana światu przed tygodniem. Po dość wnikliwej obserwacji nie stwierdziłam błędów, nikt mi też o nich nie doniósł, ale nie osiągnęłam jeszcze w tej sprawie kompletnego spokoju..

Tfaruki klepnięte (również w piątek, w Poznaniu). Mój ulubiony.. no nie.. jeden z czterech ulubionych muzyków zespołu S. proponuje mi przyłączenie się do jego misji DJ'owania i cichego disco. Maja Koman dodała mnie do znajomych na FB. Fajnie. Chyba można to zaliczyć do kategorii świątecznych prezentów, prawda?

Chru ma ciężki okres. Zaczęła piszczeć/krzyczeć, stawać maksymalny ośli opór i bić mnie, gdy zajdzie - jej zdaniem - taka potrzeba. Bywa, że jestem na skraju. Kilka razy się popłakałam. Kilka razy ją od siebie dość zdecydowanie odsunęłam. Kilka razy dostała po łapie. Nie mam cierpliwości :( A czasami jest najsłodsza na świecie. Potrafi wejść mi na kolana i powiedzieć "kocham cię, mamusiu", całować czule, śpiewać piosenki, tańczyć... i robić jeszcze milion innych zajebistych rzeczy..

I jeszcze jedna wiadomość, która chyba do mnie do końca nie dotarła. Moja bardzo dobra koleżanka ma czerniaka i zmiany na wątrobie, których lekarze nie są jak na razie w stanie wyjaśnić. W poniedziałek operacja.. A. to jest taka dziewczyna, która bardzo mocno wierzy w Boga i uważa, że co ma być to będzie.. Co mam myśleć ja, wątpiąca w Jego mądrość i sprawiedliwość..?

wtorek, 27 listopada 2012

27 listopada (małym druczkiem)

W rozmowie telefonicznej "Najważniejsze żeby być szczerym. Ja ci od razu powiedziałem, że nie szukam stałego związku. Że jak będziemy chcieli i mieli czas to możemy się spotkać... "

No, także coś już wiem..

27 listopada

Jezu, jak ten czas leci.. Zmienia się wszystko dookoła, ja się zmieniam, boję się, chcę, nie wiem, nie umiem, piję krew jak wampir przy bezgłośnym przyzwoleniu i moją krew się pije..

Król Bródna stał się miejską legendą. Zaprzestałam jakichkolwiek działań więc i on po prostu zaprzestał. To nieco określa stopień zaangażowania.. śmieszne słowo w tym kontekście.. Nie maaaaaaa....

Po raz .. no sama nie wiem, ale chyba ostatni, usiadłam do komputera i zalogowałam się na wiadomym portalu. Zbiegli się zainteresowani. Bez szału, ale czasami lepszy rydz niż nic (powinnam zweryfikować ten pogląd!). Jeden fajniejszy, konsekwentny, uparty.. Od soboty do czwartku włącznie gorąca linia, ze zdjęciami na komórkę i (krótkimi) rozmowami. Pierwszy zaangażowany.. Mieszka w Płocku, ale co tydzień przyjeżdża do W-wy. No więc zamiast przyjechać w piątek przyjechał w czwartek wieczorem. Umówiliśmy się.
Wiedziałam, że jest bezpośredni, ale nie wiedziałam, że aż tak. Na spacer po lesie bielańskim szliśmy już za rękę. Tego, co się działo później w jego samochodzie nie opiszę. On był zachwycony, ja poważnie oszołomiona tempem..  Ponownie mieliśmy spotkać się w sobotę. Cudem boskim - po raz pierwszy w historii - mój dyżur pracowy zakończył się o 14.30, miałam względne wolne do 6.30 następnego dnia!
Przyjechał o 15.00. Well.. To nie tak, że jest ideałem.. To nie tak, że wszystko było super. Ale to, co mi się przydarzyło tego popołudnia nie wychodzi mi z głowy.. Namiętność i czułość. Delikatność i siła. Banał i wyjątkowość. Zero skrępowania i kompatybilność potrzeb..
Został na noc. Leżeliśmy przytuleni pod kołdrą. On usypiał, a ja nie mogłam... Od trzech lat nie przytulałam sie w łóżku do mężczyzny, nie w tak czuły sposób, odpowiadając na każdy ruch.. Bałam się, że jeśli usnę będzie mi tak dobrze, że na pewno nie usłyszę budzika.. Ryzyko było wielkie, odpowiedzialność również. Nie zmrużyłam oka.. Kompletnie..
Rano w łazience mył zęby w czasie gdy ja suszyłam włosy.. Odwiózł mnie do pracy i pojechał do domu.
Jesteśmy w kontakcie. Mniej intensywnym niż w ubiegłym tygodniu, ale w porządku. Zaczynam mimowolnie analizować to, co pisze. Zastanawiać czy jestem jedyną dziewczyną, z którą ma podobny kontakt.. Dlaczego nie nawiązuje do tego, co nam się przydarzyło..? Powinnam natychmiast pójść do terapeutki bo zaczynam się bać, że to już wszystko.. Że chciałabym mu kupić bilet na koncert, o którym marzy, ale za 2 tygodnie może już być po wszystkim, nawet seksie... Nie wiem czy zapytać go o plany na najbliższy przyjazd.. Czy nie wykręci się zajętością/niemożnością.. Beznadziejnie mi z tym. Najlepiej byłoby przestać myśleć, ale to teraz najtrudniejsze..

Dorosła kobieta, a błądzi jak dziecko we mgle..

Oczywiście będzie co ma być. Klasyka..

wtorek, 13 listopada 2012

13 listopada

Tyle się zdarzyło przez ten ostatni tydzień, że brak słów..

Natychmiastowa konieczność hospitalizacji Martyny, jej operacja, moje podróże do Łodzi, nieobecność w pracy, diagnoza nie budząca pozytywnych emocji.. (nie chcę o tym pisać...)

Składanie płyty MG, poprawki, zamiana piosenek, akceptacja projektu na szpitalnym łóżku.. W imię ojca i syna, w których trochę nie wierzę, niech tam nie będzie ewidentnych fakapów! 

Znowu nie mamy ogrzewania i ciepłej wody :( Jutro przychodzą kominiarze sprawdzić drożność drugiego komina. Będzie jakaś zasadnicza kombinacja z piecem CO.. How romantic..

A we wtorek taki fajny późny wieczór z Królem Bródna. Ja jestem wariatką jednak. Wyszłam z imprezy ERock żeby do niego pojechać. Byłam około 23.00. Zanim dojechałam kompletnie wytrzeźwiałam. Chyba mi się gumki poluzowały bo miałam jakiś..no nie wiem..jak na mnie to atak czułości, co spotkało się z dużym zadowoleniem oraz aprobatą. Oczywiście wylądowaliśmy w łóżku. No tak się wyluzowałam, taka byłam "tu i teraz", ciepła i absolutnie "sypialniana". Poniekąd pozwoliłam sobie na to by nie mieć orgazmu, choć przyjemność zbliżała się w subtelny sposób. Tego wieczoru cieszyłam się, że jestem w ramionach mężczyzny.. Po wszystkim nie uciekałam. Odprowadził mnie na przystanek trzymając za rękę, staliśmy przytuleni. Wróciłam do domu o 4 nad ranem. Następnego dnia - co prawda sprowokowany, ale jednak - napisał "Było bardzo fajnie i jestem dumny z Twojej przemiany. A i jeszcze bardzo ładnie wyglądałaś Kochanie". Noooo... szeroko. Od tej pory się nie widzieliśmy. Były jakieś próby w sobotę, ale on miał imprezę rodzinną no i trochę popłynął. Pijany facet nie jest mi do niczego potrzebny, więc pogadaliśmy pół godziny przez telefon i poszłam spać. No trudno.. Najbliższy wolny wieczór mam w czwartek. Powinnam z nim pogadać. Zresztą już mu to zapowiedziałam. W zasadzie mogę się z nim umawiać na chodzenie do łóżka, na tym koniec. Czyli - żadnego czekania na smsy, jakiegoś zainteresowania poza wiadomą sferą. I luz.  Taka prosta historia.

A dzisiaj - co jest dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem - dostałam propozycję bycia menadżerką zespołu Tfaruk Love Communication, czyli zajebistej (właśnie to odkryłam) kapeli, która spokojnie depcze po piętach Baabie, Mazolowi itp. Propozycja przyszła od perkusisty zespołu na S., otaczanego przeze mnie opieką obecnie (7.11 zagrali pierwszy koncert w krakowskim HRC!). Najlepsze, że wydawało mi się, iż Daniel niespecjalnie ze mną sympatyzuje, wręcz jest obcesowy.. A tu "Byłoby świetnie mieć menadżerkę z prawdziwego zdarzenia, jak Ty" :)) No miło, nie ukrywam! Co robić???? 

Może pójść spać..?





sobota, 3 listopada 2012

3 listopada

Zgodnie z planem wstępnie wyrażonym w rozmowie telefonicznej piję.. Litewski miód w formie płynnej. Słuszna koncepcja..
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że obejrzałam dziś wieczorem "Take This Waltz". Znajduje się w tym obrazie jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza, scena erotyczna jaką widziałam w życiu. Obie strony są ubrane, siedzą w miejscu publicznym, ale to, co się dzieje między nimi.. ech... Niestety, w pewnym momencie dosłowność fabuły i obrazu chyba dość znacznie rozczarowuje (przynajmniej mnie..). Ostatnia scena jakoś próbuje się bronić, więc może jak już to wszystko gruntownie przemyślę i obejrzę film kolejne dwa razy będzie mi lepiej.. Teraz mam dylemat..
Muszę przegadać sprawy z K. Nie mogę się powstrzymać od spoglądania na telefon w jakimś takim oczekiwaniu, że może napisze. Trzeba ustalić.. no nie wiem, widujemy się, chodzimy do łóżka, kontaktujemy co dwa dni, nie zakochuje się nikt w nikim. Czarno na białym, żeby nie było niedomówień. Chyba, że sobie za dużo wyobrażam. Ooooo jak te baby muszą wszystko komplikować.. tzn. nie wydaje mi się abym komplikowała, ale wolałabym to mieć ustalone. Koniec kropka.
Na wiadomym portalu randkowym nie mam ochoty nikogo poznawać, bo mnie to jednak sporo kosztuje. Z drugiej strony -  w realu codziennie widuję co najmniej kilku osobników płci odmiennej, którzy wydają się być ciekawsi od K. Ciekawe czy znajdziemy jakąś wspólną płaszczyznę intelektualną :))) Na razie pokładam w nim nadzieję satysfakcjonującej płaszczyzny innego rodzaju. Się okaże czy słusznie.
I w ogóle, mam dziś taki dzień wewnętrznego snuja i kołysania biodrami.. Chciałoby się zatrzymać czas, teleportować do Sopotu i znaleźć w Zatoce Sztuki z Leszkiem Możdżerem oraz noclegiem w tym pokoju z wanną i widokiem na morze... Może kiedyś zdarzy się cud i ktoś to za mnie wymyśli.. Nie musi być Leszek Możdżer, no ale...

piątek, 2 listopada 2012

2 listopada

Dokładnie rok temu byłam niewyobrażalnie przerażona wszystkim co związane z ostatecznym odejściem od P., z jego reakcją, działaniami, emocjami i wizją każdego następnego dnia. Teraz - mimo zmęczenia, żonglerki obowiązkami i finansami, 99% odpowiedzialnością za byt swój i dzieci - jestem wolnym człowiekiem, który wstając rano, może w miarę spokojnie oddychać. Chyba właśnie poczułam coś na kształt szczęścia :) Było warto!

wtorek, 30 października 2012

30 października

No i straciłam to swoje "dziewictwo".. Wielkie halo...

Jak się wczoraj okazało - łatwiej mi pójść z kimś do łóżka niż się do niego po wszystkim przytulić.. Ubrałam się po dwóch minutach.. Po pięciu siedzieliśmy znowu na kanapie w salonie.. Po godzinie jechałam nocnym autobusem do domu (gdyby był wcześniejszy jechałabym wcześniej).
I to nie dlatego, że On zrobił coś nie tak. W zasadzie mogę powiedzieć, że jest całkiem czuły i raczej bezproblemowy.
To ja nie ogarniam.. Siebie, swojego ciała, siebie..
Podobno powinnam być wobec niego szczera. Ciągle pod górę nooooo...

piątek, 26 października 2012

26 października

Jakie to życie dziwne..
Mój niedoszły prawie nieletni odchodzi w przeszłość… Nie wnikając w szczegóły – wycofywał się i wycofywał.. Przyparty do muru przyznał, że ma problemy, które całkowicie zaprzątają mu głowę, nie może mi powiedzieć o co cho.. itd. itp. Zadzwoniłam do niego w końcu. Podsumowując – zajmuje się swoimi sprawami, a ja trzymam za niego kciuki. Obojgu było przykro, no ale..
Jako że jestem szmatą umówiłam się z kimś innym. Spotkałam go już miesiąc temu i odtąd mieliśmy jakiś tam kontakt. Mówi do mnie „Pochanke” bo podobno przypominam i jestem z tefałę.  Jest ode mnie 2 lata młodszy, po rozwodzie, pracuje, ma mieszkanie.  Nie muszę mu pisać uśmieszków w smsach żeby kumał moje żarty.. Wczoraj miałam imieniny i nie chciałam spędzać tego wieczoru po prostu pracując.. Spotkaliśmy się w Grubej Kaśce. Piliśmy wódkę i jedliśmy śledzie. Jak dla mnie bomba.. Knajpa dla studentów, karaoke… Mieliśmy niezłą polewkę ze „Swetra” i „Pingwinicy”, jak nazwaliśmy główne gwiazdy wokalne wieczoru..
Trala lala ja naprawdę potrzebuję kontaktu fizycznego z mężczyzną. No więc zaczęliśmy mieć. Fajnie się do niego przytulić bo jest dużo większy ode mnie (tzn. postawny a nie obły..). On to chyba też lubi, bo chętnie przytulał. No i gdy po raz drugi powiedziałam, że ta sytuacja jest raczej surrealistyczna powiedział „A to też jest surrealistyczne..?” i zaczął mnie całować… Jestem pewna, że to nie alkohol zakręcił mi w głowie.. Mówi do mnie „ale z Ciebie wariatka”, co mi pochlebia.. Od rana smsy. Zdecydowane prośby o takie poukładanie spraw żebyśmy mogli spędzić ze sobą cały wieczór a najlepiej noc.. To nie jest dla mnie jeszcze aż tak oczywiste, szczególnie spędzenie u niego nocy (bo to za daleko idąca bezpośredniość), ale chyba przed nim nie ucieknę..  Nie chcę uciekać.. Nie chcę też żałować..
No dobrze, pomyślę o tym jutro..  

sobota, 20 października 2012

20 października

Chwyć mnie za włosy
Oprzyj o ścianę
Kochaj aż myśleć
całkiem przestanę....

Jezus...

A jest pustka wokół i sufit mi się wali na głowę..

Nieskonsumowany kochanek odpływa w dal blaknącego zainteresowania tematem..

Były w swej chorobie nerwowej kąsa w zapamiętaniu.. Znów zaczynam się bać.

Obowiązki zawodowe zaciskają mi się na szyi..

Jestem złą matką..

O mały włos "poprawiłabym" sobie nastrój wydając prawie 400 zł na buty..

Desperacko potrzebuję męskiej czułości. W pakiecie..


poniedziałek, 15 października 2012

14 października


No więc poznałam go na wiadomym portalu. To on mnie zaczepił, akurat jechałam pociągiem do Krakowa na koncert Sigur Ros. Wymienialiśmy wiadomości przez całą moją podróż.. Dlaczego? Pewnie dlatego, że jako miejsca na ziemi podawał Warszawę (mieszka i pracuje) /Kraków (studiuje zarządzanie w sporcie na UJ) i dlatego, że był miły, uprzejmy i … taki niewinny w tym co pisał. Na zdjęciach też wyglądał sympatycznie (choć nie jest zbyt wysoki). No i tak się jakoś zaczęło.

Korzystając z nieobecności dzieciaków (mój dyżur w studio) umówiłam się z nim do kina w kolejną niedzielę. Jechałam do tej Sadyby i w głowie miałam jedno podstawowe pytanie – po co to robię? Z czystej ciekawości, odpowiadałam sobie szybko, byle to tylko nie była kolejna wtopa.. Po raz pierwszy od dawna, witając się z nieznajomym, poczułam, że się czerwienię.. Kupiliśmy bilety na najgłupszy film świata i wiadro popcornu. Po raz pierwszy od kiedykolwiek zrobiłam bydło w kinie za pomocą prażonej kukurydzy rzucanej we współoglądającego (z wzajemnością) oraz nie pamiętam bym siedziała tak blisko kogokolwiek na seansie, chcąc kontynuować sytuację kolejne dwadzieścia cztery godziny..

Następne spotkanie to była czwartkowa kolacja w „Dziurce od klucza”. Zarezerwował stolik. Jedzenie okazało się przepyszne! Już dawno tak smacznie nie jadłam. Chłopak najwyraźniej się rozkręcił. Opowiadał o dotychczasowych miejscach, w których pracował, o wyjeździe do Danii. Miły, pozytywny, smakosz dobrej kuchni i kawy. Podobała mu się i moja sukienka i buty.. Poszliśmy na spacer po odległym Powiślu, Mariensztacie, aż do Cudu nad Wisłą. Trochę mnie przygarniał, trochę ja jego.. Odprowadził mnie prawie pod dom. Cmoknęliśmy się w policzki..

Kolejny weekend spędził w Krakowie i na smsowaniu ze mną po zajęciach. Padały jakieś nieśmiałe komplementy, deklaracje. A ja, jak ten kosmita, z dystansem, choć z kiełkującą myślą, że może jednak fajnie kontynuować tę znajomość..

W poniedziałek poszliśmy na herbatę, potem na piechotę na „Nudle w pudle”, które wzięliśmy na wynos i skonsumowaliśmy w romantycznej scenerii ( z lewej most, z prawej stadion, przed nami Wisła, za nami rozgrzebana stacja metra), a potem przegoniłam go na Francuską i grzane wino… Czekaliśmy niejako objęci na autobus, który przyjechał za szybko. Znów cmoknięcie, tym razem już ąfas..

Kilka dni smsów i odwołane – niestety, P. zmienił plany - spotkanie w czwartek.

Mił został na weekend, obiecał, że zajmie się Chru jeśli będę chciała wyjść w sobotę. Chciałam. Umówiliśmy się o 20.30 (na szczęście Mała zasnęła i spała aż do mojego powrotu). Na godzinę przed spotkaniem napisał mi w smsie, że chciałby spędzić ze mną czas „sam na sam”. Odpisałam, iż rozważałam możliwość zaproszenia go do siebie (karkołomne, ale czego się nie robi pod osłoną nocy..), ale dziś to się nie uda. Odparł, że u niego z kolei (mieszka z rodzicami!) pojawili się niezapowiedziani goście, więc też nie ma nawet co kombinować.. Ludzie bezdomni, jak pragnę seksu.. Tym razem wziął samochód, pojechaliśmy na Francuską. Siedzieliśmy dwie godziny rozmawiając i śmiejąc się, ale i nie wiedząc co począć. Podjęłam spontaniczną i autonomiczną decyzje o Syrenim Śpiewie. To był doskonały pomysł! Wieczór rozkręcił się na dobre, chłopię tańczy i to nawet nie najgorzej. Wypiłam jednego drinka i miałam jeszcze lepszy nastrój. Jak ja to lubię!! Jednak klu wczorajszego wieczoru jest nasz pierwszy raz, tzn. niesłychanie delikatny, czuły i wprawiający w duże rozmarzenie pocałunek.. Boże,  pomyślałam sobie, właśnie tak to powinno „wyglądać”! Przytulaliśmy się, tańczyliśmy, trzymaliśmy za rękę w drodze przez tłum dziko pląsających. Szkoda, że nie mógł wypić choćby jednego kieliszka wina.. Poziom słodkiego rozstrojenia byłby wtedy równy.. Nie narzekam jednak.. Odwiózł mnie około drugiej.

Nieuchronna łyżka dziegciu w tej historii: Od kilku dni miałam (mam?) mieszane uczucia. Chwilami podejrzewałam go o znudzenie tematem.. Może to próżność, ale lubię czytać/słyszeć miłe rzeczy na swój temat. Mam na myśli bycie adorowaną. Dziś te wątpliwości zagrały we mnie chyba szczególnie.. W końcu wczoraj całowaliśmy się, tak?! Cały dzień nic.. Po wymianie kilku mało znaczących smsów napisałam mu w ten deseń: „Prawdopodobnie każdej kobiecie, po spędzeniu fajnego wieczoru z fajnym chłopakiem, zawierającego pierwszy prawdziwy pocałunek, byłoby miło przeczytać coś fajnego na swój temat w tym kontekście. Tak już chyba mamy J Myślę, że na okoliczność przyszłych związków jest to rada dobra i mogąca przynieść korzyści J No, chyba że nie ma nic dobrego do napisania, ale wtedy to już zupełnie inna bajka…”. Odpisał, że do napisania są same dobre rzeczy, jednak nie chce mi się z tym narzucać, ale że rozumie moje stanowisko. Nikt nie strzelił focha, ani się nie obraził. Jest ok.

Miałam z nim porozmawiać. Określić miejsce, w którym obecnie jesteśmy razem i każde z osobna. Ustalić plan działania bez zbędnych komplikacji i kombinacji.. Szans na długi związek nie widzę żadnych, ale dobrze byłoby wiedzieć co myśli zagadkowa druga strona. Pewne jest jedno – te spotkania sprawiają, że przestaję czuć się przytłoczona wszystkimi obowiązkami i koniecznościami swojego życia. Przez kilka godzin jestem mną. Nie wykorzystuję swojego potencjału w 100%, ale motyw przewodni tej sfery moich zainteresowań to prostota i radość z tego, co dostaję. Dobrze mi z tym.

Co do mnie: czuję się jak kompletny dzikus. Dorosła kobieta, która nie potrafi po prostu pocałować faceta.. Nie odwracać głowy nerwowo jak lalka, nie uciekać wzrokiem, a potem żałować swojej bezczynności bo czas minął, game over, następna okazja nie wiadomo kiedy… Co za żenada..


Dziś rano powiedziałam Miłowi, że z kimś się spotykam, ale że nie ma to żadnego wpływu na nasze życie. To wyłącznie sposób na lepsze samopoczucie, a gdy ja jestem w dobrym nastroju to i jemu (Miłowi) będzie lżej. Zaśmiał się i przyjął do wiadomości..

Chwilo trwaj..

PS. O psychopacie, z którym nie jestem prawie od roku (Alleluja!), a który prowadzi ze mną niepotrzebne dyskusje na temat swojej bezgranicznej miłości, życiowej tragedii samotności i tego, że może jednak wrócimy do siebie ("ale teraz będzie już zupełnie inaczej") nie napiszę, bo się porzygam...

poniedziałek, 10 września 2012

10 września.. jeszcze.

No i po randce, z której nic nie wyszło. Wczoraj już się nie pojawił, w nocy napisał kilka zdań, że ma "kompletnego doła" itp. Od rana wymieniliśmy kilka smsów, z jego strony mocno przygnębiających i kompletnie odstręczających zamiast zachęcających.. pomyślałam, że to lekka przesada więc zadzwoniłam.. To przykre.. Jego niepasujący głos i kompletny brak zainteresowania spotkaniem/mną był tak odmienną formą i treścią od tej, dla której go polubiłam.. Jakby to był zupełnie inny człowiek.. Przykro bo przez te dwa tygodnie stał mi się po prostu bliski, jako kumpel, może w przyszłości przyjaciel.. No, ale tu raczej nie będzie żadnej "przyszłości".
Dość o smętnych historii o kolesiach, którzy są zbyt skomplikowani i pozbawieni dystansu, by zobaczyć naprawdę coś więcej niż czubek własnego nosa..
Jutro idę na kawę z kimś innym. Nie obiecuję sobie za dużo, ale może przynajmniej będzie sympatycznie..

niedziela, 9 września 2012

9 września

Mam taki moment, że mi się nie chce. Nie chce mi się myśleć o moich obowiązkach, które nigdy się nie kończą.. Wciąż czuję na swoich plecach oddech któregoś z licznych przełożonych.. Wciąż muszę do kogoś dzwonić, pisać.. Wciąż mam coś do załatwienia i jakieś zaległości.. Niekończące się wyrzuty sumienia..

Moje życie towarzyskie ulega delikatnej reanimacji. Oczywiście, w internecie.. ale np. wczoraj odbyło się spontaniczne wyjście wieczorne (po posprzątaniu mieszkania, zrobieniu twarożku z koperkiem, prania, wykąpaniu, nakarmieniu i uśpieniu Chru i przygotowaniu mleka z miodem i mlekiem dla Miła), które zakończyło się powrotem po trzeciej nad ranem, wprost w objęcia córki, która właśnie się spontanicznie przebudziła.. A propos wyjścia, nie dość, że od razu po przekroczeniu progu "Przekąsek Zakąsek" zostałam obdarzona bardzo estetycznym uśmiechem i mi się przedstawiono i wypito ze mną dwa kieliszki to jeszcze przetańczyłam 4 godziny w miłym towarzystwie moich wspaniałych Pani A. i Pana A.
Tymczasem jutro mam spotkać się z kimś, z kim od dwóch tygodni prawie co wieczór wypisuję około trzech godzin.. Mamy numery swoich telefonów, ale nie znamy swoich głosów.. Trochę się martwię bo zazwyczaj pojawia się około 22.00, już 22.40 i jeszcze go nie ma.. Jeśli wycofa się ze spotkania będę niepocieszona, ale szybko to sobie jakoś wytłumaczę.. Jakoś tak zdroworozsądkowo i udam, że mi w ogóle nie zależało.. Na razie zależy..

5 września minęło 16 lat od mojego ślubu z M. Tak się złożyło, że M. był tego dnia w Warszawie na szkoleniu. Poszliśmy do kina na "Nietykalnych". Piękny film.. Smutny, zabawny.. Siedziałam w ciemnej sali i myślałam jakby to było usiąść obok kogoś, kogo mogłabym trzymać za rękę.. Dziwnie...

Mił jest - tymczasem - całkiem zadowolony z gimnazjum. Myślę, że w dużej mierze dzięki koleżance Alicji, której (ze względu na mnóstwo podobieństw związanych z zainteresowaniami i opiniami na różne tematy) zdążył się już oświadczyć.. Powiedziałam mu "Synu, daj sobie jeszcze kolejne 13 i pół roku na takie decyzje". .

Chru trochę łobuzuje, a trochę mnie rozbraja tymi swoimi "Cześć, mama, co robisz?", "Dziękuję za pomoc, mamusiu", "No jestem. Co u siebie słychać?".. Jest bardzo rozmowna, bardzo elokwentna i komicznie uprzejma..

P. od tygodnia ma depresję/psie muchy w dupie, czyli nic nowego.. Mam go dosyć, tej jego "kleszczowatości", jęków, stęków ("Jest mi bardzo smutno.. bardzo... Nie, nie powiem Ci dlaczego.. Zastanów się nad tym"), skupiania na sobie uwagi za wszelką cenę, łącznie z moim płaczem. Nie umiem sobie poradzić z tym, co robi. Na przykład z tym, że w czwartek zabrał mojego tatę na konsultację u dobrego neurologa, wykupił mu recepty i zatankował samochód do pełna..
Po raz pierwszy od pół roku umówiłam się z moją panią psycholog. Zwyczajnie nie mam pomysłu na to jak powinnam się wobec niego zachowywać..

Co będzie to będzie..

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

27 sierpnia

Epopei o portalu randkowym ciąg dalszy..

Podobno wszyscy kłamią.. Podobno nikt nigdy w rzeczywistości nie wygląda tak samo jak na zdjęciach.. Podobno wszystkie kobiety mają wąsy, a faceci.. well..

Piszę z czterema osobnikami. Każdy jest inny. Dla każdego jestem inna.

1. Rozwiedziony, z córką, szuka żony/partnerki, dwójka dzieci go nie przeraża, bo fajnie gdy jest harmider.. Pytał o to, czy moje potomstwo ma kontakt z ojcem (ojcami, sprostowałam). Miły, rzeczowy, poczucia humoru tymczasem nie stwierdzono. Zdjęcia nie powalają, ale nie ma tragedii. Wstępnie jesteśmy umówieni na herbatę. Po co? Bo może mi potrzeba normalnego faceta... (piszę i sama w to nie wierzę...)

2. Nie wiem po co piszemy, ale jest grzeczny i sympatyczny. Pyta mnie jak minął dzień i co w pracy. Ja jego też, ale bardziej z kurtuazji niż z innych powodów. Mentalnie przypomina mi N., cokolwiek więcej trudno powiedzieć/przewidzieć. Raczej nie zanosi się na jakąś zażyłość, ale ja nie nalegam.

3. Zaczepił mnie wczoraj. 4 lata młodszy, ze zdjęcia całkiem ok, ale z opisu nijak się nie wyróżniający. Trochę się rozkręca, mimo oporu z mojej strony. Bywa całkiem inteligentnie, ale chwilami robię sobie z niego jaja.. Nie mogę sobie odmówić..

4. Save the best for last.. Znalazłam go w wyszukiwarce. Miał dość przygnębiający opis. Mnie kręcą popieprzeni, jak wiadomo.. Napisałam coś wspierającego. Odpisał.. Dwa lata starszy, rozwiedziony.. Ja nie wiem czy jest w moim typie.. ja nie wiem czy ja mam jakiś "mój typ". Przede wszystkim jest inteligentny, bystry, doskonale zorientowany w filmach, które i ja znam doskonale (wciąż cytujemy kolejne dialogi), dowcipny.. to złe określenie.. z poczuciem humoru... well.. no parskam śmiechem co i rusz.. Jest moim pierwszym "ulubionym", więc rozmawiamy na czacie. W noc z soboty na niedzielę gadaliśmy do 2.30. Chyba oboje chcemy się spotkać. Mamy pójść do kina, prawdopodobnie na "Meridę Waleczną" :) co poniekąd daje obraz naszej "znajomości" ;) Pod pewnymi względami jest tak fajnie, że przykro będzie się rozczarować. No, ale im prędzej to zweryfikujemy tym lepiej.. Jak dobrze pójdzie powinnam mieć wolny wieczór w środę.. Jak dobrze pójdzie to może będę miała randkę.. Pierwszą od 1945..

A z rzeczy przyziemnych.. Moja producentka, która jest w zaawansowanej ciąży trafiła w czwartek do szpitala. Nie znam szczegółów, ale podobno jest "bardzo źle" i to ma być raczej dłuższa nieobecność.. Tym samym kadra "wydawnicza" świruje i atmosfera w pracy zmienia się w drewno..
Dostałam propozycję pracy w kanale tematycznym naszej stacji. Nic nie wiem, ale wiem, że wynagrodzenie nie jest zadowalające, a to akurat jest (niestety) ważne.. Być może będę miała również szansę spotkać się w sprawie pracy z szefem dużej agencji eventowej. Trzymam kciuki. Oni robią naprawdę duże rzeczy..

Na razie tyle.. o...

czwartek, 23 sierpnia 2012

23 sierpnia

Nie ma to jak założyć sobie konto na portalu randkowym..

Dziś urodziny P.

Wieczorem:

Owszem, założyłam sobie gdyż moje życie towarzyskie to trup. W realnych okolicznościach nie ma z kim pogadać/poflirtować/pożartować. Spotykam tych samych ludzi o określonych sytuacjach życiowych. Moja też jest określona - dwójka dzieci. Nie chce mi się łazić po knajpach, nie posiadam czasu. Ja mam w dupie jakieś miłości i zakochania. Ja bym chciała żeby czasami ktoś okazał się na żywo czysty, zabawny i interesujący z twarzy oraz sylwetki. Obecnie mam trzech..w porywach czterech, z którymi rozmawiam. Z dwoma jestem prawie umówiona na herbatę i kino ("Merida Waleczna"). Pożyjemy, zobaczymy..

Nalałam sobie kieliszek litewskiego miodu pitnego. To może jeszcze jeden...

P. wziął Chru i Miła i pojechał do Polanicy Zdroju. Jego znajomy ma tam pensjonat, więc impreza jest darmowa. Trochę odpoczywam, trochę nadrabiam zaległości w sprawach radiowych.. Jutro chcę się wybrać na nowego Allena. W sobotę śniadanie z Miśkami, a potem wsiadam w pociąg i jadę do Justynowa. Poczekam tam na dzieciaki, spędzę czas na tzw. świeżym powietrzu.. Dobre i to.

Składałam dziś życzenia P. Popłakał się, nie mógł uspokoić.. Wczoraj zmęczył mnie strasznie opowieścią o tym, jak to wspaniale sobie porozmawiali z Miłem o przeszłości i w ogóle.. Co było nie tak.. i że teraz jest w porządku..  I w ogóle... Ojciec Pio z Matką Teresą razem wzięci.. aaaaaaaaaaaaaaaa!!!!





środa, 15 sierpnia 2012

15 sierpnia

Zimno..

Byłam wczoraj na rozmowie w firmie K. Niestety, myślę, że nic z tego nie będzie. Wygląda na to, że szukają kogoś kto dopiero zaczyna życie zawodowe + interesuje się muzyką. Również Asia, z którą rozmawiałam, uznała naszą ewentualną współpracę jako krok wstecz dla mnie. No szkoda.. Z drugiej strony - wysyłać newslettery, pakować przesyłki z płytami i je rozwozić po mieście.. well.. Było minęło.

Dziś jeden dzień wolności od Alcatraz. Królowa dała nam wolne. Co nie zmienia faktu, że pracuję w sobotę i w niedzielę, oraz nie mam żadnej szansy pojechać za dwa tygodnie do Żywca na ostatni koncert MG...

Znalazłam mieszkanie. 285 tys. na Mokotowie, 46 m2. Do gruntownego remontu (w tym przestawianie ścian) , ale ja mam dość bujną wyobraźnię, więc już sobie rozrysowałam plan aranżacji. Skąd wziąć 300 tys.? Z umową o dzieło i dwójką dzieci mam dość dziwną zdolność kredytową. Zastanawiałam się nad wykorzystaniem faktu bycia współposiadaczką nieruchomości w Łodzi, ale tu potrzebne byłyby pewnie większe kombinacje notarialne.. Powinnam kiedyś spotkać się z jakimś oświeconym doradcą...

Przedwczoraj byłam na koncercie zespołu jazzowego Hera, w którym gra jeden z muzyków S. Improwizowali z amerykańskim perkusistą Michaelem Zerangiem. To są dla mnie kompletnie nowe doświadczenia, jednocześnie mocno odświeżające. Nie wszystko rozumiem, ale bardzo się staram ;-) Co nie zmienia faktu, że muzycy jazzowi mają totalną wyjebkę na bycie estetycznie ubranym. Np. kontrabasista, wyglądał jak dużo pracujący tapicer, a instrument traktował tak, że nawet nie chcę sobie wyobrażać co on robi w łóżku z kobietą.. fuj.. No przepraszam, może to spłycanie sytuacji, ale nic nie poradzę.. Był wyjątkowo.. intensywny w byciu sobą.. Prywatnie to pewnie przemiły chłopak, no cóż..

Oraz potrzebuję faceta. Nikt mnie nie chce. Bez komplikacji, bez marzeń o rodzinie, przy kompletnym braku czasu.. Byle się zapomnieć, zgubić w czyiś ramionach i mieć orgazm. Czy to tak dużo?

wtorek, 7 sierpnia 2012

7 sierpnia


Ostatnie podrygi w miarę wolnego człowieka.. czyli za tydzień o tej samej porze będę się pocić nad tematami „śniadaniówki”, której nawet nie lubię oglądać.. Dramat kompromisów..

W telegraficznym skrócie, kilka minionych tygodni było całkiem porządnie wypełnionych.

Moja Droga J. porodziła córkę, która jest kopią pierworodnej. Jej bujna czupryna i zadziorne „spojrzenie” wciąż staje mi przed oczami. Mam nadzieję, że wkrótce cała rodzina G. stanie mi przed oczami w kontakcie bezpośrednim J Zdrowia!! No i cierpliwości oczywiście! ;-)

Pojechałam na kolejne dwa koncerty MG. Organizacja owych wyjazdów (Kraków i Gdańsk) była nieco karkołomna, ale daliśmy – wszyscy – radę. Przyjemność z uczestnictwa w naprawdę fajnym wydarzeniu oddaliła myśl o całej kupie roboty wynikającej z formalności dotyczących wydania płyty w październiku. Muszę to sobie powtarzać: zajmowanie się muzyką jest najfajniejszą formą pracy!

Nie wyjechaliśmy na zagraniczną wycieczkę. Z kilku powodów. Czekałam na rozliczenie z Artystą G., a gdy (szczęśliwie) nadeszło, oferty poszybowały do 2tys. bez wyżywienia za osobę. Prócz tego zbankrutowało kilka biur podróży i nieco odechciało mi się ryzykować. Mój jakże uczynny Ex postanowił bardzo pomóc i (ponieważ ja nie dałam rady) uruchomił kontakty oraz załatwił nam czterodniowy pobyt w Zatoce Sztuki, w Sopocie. Ze zdjęć w internecie wynikało, że prawdopodobnie dywan będzie nam mówił „dzień dobry”, ale ośrodek dopiero się rozkręca i nie jest pozbawiony wad. Jednakże jego podstawową zaletą, z którą trudno polemizować jest bezpośredni widok na plażę und morze. Pogoda nie rozpieszczała, zjaraliśmy się dopiero ostatniego dnia. Powrót z P. trasą Sopot – Łódź – Justynów – Warszawa był zaskakująco spokojny, wręcz miły. Włącznie ze śpiewaniem piosenek Bon Jovi, przeze mnie, a to znaczy, że musiałam być mocno wyluzowana… Przy P. pierwszy raz od nie wiem kiedy..

Wracając do różnych „od nie wiem kiedy” muszę wspomnieć o koncercie w Gdańsku, po którym byłam regularnie i klasycznie „wyrywana” przez jakże utalentowanego muzyka, szanowanego obecnie powszechnie za to, co robi dla polskiej kultury współpracując m.in. z szefową MG i innymi artystami. Odbywało się zaglądanie w oczy, mówienie „jesteś wspaniała, wiesz o tym?” oraz całowanie w dłoń. W między czasie miał miejsce dialog, który – jak określiła moja bliska koleżanka – wygrałam stosunkiem 30 : 0. Poniekąd jestem z siebie dumna, po wypiciu kieliszka lub dwóch budzi się we mnie mistrzyni ciętej riposty. Pożegnaliśmy się słowami: On: Widzę, że teraz nie mam szans, ale w Poznaniu to już ci nie odpuszczę. Ja: Masz tydzień, kombinuj, wymyśl coś.. zobaczymy. Wiedziałam, iż na koncert w Poznaniu nie jadę, więc jakże łatwo było rzucać słowa na wiatr. Oczywiście głupotą jest analizowanie tego zdarzenia, ale tak już mam.. Facet był nietrzeźwy, prawdopodobnie „w potrzebie”, gdyż w trasie koncertowej, zapomniał o wszystkim następnego dnia rano, a może nawet tego nie pamiętał… No i tak właśnie wygląda moje życie „uczuciowo – cielesne”. Emerytura aż trzeszczy.

A wracając do realiów: od dzisiejszego rana mam (przez tydzień) pod opieką psa mojej znajomej. Mini york jest to niewątpliwie, spokojny i przytulaśny. Czekam na reakcję Chru, która obecnie przebywa u swojego taty.

Chru zaś odkąd rozpoczęłam urlop nauczyła się – w miarę płynnie – korzystać z nocnika. Pieluszkę zakładam jej jedynie na noc, a i tak często jest sucha do pierwszego siusiania rano. Duma mnie rozpiera! Duma rozpiera mnie również z powodu syna, który w stosunku do mnie prezentuje postawę dość zdystansowaną, upartą i niezależną, ale świat chwali go za umiejętności, inteligencję i bycie fajnym chłopakiem. Chciałabym móc pogodzić rolę gderliwej/dbającej matki z kimś, kto potrafi wyrazić dobre emocje i go wspierać. Bywa, że nie potrafię.. L

cdn

wtorek, 17 lipca 2012

17 lipca

MG było suuuuper!! Zdecydowałam, że jadę na koncert do Krakowa oraz Gdańska. Z Chru i Mart, która przypilnuje nieletniej pod moją nieobecność związaną z obowiązkami ! Ktoś tego (MG) musi doglądnąć na miejscu.. W sobotę, prócz mnie, na koncercie nie było nikogo z Agencji. Mój kierownik malował mieszkanie, a dyrektor mieszka w Radomiu.. well.. A, redaktora R. nie było. Nie wiem czego się spodziewałam..

Wczoraj poszłam do kina. Z premedytacją na film, który nie wymaga intelektualnego wysiłku. "Magic Mike" traktuje o striptizerach i jest pełen scen z rozbierającymi się facetami oraz tp.. Było zabawnie. Oczywiście do momentu gdy wyszłam po zakończonym seansie.. Szłam Chmielną do Nowego Światu na autobus, patrzyłam na ludzi. Czasami w człowieku / kobiecie budzą się siłą rzeczy utajone potrzeby.. Ech.. Znikąd pomocy..

Dziś P. wziął Małą do siebie na noc. Jest chłodno i mokro, ale zdecydowałam się pójść do HRCafe na koncert (darmowy) zespołu Plazmatikon. Wszystko mi jedno, byle nie siedzieć w domu z nosem na kwintę. Zaliczenie fajnego wydarzenia muzycznego to nic złego, ale trochę mi dziwnie z tym, że podświadomie mam nadzieję spotkać kogoś .. ciekawego.. Czuję się trochę tak jak wtedy gdy zaczynała się moja znajomość z P. W wakacje przed rozstaniem z M. byłam przez dwa miesiące sama w domu (M. po pracy jechał na letnisko, ja dojeżdżałam w weekendy). Codziennie czekałam na kontakt do P. , na jakiś sygnał, że może przyjechał, czeka na ulicy, może zadzwoni, może wejdzie do domu... Wtedy nic się nie wydarzyło.. P. był zajęty sobą i swoim małżeństwem.. Aż do chwili gdy rozstałam się z M. a w moim życiu pojawił się J. Może i mogłabym wrócić w jakiś sposób (chociażby cielesny) to znajomości z J., ale nie mam wątpliwości, iż sprawa miałaby rację bytu tylko i wyłącznie na poziomie sporadycznych spotkań i potrzeby "dziania się" czegokolwiek w tej sferze. A to już za dużo kosztowałoby i mnie i J., który sobie na to nie zasłużył.. Tak więc impas. 

Trzeba się zbierać, zakręcić loka, przypudrować nos, wcisnąć w spodnie.. 




sobota, 14 lipca 2012

14 lipca

Artysta G. rozliczył się wczoraj ze mną w formie 10% prowizji od załatwionych koncertów MG. Zapłacił również za wspólnie zjedzoną kolację. Konsumpcja odbyła się po spotkaniu w firmie K., która chce wydać jego płytę. W trakcie spotkania okazało się, że firma K. szuka wsparcia dla osoby zajmującej się PR i marketingiem. Około północy napisałam do nich mail, zgłaszając swoją kandydaturę.. Nigdy nie wiadomo..

Od dwóch dni próbuję - na razie bezskutecznie - zarezerwować wakacje w Chorwacji. Okazuje się, że na stronach z ofertami znajduje się mnóstwo nieaktualnych. Robi człowiek rezerwację, czeka na kontakt z doradcą celem potwierdzenia, a tu.. dupa.. P. (sam, bez pytania) obiecał wesprzeć budżet wyjazdowy. Tymczasem wizja wyjazdu jest mętna. Znalezienie czegoś w Europie poniżej 2tys. graniczy z cudem :(( W ciągu ostatnich trzech tygodni zbankrutowało trzech touroperatorów...

Chru obudziła się dziś podejrzanie ciepła. Innych objawów brak.. A ja mam iść na koncert MG. Ech...

czwartek, 12 lipca 2012

12 lipca

Dziwny to był dzień..
Po pierwsze: wczoraj odbyłam krótką rozmowę telefoniczną z panem redaktorem z radia, z którym to kilka tygodni temu jechałam pociągiem do Poznania. Kiedy się przedstawiałam powiedziałam "nie wiem czy mnie pamiętasz..." i tu nastąpiło przerwanie słowami "oczywiście, że pamiętam, naturalnie, jakże bym mógł nie pamiętać?!", po czym okazało się, że nie odpisał mi wtedy na sms bo był bardzo zabiegany... Ponieważ dzwoniłam w sprawie swojego znajomego nie chciałam zawracać R, głowy dłużej niż wymagał tego temat. Jeśli zaś chodzi o moje ewentualne "nadzieje" to znowu nic.. Najbardziej przeżywam chyba fakt, że nie zdarzyło mi się wcześniej, by tak sympatyczny, bezpośredni, fajnie płynący i wyraźnie sympatyzujący kontakt nie miał kompletnie żadnego ciągu dalszego.. Wyobraziłam sobie, że piszę do niego sms "Jesteś gejem, czy czyimś mężem?", a on mi odpisuje "Nie, po prostu nie lubię dzieci". Ups..
W nocy, oczywiście, śniłam, że byliśmy gdzieś w swoim towarzystwie i ja powiedziałam do niego - uwaga, teraz będzie taka wioska!! - stojąc na plaży, patrząc z ukrycia na deszcz padający na piasek "Fajnie byłoby mieć kogoś bliskiego z kim można by w takiej chwili zmoknąć". On (w tym śnie) popatrzył na mnie i zapytał "A ty nie masz?", pokiwałam przecząco głową. "Ja też nie mam", po czym - jakby z ulgą - podszedł i objął mnie ramieniem.. Następnie przypominam sobie taki kadr z tego kompromitującego gatunkowo snu, na którym stoimy przytuleni do siebie, a jemu wiatr mierzwi włosy.. Była również jakaś przebitka z bardzo udanym całowaniem się. No co za wioska, ja pieprzę! Jakbym się naoglądała "Dirty Dancing".. Niezwykle było mi dobrze w tym śnie. I czułam taką ogromną ulgę, że wreszcie wyjaśniliśmy sobie oboje nasze "statusy".
Tymczasem w realu, wujek google nic nie wie na temat życia prywatnego pana redaktora. Podobno R. wybiera się w sobotę na ten sam koncert, na którym będę ja. Zdradził mi ową wieść mój Artysta G. Zapytałam owego Artystę czy uważa, że R. jest gejem. Artysta zaśmiał się z powątpiewaniem. "W takim razie muszę być naprawdę kompletnie nieatrakcyjna". I tu już wystąpił wielki śmiech fejsbukowy Artysty, bez jakiegokolwiek wspierającego komentarza. Natomiast w sobotę na ww występach artystycznych będę ja i ... Chru. Moja przyjaciółka A. (również wybierająca się na koncert) zaoferowała się zająć Małą gdybyśmy chcieli z R. pogadać, ale.. Myślę, że tam się po prostu nic nie zadzieje... "I nie stanie się nic aż do końca".. Na pewno jest zadufanym w sobie, pokręconym, neurotycznym dupkiem.. fcuk.

Oczywiście ten cały sen wprawił mnie od samego rana w dziwny nastrój.. Jakiś taki chujowo-melancholijny.

O 12.00 przyjechał P. i ruszyliśmy w podróż do Łodzi. Wieczorem minęło 9 lat od kiedy nie żyje moja mama. Poszliśmy na cmentarz z tatą, bratem i jego synkiem. Stałam nad grobem jak wryta, próbując nie przypominać sobie dokładnego przebiegu wydarzeń tamtej soboty.. Zrobiłam Chru kilka fotografii. P. zrobił mi, bratu i siostrze kilka wspólnych zdjęć.. Wróciliśmy do Warszawy niespełna godzinę temu. Cud jakiś, ale Mała kontynuuje rozpoczęty w samochodzie sen. P. pojechał do siebie. Ja siedzę i piszę.

Dziwny to był dzień..

sobota, 30 czerwca 2012

29 czerwca

Zawsze gdy pochwalę moje stosunki z P. temu nagle odbija. Obecnie mam do czynienia z fochem z przyległościami, łącznie z brakiem kontaktu przez dwa dni. Ja rozumiem, może mieć problem ze mną, ale Chru coraz więcej rozumie i wyraźnie wspomina "tatuś przyjedzie?", a tatuś najwyraźniej pałuje się samym sobą.. Jest to żałosne!! Dzwoniłam dziś sześć razy, nagrałam się. Nic. A jeszcze w środę chwalił się, że kupuje samochód.. Biedny on.

Siedzę właśnie na balkonie domu mojego byłego męża. Wysłałam maile do wszystkich menadżerów wszystkich artystów MG, którymi jesteśmy zainteresowani. "My" czyli Agencja i ja, człowiek wynajęty do obsługi, za połowę proponowanej przez siebie stawki.. No cóż..

Prawie północ, a mi nie chce się spać.. jakoś. Ciepło, spokój,  zrobiłam na kolację twaróg ze szczypiorkiem i koperkiem, na jutro sałatkę jarzynową, wypieliłam połowę grządki przy domu, napiłam się wina, wykąpałam Chru, utuliłam ją do snu.. Korzystam z wolności, choć niepełnej bo lekko zważonej fochem P. Ale i tak jest fajnie.


Rano pojechaliśmy z Milem do gimnazjum złożyć dokumenty. Pani w sekretariacie powiedziała żeby się nie martwić, że na pewno zostanie przyjęty (średnia 3,9; test kompetencji 36/40 punktów, test predyspozycji językowych zdany na 8 miejscu na 33). Za tydzień, po oficjalnym ogłoszeniu listy uczniów przyjętych do placówki, powinnam odetchnąć i zakończyć wreszcie swoją przygodę z problemem "jeśli nigdzie się nie dostanie będzie musiał iść do szkoły rejonowej tj. na Wawrze i co my wtedy zrobimy??". Podsumowując: od września Mił będzie się prawdopodobnie uczył w klasie z poszerzonym programem z j.angielskiego, drugim językiem hiszpańskim, natomiast sam profil nauki będzie zdecydowanie "ścisły" niż "humanistyczny".  
Mam nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży..


Od poniedziałku mam urlop od telewizji korporacyjnej. Mimo pracy w radiu jest to prawdziwy błogostan. Brak konieczności permanentnego ściskania pośladków, oglądania się na wszystko i wszystkich itd. itp. Co to będzie na początku sierpnia, gdy ów stan niebezpiecznie i nieuchronnie zbliży się do końca?? 


W niedzielę lub poniedziałek przyjeżdża do Polski mój brat z rodziną. Nie widzieliśmy się prawie trzy lata. Chru i Mił poznają swoje cioteczne rodzeństwo. Jestem bardzo ciekawa tego spotkania. Ze względu na nich, ale i na siebie..


No dobra, chyba jednak pójdę spać. Oby mnie nie zżarły zwierzęta parzystoskrzydłe ;)

sobota, 23 czerwca 2012

23 czerwca

Dziwny dzień..
Bardzo smaczne śniadanie..
Dwie bardzo przykre wiadomości..
Podróż do Izabelina i z powrotem..
Jeden bardzo dobry uczynek..
Zamiast meczu dwa filmy oglądane już wcześniej kilka razy..
Perspektywa jutrzejszego wieczoru i firmowej imprezy finansowanej z własnej kieszeni..
Planowany peeling, depilacja, manikiur, 2kc, alkohol, alkohol, alkohol..
Spróbuję o wszystkim zapomnieć..


niedziela, 10 czerwca 2012

10 czerwca

Nie ma to jak wsiąść do pociągu nach Pozen, którym nie miało się jechać, z milionem innych ludzi, którzy chcą znaleźć miejsce w drodze na mecz/z koncertu, wejść do przedziału, położyć torbę, odwrócić się i.. zobaczyć pana redaktora z 'rockowego' radia, tak błyskotliwie konwersującego podczas spotkania z Artystą G. pewnego grudniowego wieczoru...Tak, tego samego, który - słysząc w słuchawce głos marudzącej Chru - już nigdy nie zadzwonił..
Siedzimy naprzeciwko siebie. Człowiek zasnął, uprzednio rozmawiając sympatycznie z tą oto mną oraz podzieliwszy się butelką napoju, z którego nie skorzysta. Zmęczon, niech więc śpi, nieboże... Ja się próbuję przygotować do spotkania.. Szczerze mówiąc, boję się.. Wkrótce mi przejdzie...


17:22 starbakskofi na piętrze dworca...
Miałam wracać pociągiem o 14:25, ale nie było już miejsca.. Miałam wracać pociągiem o 16:30, ale okazało się, że (pani w kasie zapomniała iż) nie zatrzymuje się w Kutnie. Pozostał mi osobowy o 18:28.. Na stacji docelowej będę o 20:29. Why w Kutnie? Wpadłam bowiem wczoraj na pomysł zabrania się z Michałem do Warszawy, co miało mi skrócić udrękę w podróży pekape.. Jakaż piękna niedziela.. Podobno...

Z panem redaktorem rozstaliśmy się w przejściu podziemnym. Zażartowałam "To nie będziemy w kontakcie", gdyż nie jesteśmy, a przynajmniej nie dotychczas, więc trudno było się pożegnać odwrotnie..  Pan redaktor zaś rzekł "To do następnego miłego spotkania" (oczywiście w bliżej nieokreślonej przyszłości, jawiącej się w zarysie...). Co prawda uściskał mnie spontanicznie (ja go tylko od-uścisnęłam), ale niesmak pozostał.. Napisałam sms do przyjaciółki. Ona na to "I nie zaprosił cię na kawę? Baran". No cóż.. Jeśli spłoszył go onegdaj głos dziecka, to ono raczej nie zniknęło z mojego życia, więc... Zapowiedział również, że wyjeżdża na dwa tygodnie na długo oczekiwany urlop. Zamierza pojeździć po Europie. Lucky on.

Z Zespołem S. rozmawiało się całkiem miło. Jedyny problem stanowił dla mnie temat wysokości "opłaty abonamentowej", którą chcielibyśmy aby nam płacili. Powiedziałam, że o tym pogadają "po męsku" z Przemkiem, gdy spotkamy się w Warszawie za 8 dni.. Wtopa jest taka, że gwiazda-wokalista nie dotarł, gdyż (podobno) zatrzymała go policja, a nie miał przy sobie dokumentów. Nie rozumiem, niestety,  dlaczego przez kolejne 2,5 godziny nie mógł odebrać telefonu lub zadzwonić no, ale... Ponieważ mnóstwo od niego zależy uważam spotkanie udane w jakiś 60%.. czyli dupy nie urywa...Jeśli to wszystko klepniemy pracy będzie baaaardzo dużo..

Siedzę więc i piję kawę z ekspresu przelewowego + mleko. Koło nosa przechodzi mi mecz Hiszpania - Włochy. Na pewno nie dotrę do domu na mecz Irlandia - Chorwacja (pełno tu kibiców, najchętniej dołączyłabym do tego międzynarodowego pijaństwa!). Nie pozostaje nic innego jak po prostu cieszyć się z nieoczekiwanego przedłużenia stanu niezależności, o co spontanicznie zadbała pani kasjerka..

Na szczęście ładują mi się i laptop i telefon, więc powinnam się jakoś znaleźć z chłopakami w tym Kutnie... Fcuk...

piątek, 8 czerwca 2012

8 czerwca

Dzisiaj wszystka jestem kibicką! No nic na to nie poradzę, że jaram się dokumentnie meczem otwarcia. Fakt, iż na nim będę wprawia mnie w nastrój podekscytowania, w skłonność do nieoczekiwanych patriotycznych porywów i kompletnego spontanu w rozwoju potencjalnych wydarzeń! Boże, niech to przynajmniej będzie remis (1:1), w najlepszym przypadku mocna przewaga bramkowa. A na 100% niech spadnie z nas wreszcie ta "klątwa" pt. noł gol et ol..

W niedzielę jadę do Poznania spotkać się z Zespołem. Nie wiem czy dobrze robię, ale czuję, że powinnam..
Artysta G. ostatecznie pogrążył swoje szanse na poważne traktowanie. Nie chce mi się o tym pisać..

Od 23 czerwca mam urlop. Jak będzie wyglądał ? Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie bardzo pracowicie.. Chciałabym oderwać się od WSZYSTKICH obowiązków i przenieść w niebyt.

Polskaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!



poniedziałek, 28 maja 2012

28 maja

"A potem, zaraz jak nastała nowa Polska, Santorski wydał ''Toksycznych rodziców''. Rany, to był szał. Jakby nagle wszystkim spadły maski z twarzy. Lata 90. ubiegłego wieku przyniosły odkrycie, że rodzice to potwory. Psychologiczne wampiry. Mało tego, niedoszłe ideały, nasze niedoścignione bóstwa okazały się odpowiedzialne za nasze życiowe błędy, niedostatki, porażki i cierpienia. Chłopak cię nie kocha? Bo tata odszedł, gdy go potrzebowałaś. Jesteś nieśmiała? Bo matka cię nigdy nie chwaliła.
To było tak wspaniale wyzwalające! Zamiast skupiać się na tym, co możesz zmienić w swoim życiu, zamiast męczyć się, próbując się zmienić, walczyć z własnymi ograniczeniami, wystarczyło odkryć, że mama była toksyczna. Wow." ostatnie WO

poniedziałek, 21 maja 2012

21 maja

Poszłam na „Hollyday”. Pawlicki, zaiste, rozebrał się.
To już nawet nie chodzi o te pośladki i wejście nago pod prysznic na scenie..
To chodzi o brak. O ‘niemanie’. O absencję. O nieobecność. O plusy ujemne. O odmowę dostępu. O nicht. O ‘no way’. O ‘znikąd pomocy’.
Moi faceci nigdy nie byli Adonisami. Oczywiście, z całym szacunkiem dla nich.. no, przynajmniej dla niektórych.. Nigdy nie zwariowałam na punkcie ich cielesności, choć na punkcie miłości fizycznej z.. było przyjemnie blisko. Raz też zdarzyło się poderwanie przez wyjątkowego przystojniaka, ale nic tak nie studzi wspomnień jak wrażenie bycia poniekąd zgwałconą, a wszystko przez dużą ilość alkoholu i zerową asertywność w zderzeniu z bezwzględną determinacją i doświadczeniem w temacie..
No więc nie rozpalały mnie do granic niczyje ramiona, ani brzuch, ani plecy, ani nogi.. No jakoś nie.. Zawsze miałam tak cholernie niskie poczucie własnej wartości! Nie pomyślałabym nawet, iż jakiś zajebisty chłopak/facet może się mną zainteresować, o zachwycie nawet nie wspominając..  No i to moje odpowiedzialne podejście do związku, do rodziny. Ta wpojona przez mamę rola kobiety..  Obowiązki uber alles! No i tym sposobem było minęło..
Widok Pawlickiego uświadomił mi, że to się już raczej nigdy nie wydarzy.. Że pewne rejony męskości są dla mnie zamknięte. Że takie młode ciało lgnie do innego młodego ciała. Że – jeśli już, cudem!,  zdarzyłaby się hipotetyczna sytuacja – moje zainteresowanie mogłoby być śmieszne. Że nie powinnam się uśmiechać i robić za żałosną, wyobrażając sobie nie wiadomo co.. Że Szumowska i Kościukiewicz to inna galaktyka. Że mam dwójkę dzieci i to jest najlepsza antykoncepcja, a w zasadzie metoda prewencyjna. Że rano budzę się coraz brzydsza.. Że sama pozostawiam coraz więcej do życzenia.. 
Patrzę na mężczyzn, którzy.. nie, nie ‘otaczają’ , tylko ‘mijają’ mnie np. w pracy. Rozmawiając z kilkoma z nich uświadomiłam sobie jak szerokie, kojące (dla swoich dziewczyn) mają ramiona. To jakaś wartość dodana jest.. ale nie za wszelką cenę..  
Przypominam sobie scenę z ubiegłych wakacji. Robię zakupy w delikatesach, Chru na wózku majta nogami. Odwracam się w stronę drzwi i widzę dwóch panów B., idą w stronę samochodu.  Jeden z nich kilka dni wcześniej kompletnie nie sprawdził się w roli kochanka. A ja patrzę na jego plecy w białym podkoszulku i myślę tylko o tym, jak cudnie było się schować w tych ciepłych ramionach.. Wielkie rozczarowanie i tak charakterystyczny dla mnie cud niepamięci..
Idę się przejść i pocierpieć w metafizycznym zaciszu..

środa, 16 maja 2012

16 maja

W sobotę byliśmy na komunii mojego chrześniaka. Po obiedzie dowiedzieliśmy się, że nie żyje babcia Irena, czyli mama mojej mamy..Ponownie pożyczyłam samochód od P. i wybrałam się, tym razem tylko z Miłem, na pogrzeb. Dziwne są te rodzinne uroczystości.. W trakcie mszy ksiądz straszył, że tych, których Bóg nie zna bo nie chodzą do kościoła, po prostu nie wpuści po śmierci do raju.. Nad grobem było zimno, nie czułam nic prócz chłodu. Na obiedzie w restauracji patrzyłam na bliższych i dalszych krewnych.. Szarych, wypłowiałych, pachnących potem albo tanimi perfumami.. Niektórzy próbowali brylować, niektórzy jedli w samotności. Nikt się specjalnie nie smucił.. Umówmy się - nie pożegnaliśmy naszej ukochanej "babuni", tylko.. Podobno nie mówi się źle o umarłych. No więc na tym koniec..

Wróciliśmy późno. W nocy Chru wymiotowała, od rana miała biegunkę.. Zostałam z nią do czasu aż P. wrócił z pracy. Zrobiłam cztery prania. Nie chciało mi się nawet malować. Byłam zmęczona, niewyspana, zmartwiona.. Na szczęście lekarka, która zbadała Chru powiedziała, że to jakaś 'wirusówka', zaleciła smectę i witaminę c oraz dużo płynów. Rozmawiałam z P. przed chwilą. Oglądają Pata i Mata, Młoda przytula się do kota, ale jest trochę cieplejsza niż zazwyczaj. Mam nadzieję, że nie pochoruje się jakoś poważnie :( Jutro jej urodziny.. Mają podjechać rano, umówiliśmy się też na obiad pod wieczór..
Właśnie dzwonił P., Chru znowu ma biegunkę, chce pić mleko, a lekarka zaleciła dietę.. Mała marudzi i popłakuje. Z jednej strony mam wyrzuty sumienia, bo powinnam być przy niej. Z drugiej - w końcu jest ze swoim tatą, na pewno sobie poradzą, a ja padam.. Jezu.. staram się być dziarska, ale nienawidzę gdy moje dzieci chorują :(((

Z dobrych rzeczy - dostałam zwrot podatku. Odłożyłam na oszczędności. Niech poczekają na mój urlop i jakieś przyzwoite' last minute'. Może się uda..

Wczoraj wieczorem dzwonił brat. Przyjeżdżają na początku lipca. Naprawdę się cieszę! Nie widziałam go 2 lata. Chciałabym, żeby to był fajny czas..

Moi artyści z Poznania są - po moim mailu - na 'tak'. Podobno ma do mnie dzwonić korzystny wokalista (śnił mi się, don't ask..). Modliłam się, żeby to nie było dzisiaj, bo mam pustkę w mózgu.. Powinnam do nich pojechać. Pójść na wino, zjeść zapiekankę, pogadać o życiu i starych Polakach. Tak czuję. Jeśli Michał nie zadzwoni do jutra, zrobię to sama. Adam gitarzysta mierzy się z ciężką chorobą mamy. Faken szit.

Powinnam jeszcze napisać kilka maili, a kompletnie nic mi się nie chce.. prócz spania, oczywiście.. Luli laj luli laj..

Jeszcze dwie godziny i zacznę rodzić..

czwartek, 10 maja 2012

10 maja

To poniekąd zabawne.. Dostałam dziś pensję pomniejszoną o 500zł z powodu "niezrealizowanego cyklu". Dzisiaj też okazało się, że - dzięki mojej wczorajszej rozmowie z pewnym człowiekiem, który ma kontakty w środowisku - w przyszłym tygodniu reporter jedzie do Włoch by nakręcić materiał z Savage i Sandrą, będą z tego dwa odcinki.. Czy w związku z tym mam w przyszłym miesiącu spodziewać się pensji wyższej o 1000zł? Szczerze wątpię. Co ciekawe, moja koleżanka, która jest wydawcą, również.. Znikąd pomocy w tej pieprzonej korporacji..

Wczoraj w nocy napisałam obszerny mail do chłopaków z wiadomego zespołu. Nie mogłam zasnąć do drugiej.  Potwierdzenie odebrania wiadomości przyszło po 18.00. Ciekawe co się tam teraz dzieje.. Z jednej strony bardzo mi na tym zależy, z drugiej czuję się tak jakbym czekała na wynik rozmowy o pracę. Ponieważ merytorycznie wspierałaby mnie w menadżerowaniu firma moich znajomych, urządziliśmy we wtorek "burzę mózgów". Podsumowanie było takie, że nie możemy wszystkiego czego potrzebuje zespół robić tylko za tantiemy z przyszłych koncertów. Konieczna jest podstawa. Nie określiłam jej wysokości we wspomnianym mailu, uznaliśmy bowiem, że o pieniądzach należy rozmawiać osobiście. Dzisiaj 50 razy otwierałam ten list do nich i czytałam w kółko. Wydaje mi się w porządku. Ciekawe czy im też.. Szkoda byłoby stracić szansę na prace z tak dobrym zespołem, ale nie mogę poświęcać czasu, którego nie mam za dużo, na zajęcie opłacalne w przyszłości.. Mam już dosyć takich doświadczeń z G. Ostatnio znów mu pomogłam. Nie wiedział jak wycenić napisanie muzyki do spotu reklamowego, co mu zaproponowano. Jeszcze podpowiadałam jak właściwie sformułować ofertę. I znów ani słowa o tym, że coś z tego będę miała.. Kuźwa.. Rzygam tym..

Nie podoba mi się singiel tegorocznego MG. Pan Dyjak był dziś w Żywcu albo naćpany, albo pijany.. Jak dla mnie porażka..

Chru zrobiła dziś po raz pierwszy w życiu siku do nocnika. Jestem szczęśliwa !

Umowa dla K. poprawiona, obiad na jutro podszykowany. Idę zmyć makijaż i stać się zombie oraz powiesić pranie.

Spaaaać....

środa, 2 maja 2012

2 maja

Home alone..

Tak się złożyło, że P. pojechał wczoraj z Chru do swojej mamy. Mił zabrał się z nimi , a w tej chwili jest już z tatą w Karkonoszach. Ergo - od 36 godzin jestem sama. Częściowo w pracy, a częściowo w domu. Wczoraj wyszłam z fabryki o 15.00 (Królowa dała nam "wolne") i poszłam na piechotę nad Wisłę. Wróciłam o 18.00, zmęczona, z pokaleczonymi od butów stopami, ale jakoś tam szczęśliwa. Zdezorientowana perspektywą samotnego wieczoru. W zasadzie siedząc na schodach niedaleko "Cudu", już wtedy czułam się dziwnie. Nie musiałam na nikogo uważać, nikogo upominać, realizować niczyich potrzeb... Ot, bezpańska matka.. Pewnie dlatego, że to pierwsze dwa dni w pojedynkę od pół roku.. Wchodziłam po kilka razy na Chrupowego bloga. Popatrzeć..

Wieczorem rozmawiałam z gitarzystą BARDZO dobrego zespołu. Zespół ów bowiem szuka menadżera. Dodam, że od kilku miesięcy bezgranicznie się w nich kocham, koncert w Trójce był jednym z tych, który wywarł na mnie piorunujące wrażenie..na dodatek ich (doskonały!) wokalista będzie od maja dzielił swój czas między nich, a kapelę, która po 20 latach zakończyła współpracę z własnym "głosem" i zaprosiła go do wspólnego grania. No cuda..
Gitarzysta ujawnił sytuację grupy, oraz fakt iż rozmawiał już z kilkoma osobami w sprawie menadżerowania. Jak dotąd bez skutku. Oczywiście moja rozmowa z Adamem nie była przypadkiem. Skontaktował nas P. Jestem mu za to wdzięczna. Naprawdę. Nie cierpię tego, że wciąż pojawia się na mojej drodze, ale z drugiej strony nie zabiegam o to. Koniec końców, jeszcze późniejszym wieczorem P. przesłał mi sms od człowieka, z którym spędziłam półtorej godziny na telefonie. "Rozmawiałem z D. Petarda!!!!". Miło, nie powiem :) Czekam na mail z podsumowaniem ich potrzeb i ewentualnymi warunkami współpracy. Dostanę go (podobno) jutro. Oczywiście zaczęłam bardzo intensywnie myśleć co z tym wszystkim począć. Nie mam firmy, a TEN zespół zasługuje na poważne potraktowanie. Jeszcze nie wiem do końca jak rozwiążę ten problem, ale mam pomysł. Mąż mojej bliskiej koleżanki założył jakiś czas temu firmę menadżerską, bardziej zorientowaną na szołbiznes, telewizję, prowadzenie imprez itd. Zagadnęłam dziś D., okazuje się, że wciąż działają i wypływają na szersze wody. Pracują nad nową zawartością strony, umowami itp. Jutro rano jem z Przemem śniadanie. Chcę mu zaproponować pociągnięcie drugiej "nóżki", czyli impresariat muzyczny pod szyldem jego firmy. Potrzebuję formalnego wsparcia, ciekawe co on na to. D.wydawała się być zachwycona :)

A propos różnych "współprac". Pomyślałam sobie ostatnio, że mój Artysta G. będąc na Fryderykach i wyjeżdżając następnego dnia o 15.30 nawet nie zaprosił mnie na obiad. Zjadł sam, spiesząc się na pociąg i od tej pory cisza.. Kuźwa.. No nic..

Po prawej stronie kamienicy, w której mieszkam stoi niewielki apartamentowiec. Sprawdzałam w necie - mieszkanie 65 metrowe kosztuje prawie milion. Właśnie wprowadzają się kolejni lokatorzy. Krzątają się, ogarniają przestrzeń, wieszają lampy, ustawiają regały na książki. Fajnie im. Mnie jakoś przykro. Oczywiście to nic osobistego. Tak po prostu..

wtorek, 24 kwietnia 2012

24 kwietnia

Moja szefowa obcięła mi dziś pensje o 500 zł. Mniejsza o uzasadnienie. Napisałam jej, że 500 zł to dla mnie bardzo dużo. Odpowiedziała, że dla niej też... Jeszcze nie do końca wiem jak sobie poradzę, ale jakoś muszę..

Mój chrześniak ma w tym roku komunię. 12 maja jedziemy więc z dziećmi na wieś samochodem pożyczonym od P. Planowałam dać Kacprowi akurat tyle, o ile zmniejszyła się moja wypłata (najbliższa planowana 10 maja). Czy wypada dać 300 zł.? :(

Odebrałam akredytację na Fryderyki. Jeśli tylko nie nastąpi jakaś katastrofa z programem, w czwartek o 19.00 zasiądę w Teatrze Dramatycznym obok mojej bliskiej koleżanki A. i artysty G., który wciąż nie zapłacił mi ani złotówki.. Zaczynam mieć tego dość zasadniczo dosyć..

Z miłych wiadomości - w weekend odwiedził mnie tata. Po raz pierwszy. Spędziliśmy miły i nienachalny czas, spacerowaliśmy i zajmowaliśmy się Chru. Jedyne, co nieco demolowało nastrój to ból zęba, który męczył tatę i dym papierosowy, który - mimo palenia przy otwartym oknie - unosił się po całym mieszkaniu. Było mi przykro gdy tata wyjeżdżał. W jego obecności chyba jeszcze wyraźniej poczułam jak bardzo jestem tu sama na co dzień..

20.05 idę (odebrałam dziś wejściówki) z moją sopranistką A. do teatru na "Hollyday" z Boczarską i Pawlickim w rolach głównych. Będzie to prawdopodobnie jedyna w moim przypadku okazja by zobaczyć gołego faceta na żywo..

Czuję, że boli mnie głowa i gardło.

Gotuje zupę dla dzieciaków na jutro.

W apartamentowcu naprzeciwko mnie mieszka Krzysztof Ibisz.

Chyba chce mi się płakać..


czwartek, 19 kwietnia 2012

19 kwietnia

Śnił mi się dziś chłopak, który 2 tygodnie temu był gościem w studio. Przystojny, sympatyczny, z poczuciem humoru, mieszka w Indonezji, jesteśmy znajomymi na FB (fą fą). No więc w tym śnie ów Mateusz powiedział do mnie : "Nie szukaj nikogo. Będę do Ciebie przyjeżdżał". Doszło również do bardzo troskliwego i czułego przytulenia.
Jakoś nie mogę się uwolnić od wspomnienia tego snu..
Ech...

piątek, 13 kwietnia 2012

13 kwietnia


Heidegger nazywa człowieka egzystencją. Słowo to ma oznaczać, że nie tylko istniejemy, ale odnosimy się do własnego bycia. Na co dzień zapominamy o tym, pogrążeni w zwyczajnych sprawach codzienności: bytach (Seiende), które całkowicie nas absorbują. Wiele rzeczy w potoku wydarzeń nam umyka, także te fundamentalne: nie umiemy pamiętać, czym jest nasze ludzkie bycie w świecie (Sein). Cała historia ludzkości podlega temu prawu zapominania o właściwym człowiekowi sposobie bycia. Postrzegamy świat jako skład rozmaitych wydarzeń, przedmiotów, spotkań, rozstań, spraw do zrobienia, spraw już załatwionych. W tym zgiełku i hałaśliwości bytów gubimy to, czym sami jesteśmy. Zapominamy o naszym autentycznym byciu. Nie widzimy nic poza owym wielkim magazynem rzeczy.

niedziela, 1 kwietnia 2012

1 kwietnia

I takie są właśnie realia - nie mam kiedy pisać, a nawet gdy znajdzie się czas to brak mi chęci by usiąść do komputera. Niby nic się nie dzieje, a tyle się dzieje..

Od miesiąca pracuje w nowej - starej firmie. Bardzo dokładnie przypomniałam sobie jaki to stres i jaka presja, jacy prymitywni mogą być ludzie, jak tymczasowe są dobre efekty tego, co się uda, a jak przykre i bezlitosne gdy powinie się komuś noga.. Ostatni tydzień chodziłam ze ściśniętym żołądkiem, w nocy śniła mi się moja producentka, płakałam wracając do domu z obawy, że Chru uśnie nieprzewinięta i nieprzebrana w piżamę.. Prócz tego kończę płytę artyście JK, co też wymaga skupienia i wizyt w starej firmie, a w takich okolicznościach nie jest łatwo..
Artysta G. na 99,99% wystąpi na tegorocznym MG. Niestety, agencja organizująca imprezę wzięła z jego strony kontakt do menadżera koncertowego i ja się dowiedziałam po czasie, że ów menadżer ustala z nimi warunki finansowe.. Podobno udział skromnej mej osoby w całej sprawie został mu objawiony i człowiek ten nie rości praw.. Mam nadzieję, że otrzymam należne mi wynagrodzenie, bo to byłoby parę złotych, a nie powiem przyda się.. Jak na razie nie dostałam grosza, za to dostałam nowe piosenki do zachwycania się, co aż takie trudne nie jest, bo rzeczywiście materiał daje radę. W tym tygodniu mam rozesłać demo do czterech wytwórni. Zaznaczyłam również w jednej z rozmów, że chętnie wybiorę się na Fryderyki. No sorry..

Prywatnie wiodę galopujące życie samotnej matki, wspieranej w zakresie opieki nad dziećmi przez dwóch różnych ojców. Żadnych flirtów, żadnych powłóczystych spojrzeń. Owszem, ja zawieszam wzrok na tym lub owym przedstawicielu, ale wyłącznie ze względów estetycznych, jakiekolwiek podteksty wydają mi się groteskowe..

piątek, 23 marca 2012

23 marca...

Tu nastąpi dłuższy wpis. Wkrótce. Bo ostatnio nie mam już siły siadać do kompa po pracy. No właśnie..

Co następuje:

Skończyłam dziś 35 lat.
Mam dwoje dzieci.
Nie mam faceta.
Nie mam własnego mieszkania.
Ważę zawsze za dużo.
Nie mam przekonania do tego jak wyglądam.
Pracuję w korporacji, która posiada ograniczony szacunek do ludzi.

Mam bardzo mało płyt.
Mam bardzo mało książek.

cdn


poniedziałek, 19 marca 2012

19 marca

Koleżanka wróciła z tygodniowego urlopu w Tunezji, na który pojechała z dzieckiem. Pytamy ją - jak było i w ogóle. Mówi, że super, odpoczęła psychicznie itp. "Tylko ten Miłosz - mamo to, mamo tamto, caaaały dzień, od rana do nocy. Siedzę taka zmęczona, a on pyta: mamooo, a dlaczego jesteś smutna? Miałam ochotę mu powiedzieć - pierdol się!"
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
Uuuuu... ależ jesteśmy niepoprawne..

niedziela, 11 marca 2012

11 marca

SMS "Okoliczności przykre i bardzo trudne, dlatego nie będę mógł dziś zabrać Chru do siebie. Jeśli wszystko uda się załatwić, jutro przytulę się do Niej najmocniej na świecie"

Na moje pytanie co się dzieje odpowiedź sms "nie mogę rozmawiać"

Dziś przyjechał. Znów pytam co się dzieje, może można jakoś pomóc..?

"Nie chcę o tym rozmawiać, zresztą my nigdy o tym nie rozmawialiśmy..i pomocy też nie trzeba, nie było jej nawet wtedy gdy można było pomóc..więc sorry.. "

Jakoś mnie to jednocześnie i zaskoczyło i nie. Z jednej strony, już dawno nie prowadziłam z nikim tego rodzaju rozmowy. Z drugiej - dla niego to typowe..
Poczułam, że mam do czynienia z zupełnie innym światem..


środa, 29 lutego 2012

29 lutego

Dziś jest mój ostatni dzień regularnej pracy w starej firmie. Próbuję się ogarnąć i zostawić po sobie porządek oraz "czystą bieliznę". Nie jestem pewna czy rozstaję się z tym miejscem na dobre. Wczoraj odbyłam spotkanie z szefami i muzykiem bardzo popularnego zespołu na okoliczność wydania jego płyty w tejże wytwórni. Tak się wkręciłam, że dziś zaproponowałam mojemu kierownikowi zajęcie się tym projektem. Robiłabym to zdalnie, może czasem musiałabym wpaść. Do przygotowania kosztorys, umowa, akceptacja projektu graficznego.. Nic, czego nie umiałabym albo nie byłabym w stanie zrobić. Mam wrażenie, że Artysta K. też ucieszyłby się z mojej "opieki". Kierownik Jarosław wyraził zachwyt i aprobatę. Ciekawe za ile ;-) Tak więc...  ;-)

W piątek wieczorem jedziemy w czwórkę (ja, Chru, Mił i Michał) nad morze. Będą kombinacje noclegowe, ale najważniejsza jest sobota i długi spacer brzegiem morza, tudzież nadmorską aleją :) W niedzielę powrót. Jest szaleństwo, ale warte odbycia.

Ostatnio zaczęły mi się delikatnie odblokowywać dobre wspomnienia związane z P. Nie mają one żadnego wpływu na moją październikową decyzję. Myślę, że mnie samej mogą pomóc w znalezieniu odpowiedniego dystansu i perspektywy. Bolą mnie strasznie te wszystkie zapamiętane razy, gdy cierpiałam i nie widziałam sensu w dalszym życiu. Zdrowo byłoby móc uśmiechnąć się do tego, co było między nami dobrego.

czwartek, 23 lutego 2012

23 lutego 2

Mój Artysta G. dostał nominację do Fryderyka :)

23 lutego

Tydzień jakoś mija.
Od poniedziałku:
- poinformowałam mojego szefa o planowanym odejściu, wyraził wielki smutek, ale i zrozumienie dla sytuacji
- pracowałam w radiu, a od 14.15 w telewizji
- próbowałam zorientować się w nowych okolicznościach zawodowych
- odświeżałam stare znajomości w miejscu pracy (ech ten Michał M., jeszcze bardziej atrakcyjny reporter, mąż i tata niż kiedyś..)
- lepiej się ubierałam
- mniej jadłam
- widywałam sporadycznie swoje dzieci
- zasypiałam w trakcie wieczornego filmu, po czym nie mogłam spać w nocy
- dowiedziałam się przypadkiem, że chłopak mojej siostry pobił jakiegoś koleżkę i został zatrzymany na 24h, ale już go wypuścili..
Nie mogę się doczekać jutrzejszego wieczoru. Przynajmniej przez dwie kolejne doby będę panią swojego życia.

21 lutego

"Kiedyś mi powiedziałaś - mieszkaliśmy jeszcze wtedy w Pruszkowie - że znacznie lepiej Ci żyć, kiedy się uśmiecham. Mogę teraz to powtórzyć Tobie. Znacznie lepiej słyszeć Cię taką..knującą coś pozytywnego. Ale jeśli mają już być łzy, będę ich cierpliwym odbiorcą. Zobaczysz, wszystko się jeszcze ułoży".

Miałam takiego cudownego faceta, prawda...?

czwartek, 16 lutego 2012

16 lutego 2

A z rzeczy spoza kręgu zła:

Byłam wczoraj na "Sponsoringu" (błogosławione niech będą darmowe zaproszenia, z których ktoś inny nie może skorzystać, w związku z tym korzystam ja). Nie czuję by mnie ten film przewlókł na lewą stronę, nie czuję się zszokowana, nie wyszłam z kina oniemiała czy porażona. Oczywiście, mogłaby sobie Szumowska darować dosłowność w pokazywaniu aktów seksualnych, ale widocznie taki miała pomysł..
Summa summarum - wyszłam z poczuciem obejrzenia historii o "kobiecości". O tym, jak różnie można być kobietą. O władzy, którą możemy mieć nad mężczyznami i bezbronności skrywanej pod maską "jestem dziarska". Przez całą noc główna bohaterka pisze artykuł o studentkach utrzymujących się z nierządu, po czym sprząta poniewierające się w korytarzu skarpetki młodszego syna, próbuje nie tracić kontaktu ze starszym i "organizuje" życie męża gotując kolację dla jego szefa. Nieumalowana, w szlafroku, wieczorem jest zmysłową Wenus o ustach w kolorze czerwonego wina. Przepraszam za prymitywne porównanie, ale my, kobiety, możemy robić bardzo różne rzeczy - ważne, mniej ważne, zdobywać uznanie, nagrody, pracować na odpowiedzialnych stanowiskach, pisać, malować, bujać w odległych obłokach - łoEwa, jak mówi Niekryty Krytyk - pewnego dnia i tak ockniemy się czyszcząc kibel. Bo przecież MY mamy to wpisane w DNA, prawda?

16 lutego

Aktualizacja: Od przyszłego tygodnia pracuję na dwie zmiany. W obecnej robocie jeszcze się nie chwaliłam. Zrobię to jutro lub w poniedziałek..

Oraz:
W zasadzie nie wiem jak długo to potrwa, ale wczoraj rozmawiałam z P. o tym, że zmieniam pracę i wykazał się ten człowiek przytomnością i racjonalnością umysłu. Znowu przyśnie moją czujność, bo ja się zawsze daję wkręcić, no, ale cieszmy się chwilą..
Tak się złożyło, że na chwilę przed tym gdy do niego zadzwoniłam odebrałam mail od Pani z jednego ze żłobków, do kórych napisałam z nadzieją na opiekę nad Chru. Oferta "Akademii Malucha" wydaje się być optymalna. 15 minut spacerem od nas, mają wolne miejsce, można ją przywozić na kilka godzin, cena to 8zł/h. Policzyłam, że gdyby Chru spędzała w przedszkolu codziennie 4 godziny koszt wyniósłby ok.640zł. Oczywiście, na samym początku organizowania życia z myślą o nowej pracy poprosiłam o pomoc moją siostrę, ale chyba byłabym spokojniejsza gdyby Mała spędzała czas w gronie rówieśników i po prostu czegoś się uczyła, rozwijała. Mart jest w porządku, ale ona zwyczajnie byłaby z Chru w domu, nie zapewniałaby jej tego, co panie w klubiku. Poza tym moja siostra ma nowego narzeczonego i jej entuzjazm na przebywanie 5 dni w tygodniu poza domem odczytuję jako mocno ograniczony.. No więc ucieszyła mnie wizja bezpiecznego i miłego miejsca, w którym Małość mogłaby dobrze się bawić.
I tu się pojawia "ale" , które wyraził ojciec dziecka w trakcie wczorajszej rozmowy. Otóż: "mnie nie stać na to, by jeszcze opłacać przedszkole, zostałem sam ze wszystkim i ledwie daję radę". Dodam, że zaproponowałam, że podzielimy się kosztem po równo, a nawet (debilka) ja będę uiszczała więcej. On na to, iż z wielką radością zajmie się córką w szerszym wymiarze, bo uwielbia to robić i każda chwila z nią to dla niego ogromna przyjemność i srata tata.. Po 1. Przypomniał mi się jego bełkot sprzed niespełna tygodnia. Po 2. Bez przesady - 300 zł. to nawet ja jakoś spróbowałabym wysupłać. Po 3. Ja pierdolę, co za ściemniacz..
Podsumowując: jedziemy do Akademii Maluszka jutro, na 13.30, dowiadujemy się wszystkiego, a potem spróbujemy uzgodnić wymiar pobytu Chru. Może wystarczą trzy dni po 4 godziny, a może pięć po 2. Zobaczymy.

wtorek, 14 lutego 2012

14 lutego

Tyle się dzieje, że nie mam energii by jeszcze o tym pisać.
Wczorajsze spotkanie ws pracy w porządku.. gdyby nie horrendalny pośpiech, do którego namawia mnie K., moja przyszła szefowa. Najchętniej żebym przyszła od jutra, bo odeszły dwie osoby, a tu ludzie mają urlopy i w ogóle.. Nie lubię takich sytuacji. Odejście z 1.03 wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Miałabym jeszcze chwilę by się zorganizować. P. wyjeżdża pod koniec lutego do Niemiec, nie będzie się zajmował Chru. Pomóc miała mi moja siostra, ale w wymiarze "do 14.00". Chciałam to zrobić na spokojnie i sensownie. Teraz jestem w kropce. Wracałam metrem i płakałam. Ogarnęło mnie przerażenie, strach, smutek. Jak mam to wszystko ze sobą pogodzić i jeszcze być spokojna o Małą? Ile czasu będę mogła jej poświęcić? Zdecydowanie mniej niż do tej pory. Kto się będzie nią zajmował? Czy P. podejdzie do tego jak człowiek, czy typowo dla siebie?
Wieczorem nie mogłam usnąć. Przewracałam się z boku na bok.. Dopadały mnie obawy o przyszłość Miła, Chru i mnie w tym wszystkim.. Tymczasem jedynym rozwiązaniem wydaje mi się praca od przyszłego tygodnia na dwie zmiany. Od 9 do 14.00 w radiu, od 14.30 do (conajmniej oczywiście) 18.00 w tiwi. Siostra już wie, ma się jakoś ogarnąć. W pracy nikogo nie uprzedzałam. P. jeszcze nie poinformowany.. Po południu dzwonię do K. Zobaczymy co ona na to..

Sama sama sama..

czwartek, 9 lutego 2012

9 lutego 2

Mił odbiera dziś Chru z przedszkola. P. powiedział wczoraj, że tego nie zrobi. Usłyszałam, iż ma wątpliwości co do swojej roli w życiu córki... że (oczywiście na skutek mojej decyzji o rozstaniu) jest "niedzielnym ojcem", który "na nic nie ma wpływu", on Chru tylko "pilnuje" i czy zastanawiałam się, jak wielki miałabym problem, gdyby on jej nie "przechowywał" te kilka godzin dziennie. Dlatego też "odbierzcie ją jutro z przedszkola i wychowujcie.. A jak nie będziesz miała innego wyjścia to ja ją wtedy popilnuje". Dzisiaj od rana "dlaczego nie mogę jej odebrać?", "to znaczy, że nie będę się z nią widział w ogóle?"... W między czasie kilkadziesiąt nieodebranych połączeń..

Dobra dusza przysłała mi link do strony Stowarzyszenia "Damy radę", gdzie udzielają bezpłatnych porad jak sobie radzić w sytuacjach kryzysowych.. również od strony prawnej..

Nagrałam rozmowę z P. Akurat zadzwonił na stacjonarny i przytomny umysł podpowiedział mi włączenie dyktafonu w komórce. Szkoda, że nie nagrałam 3 wczorajszych monologów.. Chciałabym żeby ktoś tego posłuchał.

9 lutego

Po spotkaniu w sprawie powrotu do ex-roboty mam o czym myśleć. Jest szansa wynagrodzenia, które pomogłoby mi utrzymać się z dziećmi. Luksusów nie będzie (ten cholerny wynajem..), ale i potencjalnych kłopotów też raczej nie. W poniedziałek spotykam się z producentką. Zabieram Chru i idę negocjować.. Oczywiście pracowałabym w pełnym wymiarze i nie mogła zajmować Małą tak jak to ma miejsce teraz.. Zastanawiam się nad poproszeniem o pomoc mojej siostry, oczywiście nie za darmo.. No i co na to wszystko P.?

A P. wczoraj znowu odbiło. Nie dałam rady, bardzo się popłakałam i to w obecności koleżanki z pokoju, która o niczym nie wiedziała. Na szczęście po 17tej przyjechała D. i wsparła mnie konstruktywnym słowem. Kiedy P. znowu zadzwonił (wieczorem) rozmawiałam z nim już bardziej zasadniczo. Mił (który odrabiał lekcje obok) strasznie się wkurzył, ale pogadałam z nim później o tej sytuacji, o jego emocjach i myślę, że daliśmy radę rozładować zdenerwowanie..

Jak długo jeszcze P. będzie zatruwał nam życie??

http://www.youtube.com/watch?v=7siFSrLUPyE
Myślałam kiedyś, żeby zadedykować tę piosenkę (jakoś) imiennie P. Nie wiem.. maila wysłać.. I tak by nie zrozumiał..

środa, 8 lutego 2012

8 lutego

Podobno mogę już dzwonić do ważnego Pana z wydawnictwa A. w sprawie płyty artysty G.

Artysta G.odezwał się do mła. Podobno zorganizowanie koncertu graniczy z cudem, gdyż kluby nie chcą płacić.. Tak rzecze jego tour manager.. Marnie mi to wygląda.. Ta dalsza współpraca..  :( Chyba, że powiedzie mi się w A.

Odezwał się N., z którym rozmawiam już tylko o tym, jak mu się nic nie chce, w jakim dołku obecnie przebywa i jak zupełnie nie ma czasu. Nie będę się wyrażać..

wtorek, 7 lutego 2012

7 lutego

Gdy tylko zobaczyłam okładkę ostatniego "Wprost" z Tuskiem w roli "Człowieka Roku 2011" pomyślałam, że to chyba przegięcie.. Dzisiaj nastąpiła zmiana naczelnego.

Przeczytałam również wpis znajomej na FB, że "Sponsoring" jest wielkim rozczarowaniem. W dalszym ciągu zamierzam zaryzykować, ale mocno zaskoczyła mnie ta krótka recenzja.

Jeszcze bardziej zaskoczyła mnie informacja, że żałosne wcielenie głupoty ludzkiej, czyli ex-szefowa, przez którą niespodziewanie zakończyłam współpracę z telewizyjną korporacją, została "posunięta" na mniej prestiżowe stanowisko w stacji "córce". Moja bliska koleżanka, a także wydawca zaproponowała mi powrót. Jutro mam się z nią spotkać, a ona tymczasem dowie się jakie byłyby ewentualne warunki (głównie finansowe) tejże współpracy po 1,5rocznej przerwie. Jest napięcie, nie ukrywam.. Pfffff....

poniedziałek, 6 lutego 2012

6 lutego

Z cyklu: żenująca historia o mnie.
Kilka dni temu oglądaliśmy z Miłem - ponownie - "Ile waży koń trojański". Tam jest taka scena, w której główna bohaterka schodzi rano do kuchni, siada przy stole, a jej mężczyzna akurat przygotowuje śniadanie. Uśmiechają się do siebie.. Jest miło, ciepło, bezpiecznie, rodzinnie..
Nieoczekiwanie i na maksa ścisnęło mnie w bardzo głębokim środku i powiedziałam łamiącym się głosem:  "Boże.. chciałabym żeby dla mnie też jeszcze kiedyś ktoś tak przygotował śniadanie". Nie poradziłam sobie z emocjami, ale tylko na chwilę. Nie powinnam tego robić przy dziecku. Mił wyglądał na zdezorientowanego. Otrząsnęłam się, przeprosiłam za słabość.




Ten Więckiewicz jest naprawdę zabawny..

niedziela, 5 lutego 2012

5 lutego

Byłam wczoraj u terapeutki. Dobrze, że jest. Nie, żebym do odkryła dopiero dzisiaj, ale z każdą wizytą bardziej to doceniam. Ostatnio coraz dobitniej próbuje mi uświadomić, że P. nie jest normalny. I to nawet dosłownie. Powiedziała, iż z moich opowieści o tym co P.mówi, jak mówi, jak zmieniają się jego nastroje, wynika, że ma - co najmniej - zaburzenia osobowości. NIGDY, nawet gdyby jego terapia trwała 5 długich lat i była hardkorowa, nie będzie reagował jak przeciętnie wrażliwy i empatyczny człowiek. Może się nauczyć radzenia z pewnymi sytuacjami, ale to na poziomie wiedzy, wyrobionego mechanizmu, a nie emocji. No i jeszcze to, że on sobie nie pozwala na takie postępowanie (jak ze mną) z innymi ludźmi, ponieważ ma za dużo do stracenia. W moim przypadku zależy mu na zwróceniu na siebie uwagi. W jakikolwiek sposób, za wszelką cenę, najczęściej odreagowując nieumiejętność poradzenia sobie z samym sobą i życiem. A.powiedziała również, że P. można porównać do kogoś, kto bije, a potem przychodzi i pyta "ale chyba nie sprawiłem ci przykrości, prawda? Tak bardzo cię kocham..". W zasadzie jest to wierny cytat z P., a różnica taka, że tych siniaków i zadrapań po prostu nie widać.

Najlepszą obroną dla mnie będzie nie wikłanie się w żadne dyskusje i zależności. "Słyszy pani, że się zaczyna nakręcać, to wtedy pani przestaje słuchać, układa w myślach listę zakupów, zastanawia co zrobi na obiad i tak dalej..".

Jeszcze nie umiem, ale się nauczę...

czwartek, 2 lutego 2012

2 lutego 2

Mam problem. Z bardzo bliską mi kobietą. Staje się nie do zniesienia. Od dłuższego czasu. Cenię ją strasznie, bo całym sercem mnie wspiera i jest wielką przyjacielską czarodziejką, ale nie mogę znieść jej coraz bardziej oderwanego od rzeczywistości sposobu bycia. W zasadzie pomyślałam, że powinnam porozmawiać z jej mężem. Być może jego też to martwi. No i wie najlepiej czy to ona się zmienia, czy ja wcześniej nie miałam świadomości..

Wszystko ją przerasta. Do wszystkiego dorabia siedem gór i siedem lądów do przejścia.. Nie potrafi sama podjąć decyzji, bo to jej mąż musi wyrazić opinię czy pójdą z dzieckiem do kina na 18.00, czy mogłabym przyjechać i pomóc im w przeprowadzce/malowaniu, czy mam się zająć ich córką czy nie. Mówi o sobie "jestem perfekcjonistką", a przez wiele ostatnich tygodni w ogóle nie sprzątała w mieszkaniu, bo jej się nie chciało ("nie mogę się doczekać przeprowadzki, tam wszystko będzie lśniło, nie będzie kurzu ani brudu!"). Podobno zaproponowała swojemu P. żeby zapakował naczynia tkwiące w zlewie w torby i w takiej formie przewiózł na nowe miejsce, "bo tu jest zmywarka".

"Mogłabym być pracoholiczką". Pracuje w galerii z biżuterią. Co drugi dzień siedzi w niej 11 godzin. W trakcie jednej "zmiany" zagląda tam około 10 osób, kupuje jeszcze mniej. Ciągle słyszę "nie mam na nic czasu", "jestem zmęczona", "praca mnie dobija", "nic mi się nie chce"..  Rozumiem jej zmęczenie, to naturalne, ale nie umiem porównywać tego z np. moimi obowiązkami i trybem zapieprzania w telewizji. Generalnie ludzie pracują więcej i intensywniej niż ona. Jej własny mąż, codziennie rano zawozi rano córkę do przedszkola, przywozi ją wracając z pracy i zajmuje się Małą aż ta pójdzie spać. M. ma z pewnością więcej czasu dla siebie niż on. Takie są fakty, których ona nie dostrzega w sposób obiektywny. Po czterech latach siedzenia w domu, najpierw w ciąży na zwolnieniu, a później z dzieckiem narzeka na pracę podaną jej na tacy przez los.. Za psie pieniądze, zgadzam się, ale..kurcze.. Zbliżając się do 40tki mogłaby mieć większą świadomość własnego wpływu na to, jak wygląda jej życie.

Ostatnio schudła 7 kilogramów, często i przewlekle choruje. Mówi, że to od stresu związanego z kupnem mieszkania. A gdy pytam kiedy wybierze się na chociaż podstawowe badania krwi odpowiada tonem najbardziej  'zarobionej' osoby na świecie "no nie wiem.. teraz nie mam na to czasu.. za dwa, trzy miesiące, kiedy poczuję, że chcę zająć się sobą..ale muszę to poczuć".

Z drugiej strony jest kategoryczna. Wiele razy mówiła mi, co powinnam zrobić w związku z P., że ona by tak nie umiała, ona by to, ona by tamto. "Nie kontaktuj się z nim, nie odbieraj, nie chodźcie z nim nigdzie z Chru, nie umawiaj się, nie jeździj samochodem do Łodzi". Wielka rebeliantka w cudzym kontekście. Ostatnio wzniosłam się na wyżyny swojej asertywności i powiedziałam "Kochana, wiem, że to z dobrego serca, ale naprawdę to ja wiem najlepiej jak sobie z tym wszystkim poradzić, nikt tego za mnie nie zrobi i tak się stanie, potrzebuję po prostu dużo więcej czasu".

Osobna sprawa - nie kontroluje tego, co mówi. Subtelny przykład: zdarzało się, iż w towarzystwie Miła i mojej siostry używała zwrotu "robienie loda", jednocześnie upominając mnie bym uważała na słownictwo w towarzystwie jej córki, podczas gdy sama klnie jak szewc!

Odwiedziłam ich w niedzielę. Ona nie potrafi wyhamować. Piła wino i była nadpobudliwa - podobno wszystko to z powodu przeprowadzki do własnego mieszkania. Z jednej strony chaos, hiperaktywność, bujanie w obłokach (bardzo trudno jest dokończyć zdanie/wątek w rozmowie z nią), z drugiej punktuje swojego męża za przyciszanie muzyki, z trzeciej próbuje ze znawstwem wypowiadać się o tym, dlaczego podłączony telewizor nie działa właściwie... i tak dalej i tak dalej..

Zastanawiałam się nad sobą tzn. dlaczego M. mnie drażni i dlaczego mam problem z czystą i nieskalaną sympatią do niej.. Chyba się domyślam.. Naprawdę uwielbiam ludzi (i sporo takich dokoła), którzy mimo walki z codziennością znajdują czas i chęć na małe szaleństwo. Mają swoje odloty, ale i przyloty, bo są dorośli i odpowiedzialni, świadomi. Doskonale się z nimi czuję. Podziwiam ich umiejętność dyskretnego obronienia siebie w potyczkach z rzeczywistością. Natomiast M. jest dla mnie zbyt przesadzona - maksymalnie niespójna, sprzeczna, jakaś taka.. niepoważna w tych swoich "napadach" życiowej powagi i wszechwiedzy na zmianę z zupełnym nieogarnięciem. Jestem tym mocno zdezorientowana i trochę zmęczona. Nie lubię takich postaw, nie nadążam za nastrojem, za emocjami, za tym słownym lunaparkiem.. M. ma wielkie serce i naprawdę cudnie jest czuć, że darzy mnie przyjaźnią, ale ... nie umiem jej traktować całkowicie serio.
Czy to znaczy, że nie jestem jej prawdziwą przyjaciółką?

2 lutego

Z dobrych rzeczy:
- Chrupkowe wyniki całkiem w normie. Dziś czeka nas jeszcze usg brzuszka, ale - jak to się wyraziła najstarsza pani doktor jaką widziałam w życiu - to dla świętego spokoju rodziców. Czekam więc na wieczorną nirwanę..
- Miłowe wyniki na półrocze również dużo lepsze niż onegdaj. Nie, żebym się wyluzowała. Jeśli chce pójść do innego gimnazjum niż rejonowe (Wawer!!), musi mieć średnią 4,0. Odrobinę mu brakuje. Muszę go dopilnować, liczę na współpracę bo cel jest szczytny.
- ustaliłam wreszcie orientacyjne zużycie gazu. Dodzwoniłam się do Krystyny z Gazowni i usłyszałam dobry news - rozliczenie dopiero w listopadzie 2012. Co oznacza, że rachunek (jak obliczyła Krystyna 1500zł za 3 miesiące) nie zabije mnie w najbliższym czasie oraz że mogę wpłacać co miesiąc jakąś sensowną kwotę i czekać na łagodniejszy wyrok późną jesienią.
- w sobotę do naszego wesołego domostwa dołączy jeszcze jeden kaloryfer. Mam nadzieję, że temperatura osiągnie wartość wyższą niż obecna, czyli 16 stopni Celsjusza..
- zabieram się dziś za pisanie oferty koncertowej dla Artystki Sopranistki. Byłoby miło gdyby ktoś na nią zareagował (oczywiście po uprzednim wysłaniu przeze mnie).
- mam kontakt do Bardzo Ważnego Człowieka z dużego wydawnictwa, z którym - jeśli się zgodzi na mój telefon - mam nadzieję pogadać o Artyście G. i wydaniu płyty w tymże wydawnictwie. Tam podobno są pieniądze na takie projekty.

O złych rzeczach później..

poniedziałek, 30 stycznia 2012

30 stycznia

"Co się takiego stało, że dorosłaś?

To jest jakiś proces. Zaczynasz czuć, że rzeczy, do których przywiązywałaś wagę, nie mają znaczenia.

Na przykład jakie?

Tysiąc różnych. Na przykład zasada, że nie możesz się rozstać z ojcem swojego dziecka dla dobra dziecka. Niekoniecznie, bo czasem okazuje się, że gorsza jest matka sfrustrowana niż matka, która odchodzi. "

Kolejny gustowny cytat z Szumy. Ciekawe jak czułaby się wiedząc, że conajmniej dwie kobiety odnoszą się z przekonaniem do tego, co opowiedziała WO.

środa, 25 stycznia 2012

25 stycznia

Tu powinien nastąpić smętny opis ostatnich kontaktów z chorym na głowę ojcem mojego najmłodszego dziecka.. ale nie nastąpi...

G.nagrał piosenkę z moim tekstem.. Dostałam przesyłkę w mailu. Słucham. Dziwnie mi. Na początku zupełnie na nie.. a teraz coraz bardziej na tak.. Wciąga. Jak cholera.. Pod wodę.. I nie pomoże rurka do oddychania, którą sprzedawał Szybki Tosiek w drugiej części Epoki Lodowcowej. Ależ ciary!

piątek, 20 stycznia 2012

20 stycznia

Straciłam 800 zł. Okazało się, że nie został zapłacony podatek od nieruchomości w Łodzi i poprzez moje konto w mbanku Urząd Miasta ściągnął sobie należność. Dzwoniłam do taty.. Starałam się być spokojna i go tym nie dobijać, ale przyznaję, że w środku jestem mocno przygnębiona. To, co udało mi się - nie bez trudu - zaoszczędzić, po prostu poszło się... No nic. Takie życie, pełne pierdolonych niespodzianek..

Nie mam wyjścia jak tylko przyjąć propozycję Artystki Sopranistki, którą dostałam wczoraj. Mił zapytał mnie "Mama, a na ile etatów Ty będziesz pracowała?". Na tyle, na ile trzeba..

czwartek, 19 stycznia 2012

19 stycznia

Coraz więcej zajęć w fabryce, coraz więcej (mimo niepodpisanej jeszcze umowy z pracodawcą) niepewności poza nią. Mój artysta G. tak intensywnie szukał tour managera, że w końcu znalazł, managera jednego z częściej koncertujących zespołów w Polsce. Pytanie - na jaką współpracę się panowie umówią.. Jeśli na kompleksową to moja obecność może stać sie zbędna.. Wczoraj popadłam w czarnowidztwo. Dziś uznałam, że nie mam wpływu na ewentualną decyzję G. Robię to, co robię, tak jak umiem, całym sercem i całą sobą. Jeśli będzie chciał mi podziękować.. Zastanowię się nad innym źródłem zarobku. Takie życie.. Z drugiej strony - no dobra... bez brzydkich wyrazów, ok? OK.

Panie w przedszkolu udostępniły dziś Chru instrumenty klawiszowe. Grało dziecko i śpiewało dziecko. Dostałam zdjęcie mms. Jestem z niej taka dumna, cieszy mnie, że się tak pięknie rozwija, że osoby postronne fajnie o niej mówią. To są właśnie uczucia eteryczne, dostępne tylko wtajemniczonym. Rodzicom.

wtorek, 17 stycznia 2012

17 stycznia 2

Mogę iść na urlop! 5 dni w przyszłym tygodniu, bez utraty części pensji! Byczo! :)

17 stycznia

Jakoś nie mogę się skupić na pracy. Podejrzewam, że to od tego Ketonalu Forte, który trzy razy dziennie spożywam celem uśmierzenia bólu dwóch pękniętych żeber. Się narobiło. To chyba starość.. kości coraz słabsze. Bleeech..

Chru kończy dziś 20 miesięcy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że za chwilę będzie miała dwa lata. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Mił za miesiąc skończy lat trzynaście.. A propos - przyjdzie taki moment, kiedy znajdę czas i siłę by opisać, jak bardzo czasami nie lubię i nie umiem być matką.

W dalszym ciągu nie wiem, czy mój hipotetyczny urlop w przyszłym tygodniu wiązałby się z utratą części wynagrodzenia.. Jeśli tak, mogę o nim zapomnieć, jeśli nie.. well.. to byłby pierwszy "urlop" od lipca. Szkoda, że nie mogę wziąć dzieciaków i pojechać.. choćby na kilka dni nad morze. Na razie muszę oszczędzać.

W czwartek spotykam się z Artystką A. Prawdopodobnie chce ze mną omówić warunki - jednak - współpracy impresaryjnej.

Przestań jęczeć, kobieto, weź się do roboty!

sobota, 14 stycznia 2012

15 stycznia

No nic na to nie poradzę, że się martwię.. (to a propos poprzedniego wpisu.. no i w ogóle)

Tata dzwonił po południu. Babcia słabnie. Dziś rano znalazł ją leżącą na podłodze, we własnych odchodach.. Podobno "odwiedziła" ją jakaś elegancka kobieta, która powiedziała, że nie będzie się długo męczyć, bo koniec już wkrótce. Babcia ma 90 lat, obyśmy w zdrowiu dożywali podobnego wieku, ale mojemu tacie jest wyraźnie ciężko pogodzić się z tym, że jego matka odejdzie. Mimo wszystkiego, co wydarzyło się złego w jego życiu, przykrości, którą mu sprawiała, braku czułości, poczucia dumy z syna, jakiegoś wsparcia w tym, co robił.. akceptacji.. Wygląda na to, że będzie mu dużo ciężej niż gdy odchodził dziadek.
Dlatego też zwracam się z uprzejmą prośbą do Kogoś, Kto o wszystkim decyduje, żeby się jeszcze trochę wstrzymał, dobrze...?

środa, 11 stycznia 2012

11 stycznia

Nie wiem o co chodzi, ale ostatnio mam problemy ze snem. Może to przez stłuczone żebro (don’t ask..) , a może zaczynam się zastanawiać nad swoją sytuacją finansową? Przeraża mnie nieco przewidywana wysokość rachunków za prąd i gaz. Dziś dostałam nowy rachunek z RWE, prawie 240zł. Piec jest gazowy, ale podłączony do gniazdka, a grzeje stale, więc nie ma się co dziwić. A gaz.. Na Wawrze średni rachunek wynosił 500zł/miesiąc w sezonie grzewczym. Tam były 73 metry kwadratowe i nie było urządzenia, które regulowałoby temperaturę. Tutaj jest 48 metrów i termostat na ścianie. Nie mamy więcej niż 20,21 stopni, 22 gdy gotuję. I to w kuchni, w pokoju moim i Hani jest na pewno mniej. Czekam na list miłosny z Gazowni.

Poza tym - zaoszczędzonych pieniędzy powinno mi starczyć na kolejne 3 miesiące czynszu, czyli do kwietnia włącznie. Od lutego powinnam mieć już jakąś tam umowę z Artystą G. W mailu z listopada napisał, że od lutego będę miała 20% od wszystkich koncertów jakie uda się załatwić tour managerowi. Jeśli kwota nie przekroczy 2500zł, wyrówna różnicę, jeśli będzie tego więcej, to będę miała więcej. Na razie nie mamy żadnego koncertu w przyszłym miesiącu. A ja przez ostatnie dwa jestem z nim w codziennym kontakcie i wciąż mam go w głowie. Nie wiem co z tym zrobić. Pod koniec tygodnia okaże się, czy Artysta G. dostał stypendium od marszałka województwa. Jeśli tak, wg umowy dostanę 15%, co stanowiłoby mniej więcej dwa kolejne czynsze.. A co, jeśli się nie uda? Jeden wielki znak zapytania, jak widać..

wtorek, 10 stycznia 2012

10 stycznia

No więc fajnie, bo to już klepnięte - artysta G. zagra w marcu przed artystą islandzkim O.A. :) To takie pierwsze małe "coś" co mi się udało :) Chcę więceeeeeej :)

Tymczasem Chru, którą P. zabrał wczoraj wieczorem do siebie, spadła w nocy z łóżka........... Ma opuchnięte i czerwone wargi i trochę spuchnięty nosek.Wygląda jak siedem nieszczęść. Pojechaliśmy do "przedszkola", żeby chociaż z godzinę pobyła z dziećmi. Wydaje mi się, że zawsze po pobycie u P. Mała musi się jakoś "przestawić" na nasz domowy tryb. Nie od razu się uśmiecha, jest taka.. trochę nieobecna. Może to tylko moje wrażenie.. Sama nie wiem...

Rozmowa z J. na FB. Całkiem fajna bo nie o mnie, tylko o pracy i tym, co robimy zawodowo w życiu. Naprawdę cieszę się, że wkrótce dostanie już umowę na stałe i będzie mu lżej na co dzień. Zawsze mi lżej gdy się komuś układa!