Fspaniałe!
http://pokolenieikea.com/2013/12/29/5-zasad-portali-randkowych/
niedziela, 29 grudnia 2013
sobota, 28 grudnia 2013
28 grudnia
Ojessssu... ale bym coś zbroiła...
Nie chce mi się oglądać niczego w tv, bo dziś po kanałach krąży widmo Jennifer Aniston, która jest po prostu estetycznie idealna, choć niespecjalnie utalentowana jako aktorka.. Z dvd też nic nie wybiorę - za każdym razem to męka pt. dlaczego ten film, skoro może tamten..? Wróciłam z morderczego pilatesu, dzieci pojechały do Łodzi, posprzątałam, wykąpałam się, założyłam koszulę nocną, której prawie nie ma, włączyłam seksistowską składankę disko i usiadłam do kompa. Gdyby nie to, że mam dyżur już by mnie tu nie było.. Anybody seen my baby...?
Rozmyślam.. rozmyślam... W Wigilię dostałam życzenia od Rafała. Trochę jestem rozbita, nie powiem.. Zaczęły do mnie wracać wspomnienia tego, co było dobre w tej jedynej takiej w moim życiu, szczególnej (no raczej...) relacji. Przejrzałam część sms-ów.. W drugi dzień świąt odwiedzałam przyjaciół na Saskiej Kępie. Ponieważ założyłam, że pójdę później na długi spacer, poniosłam się na Powiśle. Stałam naprzeciwko jego domu jakieś 10 minut. Na ścianie w mieszkaniu wyświetlana była bajka. Może odwiedzały go siostrzenice...? Bo na związek z kimś, kto ma dziecko raczej nie stawiałabym... Bez względu na to, kto oglądał bajkę uśmiechnęłam się.. Z małą ulgą, że potrafię.. Pomyślałam, że gdyby nie fakt, że mnie z premedytacją zdradzał i jakże szczerze nie kochał, pewnie zadzwoniłabym..
Koniec roku sprzyja podsumowaniom i.. horoskopom. Mój na nadchodzący rok wygląda całkiem optymistycznie, ale przy okazji rzuciłam okiem na charakterystykę numerologicznej 5, którą (się dowiedziałam) jestem, oraz na to, jaki powinien być mój facet. Well.. Czy muszę dodawać, iż opis pasował do Rafała jak ulał..? Oprócz "drobiazgów" typu chroniczna niewierność i brak poczucia emocjonalnej więzi ze mną... No cóż. Gdybym była scenarzystką komedii romantycznej lub obyczajowej, napisałabym jakiś piękny i rozwiązujący wszelkie problemy ciąg dalszy, ale - jak wiemy - nie jestem scenarzystką komedii romantycznej lub obyczajowej, więc moje rozterki i dywagacje mogę sobie wsadzić w chińskie buty z Australii, kupione onegdaj w okazyjnej cenie..
Oczywiście, nie zamierzam wykonywać żadnych (nerwowych) ruchów.. To po prostu jedna z tych rzeczy, które w mijającym roku zrobiły na mnie największe wrażenie... Nie będę udawała, że tak nie jest. Może nawet "dzięki" Rafałowi, a w następstwie terapii, trafię wreszcie na prawdziwą mnie...?
PS. Dostałam również świąteczne życzenia od Piotrka, który zapoczątkował serię niefortunnych zdarzeń z udziałem kobiet trzecich, a który od jakiegoś czasu do mnie pisuje. Michał - z pewnością zbyt zajęty swoim szczęściem z Kasią - nie odezwał się.
Nie chce mi się oglądać niczego w tv, bo dziś po kanałach krąży widmo Jennifer Aniston, która jest po prostu estetycznie idealna, choć niespecjalnie utalentowana jako aktorka.. Z dvd też nic nie wybiorę - za każdym razem to męka pt. dlaczego ten film, skoro może tamten..? Wróciłam z morderczego pilatesu, dzieci pojechały do Łodzi, posprzątałam, wykąpałam się, założyłam koszulę nocną, której prawie nie ma, włączyłam seksistowską składankę disko i usiadłam do kompa. Gdyby nie to, że mam dyżur już by mnie tu nie było.. Anybody seen my baby...?
Rozmyślam.. rozmyślam... W Wigilię dostałam życzenia od Rafała. Trochę jestem rozbita, nie powiem.. Zaczęły do mnie wracać wspomnienia tego, co było dobre w tej jedynej takiej w moim życiu, szczególnej (no raczej...) relacji. Przejrzałam część sms-ów.. W drugi dzień świąt odwiedzałam przyjaciół na Saskiej Kępie. Ponieważ założyłam, że pójdę później na długi spacer, poniosłam się na Powiśle. Stałam naprzeciwko jego domu jakieś 10 minut. Na ścianie w mieszkaniu wyświetlana była bajka. Może odwiedzały go siostrzenice...? Bo na związek z kimś, kto ma dziecko raczej nie stawiałabym... Bez względu na to, kto oglądał bajkę uśmiechnęłam się.. Z małą ulgą, że potrafię.. Pomyślałam, że gdyby nie fakt, że mnie z premedytacją zdradzał i jakże szczerze nie kochał, pewnie zadzwoniłabym..
Koniec roku sprzyja podsumowaniom i.. horoskopom. Mój na nadchodzący rok wygląda całkiem optymistycznie, ale przy okazji rzuciłam okiem na charakterystykę numerologicznej 5, którą (się dowiedziałam) jestem, oraz na to, jaki powinien być mój facet. Well.. Czy muszę dodawać, iż opis pasował do Rafała jak ulał..? Oprócz "drobiazgów" typu chroniczna niewierność i brak poczucia emocjonalnej więzi ze mną... No cóż. Gdybym była scenarzystką komedii romantycznej lub obyczajowej, napisałabym jakiś piękny i rozwiązujący wszelkie problemy ciąg dalszy, ale - jak wiemy - nie jestem scenarzystką komedii romantycznej lub obyczajowej, więc moje rozterki i dywagacje mogę sobie wsadzić w chińskie buty z Australii, kupione onegdaj w okazyjnej cenie..
Oczywiście, nie zamierzam wykonywać żadnych (nerwowych) ruchów.. To po prostu jedna z tych rzeczy, które w mijającym roku zrobiły na mnie największe wrażenie... Nie będę udawała, że tak nie jest. Może nawet "dzięki" Rafałowi, a w następstwie terapii, trafię wreszcie na prawdziwą mnie...?
PS. Dostałam również świąteczne życzenia od Piotrka, który zapoczątkował serię niefortunnych zdarzeń z udziałem kobiet trzecich, a który od jakiegoś czasu do mnie pisuje. Michał - z pewnością zbyt zajęty swoim szczęściem z Kasią - nie odezwał się.
niedziela, 22 grudnia 2013
22 grudnia
Za dużo wszystkiego - pracy, ludzi, stresu, napięć, spraw do załatwienia, pieniędzy do wydania, dni do następnej pensji, wiatru hulającego w głowie, ciężkiego żarcia, kurtuazyjnych życzeń i spotkań..
Święta są dla dzieci. Bo przecież nie dla mnie.
Święta są dla dzieci. Bo przecież nie dla mnie.
piątek, 13 grudnia 2013
13 grudnia
Wszystko mnie boli. Tak spiętego ciała już dawno nie miałam, ale oprócz tego, że pół dnia poruszałam się jak Terminator, nie jest źle :) W poniedziałek pójdę raczej na rowery, bo potrzebuję się zgrzać, a niekoniecznie tylko porozciągać.. Tymczasem w perspektywie co najmniej dwa dni z Chru w domu. Wciąż ma krostki, no i obniżoną odporność, więc o spacerach nie ma mowy. Może to i lepiej. Zaoszczędzę trochę :) Tak, jest to miesiąc robienia ekonomicznej "stójki na wątrobie"..
U psycholożki kolejny krok do przodu. Jakoś tak się naturalnie złożyło, że zaczęłam mówić o mamie i o tych moich najgorszych w życiu snach, niestety z jej udziałem...Dodałam też kilka kolejnych, rzeczywistych wspomnień.. Według p.Agnieszki to w relacji z mamą leży źródło moich problemów w związkach z mężczyznami. Oczywiście w dużym uproszczeniu. Wiadomo jaki mam stosunek do usprawiedliwiania swoich dziwactw lub niepowodzeń błędami rodziców i nie omieszkałam podzielić się z nią tą opinią. Odpowiedziała tak "Trzeba dodać siły tej małej dziewczynce, która słyszała konkretne komunikaty, żeby dorosłej kobiecie łatwiej było sobie poradzić". Chyba mnie tym przekonała, chociaż wiem, że łatwo nie będzie...
Chru usnęła dopiero pół godziny temu. Oglądam Pearl Harbour (wiem, to straszne!), mam katar, zlew pełen talerzy do zmycia i burczy mi w brzuchu. Staram się nie patrzeć w stronę kuchni, oraz próbuje nie myśleć o kanapkach, które miałabym ochotę zjeść, gdyż jest tak haniebna godzina na konsumpcję, że daj pan spokój. Za to jutro czeka mnie - wreszcie - nieomal prawdziwe tajskie żarcie. Na obiad ryż i kurczak z adekwatnym sosem z Marks & Spencer. Tak się bawi! Tak się bawi!
U psycholożki kolejny krok do przodu. Jakoś tak się naturalnie złożyło, że zaczęłam mówić o mamie i o tych moich najgorszych w życiu snach, niestety z jej udziałem...Dodałam też kilka kolejnych, rzeczywistych wspomnień.. Według p.Agnieszki to w relacji z mamą leży źródło moich problemów w związkach z mężczyznami. Oczywiście w dużym uproszczeniu. Wiadomo jaki mam stosunek do usprawiedliwiania swoich dziwactw lub niepowodzeń błędami rodziców i nie omieszkałam podzielić się z nią tą opinią. Odpowiedziała tak "Trzeba dodać siły tej małej dziewczynce, która słyszała konkretne komunikaty, żeby dorosłej kobiecie łatwiej było sobie poradzić". Chyba mnie tym przekonała, chociaż wiem, że łatwo nie będzie...
Chru usnęła dopiero pół godziny temu. Oglądam Pearl Harbour (wiem, to straszne!), mam katar, zlew pełen talerzy do zmycia i burczy mi w brzuchu. Staram się nie patrzeć w stronę kuchni, oraz próbuje nie myśleć o kanapkach, które miałabym ochotę zjeść, gdyż jest tak haniebna godzina na konsumpcję, że daj pan spokój. Za to jutro czeka mnie - wreszcie - nieomal prawdziwe tajskie żarcie. Na obiad ryż i kurczak z adekwatnym sosem z Marks & Spencer. Tak się bawi! Tak się bawi!
12/13 grudnia
Poniekąd bardzo śmieszna sytuacja.
Po 1. - wykupiłam karnet i zamierzam chodzić na zajęcia ruchowe. Klub znajduje się kwadrans od mojego domu. Dziś - korzystając z wolnego wieczoru - poszłam po raz pierwszy. Pilates, godz.21.30. Skupienie tylko i wyłącznie na swoim ciele. Bardzo mi się podoba taka forma dbania o siebie. Myślę, że tym samym muszę zrezygnować z zaplanowanej wizyty u kosmetyczki, ale co się odwlecze to nie uciecze.. I tak mam powód do uciechy :-)
Po 2. - Godzinę wcześniej, gdy wracałam z pracy do domu, pod blokiem minęło mnie srebrne Subaru, w środku którego siedział facet - o ile mogę tak powiedzieć, bo było ciemno - bardzo podobny do Michała (a on rzeczywiście jeździł takim autem). Ależ się wkurzyłam! Weszłam na górę i poczułam, że muszę natychmiast zrobić coś z tą złością, więc zadzwoniłam do klubu fitness itd. (patrz punkt 1). Wracając około 23.00 zauważyłam, że auto stoi pod blokiem prostopadłym do mojego. Podeszłam aby sprawdzić nr rejestracyjny. Nie pamiętam całego, ale pamiętam początek WPI. Zgadza się. Żesz kuźwa.. czy mam rozumieć, iż Kasia "W związku z użytkownikiem" S. mieszka na wyciągnięcie ręki ode mnie?? No pliiiiz...
Chru powoli odpuszcza ospa wietrzna. Oczywiście trudno mówić o uzdrowieniu, to potrwa jeszcze - co najmniej - kolejny tydzień, ale już jej nie wysypuje, no i krostki lekko przysychają. Nie wiem, czy to możliwe, ale w takich sytuacjach kocham ją jeszcze bardziej...
Malutka córunia mojej koleżanki (urodziła się miesiąc wcześniej, przez cesarskie cięcie i dla jej mamy było to - dzięki lekarzom - "najgorsze co jej się przytrafiło w życiu") jutro wreszcie zamieszka w domu z rodzicami :-) Tak się cieszę!!
A w sobotę odwiedzi mnie moja serdeczna koleżanka Agata, sopranistka, do niedawna współpracująca z FN, od jakiegoś czasu "przy mężu", który jest lekarzem i szefem prywatnej przychodni. Ta poniekąd bliska relacja z Agatą to najdziwniejszy "związek" z kobietą jaki mi się przytrafił. Akurat takie zaskoczenia lubię :-)
Tak w ogóle to - oby do wiosny!
Po 1. - wykupiłam karnet i zamierzam chodzić na zajęcia ruchowe. Klub znajduje się kwadrans od mojego domu. Dziś - korzystając z wolnego wieczoru - poszłam po raz pierwszy. Pilates, godz.21.30. Skupienie tylko i wyłącznie na swoim ciele. Bardzo mi się podoba taka forma dbania o siebie. Myślę, że tym samym muszę zrezygnować z zaplanowanej wizyty u kosmetyczki, ale co się odwlecze to nie uciecze.. I tak mam powód do uciechy :-)
Po 2. - Godzinę wcześniej, gdy wracałam z pracy do domu, pod blokiem minęło mnie srebrne Subaru, w środku którego siedział facet - o ile mogę tak powiedzieć, bo było ciemno - bardzo podobny do Michała (a on rzeczywiście jeździł takim autem). Ależ się wkurzyłam! Weszłam na górę i poczułam, że muszę natychmiast zrobić coś z tą złością, więc zadzwoniłam do klubu fitness itd. (patrz punkt 1). Wracając około 23.00 zauważyłam, że auto stoi pod blokiem prostopadłym do mojego. Podeszłam aby sprawdzić nr rejestracyjny. Nie pamiętam całego, ale pamiętam początek WPI. Zgadza się. Żesz kuźwa.. czy mam rozumieć, iż Kasia "W związku z użytkownikiem" S. mieszka na wyciągnięcie ręki ode mnie?? No pliiiiz...
Chru powoli odpuszcza ospa wietrzna. Oczywiście trudno mówić o uzdrowieniu, to potrwa jeszcze - co najmniej - kolejny tydzień, ale już jej nie wysypuje, no i krostki lekko przysychają. Nie wiem, czy to możliwe, ale w takich sytuacjach kocham ją jeszcze bardziej...
Malutka córunia mojej koleżanki (urodziła się miesiąc wcześniej, przez cesarskie cięcie i dla jej mamy było to - dzięki lekarzom - "najgorsze co jej się przytrafiło w życiu") jutro wreszcie zamieszka w domu z rodzicami :-) Tak się cieszę!!
A w sobotę odwiedzi mnie moja serdeczna koleżanka Agata, sopranistka, do niedawna współpracująca z FN, od jakiegoś czasu "przy mężu", który jest lekarzem i szefem prywatnej przychodni. Ta poniekąd bliska relacja z Agatą to najdziwniejszy "związek" z kobietą jaki mi się przytrafił. Akurat takie zaskoczenia lubię :-)
Tak w ogóle to - oby do wiosny!
wtorek, 10 grudnia 2013
10 grudnia
Do tego wpisu zainspirowało mnie przypadkowe spotkanie, a w zasadzie jego brak, więc raczej obserwacja kogoś znajomego, kto udał, że mnie nie widzi :-)
Marcin, z którym spotkałam się kilka razy. Chłopak z Mokotowa, mieszkający z ojcem po śmierci mamy, właściciel mieszkania po babci, wielbiciel hamburgerów i piwa, zapytał mnie nawet kiedyś (po pijaku) czy chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko, bo on chce założyć rodzinę i się rozmnożyć. Zobaczyłam go wczoraj w Biedro. Nawet miałam podejść, ale przeczułam, iż nie jest sam. Towarzyszyła mu wysoka blondynka i prawdopodobnie jej matka. Pomyślałam, well.. nie będę się wpierdzielać między ryż a wodorosty.. Jestem na 99% pewna, że i on mnie zauważył, ale też nie podjął powitania więc rozeszło się po kościach. Czyli przebywa w związku, nadzieja na rozmnażanie może zamienić się w rzeczywistość.
Jakiś czas temu zerknęłam z ciekawości na profil pewnego Jacka - DJ'a z problematycznym ojcem, skomplikowaną relacją z dezodorantem antyperspiracyjnym, w trakcie intensywnej psychoterapii, który spędził u mnie noc, zostawił płytę z muzyką i brzydki ręcznik, a potem napisał, że mam niskie poczucie własnej wartości i same kompleksy bo go usunęłam ze znajomych na fb. On też przebywa w związku, wrzuca zdjęcia z dziewczyną, a ona pieje z zachwytu nad nim i sobą.
W życie Rafała nie wnikam. Po sławnym zdjęciu w tle (komiks z Chewbaccą) jestem prawie na 100% pewna, że sprawdza kto ogląda jego profil. Nigdy więcej nie dam mu tej satysfakcji. Nie wiem czy jest z tą brunetką - prawdopodobnie Magdą, z którą miałam niejako bliski kontakt w jego łóżku.. Nie interesuje mnie to.
Michał - szczęśliwy ojciec dwóch córek i partner Kasi S. Bez wątpienia.
Niedawno odezwał się do mnie Piotrek, który wiosną zawrócił mi dupę, a potem oznaczył w związku z Peggy Brown. Wtedy wydawało mi się, że postąpił potwornie, ale czas pokazał, iż zawsze mogą wystąpić fantazyjne wariacje na temat.. No więc Piotrek.. Jeszcze we wrześniu napisał jak bardzo mu przykro z powodu tego, co się wtedy stało i że jeśli miałabym ochotę na piwo, to on chętnie się spotka bo życzy mi jak najlepiej. Do spotkania nie doszło. Napisał ponownie dwa tygodnie temu. Peggy Brown to przeszłość. Podobno. Mieliśmy pójść do kina. Odwołał z ważnej przyczyny (łoewa). Nazajutrz przeprosił i wyraził nadzieję, że jeśli nie skreśliłam go zupełnie to być może będzie miał jeszcze szanse udowodnić swoje - w stosunku do mnie - poważne/uczciwe zamiary. Od tej pory cisza.
Piszę o nim nie dlatego, że mnie jakoś specjalnie fascynuje. Prawdę mówiąc, nie wiem czy sam w sobie jest interesujący, zawsze czułam nad nim przewagę intelektualną. Nie zamierzam zabiegać o jego atencję, czy inicjować kontakt. Po prostu jest jedynym facetem w przeciągu ostatnich 15 miesięcy, który mnie za siebie przeprosił. Odezwał się bo - najwyraźniej - jakoś go to gnębiło. Po odwołanym kinie napisał nawet "wiem, jak mogłaś się poczuć i bardzo za to przepraszam". Podkreślam - nie jara mnie to, zwyczajnie analizuję.. na potrzeby zbliżającego się piątkowego spotkania z moją panią Agnieszką.
A teraz idę się przytulić do mojej obsypanej "wiatrówkowymi" krostami najfajniejszej córki na świecie :)
Marcin, z którym spotkałam się kilka razy. Chłopak z Mokotowa, mieszkający z ojcem po śmierci mamy, właściciel mieszkania po babci, wielbiciel hamburgerów i piwa, zapytał mnie nawet kiedyś (po pijaku) czy chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko, bo on chce założyć rodzinę i się rozmnożyć. Zobaczyłam go wczoraj w Biedro. Nawet miałam podejść, ale przeczułam, iż nie jest sam. Towarzyszyła mu wysoka blondynka i prawdopodobnie jej matka. Pomyślałam, well.. nie będę się wpierdzielać między ryż a wodorosty.. Jestem na 99% pewna, że i on mnie zauważył, ale też nie podjął powitania więc rozeszło się po kościach. Czyli przebywa w związku, nadzieja na rozmnażanie może zamienić się w rzeczywistość.
Jakiś czas temu zerknęłam z ciekawości na profil pewnego Jacka - DJ'a z problematycznym ojcem, skomplikowaną relacją z dezodorantem antyperspiracyjnym, w trakcie intensywnej psychoterapii, który spędził u mnie noc, zostawił płytę z muzyką i brzydki ręcznik, a potem napisał, że mam niskie poczucie własnej wartości i same kompleksy bo go usunęłam ze znajomych na fb. On też przebywa w związku, wrzuca zdjęcia z dziewczyną, a ona pieje z zachwytu nad nim i sobą.
W życie Rafała nie wnikam. Po sławnym zdjęciu w tle (komiks z Chewbaccą) jestem prawie na 100% pewna, że sprawdza kto ogląda jego profil. Nigdy więcej nie dam mu tej satysfakcji. Nie wiem czy jest z tą brunetką - prawdopodobnie Magdą, z którą miałam niejako bliski kontakt w jego łóżku.. Nie interesuje mnie to.
Michał - szczęśliwy ojciec dwóch córek i partner Kasi S. Bez wątpienia.
Niedawno odezwał się do mnie Piotrek, który wiosną zawrócił mi dupę, a potem oznaczył w związku z Peggy Brown. Wtedy wydawało mi się, że postąpił potwornie, ale czas pokazał, iż zawsze mogą wystąpić fantazyjne wariacje na temat.. No więc Piotrek.. Jeszcze we wrześniu napisał jak bardzo mu przykro z powodu tego, co się wtedy stało i że jeśli miałabym ochotę na piwo, to on chętnie się spotka bo życzy mi jak najlepiej. Do spotkania nie doszło. Napisał ponownie dwa tygodnie temu. Peggy Brown to przeszłość. Podobno. Mieliśmy pójść do kina. Odwołał z ważnej przyczyny (łoewa). Nazajutrz przeprosił i wyraził nadzieję, że jeśli nie skreśliłam go zupełnie to być może będzie miał jeszcze szanse udowodnić swoje - w stosunku do mnie - poważne/uczciwe zamiary. Od tej pory cisza.
Piszę o nim nie dlatego, że mnie jakoś specjalnie fascynuje. Prawdę mówiąc, nie wiem czy sam w sobie jest interesujący, zawsze czułam nad nim przewagę intelektualną. Nie zamierzam zabiegać o jego atencję, czy inicjować kontakt. Po prostu jest jedynym facetem w przeciągu ostatnich 15 miesięcy, który mnie za siebie przeprosił. Odezwał się bo - najwyraźniej - jakoś go to gnębiło. Po odwołanym kinie napisał nawet "wiem, jak mogłaś się poczuć i bardzo za to przepraszam". Podkreślam - nie jara mnie to, zwyczajnie analizuję.. na potrzeby zbliżającego się piątkowego spotkania z moją panią Agnieszką.
A teraz idę się przytulić do mojej obsypanej "wiatrówkowymi" krostami najfajniejszej córki na świecie :)
czwartek, 5 grudnia 2013
5 grudnia
Moja koleżanka, aktorka, poszła wczoraj do showroomu, żeby pożyczyć jakieś ciuchy na pokaz Roberta Kupisza. Spodobały jej się buty, zapytała o cenę.. Okazało się, że nie kosztują dużo. Koniec końców, właścicielka showroomu podarowała je jej w prezencie. W zamian poprosiła o zdjęcie na ściance. Ania ma wielką radochę, bo po raz pierwszy dostała coś za bycie tzw. gębą.
We wtorek byłam po raz pierwszy u kosmetyczki. Podobno mam bakterię na twarzy (stąd te wypryski bez końca), ale wyleczalną płynem do higieny intymnej (!), pozatykane pory, no i z oczami mogłoby być trochę lepiej. Poza tym - jędrność skóry spoko, oraz generalnie "nie jest źle". 20 grudnia idę na oczyszczanie i jakiś tam zabieg.. No więc owa jędrność i ogólny stan dobry to są moje darmowe buty z showroomu. I tylko twarz mi rano oraz wieczorem pachnie jak d.... No cóż...
Jutro jadę do sądu odebrać pismo o wpisie do KW. Nazwisko tej oto mnie (oraz nazwa banku) figurują w roli właściciela (dziwne uczucie... jeszcze do mnie nie dociera). Zawiadomiłam doradcę, któremu muszę dostarczyć ww dokument. Dzięki niemu obniży się rata kredytu (pierwszą płacę 12 grudnia). Bardzo się ucieszyłam, bo pan Paweł zaktualizował kredyt i wysokość raty to rzeczywiście 1700 zł (a nie prawie 2200 zł, "dzięki" ubezpieczeniu pomostowemu...). Uffff....
Moja koleżanka z pracy urodziła córeczkę. Miesiąc wcześniej, więc nieco ponad dwukilogramowe biedactwo wciąż uwięzione jest w szpitalu. Kasia umęczona cesarskim cięciem i codziennym jeżdżeniem do Małej. Chciałoby się jakoś pomóc, odjąć trochę trudu i znoju, no ale... Życie...
Tydzień temu umalowałam dwie ściany w sypialni, na czekoladowo. Kupiłam też (za ostatnie pieniądze nie z nierządu) dywan w kolorze nienachalnej lawendy. Doszłam do wniosku, że do tej czekolady pasuje nawet różowy, więc wszystko przede mną, Chru i Barbie ;-)
Za oknem (niby) szalejący orkan, a w domu "Broken Flowers" i tak cieplutko..
We wtorek byłam po raz pierwszy u kosmetyczki. Podobno mam bakterię na twarzy (stąd te wypryski bez końca), ale wyleczalną płynem do higieny intymnej (!), pozatykane pory, no i z oczami mogłoby być trochę lepiej. Poza tym - jędrność skóry spoko, oraz generalnie "nie jest źle". 20 grudnia idę na oczyszczanie i jakiś tam zabieg.. No więc owa jędrność i ogólny stan dobry to są moje darmowe buty z showroomu. I tylko twarz mi rano oraz wieczorem pachnie jak d.... No cóż...
Jutro jadę do sądu odebrać pismo o wpisie do KW. Nazwisko tej oto mnie (oraz nazwa banku) figurują w roli właściciela (dziwne uczucie... jeszcze do mnie nie dociera). Zawiadomiłam doradcę, któremu muszę dostarczyć ww dokument. Dzięki niemu obniży się rata kredytu (pierwszą płacę 12 grudnia). Bardzo się ucieszyłam, bo pan Paweł zaktualizował kredyt i wysokość raty to rzeczywiście 1700 zł (a nie prawie 2200 zł, "dzięki" ubezpieczeniu pomostowemu...). Uffff....
Moja koleżanka z pracy urodziła córeczkę. Miesiąc wcześniej, więc nieco ponad dwukilogramowe biedactwo wciąż uwięzione jest w szpitalu. Kasia umęczona cesarskim cięciem i codziennym jeżdżeniem do Małej. Chciałoby się jakoś pomóc, odjąć trochę trudu i znoju, no ale... Życie...
Tydzień temu umalowałam dwie ściany w sypialni, na czekoladowo. Kupiłam też (za ostatnie pieniądze nie z nierządu) dywan w kolorze nienachalnej lawendy. Doszłam do wniosku, że do tej czekolady pasuje nawet różowy, więc wszystko przede mną, Chru i Barbie ;-)
Za oknem (niby) szalejący orkan, a w domu "Broken Flowers" i tak cieplutko..
poniedziałek, 2 grudnia 2013
2 grudnia
No coś tam się dzieje w tej mojej głowie, tzn. próbuję spędzać czas bez niepotrzebnego spinania się (oczywiście prywatnie, nie zawodowo).. rozmyślam, wspominam, analizuję, kontempluje.. Po drugim spotkaniu z Agnieszką doszłam do kilku odkryć. Nie wychodzą mi z głowy..
Nie zamierzam odtąd koncentrować się na jakimkolwiek mężczyźnie. Nie będzie mi określać życia czekanie na kogokolwiek, na telefon, sms, wiadomość na fb.. Chcę być "wysokim progiem", mniej skłonnym do jednostronnych kompromisów, nie chcę znikać w niczyim towarzystwie, chcę być wyraźna sobą!
Zamierzam skupić się na słowie "JA", swoich najbliższych i przyjaciołach. Wspaniale wypełniać godziny, dni i tygodnie.
Może powoli i nieśmiało wraca moje życie sprzed kilku miesięcy..? A może powoli przychodzi życie konsekwentne i spójne we wszystkich (o jakże bym chciała!) dziedzinach...?
Nie zamierzam odtąd koncentrować się na jakimkolwiek mężczyźnie. Nie będzie mi określać życia czekanie na kogokolwiek, na telefon, sms, wiadomość na fb.. Chcę być "wysokim progiem", mniej skłonnym do jednostronnych kompromisów, nie chcę znikać w niczyim towarzystwie, chcę być wyraźna sobą!
Zamierzam skupić się na słowie "JA", swoich najbliższych i przyjaciołach. Wspaniale wypełniać godziny, dni i tygodnie.
Może powoli i nieśmiało wraca moje życie sprzed kilku miesięcy..? A może powoli przychodzi życie konsekwentne i spójne we wszystkich (o jakże bym chciała!) dziedzinach...?
sobota, 16 listopada 2013
16 listopada
Zawsze gdy mam dyżur boję się, że zaśpię.. więc nie śpię.. z wczoraj na dzisiaj może ze 2 godziny wszystkiego.. Nie chce mi się wstać z kanapy i pójść nalać wody do wanny. I jeszcze to czekanie na koniec dzisiejszego "Mam talent" i koordynacja gości do studia jutro. Mam nadzieję, że do kolejnego etapu przejdzie dwóch facetów.. Taki żart, zrozumiały jedynie dla mnie..
Tata na razie nie przyjedzie. Pracuje u kogoś i nie dostanie wolnego. Ile jeszcze będziemy mieszkać w brudnych ścianach..? Kto to wie? Z drugiej strony - po raz pierwszy od kilku lat tata ma (raczej) stałą pracę późną jesienią i (mam nadzieję) zimą. To zdecydowanie ważniejsze od mojego zaspokojenia estetycznego.
Dziś są urodziny Kabatki. Kończyłaby 37 lat. Równo 8 miesięcy temu odeszła.. Byłam na cmentarzu, powoli zapadał zmrok, nie mogłam znaleźć grobu :/ Zmarzłam, poryczałam się.. W końcu znalazłam. Powiesiłam Jej na krzyżu drewniane serduszko, położyłam różę, zapaliłam znicz. Wśród kwiatów stało zdjęcie uśmiechniętej Agatki. Jej nieobecność to dla mnie wciąż źródło wewnętrznej niezgody i świadomość jakiejś boskiej porażki.. Nie pierwszej i nie jedynej, niestety...
Tata na razie nie przyjedzie. Pracuje u kogoś i nie dostanie wolnego. Ile jeszcze będziemy mieszkać w brudnych ścianach..? Kto to wie? Z drugiej strony - po raz pierwszy od kilku lat tata ma (raczej) stałą pracę późną jesienią i (mam nadzieję) zimą. To zdecydowanie ważniejsze od mojego zaspokojenia estetycznego.
Dziś są urodziny Kabatki. Kończyłaby 37 lat. Równo 8 miesięcy temu odeszła.. Byłam na cmentarzu, powoli zapadał zmrok, nie mogłam znaleźć grobu :/ Zmarzłam, poryczałam się.. W końcu znalazłam. Powiesiłam Jej na krzyżu drewniane serduszko, położyłam różę, zapaliłam znicz. Wśród kwiatów stało zdjęcie uśmiechniętej Agatki. Jej nieobecność to dla mnie wciąż źródło wewnętrznej niezgody i świadomość jakiejś boskiej porażki.. Nie pierwszej i nie jedynej, niestety...
czwartek, 14 listopada 2013
14 listopada
Miałam pójść do pracy. Nawet Chru zaprowadziłam do przedszkola, ale padłam w nierównej walce z osłabieniem i podgorączką.. Wróciłam do domu i ... usiadłam do telefonu i komputera.. Ech.. ten "luksus" chorowania.. W weekend mam dyżur. Oraz nigdy w życiu nie sięgnę już po Fervex. Działa na mnie okropnie..
Mił właśnie poszedł odebrać siostrę. Zabrał ze sobą 560 zł żeby zapłacić za przedszkole, bo P. uznał, że mam "na jakiś czas przejąć płatności". W dalszym ciągu kiepsko u mnie z konfrontacją, asertywnością i nieugiętością postawy życiowej..
Moje dzieci są fajne. Chru weszła w okres śpiewania piosenek, wcielania się w różne role oraz ukłonów scenicznych. Mił bywa 14,5-letnim bucem, ale świetnie się uczy i czasami rozbraja mnie swoim sytuacyjnym dowcipem.. Dobrze mi z tym.
Mił właśnie poszedł odebrać siostrę. Zabrał ze sobą 560 zł żeby zapłacić za przedszkole, bo P. uznał, że mam "na jakiś czas przejąć płatności". W dalszym ciągu kiepsko u mnie z konfrontacją, asertywnością i nieugiętością postawy życiowej..
Moje dzieci są fajne. Chru weszła w okres śpiewania piosenek, wcielania się w różne role oraz ukłonów scenicznych. Mił bywa 14,5-letnim bucem, ale świetnie się uczy i czasami rozbraja mnie swoim sytuacyjnym dowcipem.. Dobrze mi z tym.
środa, 13 listopada 2013
13 listopada
Od 3 listopada mieszkamy na nowym miejscu. Nie mam pieniędzy na szafę, kuchenkę, dywan.. Nie wiem czy mam pieniądze na farbę.. może tę tańszą. Na razie ściany są brudne, czekają na mojego tatę, który - oby - podobno przyjedzie w piątek. Wieczne przyczajenie. Choć dużo mi lepiej gdy wieczorem siedzę przy papierowej lampce z Ikei i coś tam skrobię..
W niedzielę byłam w Gdyni na koncercie Marii Peszek. Zgodziła się na nakręcenie materiału przy okazji występu itd. Poszłam na wagary z życia, na jedną dobę. Zmarzłam kompletnie... Wracałam pociągiem dość mocno wypełnionym "prawdziwymi Polakami", zmierzającymi na marsz niepodległości. Najpierw byłam przerażona, ale okazało się, że panowie głównie skupiali się na odpalaniu rac na stacjach, przyśpiewkami antysemickimi i piciem, więc luz. Trafił mi się nawet taki jeden "strażnik", co to siedział ze mną w przedziale i zabawiał rozmową. A na te 160 godzin robót społecznych - za rzekomy udział w burdzie na meczu Gwardii Koszalin - to go skazali niesłusznie, rzecz jasna..
Dziś dostałam do obejrzenia zmontowany reportaż z koncertu Peszek. Raczej "po bożemu", szału nie ma.. ale i przyczepić się artystka raczej nie będzie miała do czego. Cieszę się, że ją poznałam najzupełniej osobiście, że jesteśmy na "ty", a jej Maciej (zwany Edkiem) dzwonił dziś do mnie i zwracał się per "Dario droga". Jeszcze tylko miła rozmowa w niedzielę w studio na kanapie i będzie git.
Dzisiaj zostałyśmy z Chru w domu. Chru trochę zasmarkana i chrypiąca. Ja nie mam żadnych objawów prócz stanu podgorączkowego i przemożnej słabości cielesnej. Cały dzień w piżamie, szlafroku, podśmierdująca potem i głodna jakaś..
W niedzielę byłam w Gdyni na koncercie Marii Peszek. Zgodziła się na nakręcenie materiału przy okazji występu itd. Poszłam na wagary z życia, na jedną dobę. Zmarzłam kompletnie... Wracałam pociągiem dość mocno wypełnionym "prawdziwymi Polakami", zmierzającymi na marsz niepodległości. Najpierw byłam przerażona, ale okazało się, że panowie głównie skupiali się na odpalaniu rac na stacjach, przyśpiewkami antysemickimi i piciem, więc luz. Trafił mi się nawet taki jeden "strażnik", co to siedział ze mną w przedziale i zabawiał rozmową. A na te 160 godzin robót społecznych - za rzekomy udział w burdzie na meczu Gwardii Koszalin - to go skazali niesłusznie, rzecz jasna..
Dziś dostałam do obejrzenia zmontowany reportaż z koncertu Peszek. Raczej "po bożemu", szału nie ma.. ale i przyczepić się artystka raczej nie będzie miała do czego. Cieszę się, że ją poznałam najzupełniej osobiście, że jesteśmy na "ty", a jej Maciej (zwany Edkiem) dzwonił dziś do mnie i zwracał się per "Dario droga". Jeszcze tylko miła rozmowa w niedzielę w studio na kanapie i będzie git.
Dzisiaj zostałyśmy z Chru w domu. Chru trochę zasmarkana i chrypiąca. Ja nie mam żadnych objawów prócz stanu podgorączkowego i przemożnej słabości cielesnej. Cały dzień w piżamie, szlafroku, podśmierdująca potem i głodna jakaś..
poniedziałek, 11 listopada 2013
11 listopada - ostatni wpis 'na temat' bo to niebywałe..
Zaczynam się bać sama siebie..
W sobotę pojechałyśmy z Chru kupić odkurzacz (luksus!) i w pewnym momencie odruchowo sprawdziłam FB. Na wallu Michała (dostępnym dla wszystkich znajomych) pojawiło się zdjęcie i wpis. Autorką była (nieznana mi) Kasia. Wkrótce pojawiły się trzy zabawne komentarze. W pierwszym, złośliwym odruchu, miałam nawet coś dopisać, ale powstrzymałam się, rzecz jasna..
Zajęłam się sprzątaniem, praniem, Chru. P. przyjechał po nią około 21.00. Wróciłam do pustego domu, w którym powolutku robi się coraz przyjemniej (wciąż nie jest pomalowane, tata przyjeżdża za tydzień). Ległam na kanapie, włączyłam jakiś film. Nazajutrz miałam ruszyć z ekipą do Gdyni na koncert Marii Peszek.
Nie wiem jak to wyjaśnić. Po prostu coś mnie tknęło. Weszłam w profil owej Kasi. 1 listopada oznaczyła się jako "w związku", więc sporo ludzi polubiło ten fakt, niektórzy komentowali. Przeszłam na profil Michała, kliknęłam w "informacje", a tam status - W ZWIĄZKU Z UŻYTKOWNIKIEM Kasia jakaśtam.
Kurwa chuj ja pierdolę!!!!!!!!!!!!! Trzęsły mi się ręce, nogi, rozryczałam się dziwnie nerwowo w głos..bo przecież nie umiem już zadawać pytań o uczciwość, szczerość, przyzwoitość..
Drżącymi jak cholera dłońmi napisałam sms: "Intuicja + fb.. Chyba powinnam Ci pogratulować rozwinięcia skrzydeł 1 listopada. Mam nadzieję, że będziecie z Kasią szczęśliwi. Przepraszam...". Oczywiście do dziś żadnej zwrotnej. I bardzo dobrze.
Natychmiast wyjebałam go ze znajomych. Chciałabym tylko aby oddał mi żabkę, którą Hania dostała od P. dwa dni wcześniej, a którą spontanicznie pożyczyła jego młodszej córce..
Jestem za głupia żeby rozumieć ludzi.
W sobotę pojechałyśmy z Chru kupić odkurzacz (luksus!) i w pewnym momencie odruchowo sprawdziłam FB. Na wallu Michała (dostępnym dla wszystkich znajomych) pojawiło się zdjęcie i wpis. Autorką była (nieznana mi) Kasia. Wkrótce pojawiły się trzy zabawne komentarze. W pierwszym, złośliwym odruchu, miałam nawet coś dopisać, ale powstrzymałam się, rzecz jasna..
Zajęłam się sprzątaniem, praniem, Chru. P. przyjechał po nią około 21.00. Wróciłam do pustego domu, w którym powolutku robi się coraz przyjemniej (wciąż nie jest pomalowane, tata przyjeżdża za tydzień). Ległam na kanapie, włączyłam jakiś film. Nazajutrz miałam ruszyć z ekipą do Gdyni na koncert Marii Peszek.
Nie wiem jak to wyjaśnić. Po prostu coś mnie tknęło. Weszłam w profil owej Kasi. 1 listopada oznaczyła się jako "w związku", więc sporo ludzi polubiło ten fakt, niektórzy komentowali. Przeszłam na profil Michała, kliknęłam w "informacje", a tam status - W ZWIĄZKU Z UŻYTKOWNIKIEM Kasia jakaśtam.
Kurwa chuj ja pierdolę!!!!!!!!!!!!! Trzęsły mi się ręce, nogi, rozryczałam się dziwnie nerwowo w głos..bo przecież nie umiem już zadawać pytań o uczciwość, szczerość, przyzwoitość..
Drżącymi jak cholera dłońmi napisałam sms: "Intuicja + fb.. Chyba powinnam Ci pogratulować rozwinięcia skrzydeł 1 listopada. Mam nadzieję, że będziecie z Kasią szczęśliwi. Przepraszam...". Oczywiście do dziś żadnej zwrotnej. I bardzo dobrze.
Natychmiast wyjebałam go ze znajomych. Chciałabym tylko aby oddał mi żabkę, którą Hania dostała od P. dwa dni wcześniej, a którą spontanicznie pożyczyła jego młodszej córce..
Jestem za głupia żeby rozumieć ludzi.
piątek, 8 listopada 2013
8 listopada
# Uszanowanko dla końca tej historii.. #
Odpisał na ten odcinek bajki o Księżniczce wcześnie rano. Miło i grzecznie. Że nie unika kontaktu, po prostu jest zapracowany i dziękuje za dobre słowa, ale... w pewnym momencie uświadomił sobie, iż nie może rozwinąć skrzydeł , a nie da się brnąć w coś, czego się nie czuje.. Że nie może być "moim Bruc'em", ale może być Michałem, który mi pomoże i zawsze uśmiechnie się do mnie i moich dzieci..bo nie chce znikać z mojego życia..więc może moglibyśmy czasami porozmawiać przez telefon...? Uznałam, iż namawianie go na spotkanie nie ma sensu, zrobiłam co mogłam, sprawa raczej jest zamknięta. Postanowiłam odczekać kilka dni i w mailu zaproponować byśmy za jakiś czas umówili się gdzieś z dziewczynkami. Żeby nie mieszać im w głowie bo przecież polubiły się.. No cóż...
Około południa zadzwonili do mnie z Centrum Probalans z informacją o zwalniającym się właśnie terminie u Agnieszki, do której dzień wcześniej zapisałam się na (pierwsza dostępna data) 18.11. Pojechałam na 16.00. Opowiedziałam jej (w telegraficznym skrócie) o wszystkim co wydarzyło się w ciągu prawie dwóch ostatnich lat. Wysłuchała, czas się skończył. Zaproponowała abyśmy spotykały się raz w miesiącu. 18.11 nie odwołałam. Trudno, zacisnę pasa, ale chodzić do niej muszę..
Odpisał na ten odcinek bajki o Księżniczce wcześnie rano. Miło i grzecznie. Że nie unika kontaktu, po prostu jest zapracowany i dziękuje za dobre słowa, ale... w pewnym momencie uświadomił sobie, iż nie może rozwinąć skrzydeł , a nie da się brnąć w coś, czego się nie czuje.. Że nie może być "moim Bruc'em", ale może być Michałem, który mi pomoże i zawsze uśmiechnie się do mnie i moich dzieci..bo nie chce znikać z mojego życia..więc może moglibyśmy czasami porozmawiać przez telefon...? Uznałam, iż namawianie go na spotkanie nie ma sensu, zrobiłam co mogłam, sprawa raczej jest zamknięta. Postanowiłam odczekać kilka dni i w mailu zaproponować byśmy za jakiś czas umówili się gdzieś z dziewczynkami. Żeby nie mieszać im w głowie bo przecież polubiły się.. No cóż...
Około południa zadzwonili do mnie z Centrum Probalans z informacją o zwalniającym się właśnie terminie u Agnieszki, do której dzień wcześniej zapisałam się na (pierwsza dostępna data) 18.11. Pojechałam na 16.00. Opowiedziałam jej (w telegraficznym skrócie) o wszystkim co wydarzyło się w ciągu prawie dwóch ostatnich lat. Wysłuchała, czas się skończył. Zaproponowała abyśmy spotykały się raz w miesiącu. 18.11 nie odwołałam. Trudno, zacisnę pasa, ale chodzić do niej muszę..
Bajka cd - nieludzka pora
Księżniczka lubiła mawiać ludziom „mną się nie przejmuj”,
podświadomie marząc o tym, by jednak ktoś się przejął. W jej życiu pojawiali
się osobnicy udający „homo sapiens”. Znikali równie szybko i bez żalu. Bywało,
że w reakcji na ich dematerializację klaskała w dłonie.. bywało, że miała
ochotę zaklaskać we własny mózg, nie widząc jakiegokolwiek uzasadnienia dla uprzedniego się z nimi zetknięcia. Niektórzy, wraz z odejściem, zabierali jej wiarę w uczciwość,
dobro i wszelaką przyzwoitość. Na czas jakiś. Bo przecież wiara w ludzi
odrastała w niej jak Prometeuszowi wątroba.
Aż pewnego dnia spotkała Kogoś, kto nie dość, że nosił imię po jej przyszłym mężu, Batmanie to jeszcze był odpowiedzialny, lubił dzieci, potrafił drobno pokroić śledzia i przyjemnie pachniał. Onieśmielił Księżniczkę serdeczny stosunek Bruce'a do jej książęcej osoby, zaufanie in blanco w umiejętność prowadzenia przez nią samochodu, skłonność do wspólnego spożywania hamburgerów z ciecierzycy i oglądania "Władcy Pierścieni". Dobrze było pić z nim radiową wódkę, udawać zaciąganie się mentolowym papierosem, snuć anegdotyczną opowieść o bliskim kontakcie z muszlą klozetową. Nie wiedziała kim są ci wszyscy ludzie, którzy pojawiali się w Jego licznych historiach, ale czuła, że skoro dla Niego są jakoś ważni, musi się w tym wszystkim połapać. Kiedyś.
Mimo, że ich "pierwszy raz" nie był spektakularnym sukcesem, gdy opadły spontaniczne emocje Księżniczka pomyślała, iż chciałaby poświęcić Mu dużo więcej czasu niż wymaga tego szybkie bzyknięcie na dywanie. Wyobrażała sobie wagary z życia, choćby na kilka godzin oraz ich czułość, pozbawioną wstydu, pośpiechu i ograniczeń w wyobraźni. Księżniczka uśmiechała się na myśl, wręcz podrygiwała nerwowo nogą, nie mogąc doczekać się takiego obrotu spraw. Spoza rzeczy zmysłowych, nie bez znaczenia był fakt, iż na "dzień dobry" oddała kawałek książęcego serca Małej Pannie Bruce. Na "dobry wieczór" oddałaby pewnie kolejny Dużej, ale..
Pewnego dnia poczuła, że myśli Bruce'a coraz rzadziej krążą wokół marzenia by któregoś ranka obudzić się obok niej.. Że raczej nie pojadą razem jesienią do Krakowa, zimą w góry, o koncercie Leszka Możdżera w FN nawet nie wspominając.. Gdy, przemógłszy wrodzony strach przed konfrontacją, podzieliła się z Nim swoimi wątpliwościami, przyznał iż sprawy utknęły w martwym punkcie. Z perspektywy Księżniczki sprawy wyglądały jakby przyjęły obrót zupełnie przeciwny do jej, do niedawna miłej, postaci. Dziwnie niespodziewanie, jakże szybko.
Księżniczka sama nie miała zielonego pojęcia, jakimi uczuciami darzy owego człowieka. Posiadając w sercu i pamięci życiowych faryzeuszy i popaprańców, była czujna jak gajowy. Ani myślała szafować wielkimi słowy, nie w głowie były jej pośpieszne deklaracje czy nieuzasadnione decyzje. Po prostu po raz pierwszy od dawna pomyślała, że mogłaby zaryzykować i spróbować sprawdzić czy zadzieje się coś dobrego, że na kimś jej - tak zwyczajnie, ale szczerze - zależy, a jeśli nie wszystko gra to można o tym po kumpelsku pogadać i odetchnąć z ulgą. Bo warto.
Nie wyobrażała sobie, że mogliby tego z Brucem nie wyjaśnić. Czekała więc na nietoperza z propozycją spotkania, ale ten wciąż nie nadlatywał..
Jakoś trudno jej było przyjąć do wiadomości, że to wszystko nic nie warte..Hmm...
czwartek, 7 listopada 2013
7 listopada
Cieszyć się z tej nagle nabytej umiejętności przewidywania zdarzeń czy nie?
W niedzielę, chcąc uwolnić się od zbyt wielu niewiadomych dotyczących mojej znajomości z Michałem, napisałam adekwatnego, pacyfistycznego smsa. Wyjaśnienie – mocno przygnębiające - przyszło tą samą drogą, w poniedziałek rano… Byliśmy umówieni na wieczór. Odwołał, z przyczyn zawodowych. Od tej pory cisza. Jakby czekał na mój ruch, żeby przestać mieć ze mną cokolwiek wspólnego. Uznałam, że nie odezwę się pierwsza, bo chociaż tyle mi się należy – spotkanie i rozmowa, z JEGO inicjatywy.
Ostatnich kilka miesięcy odkryło kolejne, nieujawnione wcześniej meandry w relacjach między mną a ludźmi. TO NIESŁYCHANE jak łatwo znikamy z czyjegoś życia. Czasami – przyznaję - tak szybko i niespodziewanie jak się pojawiliśmy, ale nabogaojca!
Może i mogę (muszę) pozbyć się fanaberii na temat bycia z kimś bliżej na co dzień – w rozmowach, śmiechu, płaczu, przeżywaniu sukcesów i porażek, oglądaniu filmów w telewizji, zakupach, spacerach, piciu wódki i jedzeniu.. Jawi mi się to jako zupełnie nierealne do spełnienia. Nie ma. Nie da się. Przestań już! A jak pozbyć się tej uporczywej, biologicznej potrzeby bliskości i intymności?
Jestem kompletnym debilem..
Katuję się piosenkami The National. To wrodzony sado-masochizm, silniejszy od instynktu samozachowawczego.
Tymczasem przede mną kolejny wydatek, czyli 120 zł., na sesję z dawno niewidzianą terapeutką. Poddałam się, nie poradzę sobie sama..
piątek, 1 listopada 2013
30/1 listopada
Wpadł w niedzielę po południu. Nie wytrzymałam i zaczęłam rozmowę. Na moje pytanie - co się dzieje? odpowiedział "przestraszyłem się tego, że tak zamilkłaś w piątek". Niestety, Chru co i rusz przybiegała do nas i zaczepiała. Nie mogliśmy przegadać spraw (czyli zaobserwowanych przeze mnie zmian) jak trzeba. Umówiliśmy się, że on też trochę przemyśli to i owo i powie mi do czego doszedł.. Czekam do teraz..
We wtorek dostałam przygnębiający sms od P. Pod wpływem impulsu zadzwoniłam do Michała i poprosiłam żeby przyjechał. Wpadł na kwadrans. Posadził mnie sobie na kolanach i kazał opowiedzieć co się stało. To było bardzo miłe. Poczułam się trochę lepiej, ale jednocześnie jeszcze wyraźniej, że JAK CHOLERA BRAKUJE MI BLISKOŚCI I CZUŁOŚCI - z jego strony. Wczoraj, oczywiście zaczepiony przeze mnie, napisał, że lubi mi pomagać. To wszystko w tematach osobistych.
FB umarł. Smsy umarły. Rozmowy telefoniczne w biegu i bez krzty fantazji.. tylko bieżące sprawy do załatwienia, które u niego zmieniają się z sekundy na sekundę i ja ich nie ogarniam..a na pewno coraz mniej mi się chce..
Dziś, pół żartem, napisałam mu w smsie, że na miejscu wątku romansowego w naszych rozmowach zagościł wątek jego ciągłego niewyspania. Bo to prawda..
Ja mu chyba do niczego nie jestem potrzebna. Poza tym - witamy ponownie dobrze znany nam fakt - wciąż jest w biegu i na nic nie ma czasu. Nawet by wpaść w ciągu dnia, jak to bywało jeszcze 10 dni temu..
Jutro zabieramy dziewczynki i idziemy na Powązki.
W sobotę (podobno) mam zaklepaną ekipę przeprowadzkową. Powątpiewam nieco, albowiem dziś po raz trzeci z rzędu Michał zapytał mnie o to, na która godzinę ma umówić dwóch panów i auto.
Są takie chwile, że mi się ulewa..
Zgodnie z dobrą radą G., staram się skupiać na nowym mieszkaniu i swoich sprawach, ale chyba jestem coraz bardziej... zawiedziona...?
Za dużo komplikacji, za mało jasnych komunikatów, całe mnóstwo chaotycznie i nerwowo pożytkowanej energii.. Nawet na bliskość nie ma co liczyć.. Może powinnam zarzucić ostatecznie potrzebę bycia z kimś...?
We wtorek dostałam przygnębiający sms od P. Pod wpływem impulsu zadzwoniłam do Michała i poprosiłam żeby przyjechał. Wpadł na kwadrans. Posadził mnie sobie na kolanach i kazał opowiedzieć co się stało. To było bardzo miłe. Poczułam się trochę lepiej, ale jednocześnie jeszcze wyraźniej, że JAK CHOLERA BRAKUJE MI BLISKOŚCI I CZUŁOŚCI - z jego strony. Wczoraj, oczywiście zaczepiony przeze mnie, napisał, że lubi mi pomagać. To wszystko w tematach osobistych.
FB umarł. Smsy umarły. Rozmowy telefoniczne w biegu i bez krzty fantazji.. tylko bieżące sprawy do załatwienia, które u niego zmieniają się z sekundy na sekundę i ja ich nie ogarniam..a na pewno coraz mniej mi się chce..
Dziś, pół żartem, napisałam mu w smsie, że na miejscu wątku romansowego w naszych rozmowach zagościł wątek jego ciągłego niewyspania. Bo to prawda..
Ja mu chyba do niczego nie jestem potrzebna. Poza tym - witamy ponownie dobrze znany nam fakt - wciąż jest w biegu i na nic nie ma czasu. Nawet by wpaść w ciągu dnia, jak to bywało jeszcze 10 dni temu..
Jutro zabieramy dziewczynki i idziemy na Powązki.
W sobotę (podobno) mam zaklepaną ekipę przeprowadzkową. Powątpiewam nieco, albowiem dziś po raz trzeci z rzędu Michał zapytał mnie o to, na która godzinę ma umówić dwóch panów i auto.
Są takie chwile, że mi się ulewa..
Zgodnie z dobrą radą G., staram się skupiać na nowym mieszkaniu i swoich sprawach, ale chyba jestem coraz bardziej... zawiedziona...?
Za dużo komplikacji, za mało jasnych komunikatów, całe mnóstwo chaotycznie i nerwowo pożytkowanej energii.. Nawet na bliskość nie ma co liczyć.. Może powinnam zarzucić ostatecznie potrzebę bycia z kimś...?
niedziela, 27 października 2013
26/27 października
Piję wino, oglądam głupi film na tefałę i zżarłam pół paczki cukrowych pianek, które przegryzłam cienkimi kabanosami z kurczaka.. Jeszcze się nie porzygałam, ale kto przewidzi co będzie dalej...?
Nie wiem, może świruję, może mam omamy, może mi odpierdala, ale mam wrażenie, że od czwartku ZNOWU coś jest nie halo..
Nie piszemy do siebie na FB, smsy z rzadka, raczej z mojej inicjatywy. Zadzwoni, widzieliśmy się wczoraj i dziś, ale... Nie chce mi się wszystkiego opisywać..
Pracował poza W-wą 4 dni, stęskniłam się. O oczywistej potrzebie bycia bzykniętą już nie wspomnę. Umówiliśmy się na (mój imieninowy) piątkowy wieczór. Zabrałam go do nowego mieszkania. Byłam entuzjastyczna, ale powoli entuzjazm ustąpił rozczarowaniu i przygnębieniu. Może to hormony (dziś dostałam okres), a może to dlatego, że poczułam dystans, którego miałam nadzieję już nie poczuć..
Pojechaliśmy na Starówkę. Spacerowaliśmy obok siebie, w zasadzie w milczeniu. Oczywiście zagadywał, z różnym skutkiem. Potem trafiliśmy na nocną kawiarnię. Rozpłynęłam się czując zapach chleba, stopniałam.. jak mała dziewczynka w sklepie z cukierkami. Siedzieliśmy przy stoliku i nawet było między nami coś na kształt flirtu. Ucieszyłam się. W drodze do samochodu wziął mnie za rękę, a na pożegnanie pocałowaliśmy się jak para kochanków, a nie znajomych. Było mi tak dobrze, że znów poczułam przygnębienie uświadamiając sobie, że TU SIĘ NIC NIE DZIEJE. Zanim zasnęłam nie wytrzymałam i napisałam sms. "Potrzebuję więcej czułości. Inaczej zastanawiam się czy wszystko w porządku i czy w ogóle jest jakieś 'wszystko'. Jeśli Ty tego nie potrzebujesz to będę musiała to uszanować, ale raczej nie pogodzić". Odpisał, żebym spała spokojnie i że porozmawiamy nazajurz. Od rana nic. Zadzwoniłam koło 10.00. Odebrał, jednak nie mógł rozmawiać, obiecał oddzwonić. Po 2 godzinach napisałam sms z mała interwencją. Oddzwonił (koło południa), umówiliśmy się na wycieczkę do Ikei po obiedzie. Cisza. Traciłam już nadzieję. Zadzwonił koło 17.00, przyjechał po kwadransie. To, co było fajne to to, że okazywał mi dużo więcej czułości. To, co było niefajne to jakieś ukrywane niezadowolenie/znudzenie/rozdrażnienie. Między jednym i drugim spory dysonans.
W ubiegłym tygodniu poszłam do ginekologa żeby się zbadać i po receptę na tabletki antykoncepcyjne - pierwsze od przedwojnia, dla wspólnego komfortu. O tym też chciałam z nim porozmawiać, ale żadna z rozmów się nie odbyła. Dziś dostałam okres. Nie wykupiłam recepty. Bo i po co...? Nikt się do mnie nie przytula, nikt mnie nie całuje, nikt się do mnie nie dobiera.. Minęły 2 tygodnie od naszego pierwszego razu. Nie ma tematu.
Życie mnie nauczyło ostatnimi czasy, że moje przeczucia raczej są trafne.. Czekam na moment pierdolnięcia.. Bo dam sobie rękę odciąć, iż się zbliża...
Nie wiem, może świruję, może mam omamy, może mi odpierdala, ale mam wrażenie, że od czwartku ZNOWU coś jest nie halo..
Nie piszemy do siebie na FB, smsy z rzadka, raczej z mojej inicjatywy. Zadzwoni, widzieliśmy się wczoraj i dziś, ale... Nie chce mi się wszystkiego opisywać..
Pracował poza W-wą 4 dni, stęskniłam się. O oczywistej potrzebie bycia bzykniętą już nie wspomnę. Umówiliśmy się na (mój imieninowy) piątkowy wieczór. Zabrałam go do nowego mieszkania. Byłam entuzjastyczna, ale powoli entuzjazm ustąpił rozczarowaniu i przygnębieniu. Może to hormony (dziś dostałam okres), a może to dlatego, że poczułam dystans, którego miałam nadzieję już nie poczuć..
Pojechaliśmy na Starówkę. Spacerowaliśmy obok siebie, w zasadzie w milczeniu. Oczywiście zagadywał, z różnym skutkiem. Potem trafiliśmy na nocną kawiarnię. Rozpłynęłam się czując zapach chleba, stopniałam.. jak mała dziewczynka w sklepie z cukierkami. Siedzieliśmy przy stoliku i nawet było między nami coś na kształt flirtu. Ucieszyłam się. W drodze do samochodu wziął mnie za rękę, a na pożegnanie pocałowaliśmy się jak para kochanków, a nie znajomych. Było mi tak dobrze, że znów poczułam przygnębienie uświadamiając sobie, że TU SIĘ NIC NIE DZIEJE. Zanim zasnęłam nie wytrzymałam i napisałam sms. "Potrzebuję więcej czułości. Inaczej zastanawiam się czy wszystko w porządku i czy w ogóle jest jakieś 'wszystko'. Jeśli Ty tego nie potrzebujesz to będę musiała to uszanować, ale raczej nie pogodzić". Odpisał, żebym spała spokojnie i że porozmawiamy nazajurz. Od rana nic. Zadzwoniłam koło 10.00. Odebrał, jednak nie mógł rozmawiać, obiecał oddzwonić. Po 2 godzinach napisałam sms z mała interwencją. Oddzwonił (koło południa), umówiliśmy się na wycieczkę do Ikei po obiedzie. Cisza. Traciłam już nadzieję. Zadzwonił koło 17.00, przyjechał po kwadransie. To, co było fajne to to, że okazywał mi dużo więcej czułości. To, co było niefajne to jakieś ukrywane niezadowolenie/znudzenie/rozdrażnienie. Między jednym i drugim spory dysonans.
W ubiegłym tygodniu poszłam do ginekologa żeby się zbadać i po receptę na tabletki antykoncepcyjne - pierwsze od przedwojnia, dla wspólnego komfortu. O tym też chciałam z nim porozmawiać, ale żadna z rozmów się nie odbyła. Dziś dostałam okres. Nie wykupiłam recepty. Bo i po co...? Nikt się do mnie nie przytula, nikt mnie nie całuje, nikt się do mnie nie dobiera.. Minęły 2 tygodnie od naszego pierwszego razu. Nie ma tematu.
Życie mnie nauczyło ostatnimi czasy, że moje przeczucia raczej są trafne.. Czekam na moment pierdolnięcia.. Bo dam sobie rękę odciąć, iż się zbliża...
poniedziałek, 14 października 2013
14 października - Bajka cdn
Księżniczka, mimo swego arystokratycznego pochodzenia, bardzo lubiła jeść śledzie. Szczególnie pokrojone w cienkie kawałki, z rodzynkami i orzeszkami. Lubiła też jeść carpaccio z buraczków, których nie potrafił przygotować nikt, poza jej przyjaciółką, Królewną. Sama również posiadała umiejętności kulinarne, ale nie wszystkie przepisy miały być jej dane. Od dawna żałowała, że kilkanaście lat temu nie nauczyła się lepić knedli ze śliwkami, dusić młodej kapusty z koperkiem i zagnieść tego dziwnego czegoś z gotowanych ziemniaków, mąki i jajek. Sooooo hipsta!
Gdyby trafiła szóstkę w totolotka (najpierw musiałaby w ogóle w niego grać, ale nie bądźmy małostkowi), najpierw zastanowiłaby się, komu i ile zapakować w kopertkę niewidkę. Jej samej niewiele było trzeba. Spłacić mały zameczek, do którego miała nadzieję się niedługo wprowadzić. Kupić średniej klasy karetę zaprzężoną w odpowiednią ilość koni. Pojechać w świat i obejrzeć odległe królestwa. Odłożyć trochę na gorsze czasy i zawsze mieć przy sobie tyle, by starczyło na dobre śniadanie z bliskimi. Resztę wydałaby na stypendia dla młodszej i starszej młodzieży..
Gdyby trafiła szóstkę w totolotka (najpierw musiałaby w ogóle w niego grać, ale nie bądźmy małostkowi), najpierw zastanowiłaby się, komu i ile zapakować w kopertkę niewidkę. Jej samej niewiele było trzeba. Spłacić mały zameczek, do którego miała nadzieję się niedługo wprowadzić. Kupić średniej klasy karetę zaprzężoną w odpowiednią ilość koni. Pojechać w świat i obejrzeć odległe królestwa. Odłożyć trochę na gorsze czasy i zawsze mieć przy sobie tyle, by starczyło na dobre śniadanie z bliskimi. Resztę wydałaby na stypendia dla młodszej i starszej młodzieży..
niedziela, 13 października 2013
13 października
To nie będzie łatwe, ale zobaczymy co da się zrobić.. bo chyba warto spróbować.. prawda?
środa, 9 października 2013
9 października
I tak sobie jestem..
Jakakolwiek ciepłota, występująca w przestrzeni zewnętrznej, powoli ustępuje miejsca wszechogarniającemu chłodowi, a uciec od niego nie sposób..
Krokiem marszowym zbliża się finalizacja kredytu i - w konsekwencji - nabycia mieszkania oraz przeprowadzki. Nic nie mówię, nie ekscytuję się. Koniec z byciem szczęśliwą z nieuzasadnionych przyczyn..
Gocha dostała pracę w przedszkolu, do którego chodzi Chrupa. Od poniedziałku P.zapowiada hucznie konieczność poważnej rozmowy. Nie chce Małej odprowadzać ani odbierać. Podejrzewam, że będzie chciał albo przenieść Chru do innego przedszkola (raczej niemożliwe) albo wycofa się z płacenia za obecność Chru pod opieką tej nieformalnej placówki. Nie lubię go tak bardzo, że nawet nie chce mi się martwić tym, co mnie czeka w trakcie rozmowy. Mały, chcący zwrócić uwagę na siebie chłopiec z małym ptaszkiem..
Od sześciu dni non stop boli mnie głowa.
Jutro minie miesiąc od jednego z tych wydarzeń, których nie przewidziałam, a które zaskoczyły mnie także reakcją własnego organizmu.. Jestem jałowa jak jogurt naturalny. O seksie myślę przez promil promila czasu, bezosobowo..
Spotykam się z kimś, kto - gdyby pojawił się pięć miesięcy temu - byłby wspaniałą okazją do wejścia w fajną relację. Jesteśmy w codziennym kontakcie, dzwoni do mnie, ja poznałam jego młodszą córkę, on moją. Wiem co robi, dokąd jedzie.. Powiedziałam mu o swoim specyficznym "doświadczeniu". Zapewnił mnie, że nie wyobraża sobie podobnego działania w stosunku do jakiejkolwiek kobiety. Cóż..jego sumienie, jego wybór. Cmokamy się w policzek na powitanie i pożegnanie, oraz mamy wrażenie jakbyśmy znali się kilkanaście lat. Nie umiem kompletnie przewidzieć co się wydarzy. Będzie dobrze? Będzie źle? Czy w ogóle pójdziemy do łóżka? Czy to wszystko ma sens..?
Skasowałam swój profil na Antypatii. Nie mam siły ani ochoty stykać się z kimkolwiek przypadkowym i zupełnie mi obcym.
Jakakolwiek ciepłota, występująca w przestrzeni zewnętrznej, powoli ustępuje miejsca wszechogarniającemu chłodowi, a uciec od niego nie sposób..
Krokiem marszowym zbliża się finalizacja kredytu i - w konsekwencji - nabycia mieszkania oraz przeprowadzki. Nic nie mówię, nie ekscytuję się. Koniec z byciem szczęśliwą z nieuzasadnionych przyczyn..
Gocha dostała pracę w przedszkolu, do którego chodzi Chrupa. Od poniedziałku P.zapowiada hucznie konieczność poważnej rozmowy. Nie chce Małej odprowadzać ani odbierać. Podejrzewam, że będzie chciał albo przenieść Chru do innego przedszkola (raczej niemożliwe) albo wycofa się z płacenia za obecność Chru pod opieką tej nieformalnej placówki. Nie lubię go tak bardzo, że nawet nie chce mi się martwić tym, co mnie czeka w trakcie rozmowy. Mały, chcący zwrócić uwagę na siebie chłopiec z małym ptaszkiem..
Od sześciu dni non stop boli mnie głowa.
Jutro minie miesiąc od jednego z tych wydarzeń, których nie przewidziałam, a które zaskoczyły mnie także reakcją własnego organizmu.. Jestem jałowa jak jogurt naturalny. O seksie myślę przez promil promila czasu, bezosobowo..
Spotykam się z kimś, kto - gdyby pojawił się pięć miesięcy temu - byłby wspaniałą okazją do wejścia w fajną relację. Jesteśmy w codziennym kontakcie, dzwoni do mnie, ja poznałam jego młodszą córkę, on moją. Wiem co robi, dokąd jedzie.. Powiedziałam mu o swoim specyficznym "doświadczeniu". Zapewnił mnie, że nie wyobraża sobie podobnego działania w stosunku do jakiejkolwiek kobiety. Cóż..jego sumienie, jego wybór. Cmokamy się w policzek na powitanie i pożegnanie, oraz mamy wrażenie jakbyśmy znali się kilkanaście lat. Nie umiem kompletnie przewidzieć co się wydarzy. Będzie dobrze? Będzie źle? Czy w ogóle pójdziemy do łóżka? Czy to wszystko ma sens..?
Skasowałam swój profil na Antypatii. Nie mam siły ani ochoty stykać się z kimkolwiek przypadkowym i zupełnie mi obcym.
sobota, 5 października 2013
5 października
Szczyt obciachu:
- Masowanie własnych brodawek opuszkami palców w celu przyspieszenia akcji porodowej, w obecności niekochanego ojca rodzącego się dziecka?
- Bujanie się nad umywalką w obcej knajpie metodą "pojawiam się i znikam" w wiszącym nad ww umywalką lustrze, z dominującym w głowie helikopterem i podczepionym pod niego ogromnym znakiem zapytania - co robić?
- Skupianie całej siły woli i ciała na łapaniu pawia, który wyraźnie chce uwolnić się w taksówce sunącej miękko przez zamarznięte miasto?
- Pójście do łóżka z 23-latkiem poznanym kilka godzin wcześniej, wciąż będąc nietrzeźwą, ale i zaskakująco oprzytomniałą?
- Zrobienie dobrze w samochodzie zakompleksionemu samcowi alfa, którego stać na kawę w mcdonaldzie, ale na dezodorant już nie?
- itd itp?
- Uświadomienie sobie, że w tym samym łóżku, w którym najpierw kochałaś się mocno, a potem spałaś przytulona do męskiego, inteligentnego, zabawnego, czułego, opiekuńczego i tajemniczego faceta, prawdopodobnie kilkanaście godzin wcześniej pieprzyła go (a on ją) jakaś inna kobieta...?
- Zakończenie tej relacji smsem, który nic nie wyjaśnia, a który jest wsadzeniem Ci kija od szczotki w najdelikatniejsze miejsca..?
ERROR, BŁĄD, ŹLE
Odpowiedź brzmi:
.... tęsknota za Nim i za tym, co z Nim związane..
oprócz niej lub nich... bo przecież nie wiadomo z iloma sypiał w tym samym czasie gdy sypiał ze mną..
PS. Kilka dni temu wrzucił na fb taki obrazek:
Ja na swój YT (który on subskrybuje) wrzuciłam taką piosenkę:
http://www.youtube.com/watch?v=eF8-eIL5WZM
Słabo...?
- Masowanie własnych brodawek opuszkami palców w celu przyspieszenia akcji porodowej, w obecności niekochanego ojca rodzącego się dziecka?
- Bujanie się nad umywalką w obcej knajpie metodą "pojawiam się i znikam" w wiszącym nad ww umywalką lustrze, z dominującym w głowie helikopterem i podczepionym pod niego ogromnym znakiem zapytania - co robić?
- Skupianie całej siły woli i ciała na łapaniu pawia, który wyraźnie chce uwolnić się w taksówce sunącej miękko przez zamarznięte miasto?
- Pójście do łóżka z 23-latkiem poznanym kilka godzin wcześniej, wciąż będąc nietrzeźwą, ale i zaskakująco oprzytomniałą?
- Zrobienie dobrze w samochodzie zakompleksionemu samcowi alfa, którego stać na kawę w mcdonaldzie, ale na dezodorant już nie?
- itd itp?
- Uświadomienie sobie, że w tym samym łóżku, w którym najpierw kochałaś się mocno, a potem spałaś przytulona do męskiego, inteligentnego, zabawnego, czułego, opiekuńczego i tajemniczego faceta, prawdopodobnie kilkanaście godzin wcześniej pieprzyła go (a on ją) jakaś inna kobieta...?
- Zakończenie tej relacji smsem, który nic nie wyjaśnia, a który jest wsadzeniem Ci kija od szczotki w najdelikatniejsze miejsca..?
ERROR, BŁĄD, ŹLE
Odpowiedź brzmi:
.... tęsknota za Nim i za tym, co z Nim związane..
oprócz niej lub nich... bo przecież nie wiadomo z iloma sypiał w tym samym czasie gdy sypiał ze mną..
PS. Kilka dni temu wrzucił na fb taki obrazek:
Ja na swój YT (który on subskrybuje) wrzuciłam taką piosenkę:
http://www.youtube.com/watch?v=eF8-eIL5WZM
Słabo...?
niedziela, 29 września 2013
29 września
Taka spina, że nawet mi się pisać nie chce..
Niby dostanę ten kredyt, ale mam jeszcze tyle do załatwienia.. Ciągle jestem przyczajona i w ogóle nie czuję radości. Nie narzekam. Po cichu czekam na ten moment gdy otworzę drzwi własnymi kluczami i usiądę na podłodze w centralnym punkcie mieszkania.. Tymczasem ścisk w żołądku.
Mart pod dobrą opieką medyczną. Wyniki są kiepskie, ale właściwe leczenie powinno pomóc, no i nie mówimy o sprawach ostatecznych, a tego najbardziej się obawiałam..
Gocha była w piątek na rozmowie ws pracy. Po znajomości. Kasa, prestiż.. Nastawiała się na 'tak'. Okazało się, że pod uwagę brano jeszcze jedną osobę. Zdecydowano się właśnie na nią.. G. załamana.. Dostała propozycję rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko sekretarki w akademii fotograficznej, ale nie wiem, czy się umówiła. Miało się wydarzyć jutro. Nie wiem jak jej pomóc :/
Tydzień temu pojechałam na Powiśle. Usiadłam w kawiarni naprzeciwko mieszkania R. Siedziałam 40 minut. Chyba chciałam się jakoś pożegnać z tym miejscem. Trochę żałuję, że go nie było, choć z drugiej strony paraliżuje mnie myśl, że mogłabym go przypadkiem spotkać.. Posiedziałam, wypiłam kawę, zrobiło mi się potwornie zimno.. i pojechałam na spotkanie z koleżankami.
Coś - w sumie - miłego też się dzieje, ale jakoś nie bardzo wiem jak się zachować..
Jestem zmęczona.
Niby dostanę ten kredyt, ale mam jeszcze tyle do załatwienia.. Ciągle jestem przyczajona i w ogóle nie czuję radości. Nie narzekam. Po cichu czekam na ten moment gdy otworzę drzwi własnymi kluczami i usiądę na podłodze w centralnym punkcie mieszkania.. Tymczasem ścisk w żołądku.
Mart pod dobrą opieką medyczną. Wyniki są kiepskie, ale właściwe leczenie powinno pomóc, no i nie mówimy o sprawach ostatecznych, a tego najbardziej się obawiałam..
Gocha była w piątek na rozmowie ws pracy. Po znajomości. Kasa, prestiż.. Nastawiała się na 'tak'. Okazało się, że pod uwagę brano jeszcze jedną osobę. Zdecydowano się właśnie na nią.. G. załamana.. Dostała propozycję rozmowy kwalifikacyjnej na stanowisko sekretarki w akademii fotograficznej, ale nie wiem, czy się umówiła. Miało się wydarzyć jutro. Nie wiem jak jej pomóc :/
Tydzień temu pojechałam na Powiśle. Usiadłam w kawiarni naprzeciwko mieszkania R. Siedziałam 40 minut. Chyba chciałam się jakoś pożegnać z tym miejscem. Trochę żałuję, że go nie było, choć z drugiej strony paraliżuje mnie myśl, że mogłabym go przypadkiem spotkać.. Posiedziałam, wypiłam kawę, zrobiło mi się potwornie zimno.. i pojechałam na spotkanie z koleżankami.
Coś - w sumie - miłego też się dzieje, ale jakoś nie bardzo wiem jak się zachować..
Jestem zmęczona.
piątek, 20 września 2013
20 września
Napisał dr. Depko. Przeczytałam ja.
"Istnieje typ zdradzających mężczyzn, którzy nie są w stanie kontrolować swoich poligamicznych skłonności. Dla takiego mężczyzny każda z partnerek jest tak bardzo atrakcyjna i zarazem odmienna. Przy każdej z nich może zachowywać się odmiennie i jest akceptowany i podziwiany. Przyzwyczajenie do intensywnego poziomu wyzwalanych w mózgu emocji powoduje, że nie jest on w stanie zrezygnować z podwójnego układu. Nawet, jeżeli jedna z partnerek odejdzie, jej miejsce zajmie inna. Dwie partnerki stanowią optimum do funkcjonowania."
"Istnieje typ zdradzających mężczyzn, którzy nie są w stanie kontrolować swoich poligamicznych skłonności. Dla takiego mężczyzny każda z partnerek jest tak bardzo atrakcyjna i zarazem odmienna. Przy każdej z nich może zachowywać się odmiennie i jest akceptowany i podziwiany. Przyzwyczajenie do intensywnego poziomu wyzwalanych w mózgu emocji powoduje, że nie jest on w stanie zrezygnować z podwójnego układu. Nawet, jeżeli jedna z partnerek odejdzie, jej miejsce zajmie inna. Dwie partnerki stanowią optimum do funkcjonowania."
środa, 18 września 2013
18 września
Dziwne to są dni.. Nie czuję szczęścia. W ogóle. Nie pamiętam kiedy ostatnio oddychałam beztrosko, z odwagą. Po prostu straciłam ze sobą kontakt. Jestem kimś kto wykonuje czynności mechanicznie i kogo nic nie fascynuje.. Może tylko ostatnia płyta Arctic Monkeys, ale i to nie bez łyżki dziegciu, gdy sobie przypomnę Open'er, piosenkę "Are You Mine?" i Rafała mówiącego "No i chciałoby się zapytać za artystą...", więc łatwo nie jest. Czuję odrętwienie całego ciała. W środku mam cmentarz. Nic na to nie poradzę. Wielka szkoda, że nie umiem przypomnieć sobie niczego dobrego z ostatnich trzech miesięcy. Nie mogę bo nic, co się wydarzyło nie było prawdą. Nie mam żadnego punktu zaczepienia, słowa wyjaśnienia by pomyśleć, że może jednak..
Jestem osowiała, przemykająca się.. Mrużę oczy mając nadzieję, że świat przestanie mnie zauważać i stawiać przede mną kolejne wyzwania.. Prawie każdy temat do obgadania z własnym dzieckiem przerasta moje możliwości.. Jestem słabeuszem. Wypranym z poczucia bezpieczeństwa i pewności, że przecież tyle ode mnie zależy..
Poza tym:
Mama P. leży w łóżku i zostanie tak do świąt. Ma poważny uraz kręgosłupa, lekarz zabronił jej wstawać. Trzy miesiące temu przeszła operację stawu biodrowego i tak bardzo chciała pójść z Chru na spacer.. Niestety...
Moi przyjaciele, zarżnięci kredytem przez nieuczciwą doradczynię, nie mają pieniędzy na życie. Tym bardziej, że Go straciła pracę i nie może znaleźć nowej. Zaczęły się monity i ponaglenia ze spółdzielni, z banku to już norma.. Na dodatek Go bardzo źle się czuje, myślę że znów dopada ją depresja. Okres spóźniał jej się trzy tygodnie, podejrzewała ciążę, co w ich sytuacji byłoby tragedią. Ostatecznie okazało się, że to bardzo wysoki poziom prolaktyny spowodowany stresem... Dziś Go zadzwoniła do mnie i powiedziała, iż koleżanka z Frankfurtu nad Mennem zaproponowała jej pracę w charakterze opiekunki starszej osoby. Powiedziałam to, co czułam, tzn. że jeśli się tego podejmie to zabije ją izolacja od rodziny.. Znam ją, nie da rady. Widzę przecież..
Czekam jak na wyrok na wyniki biopsji Mart. Czekam jak na wyrok na ostateczną decyzję kredytową.
Proszę o dobrą wiadomość. Bardzo proszę.
Jestem osowiała, przemykająca się.. Mrużę oczy mając nadzieję, że świat przestanie mnie zauważać i stawiać przede mną kolejne wyzwania.. Prawie każdy temat do obgadania z własnym dzieckiem przerasta moje możliwości.. Jestem słabeuszem. Wypranym z poczucia bezpieczeństwa i pewności, że przecież tyle ode mnie zależy..
Poza tym:
Mama P. leży w łóżku i zostanie tak do świąt. Ma poważny uraz kręgosłupa, lekarz zabronił jej wstawać. Trzy miesiące temu przeszła operację stawu biodrowego i tak bardzo chciała pójść z Chru na spacer.. Niestety...
Moi przyjaciele, zarżnięci kredytem przez nieuczciwą doradczynię, nie mają pieniędzy na życie. Tym bardziej, że Go straciła pracę i nie może znaleźć nowej. Zaczęły się monity i ponaglenia ze spółdzielni, z banku to już norma.. Na dodatek Go bardzo źle się czuje, myślę że znów dopada ją depresja. Okres spóźniał jej się trzy tygodnie, podejrzewała ciążę, co w ich sytuacji byłoby tragedią. Ostatecznie okazało się, że to bardzo wysoki poziom prolaktyny spowodowany stresem... Dziś Go zadzwoniła do mnie i powiedziała, iż koleżanka z Frankfurtu nad Mennem zaproponowała jej pracę w charakterze opiekunki starszej osoby. Powiedziałam to, co czułam, tzn. że jeśli się tego podejmie to zabije ją izolacja od rodziny.. Znam ją, nie da rady. Widzę przecież..
Czekam jak na wyrok na wyniki biopsji Mart. Czekam jak na wyrok na ostateczną decyzję kredytową.
Proszę o dobrą wiadomość. Bardzo proszę.
niedziela, 15 września 2013
15 września - wieczór..
Księżniczka nie miała rodzonej Matki. Jej Matką była muzyka. Matka Muzyka zawsze znajdowała odpowiednie słowa by ukoić, utulić, czasami zawlec na samo dno, a potem pomóc się od niego odbić i wrócić na właściwy grunt. To nie było łatwe zadanie, ale znały się tak dobrze.. Księżniczka nie wyobrażała sobie życia bez Matki. Gdy dookoła szalało Gotham, mogła być pewna, że Ona jest i wystarczy sięgnąć, a odwzajemni chwyt. Niezmiennie...
15 wrzesnia
Ja wiem, ze to kompletna zenada, ale wciaz sprawdzam gmail..na wypadek gdyby jednak napisal..cokolwiek.. W zasadzie to nawet nie wiem co mialby, a mimo wszystko chcialabym przeczytac cos, co choc troche pomogloby mi zrozumiec DLACZEGO TAK?! Tymczasem zero wyjasnien, ostateczny dowod, ze kompletnie Mu nie zalezalo, ze bylam tylko "tymczasem"..
Bardzo przygnebiajaca swiadomosc..
Bardzo przygnebiajaca swiadomosc..
sobota, 14 września 2013
14 września
Okazuje się, że nie żyć i pracować jest i tak łatwiej niż nie żyć i mieć dzień wolny.. Snułam się po mieszkaniu, sprzątałam, ugotowałam średnio smaczny obiad, udawałam, że bawię się z Chru, pokłóciłam z Miłem (głównie płakałam). Wreszcie nie wytrzymałam i wyszłam z domu. Pojechałam do Złotych i kupiłam buty i sweter. To takie typowe, prawda?
Wczoraj myślałam o tym, że chciałabym dziś wieczorem pójść w miasto, pić, palić i zrobić komuś krzywdę.. Taką prawdziwą, wyrachowaną i z zimną krwią. Owinąć takiego wokół palca, omamić, nakręcić...a potem zerżnąć tak, żeby to Jego zabolało.
Nie łudzę się, że On to jakoś..przeżywa. Pewnie z lubością pierdoli tę brunetkę, czy kogo On tam jeszcze pierdoli, pali jednego papierosa za drugim, głaszcze kota, jednocześnie wspina się, nurkuje i jeździ motocyklem.. po prostu - jest pierdolonym Królem Świata.
Kurwa mać..
Wczoraj myślałam o tym, że chciałabym dziś wieczorem pójść w miasto, pić, palić i zrobić komuś krzywdę.. Taką prawdziwą, wyrachowaną i z zimną krwią. Owinąć takiego wokół palca, omamić, nakręcić...a potem zerżnąć tak, żeby to Jego zabolało.
Nie łudzę się, że On to jakoś..przeżywa. Pewnie z lubością pierdoli tę brunetkę, czy kogo On tam jeszcze pierdoli, pali jednego papierosa za drugim, głaszcze kota, jednocześnie wspina się, nurkuje i jeździ motocyklem.. po prostu - jest pierdolonym Królem Świata.
Kurwa mać..
piątek, 13 września 2013
...
(...)
You seem very well, things look peaceful
I'm not quite as well, I thought you should know
Did you forget about me Mr. Duplicity
I hate to bug you in the middle of dinner
It was a slap in the face how quickly I was replaced
And now you're thinking of me when you fuck her
(...)
'Cause the joke that you laid in the bed that was me
And I'm not gonna fade as soon as you close your eyes
And you know it
And every time I scratch my nails down someone else's back
I hope you feel it...well can you feel it
You seem very well, things look peaceful
I'm not quite as well, I thought you should know
Did you forget about me Mr. Duplicity
I hate to bug you in the middle of dinner
It was a slap in the face how quickly I was replaced
And now you're thinking of me when you fuck her
(...)
'Cause the joke that you laid in the bed that was me
And I'm not gonna fade as soon as you close your eyes
And you know it
And every time I scratch my nails down someone else's back
I hope you feel it...well can you feel it
wtorek, 10 września 2013
10 września - kompletne zero
Z poniedziałku na wtorek zostałam na noc. Obejrzeliśmy "Wielki błękit", kochaliśmy się, a potem usnęliśmy przytuleni.
Wczoraj rano wzięłam prysznic, ubrałam się, umalowałam i poszłam do sypialni się z nim pożegnać. Uklęknęłam na łóżku, on przytulił się do mojej piersi.. Popatrzyłam na prześcieradło i na poduszkę.. Leżało na nich sporo długich, czarnych włosów. On wciąż się przytulał, a ja bezwiednie zaczęłam zbierać kolejne włosy i układać je na poduszce, na której niedawno sama spałam.. Pomyślałam, że tego się nie da wytłumaczyć w inny, niż ten oczywisty, sposób. Podniosłam się, on również wstał. Odprowadził mnie do drzwi, ale zauważył, że coś jest nie tak. Zapytał. Nie odpowiedziałam. Schylił się by mnie pocałować, nastawiłam tylko policzek.
Ponieważ jechałam do Łodzi nie chciałam spóźnić się na autobus. Gdy wreszcie usiadłam na miejscu napisałam sms.
"W sumie to nic takiego.. Tylko czyjeś czarne długie włosy w Twoim łóżku... Obiektywnie - naprawdę niewiele 'wymagam', ale taka sytuacja jest dla mnie nie do przyjęcia. Powiedziałam Ci to kiedyś. Wtedy mnie przytuliłeś, a co teraz?"
"A teraz nie powiedziałaś, a ja nie wiedziałem, ale przytuliłbym Cię i tym razem zapewne. Mam nadzieję, że dotarłaś bez problemów"
"Czy sypiasz z kimś oprócz mnie? Teraz zapytałam i będę wdzięczna za jasną odpowiedź. Dziękuję"
"Tak"
...................................................................................................................................................................
To był jeden z najgorszych dni w moim życiu...
Wieczorem wracałam do Warszawy i napisałam sms.
"Wracam z Łodzi i myślę o tym, że jesteś skończonym dupkiem, a ja kompletną frajerką.. Wiedziałeś, że poprzedni chłopak umawiał się jednocześnie ze mną i z kimś innym. Mówiłam, że nie chcę być dziewczyną, z którą spotykasz się tylko w poniedziałki, bo we wtorki czy środy możesz widywać się z inną, a tego sobie - mimo "nie związku" - nie wyobrażam. Że chcę poznać zasady bo TEORETYCZNIE nie mogę od Ciebie oczekiwać, że będziesz sypiał tylko ze mną, ale inaczej tej "relacji" nie widzę. Siedziałam tamtej nocy na materacu i próbowałam spokojnie rozmawiać o tym co jest między nami. Nie powiedziałeś ani słowa, tylko mnie z uśmiechem przytuliłeś. Naiwnie wzięłam to za dobrą monetę. Bardzo daleko przesunęłam granicę tolerancji bo (mimo, że mnie nie kochałeś) sądziłam, że dobrze mieć Cię w pobliżu i dawać Ci (z wzajemnością) tyle czułości, ile to możliwe choćby w ten jeden wieczór... Że warto... Dupek i frajerka. Tak widzę Ciebie i siebie od rana. Beznadziejne uczucie. Dzięki..."
Za kilka minut przyszedł zwrotny:
"Nie zamierzam tłumaczyć swojej dupkowatości. Przepraszam. Nie znałem Twoich wcześniejszych doświadczeń, ale z oczekiwań zdawałem sobie sprawę"
"Natomiast ja nie zdawałam sobie sprawy, że w prewencyjnym 'nie obiecam, że Cię nie zranię' (z długiego maila, który napisałeś na początku czerwca) może zawierać się taki rodzaj nieuczciwości"
Wczoraj. Kilka minut po 19.00. Od tej pory cisza.
Nie umiem wyrazić tego, co czuję. Organizm odłączył mi się od głowy i reaguje we własny sposób. Mdłościami, brakiem łaknienia, zupełnym przygnębieniem i brakiem zrozumienia dla tego, co się stało..
DLACZEGO JESTEM TAKĄ NIEWIARYGODNĄ FRAJERKĄ??????!!!!
Mówią mi trochę tak:
http://www.youtube.com/watch?v=8JTPJsxw7uY
ale ja wiem, że ostatni raz słucham Domowych Melodii..
Wczoraj rano wzięłam prysznic, ubrałam się, umalowałam i poszłam do sypialni się z nim pożegnać. Uklęknęłam na łóżku, on przytulił się do mojej piersi.. Popatrzyłam na prześcieradło i na poduszkę.. Leżało na nich sporo długich, czarnych włosów. On wciąż się przytulał, a ja bezwiednie zaczęłam zbierać kolejne włosy i układać je na poduszce, na której niedawno sama spałam.. Pomyślałam, że tego się nie da wytłumaczyć w inny, niż ten oczywisty, sposób. Podniosłam się, on również wstał. Odprowadził mnie do drzwi, ale zauważył, że coś jest nie tak. Zapytał. Nie odpowiedziałam. Schylił się by mnie pocałować, nastawiłam tylko policzek.
Ponieważ jechałam do Łodzi nie chciałam spóźnić się na autobus. Gdy wreszcie usiadłam na miejscu napisałam sms.
"W sumie to nic takiego.. Tylko czyjeś czarne długie włosy w Twoim łóżku... Obiektywnie - naprawdę niewiele 'wymagam', ale taka sytuacja jest dla mnie nie do przyjęcia. Powiedziałam Ci to kiedyś. Wtedy mnie przytuliłeś, a co teraz?"
"A teraz nie powiedziałaś, a ja nie wiedziałem, ale przytuliłbym Cię i tym razem zapewne. Mam nadzieję, że dotarłaś bez problemów"
"Czy sypiasz z kimś oprócz mnie? Teraz zapytałam i będę wdzięczna za jasną odpowiedź. Dziękuję"
"Tak"
...................................................................................................................................................................
To był jeden z najgorszych dni w moim życiu...
Wieczorem wracałam do Warszawy i napisałam sms.
"Wracam z Łodzi i myślę o tym, że jesteś skończonym dupkiem, a ja kompletną frajerką.. Wiedziałeś, że poprzedni chłopak umawiał się jednocześnie ze mną i z kimś innym. Mówiłam, że nie chcę być dziewczyną, z którą spotykasz się tylko w poniedziałki, bo we wtorki czy środy możesz widywać się z inną, a tego sobie - mimo "nie związku" - nie wyobrażam. Że chcę poznać zasady bo TEORETYCZNIE nie mogę od Ciebie oczekiwać, że będziesz sypiał tylko ze mną, ale inaczej tej "relacji" nie widzę. Siedziałam tamtej nocy na materacu i próbowałam spokojnie rozmawiać o tym co jest między nami. Nie powiedziałeś ani słowa, tylko mnie z uśmiechem przytuliłeś. Naiwnie wzięłam to za dobrą monetę. Bardzo daleko przesunęłam granicę tolerancji bo (mimo, że mnie nie kochałeś) sądziłam, że dobrze mieć Cię w pobliżu i dawać Ci (z wzajemnością) tyle czułości, ile to możliwe choćby w ten jeden wieczór... Że warto... Dupek i frajerka. Tak widzę Ciebie i siebie od rana. Beznadziejne uczucie. Dzięki..."
Za kilka minut przyszedł zwrotny:
"Nie zamierzam tłumaczyć swojej dupkowatości. Przepraszam. Nie znałem Twoich wcześniejszych doświadczeń, ale z oczekiwań zdawałem sobie sprawę"
"Natomiast ja nie zdawałam sobie sprawy, że w prewencyjnym 'nie obiecam, że Cię nie zranię' (z długiego maila, który napisałeś na początku czerwca) może zawierać się taki rodzaj nieuczciwości"
Wczoraj. Kilka minut po 19.00. Od tej pory cisza.
Nie umiem wyrazić tego, co czuję. Organizm odłączył mi się od głowy i reaguje we własny sposób. Mdłościami, brakiem łaknienia, zupełnym przygnębieniem i brakiem zrozumienia dla tego, co się stało..
DLACZEGO JESTEM TAKĄ NIEWIARYGODNĄ FRAJERKĄ??????!!!!
Mówią mi trochę tak:
http://www.youtube.com/watch?v=8JTPJsxw7uY
ale ja wiem, że ostatni raz słucham Domowych Melodii..
sobota, 7 września 2013
7 września
No więc jestem w kompletnym stresie, ścisku żołądka i tętniącej głowie..
Jutro podpisuję umowę przedwstępną na kupno mieszkania.. W poniedziałek idę z dokumentami otrzymanymi od właściciela do banku, gdzie zostaną skserowane i dołączone do wniosku kredytowego. Pożyczam 10 tys. na zadatek. Ponieważ właściciel mieszkania zgodził się wpisać na umowie cenę wyższą o 10 tys. (żeby było na notariusza i około..), dopłacam mu 2 tys. z własnych (zaoszczędzonych) pieniędzy. Tym samym mój fundusz na ewentualny zakup urządzeń agd i dwóch materacy po (daj Boże!) szczęśliwym zakończeniu epopei kredytowej, kompletnie się skurczył. Zostanie mi jeszcze mniej niż myślałam.. 1tys. wpłaconej kaucji dostanę od rodziny Adamsów, gdy będę się (szczęśliwie) wyprowadzać z dotychczasowego m-nia. 700zł. zarobię za ułożenie playlist "do kotleta", które to zlecenie dostałam od P. Nie wiem, czy ze spadku po babci (we wtorek jest ostateczne spotkanie, mamy się jakoś rozliczać) cokolwiek zostanie, bo owszem, mieszkanie po niej zostało sprzedane, ale zostawiła długi w banku, więc.. Obym nie musiałam dopłacać :/ Trzeba zacisnąć pasa. Tymczasem idzie jesień i przydałoby się kupić jakieś buty czy inne kurtki.. Przede mną bardzo jasna i konieczna wizja kupowania rzeczy używanych. Zarówno ewentualnych mebli (nie mam pół szafy, w której mogłabym schować ubrania), jak i lodówki czy pralki. Jeść też nie będziemy mieli przy czym. No i jeszcze remont kuchni, bo tam się nic nie zgadza.. Przeglądam tablica.pl, coś się powinno znaleźć. Uruchomienie "wnętrzarskiej" kreatywności pt. coś z niczego, będzie więcej niż niezbędne..
Oczywiście jestem przerażona na maksa. Boję się, że nie dostanę tego kredytu i pod koniec września zastanie mnie wizja znalezienia czegoś szybko do wynajęcia..
Rozmawiałam z tatą. Mówi, że wszystko będzie dobrze..
Jutro podpisuję umowę przedwstępną na kupno mieszkania.. W poniedziałek idę z dokumentami otrzymanymi od właściciela do banku, gdzie zostaną skserowane i dołączone do wniosku kredytowego. Pożyczam 10 tys. na zadatek. Ponieważ właściciel mieszkania zgodził się wpisać na umowie cenę wyższą o 10 tys. (żeby było na notariusza i około..), dopłacam mu 2 tys. z własnych (zaoszczędzonych) pieniędzy. Tym samym mój fundusz na ewentualny zakup urządzeń agd i dwóch materacy po (daj Boże!) szczęśliwym zakończeniu epopei kredytowej, kompletnie się skurczył. Zostanie mi jeszcze mniej niż myślałam.. 1tys. wpłaconej kaucji dostanę od rodziny Adamsów, gdy będę się (szczęśliwie) wyprowadzać z dotychczasowego m-nia. 700zł. zarobię za ułożenie playlist "do kotleta", które to zlecenie dostałam od P. Nie wiem, czy ze spadku po babci (we wtorek jest ostateczne spotkanie, mamy się jakoś rozliczać) cokolwiek zostanie, bo owszem, mieszkanie po niej zostało sprzedane, ale zostawiła długi w banku, więc.. Obym nie musiałam dopłacać :/ Trzeba zacisnąć pasa. Tymczasem idzie jesień i przydałoby się kupić jakieś buty czy inne kurtki.. Przede mną bardzo jasna i konieczna wizja kupowania rzeczy używanych. Zarówno ewentualnych mebli (nie mam pół szafy, w której mogłabym schować ubrania), jak i lodówki czy pralki. Jeść też nie będziemy mieli przy czym. No i jeszcze remont kuchni, bo tam się nic nie zgadza.. Przeglądam tablica.pl, coś się powinno znaleźć. Uruchomienie "wnętrzarskiej" kreatywności pt. coś z niczego, będzie więcej niż niezbędne..
Oczywiście jestem przerażona na maksa. Boję się, że nie dostanę tego kredytu i pod koniec września zastanie mnie wizja znalezienia czegoś szybko do wynajęcia..
Rozmawiałam z tatą. Mówi, że wszystko będzie dobrze..
piątek, 30 sierpnia 2013
30 sierpnia
Wciąż szukam mieszkania, w poniedziałek jadę obejrzeć kolejne..
Boli mnie gardło i mam opryszczkę. Znowu.
Jutro wybieramy się z Chrupą do Łodzi. W niedzielę Mart kończy 18 lat. Za 10 dni odbiera wyniki biopsji....
Boli mnie gardło i mam opryszczkę. Znowu.
Jutro wybieramy się z Chrupą do Łodzi. W niedzielę Mart kończy 18 lat. Za 10 dni odbiera wyniki biopsji....
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
26 sierpnia
Ja pierdolę. Ten dzień to jakiś psychiczny armagedon..
Najpierw telefon od Mart, która odebrała wyniki cytologii. W dalszym ciągu beznadziejne :( :( W środę idzie na kolposkopię połączoną z pobieraniem wycinków z szyjki. MOŻE KTOŚ, KTO GRA W TĘ BEZNADZIEJNĄ "GRĘ", MÓGŁBY ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA FAKT, ŻE TA DZIEWCZYNA ZA KILKA DNI SKOŃCZY 18 LAT, DO JASNEJ CHOLERY!!!!!! :( :(
Druga rzecz - rozmawiałam z panią Małgorzatą, która miała być jedyną osobą zainteresowaną kupnem mieszkania, w którym przebywam. Ona też uważa właścicieli za dziwnych, a kwotę za wygórowaną. Tymczasem nie zamierza wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
Trzecia rzecz to taka, że Daria dowiedziała się o romansie swojego (wkrótce ex) męża z Klaudią. Wydawało mi się, że o tym wie, albo mocno się domyśla. Tak wynikało z naszych rozmów w ciągu ostatnich kilku tygodni.... Połowa redakcji wieszała jej się dziś na szyi i wspierała słowem w gabinecie Kaśki. Kiedy podeszłam do niej zapytała czy o tym wiedziałam. Przytaknęłam milcząco. Nie chciała dłużej ze mną rozmawiać, bo (jak powiedziała) nie byłaby w stanie powstrzymać się od płaczu. Przez pół dnia miałam wrażenie, że jestem jej wrogiem, stroną w tej sprawie, że za chwilę zapadną jakieś decyzje, których już nic nie zmieni. Popłakałam się trzy razy, było mi potwornie niedobrze. Uznając jutrzejszą umówioną rozmowę za odległą o lata świetlne, napisałam kilka zdań w mailu (m.in. "Nie mam nic wspólnego z tym, co dzieje się między P. a K. Domyśliłam się w lipcu. Miałam wrażenie, że Ty też się domyślasz. Nie chciałam drążyć tematu bo nie chciałam sprawiać Ci przykrości. Bardzo mi zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, bo to dla mnie bardzo ważne"). Na szczęście odpisała, że od dwóch dni czuje się jak idiotka, bo wszyscy wiedzieli, a ona dowiedziała się ostatnia. Że powinnam była jej powiedzieć, ale porozmawiamy jutro, bo głupio tak pisać do siebie maile. NA SZCZĘŚCIE na końcu był uśmiech. Potem, gdy wychodziła odwróciła się do mnie i powiedziała "Porozmawiamy jutro". Przytaknęłam.
A teraz siedzę i od 18.30 otwieram drzwi właścicielowi mieszkania, który pokazuje lokal potencjalnym klientom. Czuje się jak okaz w ZOO. Ostatnia wizyta o 20.00.
Najpierw telefon od Mart, która odebrała wyniki cytologii. W dalszym ciągu beznadziejne :( :( W środę idzie na kolposkopię połączoną z pobieraniem wycinków z szyjki. MOŻE KTOŚ, KTO GRA W TĘ BEZNADZIEJNĄ "GRĘ", MÓGŁBY ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA FAKT, ŻE TA DZIEWCZYNA ZA KILKA DNI SKOŃCZY 18 LAT, DO JASNEJ CHOLERY!!!!!! :( :(
Druga rzecz - rozmawiałam z panią Małgorzatą, która miała być jedyną osobą zainteresowaną kupnem mieszkania, w którym przebywam. Ona też uważa właścicieli za dziwnych, a kwotę za wygórowaną. Tymczasem nie zamierza wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.
Trzecia rzecz to taka, że Daria dowiedziała się o romansie swojego (wkrótce ex) męża z Klaudią. Wydawało mi się, że o tym wie, albo mocno się domyśla. Tak wynikało z naszych rozmów w ciągu ostatnich kilku tygodni.... Połowa redakcji wieszała jej się dziś na szyi i wspierała słowem w gabinecie Kaśki. Kiedy podeszłam do niej zapytała czy o tym wiedziałam. Przytaknęłam milcząco. Nie chciała dłużej ze mną rozmawiać, bo (jak powiedziała) nie byłaby w stanie powstrzymać się od płaczu. Przez pół dnia miałam wrażenie, że jestem jej wrogiem, stroną w tej sprawie, że za chwilę zapadną jakieś decyzje, których już nic nie zmieni. Popłakałam się trzy razy, było mi potwornie niedobrze. Uznając jutrzejszą umówioną rozmowę za odległą o lata świetlne, napisałam kilka zdań w mailu (m.in. "Nie mam nic wspólnego z tym, co dzieje się między P. a K. Domyśliłam się w lipcu. Miałam wrażenie, że Ty też się domyślasz. Nie chciałam drążyć tematu bo nie chciałam sprawiać Ci przykrości. Bardzo mi zależy na wyjaśnieniu tej sprawy, bo to dla mnie bardzo ważne"). Na szczęście odpisała, że od dwóch dni czuje się jak idiotka, bo wszyscy wiedzieli, a ona dowiedziała się ostatnia. Że powinnam była jej powiedzieć, ale porozmawiamy jutro, bo głupio tak pisać do siebie maile. NA SZCZĘŚCIE na końcu był uśmiech. Potem, gdy wychodziła odwróciła się do mnie i powiedziała "Porozmawiamy jutro". Przytaknęłam.
A teraz siedzę i od 18.30 otwieram drzwi właścicielowi mieszkania, który pokazuje lokal potencjalnym klientom. Czuje się jak okaz w ZOO. Ostatnia wizyta o 20.00.
25/26 sierpnia
No nie chce mi się pisać :)
Było fajnie.
W pociągu, w którym On zaczął czytać w Wysokich Obcasach artykuł o kryzysie męskości, a ja w Gazecie artykuł o byłym gangsterze, który w duńskim miasteczku zajmuje się trudną młodzieżą. U Brzozów, u których się zatrzymaliśmy (ten luz i te dzieci!). W Kontenerach, w których spędziliśmy 3 godziny, leżąc na kanapie i gadając (m.in.o ww kryzysie męskości, związkach i o tym, jakie są moje oczekiwania w stosunku do faceta [A co.. - zapytałam. - Chcesz mi znaleźć chłopaka?]. Na weselu - wiem, że wyglądałam szałowo i byłam z kimś, komu się podobam ;-) Gdy chodziliśmy po ogródkach działkowych (tam odbywało się wesele) i on ciągle mnie prowokował, więc powiedziałam, śmiejąc się -Jezuuu, Rafał.. ja nawet rzucić cię nie mogę bo przecież nie jesteśmy razem :-) Około drugiej w nocy na rozkładanej kanapie :) Około trzeciej w nocy, gdy (bo chciałam) powiedziałam, że bardzo lubię okazywać mu.. w zasadzie wszystko.. dotykiem. -Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? -Myślę, że to dlatego, że czuję się przy Tobie bezpieczna - odrzekłam. -To bardzo dobrze - skonkludował Mroczny Rycerz.
Dziś rano, przytulając go, zapytałam (nawiązując do wczorajszej rozmowy o związkach) czy przy mnie często zapala mu się "czerwona lampka". Najpierw powiedział, że lampka się kompletnie nie zapala bo jej nie ma, gdyż została kompletnie wykręcona i nie istnieje. Co ponownie uświadomiło mi, że jest wolny od jakichkolwiek niuansów uczuciowych. Odsunęłam się więc i westchnęłam -No tak, to się ze mną nijak nie wiąże bo się po prostu kompletnie do mnie nie odnosi, ponieważ tematu w ogóle nie ma - i zamilkłam. Próbował mnie rozśmieszyć, ale jakoś posmutniałam. Nie strzeliłam focha, po prostu do mnie dotarło - znowu!- jak jest. Leżeliśmy tak chwilę, po czym przytulił mnie mocno i powiedział poważnie - Nie, nie zapala mi się przy tobie "czerwona lampka". A potem znowu było śmiechowo i usłyszałam, że nigdy w życiu nie mówił nikomu tylu komplementów ile mówi mi, "one się same uwalniają, ja na to nie mam wpływu zupełnie!" :-)
Przemiło było również w pociągu do Warszawy, gdy zamiast do TLK wsiedliśmy do InterRegio bo TLK był opóźniony i udawaliśmy przed konduktorem, że się "nie dosiadaliśmy" bo przecież nasze bilety nie działały wiec byłby dym. U Niego, gdy z zapałem pożytkowaliśmy zaoszczędzoną w ten sposób godzinę ;-) a ja byłam zaskakująco odważna, więc po wszystkim powiedziałam mu -Możesz czuć się naprawdę wyróżniony. Kilkanaście minut później paląc papierosa popatrzył na mnie -Wyglądasz na trochę zawstydzoną, mam rację? Pokiwałam głową, a on w tym samym czasie podszedł i mnie przytulił... Potem odwiózł mnie do domu i po prostu się rozstaliśmy. Dupa dupa dupa. Nie będę tego rozpamiętywać.
Taka historia.
A teraz wracamy do pieprzonej rzeczywistości.. Wdech!
Było fajnie.
W pociągu, w którym On zaczął czytać w Wysokich Obcasach artykuł o kryzysie męskości, a ja w Gazecie artykuł o byłym gangsterze, który w duńskim miasteczku zajmuje się trudną młodzieżą. U Brzozów, u których się zatrzymaliśmy (ten luz i te dzieci!). W Kontenerach, w których spędziliśmy 3 godziny, leżąc na kanapie i gadając (m.in.o ww kryzysie męskości, związkach i o tym, jakie są moje oczekiwania w stosunku do faceta [A co.. - zapytałam. - Chcesz mi znaleźć chłopaka?]. Na weselu - wiem, że wyglądałam szałowo i byłam z kimś, komu się podobam ;-) Gdy chodziliśmy po ogródkach działkowych (tam odbywało się wesele) i on ciągle mnie prowokował, więc powiedziałam, śmiejąc się -Jezuuu, Rafał.. ja nawet rzucić cię nie mogę bo przecież nie jesteśmy razem :-) Około drugiej w nocy na rozkładanej kanapie :) Około trzeciej w nocy, gdy (bo chciałam) powiedziałam, że bardzo lubię okazywać mu.. w zasadzie wszystko.. dotykiem. -Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje? -Myślę, że to dlatego, że czuję się przy Tobie bezpieczna - odrzekłam. -To bardzo dobrze - skonkludował Mroczny Rycerz.
Dziś rano, przytulając go, zapytałam (nawiązując do wczorajszej rozmowy o związkach) czy przy mnie często zapala mu się "czerwona lampka". Najpierw powiedział, że lampka się kompletnie nie zapala bo jej nie ma, gdyż została kompletnie wykręcona i nie istnieje. Co ponownie uświadomiło mi, że jest wolny od jakichkolwiek niuansów uczuciowych. Odsunęłam się więc i westchnęłam -No tak, to się ze mną nijak nie wiąże bo się po prostu kompletnie do mnie nie odnosi, ponieważ tematu w ogóle nie ma - i zamilkłam. Próbował mnie rozśmieszyć, ale jakoś posmutniałam. Nie strzeliłam focha, po prostu do mnie dotarło - znowu!- jak jest. Leżeliśmy tak chwilę, po czym przytulił mnie mocno i powiedział poważnie - Nie, nie zapala mi się przy tobie "czerwona lampka". A potem znowu było śmiechowo i usłyszałam, że nigdy w życiu nie mówił nikomu tylu komplementów ile mówi mi, "one się same uwalniają, ja na to nie mam wpływu zupełnie!" :-)
Przemiło było również w pociągu do Warszawy, gdy zamiast do TLK wsiedliśmy do InterRegio bo TLK był opóźniony i udawaliśmy przed konduktorem, że się "nie dosiadaliśmy" bo przecież nasze bilety nie działały wiec byłby dym. U Niego, gdy z zapałem pożytkowaliśmy zaoszczędzoną w ten sposób godzinę ;-) a ja byłam zaskakująco odważna, więc po wszystkim powiedziałam mu -Możesz czuć się naprawdę wyróżniony. Kilkanaście minut później paląc papierosa popatrzył na mnie -Wyglądasz na trochę zawstydzoną, mam rację? Pokiwałam głową, a on w tym samym czasie podszedł i mnie przytulił... Potem odwiózł mnie do domu i po prostu się rozstaliśmy. Dupa dupa dupa. Nie będę tego rozpamiętywać.
Taka historia.
A teraz wracamy do pieprzonej rzeczywistości.. Wdech!
piątek, 23 sierpnia 2013
23 sierpnia
No więc we wtorek wieczorem dostałam mail, że umowa najmu zostaje wypowiedziana z dn.30 września :-/ czyli wątpliwości nie ma.. w razie czego możemy przemieszkać kilka tygodni dłużej. Ponieważ nieruchomość jest od wczoraj na rynku, co czwartek będą przychodzić potencjalni nabywcy...
Chwilę przed tym gdy odebrałam mail umówiłam się na oglądanie mieszkania niedaleko Łazienek. Byłam w środę, podoba mi się. Kosztuje 310 tysięcy, czyli tyle, ile powinno. Nieduże, ale przytulne.. Dzwoniłam do doradcy. Dostałam do wypełnienia zaświadczenie o zarobkach. Przesłałam do kadr. Zobaczymy co dalej..
Wczoraj P. zabrał dzieciaki i pojechał nad morze. Chwalmy Pana!
Jutro około 11.00 wsiadam w pociąg i jadę do Poznania na wesele. Towarzyszy mi NieMójNieChłopak (w skrócie NMNC). Jestem ładnie, ale nienachalnie opalona, mam kieckę bez ramion, buty na obcasie, zarąbistą "kolię" (z kolorowych kuleczek) pożyczoną od Madźki, a rano pędzę do Złotych do fryzjera uczesać się elegancko. I oby się pan postarał bo - jak mi oświadczyły koleżanki z pracy - mam wyglądać zjawiskowo!! Najchętniej wyglądałabym tak, a jak wyjdzie?
Chwilę przed tym gdy odebrałam mail umówiłam się na oglądanie mieszkania niedaleko Łazienek. Byłam w środę, podoba mi się. Kosztuje 310 tysięcy, czyli tyle, ile powinno. Nieduże, ale przytulne.. Dzwoniłam do doradcy. Dostałam do wypełnienia zaświadczenie o zarobkach. Przesłałam do kadr. Zobaczymy co dalej..
Wczoraj P. zabrał dzieciaki i pojechał nad morze. Chwalmy Pana!
Jutro około 11.00 wsiadam w pociąg i jadę do Poznania na wesele. Towarzyszy mi NieMójNieChłopak (w skrócie NMNC). Jestem ładnie, ale nienachalnie opalona, mam kieckę bez ramion, buty na obcasie, zarąbistą "kolię" (z kolorowych kuleczek) pożyczoną od Madźki, a rano pędzę do Złotych do fryzjera uczesać się elegancko. I oby się pan postarał bo - jak mi oświadczyły koleżanki z pracy - mam wyglądać zjawiskowo!! Najchętniej wyglądałabym tak, a jak wyjdzie?
Bajka cd
Księżniczka ceniła sobie jazdę środkami komunikacji wszelakiej. Nieco niechętnie korzystała jedynie z metra. Ograniczało bowiem dostęp do architektury miejskiej i świeżego powietrza. Jako miłośniczkę autobusów i tramwajów szczególnie cieszył ją moment gdy przychodziły cieplejsze dni, a współpasażerowie spontanicznie uruchamiali pachy z dyfuzorem. Od lat wprawiało ją to w nastrój pacyfistyczny inaczej. Zagryzała jednak nozdrza (!?) i dzielnie stawiała temu czoło.
Jako, że nic co muzyczne nie było jej obce, księżniczka posiadała niewątpliwy pociąg do śpiewu i tańca. Śpiewała w swoim bogatym wnętrzu/w łazience/zakładzie pracy/na świeżym powietrzu, tańczyła na parkietach/dywanach/balkonach/ chodnikach. Kompulsywnie uwalniały się z niej „Kawiarenki”, „Grażki”, I Will Survive” oraz (w szczególnych sytuacjach) fragmenty piosenki „Rospuda” Marii Peszek. Nie panowała nad tym i była z tego powodu bardzo szczęśliwa.
Kiedy dosięgały ją pazury rzeczywistości, księżniczka na chwilę zapadała się w sobie, a potem starała spojrzeć na problem bez histerii i konstruktywnie. Bywały jednak chwile, gdy kładła się do łóżka, a miliony spraw niecierpiących zwłoki, niczym konie w galopie, przebiegały jej przez głowę. Oddychała wtedy głęboko i sięgała po starą jak „Przeminęło z wiatrem” maksymę, że dziś już nic nie wymyśli, ale After all… tomorrow is another day. Pomagało. Jej żyć, a innym żyć z nią. Poniekąd..
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
19 sierpnia
O Jezu Jezu... za 10 godzin idę do pracy i zostanę tam do końca czerwca. Kasia spodziewa się od wszystkich nowych, fantastycznych pomysłów na program i cykle, które zachwycą naszych widzów.. A ja nic nie mam, oczywiście... Coś się wymyśli, tak..?
piątek, 16 sierpnia 2013
Bajka cd
Współtwórca mimochodem, czyli dlaczego niezwykle trudno myśleć o porzuceniu kogoś kto pisze tak:
"Księżniczka robiła dni, nie żeby jeden. Jej wyjątkowość, która polegała na ostrej jak brzytwa inteligencji, oraz nieziemskiej urodzie, sprawiała że robiła obcującym z Nią eony. Do tego stopnia, że gdyby nagle skończyła, ludzie wyrywaliby sobie organy wewnętrzne uznając że nie ma sensu trawić, oddychać, czy produkować żółć..."
autorski ciąg dalszy:
Księżniczka bardzo lubiła ludzi. Nie wszystkich, rzecz jasna. Niektórzy bowiem samoistnie wystawiali się do niej tą częścią ciała, do której idealnie pasował jej japonek z sieciówki. Natomiast bliscy i najbliżsi z bliskich, niezmiennie wygrywali księżniczkowe plebiscyty Vivat Najpiękniejsi i Vivat Najfajniejsi. Mimo, że nie grzeszyła wylewnością, bardzo dobrze znała wagę pojęć takich jak: dyskrecja, lojalność i empatia. Z wzajemnością. A przecież nikt nie jest doskonały.
Niedoskonały - co niespotykane u księżniczek - był jej stosunek do butów. Już do oglądania podchodziła z ostrożnością sapera, rzadko mając przekonanie co do słuszności potencjalnego wyboru. Obcasy wydłużające nogi? Jakieś trzy pary w ciągu ostatnich pięciu lat skończyły kontakt z jej stopami po obuwniczej defloracji, lądując następnie na dnie szafy. Tenisówki - baaardzo wygodne, sprowadzały ją od pasa w dół do formy "niskopodłogowej". Kalosze a la Kate Moss? Do tego trzeba posiadać fantazyjną długość łydki. Podobnie jak w przypadku botków. No koszmar. Niczym skarpety do sandałów..
Czasami coś jej się rzucało na mózg (o tym potem), za to dość często coś rzucało jej się na twarz lub szyję. Miała wrażenie, iż jest to trądzik młodzieńczy, co - w zestawieniu z pozostającymi w konspiracji siwymi włosami (posiadała je od egzaminów wstępnych do liceum i klasy o jedynym takim w mieście profilu) - było mocno nie na miejscu. Ten moment, kiedy znacznie po północy wracała do domu ubrana w "małą czarną", z fantazyjnie upiętymi włosami, ze "smokey eye" spojrzeniem i ust koralami, spoglądała w lustro i nagle odkrywała, że mogła przyciągać spojrzenia nie tylko zdobyczami współczesnego krawiectwa i kosmetologii, ale i pryszczem, który bezczelnie figurował na jej łabędziej szyi.. Bezcenne..
"Księżniczka robiła dni, nie żeby jeden. Jej wyjątkowość, która polegała na ostrej jak brzytwa inteligencji, oraz nieziemskiej urodzie, sprawiała że robiła obcującym z Nią eony. Do tego stopnia, że gdyby nagle skończyła, ludzie wyrywaliby sobie organy wewnętrzne uznając że nie ma sensu trawić, oddychać, czy produkować żółć..."
autorski ciąg dalszy:
Księżniczka bardzo lubiła ludzi. Nie wszystkich, rzecz jasna. Niektórzy bowiem samoistnie wystawiali się do niej tą częścią ciała, do której idealnie pasował jej japonek z sieciówki. Natomiast bliscy i najbliżsi z bliskich, niezmiennie wygrywali księżniczkowe plebiscyty Vivat Najpiękniejsi i Vivat Najfajniejsi. Mimo, że nie grzeszyła wylewnością, bardzo dobrze znała wagę pojęć takich jak: dyskrecja, lojalność i empatia. Z wzajemnością. A przecież nikt nie jest doskonały.
Niedoskonały - co niespotykane u księżniczek - był jej stosunek do butów. Już do oglądania podchodziła z ostrożnością sapera, rzadko mając przekonanie co do słuszności potencjalnego wyboru. Obcasy wydłużające nogi? Jakieś trzy pary w ciągu ostatnich pięciu lat skończyły kontakt z jej stopami po obuwniczej defloracji, lądując następnie na dnie szafy. Tenisówki - baaardzo wygodne, sprowadzały ją od pasa w dół do formy "niskopodłogowej". Kalosze a la Kate Moss? Do tego trzeba posiadać fantazyjną długość łydki. Podobnie jak w przypadku botków. No koszmar. Niczym skarpety do sandałów..
Czasami coś jej się rzucało na mózg (o tym potem), za to dość często coś rzucało jej się na twarz lub szyję. Miała wrażenie, iż jest to trądzik młodzieńczy, co - w zestawieniu z pozostającymi w konspiracji siwymi włosami (posiadała je od egzaminów wstępnych do liceum i klasy o jedynym takim w mieście profilu) - było mocno nie na miejscu. Ten moment, kiedy znacznie po północy wracała do domu ubrana w "małą czarną", z fantazyjnie upiętymi włosami, ze "smokey eye" spojrzeniem i ust koralami, spoglądała w lustro i nagle odkrywała, że mogła przyciągać spojrzenia nie tylko zdobyczami współczesnego krawiectwa i kosmetologii, ale i pryszczem, który bezczelnie figurował na jej łabędziej szyi.. Bezcenne..
czwartek, 15 sierpnia 2013
a żeby nie było tak smętnie - Bajka 1 cd
Księżniczka nie żyła bez kawy, mimo iż kawa nie miała absolutnie żadnego wpływu na poziom jej ciśnienia, zdolność kojarzenia czy ciętość ripost. Nawet smak nie powalał, ale ten poranny rytuał sięgania po kubek, nasypywania ziarenek, zalewania ich wrzątkiem i mlekiem był jak.. zapalanie papierosa. A przecież ona nie paliła.. papierosów.. na trzeźwo..tzn. bardzo rzadko...
Nie lubiła pomidorów, więc mniej więcej ćwierć ostatniego dziesięciolecia spędziła zastanawiając się jak żyć bez sałatki caprese.. Ostatecznie dla niej i dla sosu pomidorowego robiła dwa wyjątkowe wyjątki! Ale te wszystkie obrzydliwe pomidorki cherry, glutowate plasterki w kanapkach.. Ten, kto wymyślił pomidory powinien mieć dożywotni zakaz jedzenia czegokolwiek poza nimi..
Odwrotnie niż ten ktoś, kto wymyślił mycie się - kontakt z wodą i pachnącymi bąbelkami w wannie, pod prysznicem, w (powróćmy jak za dawnych lat) plastikowej misce.. Łoewa. Księżniczka uważała, że człowiek ów zasługiwał na Pokojowego Nobla Wszech Czasów. Po kąpieli wszyscy byli ładniejsi i łatwiejsi do przytulenia. Żadne tam koło, elektryczność, czy rajstopy w spray'u! Kąpiel!
Uwielbiała kichać. Uwielbiała ten nadchodzący nieuchronnie moment, gdy traciła nad sobą kontrolę. Gdy potrzeba kichnięcia była nie do opanowania, co jednocześnie wkurzało i maksymalnie łaskotało w czubek głowy (od środka). Jedyne porównanie jakie przychodziło jej do głowy to orgazm. Przypominała sobie o nim zawsze, gdy otwierała paczkę bardzo miętowych gum do żucia i wkładała pierwszą do ust. Czy wypadało to robić przy ludziach...?
cdn.
środa, 14 sierpnia 2013
13 sierpnia, z wieczora
Nie ma to jak szybki „romans” z panem taksówkarzem, któremu
się spodobałam bez wzajemności (w tle konwersacji przygrywał zespół Weekend).
Oj, chciał odpowiedzieć na wszystkie moje potrzeby, łącznie z przenocowaniem
mnie dziś oraz rewizytą w Warszawie. I radził żeby zerwać z zodiakalnym
skorpionem.
Być może nie umiem być z kimś. Nawiązywanie zdrowej relacji
mnie przerasta. Przez gardło mi nie chcą przejść własne oczekiwania i
„warunki”. Nie potrafię okazać złości, a przecież jej moc nie znika, tylko
rozpełza w najdalsze zakątki mojego ciała. Tym samym nie jestem może odbezpieczonym
granatem, ale w zamian jestem chodzącą rezygnacją i niewiarą, że „to” się może
udać. Mogę dawać, chcę dawać, lubię dawać, okazywać, ale przecież sama też
zasługuję na coś dobrego. Nie od święta, lecz tak po prostu – bo się chce, bo
fajnie mieć mnie w pobliżu, jakoś..
Z perspektywy Krakowa, z dystansu, którego
nabrałam, wiem, że powinnam przestać się z Nim spotykać. Dotarło do mnie, że
NAPRAWDĘ niczego więcej od Niego nie dostanę. Parę godzin raz na tydzień lub
rzadziej, bo przecież jemu to nie robi różnicy. Nie tęskni, obywa się, ma swoje
sprawy, może i kogoś, kto w między czasie zaspokoi jego potrzeby. W końcu jest
przystojniakiem, któremu niejedna chętnie się nie oprze.. A mnie za dużo to
wszystko kosztuje. Wspaniale być „praktykującą” kobietą, ale bilans zysków i
strat jest określony (nawet by mi do głowy nie przyszła taka nomenklatura, ale to
dość dziwna sytuacja, więc.. )
Oczywiście nie wiem jeszcze, co weźmie górę w
bezpośredniej konfrontacji – rozsądek czy emocje. Jeśli emocje wynikające z
obcowania z nim, to sytuacja nie ulegnie zmianie. Jeśli rozsądek to myślę, że
on świetnie sobie poradzi z moim „odejściem” i niebyciem. Może tylko czasami wspomni
naszą absurdalną, gdyńską rozmowę o tym, że każdy człowiek ma swoją rybitwę,
która pojawia się zawsze po wypiciu sprite’a. Podobno (między innymi) dlatego nie jestem
kimś, o kim można łatwo zapomnieć… Założymy się…?
Dziwny moment, kiedy wszystkie ryby w akwarium patrzą na
ciebie, a ty płaczesz…DNO.
A, zauważyłam, że - jeśli już - mailujemy, to prawie w ogóle nie używam emotikonek. Minimum uśmiechu, bo jakoś mi się nie chce udawać, że macham ogonem z radością.
A, zauważyłam, że - jeśli już - mailujemy, to prawie w ogóle nie używam emotikonek. Minimum uśmiechu, bo jakoś mi się nie chce udawać, że macham ogonem z radością.
wtorek, 13 sierpnia 2013
13 sierpnia
Siedzę na hotelowym parapecie. Za oknem Kazimierz i synagoga. Na niebie - podobno - perseidy. Za mną jeden wypalony papieros (nie smakował mi..) i niezjedzona kolacja. To był bardzo miły dzień, do pewnego momentu. Spacerowałam, ale głównie siedziałam z nosem w gazetach. Chciałam w spokoju nadrobić zaległości. Wypiłam kawę i dwie lampki różowego wina. Kupiłam sól do kąpieli i świeczki. Niestety, pół godziny temu okazało się, że źle zrozumiałam wczorajszą korespondencję smsową. Królewicz nie miał zamiaru przyjeżdżać do mnie, bo "Kraków to jednak trochę za daleko". Dłuższa historia, nie chce mi się jej opisywać. Przetwarzając na trzeźwo różne składowe - moja rozmowa sprzed tygodnia to był jednak 100 % monolog i tu nie chodzi o żadne "relacje". Chodzi o to by od czasu do czasu (gdy przyjdzie ochota) spotkać i przelecieć kogoś, kto jest fajny i z kim można fajnie spędzić te kilka godzin, które doskonale wypełnią potrzebę bliskości.. Kropka. To by było na tyle.
Nie zamierzam inicjować kolejnego spotkania. Za 2 tygodnie wesele w Poznaniu. Może pojadę z nim, a może nie.
A dzień był naprawdę miły. Wspomnę go z sympatią. Jutro zamierzam ponownie kontemplować, choć w sumie nie wiem co się wydarzy.. Wymeldowanie z hotelu, (bagaż?), czekanie na sygnał od Ani, która wraca znad morza i ma mnie przenocować.. W tej sekundzie poczułam, że wolałabym skrócić pobyt.. Nie wiem. Zdecyduję jutro przy śniadaniu..
Nie zamierzam inicjować kolejnego spotkania. Za 2 tygodnie wesele w Poznaniu. Może pojadę z nim, a może nie.
A dzień był naprawdę miły. Wspomnę go z sympatią. Jutro zamierzam ponownie kontemplować, choć w sumie nie wiem co się wydarzy.. Wymeldowanie z hotelu, (bagaż?), czekanie na sygnał od Ani, która wraca znad morza i ma mnie przenocować.. W tej sekundzie poczułam, że wolałabym skrócić pobyt.. Nie wiem. Zdecyduję jutro przy śniadaniu..
niedziela, 11 sierpnia 2013
Bajka 1
Dawno dawno temu żyła sobie księżniczka, którą bardzo
wkurzał fakt, że na Comedy Central Family odcinki „Seksu w wielkim mieście” są
emitowane niechronologicznie.. Nie, żeby czerpała wiedzę o świecie z
amerykańskich seriali, ale umówmy się – w każdej bajerze jest ziarno prawdy. Poza
tym nie mówimy o całym świecie, a o (jakże barwnych!) sytuacjach damsko –
męskich.
Kiedy nie wkurzała się na kiepską organizację programów
telewizji cyfrowej, księżniczka lubiła sobie posłuchać muzyki z YT. Miała tam trzy
playlisty, każda była z innej parafii i na żadnej nie było ani ćwierć piosenki
zespołu Kult.
Jadała śniadania. Jajecznica, kanapki z białym serem i
bazylią, kiełki rzodkiewki, dżem ananasowy. W niektórych kręgach to dość
oldskulowe, ale w końcu urodziła się w poprzednim stuleciu..
Gardziła prasą kolorową dla tzw. kobiet. Czasami - skoro nie
znajdowała tam nic interesującego - zastanawiała się czy rzeczywiście
jest kobietą. Z drugiej strony, nie to przecież czyniło ją częścią (podobno)
piękniejszej części populacji.
Nie czyniły ją piękniejszą również nogi. Od dzieciństwa nie
miała do nich przekonania. Najpierw rozczarowanie babki – dziwaczki „iksami” wnuczki,
potem buty korekcyjne, następnie ewolucja ud do rozmiarów obu Ameryk. Oraz
czas, który w jej przypadku przepływał dwiema strużkami – no właśnie - po
nogach..
Za to ramiona były całkiem fajne. Szczególnie wtedy gdy
ważyła mniej niż 58 kg. Zapytano kiedyś księżniczkę czy kiedy pada to w tych takich..o!
dołkach zbiera jej się deszcz.. Nie wiedziała, jednak postanowiła, że kiedyś
sprawdzi..
Miała poczucie humoru. Pewien taksówkarz, po kilku minutach
rozmowy, obdarzył ją refleksją „Ale pani śmieszna!”. Gdy odpowiedziała „Hmm..
śmieszna, czy zabawna?”. „A jaka jest różnica…?”. „No więc jeśli ‘zabawna’ to
jest to komplement, a jeśli ‘śmieszna’ to chyba strzelę focha”. „No mówię
przecież he he..”.
cdn
sobota, 10 sierpnia 2013
10 sierpnia, retrospektywa
Coś takiego znalazłam.. sprzed lat, ale niewielu..
"Tak bardzo mi tego brakuje. W głębi duszy i ciała jestem
starą, zmęczoną, smutną kobietą, ale mimo wszystko KOBIETĄ. Wkrótce minie rok,
od kiedy kochałam się ostatni raz. Chwilę później miną dwa lata, w czasie
których kochałam się (maksymalnie) około dziesięciu razy. Zaszłam w ciążę.
Skończyło się. Nie dotykam i nie jestem dotykana. Nie w TEN sposób, ani w żaden
przypominający TEN. Organizuję życie, walczę o przetrwanie kolejnego nic nie
znaczącego dnia. Jestem matką. Macierzyństwo jest za mnie. Nie odchodzę bo mnie
nie stać. To takie poniżające. Czy on mógłby się zdematerializować? Gdybym
wygrała szóstkę w totolotka oddałabym mu połowę pieniędzy byle tylko dał mi
święty spokój. Kupiłabym mieszkanie dla siebie i dzieci. Dbałabym o nasz świat,
naszą codzienność, patrzyłabym jak rosną, gotowałabym im ciepłe mleko..
Wieczorami, gdy zasną, siadałabym w miękkim fotelu z kubkiem kakao i książką.
Uśmiechałabym się do siebie. Byłabym sama, ale na własnych warunkach. Teraz też
jestem sama.."
Lubię swoje "teraz" życie.
piątek, 9 sierpnia 2013
9 sierpnia
To był przemiły wieczór. Odstawiłam się w małą czarną i (podobno) wyglądałam bosko ;-) Piłam wino i paliłam papierosy na plaży. Tańczyłam na koncercie. Siedziałam na leżaku i udawałam, że nie widzę spojrzeń Czyjegoś Męża, który nie ma ze mną romansu, ale odszedł od żony i ma romans z kimś innym (całkiem fajna Klaudia, choć podobno opinię ma nie najlepszą...). Mimochodem obserwowałam również Remika, który był z Martą (poznałam ją na Open'erze) a który podobno w zanadrzu chowa Justynę, a w ogóle to w niedzielę leci na prawie dwa miesiące do Brazylii..
Muszę tylko przestać palić zioła lecznicze bo ostatnio popadam w melancholię, czego efektem była wczorajsza na maksa tęsknota za Rafałem (na poprzednich 3 koncertach Domowych byliśmy razem...). Mimo to wieczór oceniam jako bardzo udany, bo i czemu nie? :)
A tak w ogóle to na ślub/wesele do Poznania jedziemy (za 2 tygodnie) razem :-) Musiałam dać jakąś odpowiedź nowożeńcom, zapytałam więc wprost w smsie czy pojedzie, odpisał "z nieukrywaną przyjemnością". Niedawno rozmawiałam z Adasiem z wiadomego zespołu i mamy absolutnie i kompletnie czuć się zaproszeni w sensie noclegu, oraz dzieci czekają na mnie "niezmiennie" :-) Najchętniej to pojechałabym do Brzozów tak po prostu. Posiedzieć, pogadać i pójść na miasto w silent disco. Oby wszystko ładnie się potoczyło, los sprzyjał, a nikt nie będzie miał powodów do narzekań :-)
Muszę tylko przestać palić zioła lecznicze bo ostatnio popadam w melancholię, czego efektem była wczorajsza na maksa tęsknota za Rafałem (na poprzednich 3 koncertach Domowych byliśmy razem...). Mimo to wieczór oceniam jako bardzo udany, bo i czemu nie? :)
A tak w ogóle to na ślub/wesele do Poznania jedziemy (za 2 tygodnie) razem :-) Musiałam dać jakąś odpowiedź nowożeńcom, zapytałam więc wprost w smsie czy pojedzie, odpisał "z nieukrywaną przyjemnością". Niedawno rozmawiałam z Adasiem z wiadomego zespołu i mamy absolutnie i kompletnie czuć się zaproszeni w sensie noclegu, oraz dzieci czekają na mnie "niezmiennie" :-) Najchętniej to pojechałabym do Brzozów tak po prostu. Posiedzieć, pogadać i pójść na miasto w silent disco. Oby wszystko ładnie się potoczyło, los sprzyjał, a nikt nie będzie miał powodów do narzekań :-)
czwartek, 8 sierpnia 2013
7/8 sierpnia
No więc odbyła się rozmowa. Jestem jednocześnie bardzo zadowolona i jednocześnie w dalszym ciągu nie wiem zbyt wiele..
Zadowolona bo się odważyłam i w zasadzie powiedziałam wszystko, co mi leżało na sercu. Zaczęłam od tego, że mam coraz mniej romantycznych uczuć na temat tego, co jest między nami i że jeśli taki był plan to zaczyna się realizować. To był chyba jedyny "przytyk" do niego. Potem mówiłam o sobie, o moich reakcjach na różne rzeczy dziejące się (lub nie dziejące się!) między nami, o swoich obawach i tym, że jeśli dystans między nami się powiększy to prawdopodobnie niedługo niewiele z tego zostanie. Szkoda, no ale.. Dodałam też, że nie chcę mieć też wrażenia, że jestem kimś z kim on spotyka się w poniedziałki i z kim w poniedziałki sypia, bo może we wtorki sypia z kimś innym, oraz w środę podobnie (tutaj zaczął się śmiać i mnie przytulać). Drugi raz zahaczyłam o ten temat, gdy stwierdziłam "No więc skoro nie jesteśmy razem, bo to nie jest 'związek' to teoretycznie nie mam prawa oczekiwać, że nie będziesz sypiał z kimś innym. Ale gdyby tak było to ja nie mogę tego zaakceptować". I tak dalej...
Mówiłam spokojnie, szczerze, przytulona i przytulana, a kiedy wstał bo miał ochotę zapalić to palił w sypialni, przy otwartym oknie, stojąc i patrząc na mnie z uwagą. Wyrwało mi się też (raz!) spontaniczne i zajebiście czułe "kochanie" (jak do tej pory nie wyrwało mi się do żadnego faceta...). "Szacunek i dyskrecja", jak mawiał pewien gitarzysta.
W zasadzie nie chcę opisywać dosłownie jak zareagował. Napiszę tylko, że patrzyłam na niego gdy mówił i gdy nie mówił i myślałam, że w dalszym ciągu nie chcę z niego rezygnować.. i że jest kochany... Dokładnie tak, po prostu mnie rozczula..
-Nie możesz sobie znaleźć normalnego chłopaka...? (mówi bez przekonania i patrzy na mnie tymi niebieskimi oczami z odległości 20 cm)
-Nie mogę..nie ma normalnych..
Z drugiej strony w dalszym ciągu nie wiem, czy ma kogoś prócz mnie. Kuźwa, nie podejrzewam go o bycie taką nędzą ludzką.. może on wie, że nie sypia, no ale nie powiedział mi tego wprost.. Nie wiem czy pojedzie ze mną na ten ślub/imprezę do Poznania. Napomknęłam też o samotnym wyjeździe do Krakowa.. Może sama jestem sobie winna bo go nie przycisnęłam...Nie umiem :/
Było po trzeciej i mieliśmy pójść spać. To znaczy tak mu się wydawało :) Zaczęłam się ubierać. No szkoda, że nikt tego nie filmował specjalnie dla telewizji :) Naprawdę kompletnie zaskoczył i zasmucił go fakt, że nie zostaję. Pytał kilka razy, czy na pewno chcę wracać do domu. Potem zaczął żartować, że najpierw mówię, że chciałabym żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu, a potem jadę do domu :-) To okropne, ale poczułam coś na kształt satysfakcji :-) Pożegnał mnie słowami "Było mi z Tobą dzisiaj bardzo dobrze". Może jednak mu zależy.. trochę...
Wczoraj dostałam od Remika (wreszcie!) zdjęcia, które spontanicznie zrobił mi i Rafałowi na plaży w Redzie (miesiąc temu).. Rzeczywiście.. są takie... hmm... że kategorycznie zabroniłam Remikowi je oglądać! Bez względu na to, co się wydarzy, zachowam je sobie na wieki wieków :) Na pamiątkę pięknej reakcji chemicznej, która zachodziła między dwojgiem fajnych ludzi :-)
Dzisiaj mój nie-chłopak przysłał mi piosenkę, która świadczy o tym, iż jest walnięty w czaszkę (za co lubię go bardziej, rzecz jasna). Zapytałam, czy idziemy w czwartek na koncert Domowych. Odpisał, że nie może bo umówił się na lekcję nurkowania i jedzie na Mazury. Po kilku minutach dostałam jeszcze jeden mail z rozwinięciem jakże zwięzłej wypowiedzi z poprzedniego. No cóż. Szkoda, ale focha strzelać nie zamierzam. Spotykam się z przyjaciółką (mamy się wystroić jak na randkę), potem dobije Klaudia, a może i reszta bandy. Tak czy inaczej - to powinien być całkiem fajny wieczór :-)
Kraków? Jadę w niedzielę wieczorem. Jeśli nie dołączy do mnie nawet na chwilę, w przyszłym tygodniu się nie spotkamy (nastąpi bowiem najazd wesołej rodziny :)) Ponownie szkoda, ale nie wyrywam sobie włosów z głowy..
Zobaczymy...
Zadowolona bo się odważyłam i w zasadzie powiedziałam wszystko, co mi leżało na sercu. Zaczęłam od tego, że mam coraz mniej romantycznych uczuć na temat tego, co jest między nami i że jeśli taki był plan to zaczyna się realizować. To był chyba jedyny "przytyk" do niego. Potem mówiłam o sobie, o moich reakcjach na różne rzeczy dziejące się (lub nie dziejące się!) między nami, o swoich obawach i tym, że jeśli dystans między nami się powiększy to prawdopodobnie niedługo niewiele z tego zostanie. Szkoda, no ale.. Dodałam też, że nie chcę mieć też wrażenia, że jestem kimś z kim on spotyka się w poniedziałki i z kim w poniedziałki sypia, bo może we wtorki sypia z kimś innym, oraz w środę podobnie (tutaj zaczął się śmiać i mnie przytulać). Drugi raz zahaczyłam o ten temat, gdy stwierdziłam "No więc skoro nie jesteśmy razem, bo to nie jest 'związek' to teoretycznie nie mam prawa oczekiwać, że nie będziesz sypiał z kimś innym. Ale gdyby tak było to ja nie mogę tego zaakceptować". I tak dalej...
Mówiłam spokojnie, szczerze, przytulona i przytulana, a kiedy wstał bo miał ochotę zapalić to palił w sypialni, przy otwartym oknie, stojąc i patrząc na mnie z uwagą. Wyrwało mi się też (raz!) spontaniczne i zajebiście czułe "kochanie" (jak do tej pory nie wyrwało mi się do żadnego faceta...). "Szacunek i dyskrecja", jak mawiał pewien gitarzysta.
W zasadzie nie chcę opisywać dosłownie jak zareagował. Napiszę tylko, że patrzyłam na niego gdy mówił i gdy nie mówił i myślałam, że w dalszym ciągu nie chcę z niego rezygnować.. i że jest kochany... Dokładnie tak, po prostu mnie rozczula..
-Nie możesz sobie znaleźć normalnego chłopaka...? (mówi bez przekonania i patrzy na mnie tymi niebieskimi oczami z odległości 20 cm)
-Nie mogę..nie ma normalnych..
Z drugiej strony w dalszym ciągu nie wiem, czy ma kogoś prócz mnie. Kuźwa, nie podejrzewam go o bycie taką nędzą ludzką.. może on wie, że nie sypia, no ale nie powiedział mi tego wprost.. Nie wiem czy pojedzie ze mną na ten ślub/imprezę do Poznania. Napomknęłam też o samotnym wyjeździe do Krakowa.. Może sama jestem sobie winna bo go nie przycisnęłam...Nie umiem :/
Było po trzeciej i mieliśmy pójść spać. To znaczy tak mu się wydawało :) Zaczęłam się ubierać. No szkoda, że nikt tego nie filmował specjalnie dla telewizji :) Naprawdę kompletnie zaskoczył i zasmucił go fakt, że nie zostaję. Pytał kilka razy, czy na pewno chcę wracać do domu. Potem zaczął żartować, że najpierw mówię, że chciałabym żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu, a potem jadę do domu :-) To okropne, ale poczułam coś na kształt satysfakcji :-) Pożegnał mnie słowami "Było mi z Tobą dzisiaj bardzo dobrze". Może jednak mu zależy.. trochę...
Wczoraj dostałam od Remika (wreszcie!) zdjęcia, które spontanicznie zrobił mi i Rafałowi na plaży w Redzie (miesiąc temu).. Rzeczywiście.. są takie... hmm... że kategorycznie zabroniłam Remikowi je oglądać! Bez względu na to, co się wydarzy, zachowam je sobie na wieki wieków :) Na pamiątkę pięknej reakcji chemicznej, która zachodziła między dwojgiem fajnych ludzi :-)
Dzisiaj mój nie-chłopak przysłał mi piosenkę, która świadczy o tym, iż jest walnięty w czaszkę (za co lubię go bardziej, rzecz jasna). Zapytałam, czy idziemy w czwartek na koncert Domowych. Odpisał, że nie może bo umówił się na lekcję nurkowania i jedzie na Mazury. Po kilku minutach dostałam jeszcze jeden mail z rozwinięciem jakże zwięzłej wypowiedzi z poprzedniego. No cóż. Szkoda, ale focha strzelać nie zamierzam. Spotykam się z przyjaciółką (mamy się wystroić jak na randkę), potem dobije Klaudia, a może i reszta bandy. Tak czy inaczej - to powinien być całkiem fajny wieczór :-)
Kraków? Jadę w niedzielę wieczorem. Jeśli nie dołączy do mnie nawet na chwilę, w przyszłym tygodniu się nie spotkamy (nastąpi bowiem najazd wesołej rodziny :)) Ponownie szkoda, ale nie wyrywam sobie włosów z głowy..
Zobaczymy...
sobota, 3 sierpnia 2013
3 sierpnia
Wczoraj wieczorem byłam na urodzinach mojej szefowej. Nie miałam z kim zostawić Młodej, więc zabrałam ją ze sobą. Na szczęście pogoda dopisała, a impreza odbywała się w fancy knajpie otwartej na Wisłę. Chru usnęła w wózku już po drodze. Obudziła się koło północy w świetnym nastoju. Zjadła dwa smaczne szaszłyki i dalej do zabawy! Była gwiazdą wieczoru. I ten moment, kiedy dwóch kolegów gejów, tworzących w miarę długi i udany związek mówi, że chciałoby mieć córeczkę, ale dokładnie taką jak Twoja...
Poza tym zastanawiam się jak tu urwać chwilę dla siebie, dopóki jeszcze robota nie ruszyła pełną parą. Niedziela za tydzień, po dyżurze, PolskiBus, kierunek: Kraków, dwie noce? Widzę siebie siedzącą przy jakimś stoliku na Kazimierzu i pijącą knajpiane winko. Jednocześnie zadaję sobie pytanie jak bardzo potrzebuję kogoś, kto pojechałby tam ze mną, bo przecież lubię mnożyć przeżywane błogość i spokój przez bycie w miłym towarzystwie.. Rafał? W sumie po co udawać, że chcemy spędzać razem więcej czasu niż to konieczne dla tej "relacji"? Zobaczymy jak się potoczy nasze spotkanie w poniedziałek, ale na ten moment nie chce mi się go nawet pytać o ślub i imprezę (weselną, ale tam będą prawie sami buddyści, więc luz) Tomka, na które jestem zaproszona 24.08. Uprzedzałam P., więc prawdopodobnie pojadę do Poznania.. Trochę mi się nie uśmiecha jechać samej bo nikogo (prócz pary młodej i dwóch chłopaków z zespołu) nie znam... Tymczasem zadawanie pytań mnie przerasta, bo - jak wiemy - to raczej ja jestem stroną zabiegającą..i obym nie dotarła do "narzucającą się".
Przede wszystkim muszę zapytać P. czy zajmie się Chru. Jeśli tak, kupuję bilet i jadę. Łoewa.
A na Tefałę "Joe Black" z Anthony'm Hopkinsem, Claire Forlani i Bradem Pittem. Od stu lat wiem, że ten film jest pretensjonalny do imentu, a wszyscy aktorzy mieli w trakcie zdjęć problem z wypróżnianiem się, jednakże rzucam okiem. I walczę z obezwładniającą potrzebą jedzenia. I nie mogę się zmusić do porządnego posprzątania w mieszkaniu. Ech...
Poza tym zastanawiam się jak tu urwać chwilę dla siebie, dopóki jeszcze robota nie ruszyła pełną parą. Niedziela za tydzień, po dyżurze, PolskiBus, kierunek: Kraków, dwie noce? Widzę siebie siedzącą przy jakimś stoliku na Kazimierzu i pijącą knajpiane winko. Jednocześnie zadaję sobie pytanie jak bardzo potrzebuję kogoś, kto pojechałby tam ze mną, bo przecież lubię mnożyć przeżywane błogość i spokój przez bycie w miłym towarzystwie.. Rafał? W sumie po co udawać, że chcemy spędzać razem więcej czasu niż to konieczne dla tej "relacji"? Zobaczymy jak się potoczy nasze spotkanie w poniedziałek, ale na ten moment nie chce mi się go nawet pytać o ślub i imprezę (weselną, ale tam będą prawie sami buddyści, więc luz) Tomka, na które jestem zaproszona 24.08. Uprzedzałam P., więc prawdopodobnie pojadę do Poznania.. Trochę mi się nie uśmiecha jechać samej bo nikogo (prócz pary młodej i dwóch chłopaków z zespołu) nie znam... Tymczasem zadawanie pytań mnie przerasta, bo - jak wiemy - to raczej ja jestem stroną zabiegającą..i obym nie dotarła do "narzucającą się".
Przede wszystkim muszę zapytać P. czy zajmie się Chru. Jeśli tak, kupuję bilet i jadę. Łoewa.
A na Tefałę "Joe Black" z Anthony'm Hopkinsem, Claire Forlani i Bradem Pittem. Od stu lat wiem, że ten film jest pretensjonalny do imentu, a wszyscy aktorzy mieli w trakcie zdjęć problem z wypróżnianiem się, jednakże rzucam okiem. I walczę z obezwładniającą potrzebą jedzenia. I nie mogę się zmusić do porządnego posprzątania w mieszkaniu. Ech...
3 sierpnia
No ja już chyba tak mam, że gdy się o mnie specjalnie nie dba i/lub traktuje niejako z pobłażaniem to nie pozostaje to bez wpływu na temperaturę moich emocji/uczuć. I nie mówię tu o wqrwie, tylko przeciwnie. Zaczynam stygnąć.
"Musze przyznać z wrodzoną sobie szczerością - obstawiałem że odezwiesz się wcześniej i jestem taki dumny z powodu Twojej jakże wielkiej wstrzemięźliwości :) (parskam ukradkiem)."
Chyba nie chcę występować w roli tej, której zawsze zależy bardziej, a taka rola została mi najwyraźniej przypisana. Nie podoba mi się to. Nie jestem ubogą krewną/biedną misią, która żebrze o odrobinę zainteresowania.
To prawdopodobnie za daleko idący wniosek, ale może jednak poczuł, że przesadził z "wrodzoną sobie szczerością" (nie zareagowałam na propozycję spotkania w poniedziałek), bo nazajutrz przysłał mi w e-mailu piosenkę i zapytał co robię w niedzielę. Następnie stwierdził "zagaduję by sprawdzić czy się zobaczymy :)". Well.. zobaczmy się, spotkajmy, posiedźmy na balkonie, napijmy wody, posłuchajmy muzyki, idźmy pod prysznic, a potem przelećmy nawzajem i pożegnajmy do enigmatycznego "następnego razu", zachowując do tego czasu wyluzowaną i pełną niezależności ciszę niczym scjentolożka w trakcie porodu..
Prędzej zdechnę niż się odezwę pierwsza!
Tylko, niestety, nie umiem być "letnia". Albo idę w ogień, albo podświadomość zakłada mi blokadę i wtedy nie ma zmiłuj.. i mnie też nie ma...
"Musze przyznać z wrodzoną sobie szczerością - obstawiałem że odezwiesz się wcześniej i jestem taki dumny z powodu Twojej jakże wielkiej wstrzemięźliwości :) (parskam ukradkiem)."
Chyba nie chcę występować w roli tej, której zawsze zależy bardziej, a taka rola została mi najwyraźniej przypisana. Nie podoba mi się to. Nie jestem ubogą krewną/biedną misią, która żebrze o odrobinę zainteresowania.
To prawdopodobnie za daleko idący wniosek, ale może jednak poczuł, że przesadził z "wrodzoną sobie szczerością" (nie zareagowałam na propozycję spotkania w poniedziałek), bo nazajutrz przysłał mi w e-mailu piosenkę i zapytał co robię w niedzielę. Następnie stwierdził "zagaduję by sprawdzić czy się zobaczymy :)". Well.. zobaczmy się, spotkajmy, posiedźmy na balkonie, napijmy wody, posłuchajmy muzyki, idźmy pod prysznic, a potem przelećmy nawzajem i pożegnajmy do enigmatycznego "następnego razu", zachowując do tego czasu wyluzowaną i pełną niezależności ciszę niczym scjentolożka w trakcie porodu..
Prędzej zdechnę niż się odezwę pierwsza!
Tylko, niestety, nie umiem być "letnia". Albo idę w ogień, albo podświadomość zakłada mi blokadę i wtedy nie ma zmiłuj.. i mnie też nie ma...
czwartek, 1 sierpnia 2013
z 31 na 1
Zastanawiałam się co zrobić z wolnym wieczorem, tzn. jak go nie popsuć i nie stracić grzebaniem w internecie, rozmyślaniem, snuciem się, jedzeniem kanapek, sprzątaniem.. Ściągnęłam więc film, na który onegdaj miałam iść do kina, ale jakoś się nie złożyło (byłam wtedy na etapie pruszkowskiego lowelasa w kiepskim stylu, który zaczepił mnie wczoraj na FB, bez odzewu). No więc jeśli jest chociaż odrobina prawdy w tym, że bez względu na to, jak bardzo jesteśmy popieprzeni i jakie diabły siedzą w naszej przeszłości, w głębi duszy wszyscy potrzebujemy zwykłej/niezwykłej miłości i bratniej duszy, która wciela się w najróżniejsze postaci, przynosząc nam ukojenie, to ja się czuję zdecydowanie lepiej..
Może jestem naiwna, ale mam to w dupie.
środa, 31 lipca 2013
31 lipca
Tymczasem egzekucja odroczona. Zamiast zapowiadanej rodziny Adamsów, w poniedziałek odwiedził mnie pan Adams i pani zainteresowana kupnem. Zapewniła mnie, że nawet jeśli zdecyduje się na to mieszkanie, cała sprawa potrwa kilka miesięcy (decyzja, kredyt itd) i żebym się nie martwiła bo nie będzie niczego przyspieszać broń boże.. Wydaje mi się, że oglądając to i owo mogła dojść do wniosku, iż cena jest mocno zawyżona (460tys.!). Wynajmować - spoko, kupić za tak horrendalną sumę - niekoniecznie. Pan Adams wielokrotnie odżegnywał się od dawania ogłoszeń na portale. Pani podobno słyszała o ofercie kilka miesięcy temu i po prostu zadzwoniła do drzwi.. Nevermind.
Przed ww wizytą udałam się sprawdzić czy cokolwiek mogę. Poszłam do mbanku, czyli de facto Aspiro (doradców finansowych, opierających się najpierw na mbanku, ale w dalszej kolejności również na innych bankach).Wychodzi na to, że coś tam mogę. Dziś dostałam pierwszą symulację kredytu i opłat + wysokość raty. Wczoraj mnie w ogóle o to nie zapytano, więc na wszelki wypadek (comięsięczny wpływ pt. "alimenty") odpisałam w mailu, że mam córkę oraz pracuję na umowę o dzieło. Czekam na zwrotną.. Oglądałam dziś jedno mieszkanie (365tys.), jutro idę obejrzeć następne. Oferta była zamieszczana miesiąc temu, ale to wciąż aktualne. Najładniejsze jakie do tej pory widziałam w necie, zupełnie nie do remontu, no i za 325tys. Miejscówka taka sobie (Sadyba), więc ewentualny kompromis. No nic, obejrzę, pan z banku odpisze.. się okaże..
(Jaka akcja - przed chwilą "zaczepił" mnie na FB ten koleś, z którym nawet się nie całowałam, a który po weekendzie ciszy między nami oznaczył się "w związku" z jakąś 23-latką.. Ale że o co chodzi..? Nie zamierzam reagować)
W niedzielę późnym wieczorem napisałam do Rafała, że ze względu na spodziewane wysokie stężenie stresu, chciałabym się do niego przytulić w poniedziałek wieczorem i ulec tymczasowej amnezji. Odpisał nazajutrz, że chętnie się ze mną spotka, nawet gdybym miała być kłębkiem nerwów. Na szczęście nie byłam. Rozmawialiśmy sporo, niekoniecznie na drażliwy temat, choć opowiedziałam mu o swojej koncepcji idealnego związku dla faceta, któremu marzy się kompletny brak oczekiwań od partnerki - powinien zacząć stukać facetów. My po prostu jesteśmy INNE i nie zamierzam walczyć z tym, kim jestem i jaka jestem. Drugą sprawą jest rozmiar oczekiwań i to już kwestia bardziej do ustalenia. Ponieważ głównie generalizowaliśmy, nie drążyliśmy tematu, ale obśmialiśmy się!
Pytał mnie też, czy chowam przed nim swoje młodsze dziecko, bo gdy on mnie odwiedza nigdy go (jej) nie ma, więc zastanawia się czy ona istnieje, bo może ja tylko specjalnie rozkładam dziecięce gadżety po lokalu..
Jego pragmatyzm w kwestii mieszkania jest bardzo pomocny. Uświadomił mi kilka rzeczy, doceniam i dobrze mi z tym.
Ponieważ odwiedzał tego dnia rodziców, zapytałam go o mamę. Nowotwór prawdopodobnie minął (powinna to potwierdzić oznaczając markery!), ale musi być co drugi dzień dializowana (wykończone nerki). Jeśli badania potwierdzą, że choroba ustąpiła, będzie szansa na transplantację. No więc Rafał ma tę samą grupę krwi i może zostać dawcą, tzn. on chce, ale mama się nie zgadza. Chyba nie muszę mówić jakie wrażenie na mnie robią takie rzeczy.... Zaczęliśmy tradycyjnie obracać wszystko w żart. Wymyślaliśmy np. jak mogliby nas podpisać, gdybyśmy występowali w "Rozmowach w toku". Ja uznałam, że "Daria - nikt jej nie chce" lub "Daria - boi się wiatraków i wieżowców", a u niego obstawiliśmy "Rafał - jego matka ma w dupie jego nerkę". Jestem również autorką powiedzenia "Walisz mydłem". Około północy (jako, że było ze 30 stopni) poszliśmy na spacer na Pola Mokotowskie i wstąpiliśmy do Lolka. Kupiliśmy po zimnym soku, a ja wlazłam na drewnianą konstrukcję przeznaczoną do zabawy dla dzieci (wlazł za mną). Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy na Bali. Potem położyłam się na mostku, on obok i zaczął mi rozpinać bluzkę.. Na szczęście przestał. Dodam tylko, że wszystkie krzaki na Polach były już zajęte.. Co za niefart! :) Nadrobiliśmy w domu ;-) Ponieważ przysypiał zapytałam go, czy zostanie do rana, ale podziękował ("Jeszcze bym się przyzwyczaił i to by dopiero było") , musiał wracać do Eja, który czekał na karmienie.. Powiedziałam, że nienawidzę tego sierściucha! :) Oczywiście zaraz zaprzeczyłam!
Wyszedł, a ja wkrótce usnęłam... dużo spokojniej.
Ot, taki wieczór dwojga ludzi, którzy się nie kochają i nie są ze sobą w związku...
Przed ww wizytą udałam się sprawdzić czy cokolwiek mogę. Poszłam do mbanku, czyli de facto Aspiro (doradców finansowych, opierających się najpierw na mbanku, ale w dalszej kolejności również na innych bankach).Wychodzi na to, że coś tam mogę. Dziś dostałam pierwszą symulację kredytu i opłat + wysokość raty. Wczoraj mnie w ogóle o to nie zapytano, więc na wszelki wypadek (comięsięczny wpływ pt. "alimenty") odpisałam w mailu, że mam córkę oraz pracuję na umowę o dzieło. Czekam na zwrotną.. Oglądałam dziś jedno mieszkanie (365tys.), jutro idę obejrzeć następne. Oferta była zamieszczana miesiąc temu, ale to wciąż aktualne. Najładniejsze jakie do tej pory widziałam w necie, zupełnie nie do remontu, no i za 325tys. Miejscówka taka sobie (Sadyba), więc ewentualny kompromis. No nic, obejrzę, pan z banku odpisze.. się okaże..
(Jaka akcja - przed chwilą "zaczepił" mnie na FB ten koleś, z którym nawet się nie całowałam, a który po weekendzie ciszy między nami oznaczył się "w związku" z jakąś 23-latką.. Ale że o co chodzi..? Nie zamierzam reagować)
W niedzielę późnym wieczorem napisałam do Rafała, że ze względu na spodziewane wysokie stężenie stresu, chciałabym się do niego przytulić w poniedziałek wieczorem i ulec tymczasowej amnezji. Odpisał nazajutrz, że chętnie się ze mną spotka, nawet gdybym miała być kłębkiem nerwów. Na szczęście nie byłam. Rozmawialiśmy sporo, niekoniecznie na drażliwy temat, choć opowiedziałam mu o swojej koncepcji idealnego związku dla faceta, któremu marzy się kompletny brak oczekiwań od partnerki - powinien zacząć stukać facetów. My po prostu jesteśmy INNE i nie zamierzam walczyć z tym, kim jestem i jaka jestem. Drugą sprawą jest rozmiar oczekiwań i to już kwestia bardziej do ustalenia. Ponieważ głównie generalizowaliśmy, nie drążyliśmy tematu, ale obśmialiśmy się!
Pytał mnie też, czy chowam przed nim swoje młodsze dziecko, bo gdy on mnie odwiedza nigdy go (jej) nie ma, więc zastanawia się czy ona istnieje, bo może ja tylko specjalnie rozkładam dziecięce gadżety po lokalu..
Jego pragmatyzm w kwestii mieszkania jest bardzo pomocny. Uświadomił mi kilka rzeczy, doceniam i dobrze mi z tym.
Ponieważ odwiedzał tego dnia rodziców, zapytałam go o mamę. Nowotwór prawdopodobnie minął (powinna to potwierdzić oznaczając markery!), ale musi być co drugi dzień dializowana (wykończone nerki). Jeśli badania potwierdzą, że choroba ustąpiła, będzie szansa na transplantację. No więc Rafał ma tę samą grupę krwi i może zostać dawcą, tzn. on chce, ale mama się nie zgadza. Chyba nie muszę mówić jakie wrażenie na mnie robią takie rzeczy.... Zaczęliśmy tradycyjnie obracać wszystko w żart. Wymyślaliśmy np. jak mogliby nas podpisać, gdybyśmy występowali w "Rozmowach w toku". Ja uznałam, że "Daria - nikt jej nie chce" lub "Daria - boi się wiatraków i wieżowców", a u niego obstawiliśmy "Rafał - jego matka ma w dupie jego nerkę". Jestem również autorką powiedzenia "Walisz mydłem". Około północy (jako, że było ze 30 stopni) poszliśmy na spacer na Pola Mokotowskie i wstąpiliśmy do Lolka. Kupiliśmy po zimnym soku, a ja wlazłam na drewnianą konstrukcję przeznaczoną do zabawy dla dzieci (wlazł za mną). Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy na Bali. Potem położyłam się na mostku, on obok i zaczął mi rozpinać bluzkę.. Na szczęście przestał. Dodam tylko, że wszystkie krzaki na Polach były już zajęte.. Co za niefart! :) Nadrobiliśmy w domu ;-) Ponieważ przysypiał zapytałam go, czy zostanie do rana, ale podziękował ("Jeszcze bym się przyzwyczaił i to by dopiero było") , musiał wracać do Eja, który czekał na karmienie.. Powiedziałam, że nienawidzę tego sierściucha! :) Oczywiście zaraz zaprzeczyłam!
Wyszedł, a ja wkrótce usnęłam... dużo spokojniej.
Ot, taki wieczór dwojga ludzi, którzy się nie kochają i nie są ze sobą w związku...
sobota, 27 lipca 2013
27 lipca, o czymś innym bo zwariuję!
Niczym montowanie kwiatka do
kożucha jest w tym momencie opisywanie sytuacji z R., no ale...
Zaczepiłam go we wtorek wieczorem, zadzwonił. Okazało się, że męczy go
rotawirus. Spotkaliśmy się w czwartek, poszliśmy do kina, a potem do niego.
Było, oczywiście, bardzo miło. Zapytałam go trochę pokrętnie i zupełnie bez
siły przebicia o te nasze rzadkie spotkania itd. Kwestia braku kontaktu nie
została co prawda wyjaśniona, ale brak możliwości spotkania się wynika z jego
wyjazdów. Powiedział, że to nie jest żadna strategia, po prostu tak wychodzi,
że się poumawiał i sam już ma poniekąd dosyć. Opowiedział mi parę historii,
wierzę mu. Natomiast dodał, iż założenia dotyczące naszej relacji się nie
zmieniły, "to jest constans". Ta aktualizacja mnie nie zabiła, ale
trochę wycofała. Oczywiście takie rzeczy nigdy nie umykają jego uwadze. Miałam
zostać do rana, jednak męczyłam się strasznie. Wstałam, nie budząc go, ubrałam
się i wyszłam. Napisałam tylko sms, że przepraszam za niezamknięcie (na klucz)
drzwi. Odpisał ładnie. Potem przysłał mail z kalkulatorami kredytowymi i
pytaniem "Znikłaś tylko z nocy, Maro?". Odpisałam cokolwiek.
Powtórzył więc, uzupełniając "pytam osobę, czy tylko z jednej nocy znikła,
czy musi wszystko przemyśleć, czy mam się zamknąć? :)". Napisałam
odważnie, że niezmiennie dociera do mnie, iż się "nie zakochał, nie
zakocha oraz nie przyzwyczai", więc proszę go o podpowiedź - co to dla
niego jest to coś między nami, bo chyba potrzebny mi jakiś punkt
zaczepienia.
No więc:
"Odpowiedź : bardzo ważną relacją, możliwością
poczucia niesamowitej bliskości i dzielenia się ciepłem.
Nie umiem tego nazwać jednym słowem. Czymś dużo więcej
niż przyjaźń, czymś innym niż regularny związek.
Myślę że łatwiej o Nas i tym co wiąże mówić niż pisać.
A tak w ogóle to żeby nazwać potwora najłatwiej jest odnajdywać jego cechy
wspólne z już znanymi."
O, i tak to wygląda z jego strony..
27 lipca, wkurw na maksa..
Ludzie to - czasami, ale jednak - (c)huje!!!!
W czwartek dostałam sms, że - przynajmniej do końca września - państwo właściciele nie będą wykonywać żadnych ruchów związanych z mieszkaniem. Dziś dostałam sms, że prawdopodobnie jest kupiec (no nie wiem.. weszli do środka pod moją nieobecność???) i że będę się musiała z panią jakoś dogadać oraz - kiedy mogę się spotkać w tej sprawie z państwem właścicielami.. Umówiłam się na poniedziałek.. Wieczorem przeglądałam portale z mieszkaniami. To, w którym mieszkam kosztuje 460 tys. jest na rynku od 15 LIPCA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Już ja z nimi pogadam, kurwa..Opowiastki o prawdopodobnej ciężkiej chorobie żony, tydzień temu... Uprzedzanie mnie, że może, ewentualnie, jeszcze nie wiadomo...
W poniedziałek, jak tylko Piotrek zabierze Hanu, jadę do mbanku, Notusa.. gdziekolwiek.. Czy ja mam w ogóle jakąś zdolność kredytową??? I jeśli tak, to jaką??? Najtańsze mieszkania, jakie znalazłam kosztują około 300tys. (poniżej 50m2, małe 3 pokoje, do remontu!). Kurwa.. A jeśli się okaże i z tego nici?? Muszę znaleźć coś do wynajęcia... Za chwilę wracam do pracy.. Jak ja to wytłumaczę dzieciakom......??? aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
poniedziałek, 22 lipca 2013
22 lipca. Co za...
..(c)hujowy dzień...
niech go (c)huj strzeli i mu podobnych i niech znikną na zawsze..
Oblepił mnie dzisiaj, oddychać nie sposób, nawet przez pory w skórze.
O sytuacji z mieszkaniem mam się dowiedzieć za około tydzień. Nie przeszkodziło mi to jednak odebrać jakąś godzinę temu domofonu i zmierzyć się z pytaniem "Nazywam się... i pracuję w firmie Home Broker. Mamy podpisaną umowę na sprzedaż mieszkania, a nie wiem czy to wciąż aktualne bo nie można się do państwa dodzwonić...". Kurwa...
R. (jak pamiętamy - przez ostatnie 7 dni pojedynczy sms i to w odpowiedzi na mój..) napisał mi dziś krótki mail (zaczynając - przyznaję - uroczo tzn. "Smoluszku" ), że dopadł go jakiś wirus oraz "odezwę się gdy formy mi przybędzie. Do miłego". Żadnego "ale napisz co u Ciebie" lub "czy u Ciebie wszystko w porządku?". Cokolwiek, co świadczyłoby, że to go jakoś interesuje, że to nie jest tylko uprzejma informacja, ale jakiś.. kurwa... no nie wiem.. elektroniczny zamiennik spotkania, które dziś nie może się zdarzyć. Początek wymiany kilku wiadomości... Ja już nie mówię o zwykłej rozmowie telefonicznej! Nie. Mnie tam, w jego głowie, w ogóle nie ma. Jestem gdy czas sprzyja, gdy przychodzi ochota, gdy zatęskni za bliskością.. Odpisałam, że forma maila jest tak zamknięta, iż - zamiast zapytać czy mogę mu jakoś pomóc lub napisać co u mnie - mogę go tylko przyjąć do wiadomości. Kurwa... Pomyślałam wczoraj, że przy najbliższej okazji zapytam go, czy ten coraz rzadszy kontakt to po to by mnie od siebie odzwyczaić? Chodzi o zachowanie pierdolonego bezpiecznego dystansu? A może "wyciszamy" tę nieokreśloną żadnym słowem relację...? To wspaniałe być takim w dupę konsekwentnym.. Od dwóch dni oglądam stare odcinki "Seksu w wielkim mieście" i co wyłowiłam? Że niemal każdy facet, którego spotykają bohaterki, po spędzonej z nimi nocy pyta "Widzimy się wieczorem?"..
No mam taki moment, że mogłabym pójść do łóżka z kimkolwiek.. mogłabym nawet do Remika zadzwonić, kurwa..
I katuję się The National "I don't wanna get over you...". Nuciłam to sobie tydzień temu, przytulając do wiadomo kogo...
Księżna Kate właśnie urodziła. Świat zamarł i jednocześnie posrał się z wrażenia..
Jedyne ziarnko cukru w tej (c)hujozie to wizyta u profesora gin-onkologa w Łodzi. Daje bowiem nadzieję, że Mart nie musi być ciężko chora, lub tą chorobą bezpośrednio zagrożona..
Zanim pojechałyśmy do lekarza poszłam do mamy na cmentarz.. Poprosiłam ją żeby mi jakoś pomogła. Żeby nie zabierała Mart do siebie, żeby z mieszkaniem się wyjaśniło (pozytywnie...) i żeby Rafał zmienił zdanie.. Trochę za dużo życzeń jak na pierwszy raz... Chyba nie wypada..
Pełnia..
PS. Bo co?! Bo powiedziałam głośno, że jestem szczęśliwa? Że jest mi dobrze?! :(
niech go (c)huj strzeli i mu podobnych i niech znikną na zawsze..
Oblepił mnie dzisiaj, oddychać nie sposób, nawet przez pory w skórze.
O sytuacji z mieszkaniem mam się dowiedzieć za około tydzień. Nie przeszkodziło mi to jednak odebrać jakąś godzinę temu domofonu i zmierzyć się z pytaniem "Nazywam się... i pracuję w firmie Home Broker. Mamy podpisaną umowę na sprzedaż mieszkania, a nie wiem czy to wciąż aktualne bo nie można się do państwa dodzwonić...". Kurwa...
R. (jak pamiętamy - przez ostatnie 7 dni pojedynczy sms i to w odpowiedzi na mój..) napisał mi dziś krótki mail (zaczynając - przyznaję - uroczo tzn. "Smoluszku" ), że dopadł go jakiś wirus oraz "odezwę się gdy formy mi przybędzie. Do miłego". Żadnego "ale napisz co u Ciebie" lub "czy u Ciebie wszystko w porządku?". Cokolwiek, co świadczyłoby, że to go jakoś interesuje, że to nie jest tylko uprzejma informacja, ale jakiś.. kurwa... no nie wiem.. elektroniczny zamiennik spotkania, które dziś nie może się zdarzyć. Początek wymiany kilku wiadomości... Ja już nie mówię o zwykłej rozmowie telefonicznej! Nie. Mnie tam, w jego głowie, w ogóle nie ma. Jestem gdy czas sprzyja, gdy przychodzi ochota, gdy zatęskni za bliskością.. Odpisałam, że forma maila jest tak zamknięta, iż - zamiast zapytać czy mogę mu jakoś pomóc lub napisać co u mnie - mogę go tylko przyjąć do wiadomości. Kurwa... Pomyślałam wczoraj, że przy najbliższej okazji zapytam go, czy ten coraz rzadszy kontakt to po to by mnie od siebie odzwyczaić? Chodzi o zachowanie pierdolonego bezpiecznego dystansu? A może "wyciszamy" tę nieokreśloną żadnym słowem relację...? To wspaniałe być takim w dupę konsekwentnym.. Od dwóch dni oglądam stare odcinki "Seksu w wielkim mieście" i co wyłowiłam? Że niemal każdy facet, którego spotykają bohaterki, po spędzonej z nimi nocy pyta "Widzimy się wieczorem?"..
No mam taki moment, że mogłabym pójść do łóżka z kimkolwiek.. mogłabym nawet do Remika zadzwonić, kurwa..
I katuję się The National "I don't wanna get over you...". Nuciłam to sobie tydzień temu, przytulając do wiadomo kogo...
Księżna Kate właśnie urodziła. Świat zamarł i jednocześnie posrał się z wrażenia..
Jedyne ziarnko cukru w tej (c)hujozie to wizyta u profesora gin-onkologa w Łodzi. Daje bowiem nadzieję, że Mart nie musi być ciężko chora, lub tą chorobą bezpośrednio zagrożona..
Zanim pojechałyśmy do lekarza poszłam do mamy na cmentarz.. Poprosiłam ją żeby mi jakoś pomogła. Żeby nie zabierała Mart do siebie, żeby z mieszkaniem się wyjaśniło (pozytywnie...) i żeby Rafał zmienił zdanie.. Trochę za dużo życzeń jak na pierwszy raz... Chyba nie wypada..
Pełnia..
PS. Bo co?! Bo powiedziałam głośno, że jestem szczęśliwa? Że jest mi dobrze?! :(
sobota, 20 lipca 2013
20 lipca
Z cyklu "moto news"
Od wtorku rano do piątku wieczór nie mieliśmy z R. żadnego kontaktu. Nie wytrzymałam i w końcu pierwsza napisałam sms. Odpisał bardzo miłymi słowy ("Stosunkowo niedługo wracam i zamierzam eksploatować naszą więź. Będę w przyszłym tygodniu :*"), ale przykro mi, szczerze mówiąc. Ja mu chyba naprawdę nie jestem potrzebna poza tymi naszymi spotkaniami.. Ma się odezwać gdy wróci do W-wy. Żyć nie umierać, prawda...?
A teraz "Dzieje grzechu"
Nie widziałam się z patologiczną ekipą (tą, która mnie pocieszała gdy R. dał mi kosza na początku czerwca) od Openera. Napisałam wczoraj oficjalny protest do naszej "grupy" na FB. Wieczorem zadzwonił Przemek. Akurat się organizowali. Skorzystałam z obecności Mart i pojechałam do Klaudii. Remik (u rodziców którego spaliśmy w trakcie festiwalu) też tam był. Taki miałam moment, że trochę się wystroiłam. No więc zrobiłam wrażenie. Poza tym okazało się, iż ostatnia dziewczyna Remika, 23-letnia stewardesa Marta, jest nieobecna. Oczywiście pytali o sytuację z R. Byli mocno zaskoczeni, że nie ma zdecydowanego progresu. Podobno dla całej trójki wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jak para zakochanych. Remik przeglądał przedwczoraj zdjęcia zrobione nam na plaży w Redzie i stwierdził nawet, że mogłabym sobie spokojnie któreś wrzucić na tapetę w komputerze, takie są wow! Ale już kompletnie zabiło ich to jego milczenie od wtorku. Tego już nawet męska część zebrania nie potrafiła wyjaśnić..
No więc pojechaliśmy do "Na lato" i wypiliśmy po 3 kolejki. Mi, jak zwykle, nie trzeba było dużo. Gadaliśmy i tańczyliśmy. I tak od słowa do słowa, od gestu do gestu.. Przemek z Klaudią, a ja poniekąd z Remikiem. (Tutaj przypis: znamy się z Remikiem z 6 lat, od jakiegoś czasu jesteśmy świetnymi kumplami, pijemy, palimy i bawimy się razem. Również od jakiegoś czasu Przemek sugerował, że się Remikowi podobam, co ja oczywiście obracałam w żarty, bo to dopiero jest facet NIE DLA MNIE! :) Poza tym każde z nas kręci - lub próbuje kręcić - lody na boku...a w zasadzie nawet w głównym nurcie... Koniec przypisu). Około 4 rano wróciliśmy do Klaudii, zahaczając o całodobowe Tesco. Wokół roztaczała się nietrzeźwość. Rem co i rusz wykazywał w stosunku do mnie jakieś gesty oraz tp. Gospodyni rozebrała gościnną kanapę, a sama - wraz z oblubieńcem - udała się do sypialni. No i wylądowaliśmy na tej kanapie razem z brunetem poranną wieczorową porą. Zaczęłam odzyskiwać jasność sytuacji, Rem niekoniecznie. Całowaliśmy się (całkiem, bardzo całkiem well..) itd, ale... po 1. nie chciałam iść do łóżka z pijanym kumplem, który rano mógłby nie pamiętać kogo przeleciał; po 2. ta sytuacja - ze względu na nasze kumpelskie stosunki - wydała mi się dość surrealistyczna; po 3. i myślę, że najważniejsze - w głowie siedział mi R. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - chciałam być lojalna w stosunku do niego, bo przecież podświadomie i świadomie oczekuję tego samego. Mimo, że nie mam pojęcia z kim w te góry pojechał i do czego się - jak to napisał onegdaj w smsie - "zobligował"..
No więc nastała już szósta rano, ale do niczego nie doszło i obie strony zachowały cnotę. Remik przytulił mnie do klaty i tak zasnęliśmy. Ocknęłam się po 8.00, cichaczem wymknęłam z mieszkania i wróciłam do domu taksówką walcząc z obezwładniającą słabością. Na szczęście - dzięki Mart - mogłam się jeszcze położyć. Po południu napisałam do Remika "Still friends..? :)", ale dotychczas nie odpisał. Klaudia mówi, żeby się tym kompletnie nie przejmować, bo wszystko jest w najlepszym porządku, a on rzadko (im również) odpisuje i w ogóle to pewnie jedzie do Trójmiasta z ekipą i śpi :) Ja też nie sądzę by miało być coś nie halo, ale wolałabym to potwierdzić u źródła. Beczka śmiechu, kuźwa...
PS1 : Właśnie odpisał. "Oczywiście. Przepraszam jeśli zrobiłem krok za dużo :))" Czyli luz :)
O, stare odcinki "Seksu w wielkim mieście"..
PS. Poza tym wkrótce mogę mieć problem z mieszkaniem.. Tak, z tym w którym mieszkam 1,5 miesiąca :( Nie chcę mi się teraz o tym pisać... Jak już będę wiedziała na pewno to trzeba będzie się jakoś do sytuacji ustosunkować.. ech....
Od wtorku rano do piątku wieczór nie mieliśmy z R. żadnego kontaktu. Nie wytrzymałam i w końcu pierwsza napisałam sms. Odpisał bardzo miłymi słowy ("Stosunkowo niedługo wracam i zamierzam eksploatować naszą więź. Będę w przyszłym tygodniu :*"), ale przykro mi, szczerze mówiąc. Ja mu chyba naprawdę nie jestem potrzebna poza tymi naszymi spotkaniami.. Ma się odezwać gdy wróci do W-wy. Żyć nie umierać, prawda...?
A teraz "Dzieje grzechu"
Nie widziałam się z patologiczną ekipą (tą, która mnie pocieszała gdy R. dał mi kosza na początku czerwca) od Openera. Napisałam wczoraj oficjalny protest do naszej "grupy" na FB. Wieczorem zadzwonił Przemek. Akurat się organizowali. Skorzystałam z obecności Mart i pojechałam do Klaudii. Remik (u rodziców którego spaliśmy w trakcie festiwalu) też tam był. Taki miałam moment, że trochę się wystroiłam. No więc zrobiłam wrażenie. Poza tym okazało się, iż ostatnia dziewczyna Remika, 23-letnia stewardesa Marta, jest nieobecna. Oczywiście pytali o sytuację z R. Byli mocno zaskoczeni, że nie ma zdecydowanego progresu. Podobno dla całej trójki wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jak para zakochanych. Remik przeglądał przedwczoraj zdjęcia zrobione nam na plaży w Redzie i stwierdził nawet, że mogłabym sobie spokojnie któreś wrzucić na tapetę w komputerze, takie są wow! Ale już kompletnie zabiło ich to jego milczenie od wtorku. Tego już nawet męska część zebrania nie potrafiła wyjaśnić..
No więc pojechaliśmy do "Na lato" i wypiliśmy po 3 kolejki. Mi, jak zwykle, nie trzeba było dużo. Gadaliśmy i tańczyliśmy. I tak od słowa do słowa, od gestu do gestu.. Przemek z Klaudią, a ja poniekąd z Remikiem. (Tutaj przypis: znamy się z Remikiem z 6 lat, od jakiegoś czasu jesteśmy świetnymi kumplami, pijemy, palimy i bawimy się razem. Również od jakiegoś czasu Przemek sugerował, że się Remikowi podobam, co ja oczywiście obracałam w żarty, bo to dopiero jest facet NIE DLA MNIE! :) Poza tym każde z nas kręci - lub próbuje kręcić - lody na boku...a w zasadzie nawet w głównym nurcie... Koniec przypisu). Około 4 rano wróciliśmy do Klaudii, zahaczając o całodobowe Tesco. Wokół roztaczała się nietrzeźwość. Rem co i rusz wykazywał w stosunku do mnie jakieś gesty oraz tp. Gospodyni rozebrała gościnną kanapę, a sama - wraz z oblubieńcem - udała się do sypialni. No i wylądowaliśmy na tej kanapie razem z brunetem poranną wieczorową porą. Zaczęłam odzyskiwać jasność sytuacji, Rem niekoniecznie. Całowaliśmy się (całkiem, bardzo całkiem well..) itd, ale... po 1. nie chciałam iść do łóżka z pijanym kumplem, który rano mógłby nie pamiętać kogo przeleciał; po 2. ta sytuacja - ze względu na nasze kumpelskie stosunki - wydała mi się dość surrealistyczna; po 3. i myślę, że najważniejsze - w głowie siedział mi R. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi - chciałam być lojalna w stosunku do niego, bo przecież podświadomie i świadomie oczekuję tego samego. Mimo, że nie mam pojęcia z kim w te góry pojechał i do czego się - jak to napisał onegdaj w smsie - "zobligował"..
No więc nastała już szósta rano, ale do niczego nie doszło i obie strony zachowały cnotę. Remik przytulił mnie do klaty i tak zasnęliśmy. Ocknęłam się po 8.00, cichaczem wymknęłam z mieszkania i wróciłam do domu taksówką walcząc z obezwładniającą słabością. Na szczęście - dzięki Mart - mogłam się jeszcze położyć. Po południu napisałam do Remika "Still friends..? :)", ale dotychczas nie odpisał. Klaudia mówi, żeby się tym kompletnie nie przejmować, bo wszystko jest w najlepszym porządku, a on rzadko (im również) odpisuje i w ogóle to pewnie jedzie do Trójmiasta z ekipą i śpi :) Ja też nie sądzę by miało być coś nie halo, ale wolałabym to potwierdzić u źródła. Beczka śmiechu, kuźwa...
PS1 : Właśnie odpisał. "Oczywiście. Przepraszam jeśli zrobiłem krok za dużo :))" Czyli luz :)
O, stare odcinki "Seksu w wielkim mieście"..
PS. Poza tym wkrótce mogę mieć problem z mieszkaniem.. Tak, z tym w którym mieszkam 1,5 miesiąca :( Nie chcę mi się teraz o tym pisać... Jak już będę wiedziała na pewno to trzeba będzie się jakoś do sytuacji ustosunkować.. ech....
wtorek, 16 lipca 2013
16 lipca nieustannie
Anegdota:
Siedzimy wczoraj wieczorem z R. na balkonie, na kanapie, trzymamy swoje 4 nogi oparte o barierkę. Przechodzi jakiś pan. Nagle słyszę "Nooo.. tak to się odpoczywa! :)". Wychylam się nad barierkę, a on "Pozdrawiam! Najlepszego życzę! :)". Odrzekłam, że dziękuję i że również.
Ludzie są zajebiści! :)
Siedzimy wczoraj wieczorem z R. na balkonie, na kanapie, trzymamy swoje 4 nogi oparte o barierkę. Przechodzi jakiś pan. Nagle słyszę "Nooo.. tak to się odpoczywa! :)". Wychylam się nad barierkę, a on "Pozdrawiam! Najlepszego życzę! :)". Odrzekłam, że dziękuję i że również.
Ludzie są zajebiści! :)
16 lipca, coś jeszcze
O, a tu, tak dla kontrastu - Jego mail z 5 czerwca, który postanowiłam odszukać i znalazłam.. W sumie to gdyby się nad tym zastanowić zawsze może powiedzieć "a nie mówiłem/pisałem?". Hmmm..... :/
Dziękuję Ci za bardzo miły czas i wspólnie przetrwane minuty .
Bardzo Cię przepraszam za niejasne przekazy z mojej strony i mam nadzieję, że nie zraniłem Cię tak by Cię zrazić.
To teraz otwartym tekstem:
U mnie jest tak, że wiem że do żadnego związku nie przywyknę (czy będzie on otwarty, zamknięty, małżeński, luźny, sporadyczny czy oparty tylko na (tu cytat) legendarnym „seksie bez zobowiązań”). Pewnie teraz się zdziwisz i zapytasz to o co temu pajacowi chodzi. Otóż pajac nie szukał niczego, czasem nad nim zapala się czerwona lampka która sygnalizuje potrzeby (ciepła, czułości, starania się o kogoś, spotkania się z kobietą, poznania nowych osób itp). Po pierwszym naszym spotkaniu pomyślałem, że jesteś super człowiekiem i piękną kobietą, że chciałbym mieć możliwość przebywania w Twoim towarzystwie. Po drugim, że nie mogę tego robić bo to najzwyczajniej w świecie zaszkodzi Tobie.
Dario, ja się nie zakochuję i moje życzenie sobie bycia z kimś uważam za potworny egoizm. Nie mogę Ci obiecać, że nie będę się starał zawrócić w głowie Kosmicznej Księżniczce. Czasem to po prostu instynkt. Nie obiecam Ci że Cię nie zranię.
Wiem że to może się wydawać niedorzeczne i patetyczne, ale tak jest
Jeżeli masz ochotę jeszcze kiedyś się ze mną spotkać to ja zawsze bardzo chętnie.
Dziękuję Ci za bardzo miły czas i wspólnie przetrwane minuty .
Bardzo Cię przepraszam za niejasne przekazy z mojej strony i mam nadzieję, że nie zraniłem Cię tak by Cię zrazić.
To teraz otwartym tekstem:
U mnie jest tak, że wiem że do żadnego związku nie przywyknę (czy będzie on otwarty, zamknięty, małżeński, luźny, sporadyczny czy oparty tylko na (tu cytat) legendarnym „seksie bez zobowiązań”). Pewnie teraz się zdziwisz i zapytasz to o co temu pajacowi chodzi. Otóż pajac nie szukał niczego, czasem nad nim zapala się czerwona lampka która sygnalizuje potrzeby (ciepła, czułości, starania się o kogoś, spotkania się z kobietą, poznania nowych osób itp). Po pierwszym naszym spotkaniu pomyślałem, że jesteś super człowiekiem i piękną kobietą, że chciałbym mieć możliwość przebywania w Twoim towarzystwie. Po drugim, że nie mogę tego robić bo to najzwyczajniej w świecie zaszkodzi Tobie.
Dario, ja się nie zakochuję i moje życzenie sobie bycia z kimś uważam za potworny egoizm. Nie mogę Ci obiecać, że nie będę się starał zawrócić w głowie Kosmicznej Księżniczce. Czasem to po prostu instynkt. Nie obiecam Ci że Cię nie zranię.
Wiem że to może się wydawać niedorzeczne i patetyczne, ale tak jest
Jeżeli masz ochotę jeszcze kiedyś się ze mną spotkać to ja zawsze bardzo chętnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)